Bez pośpiechu z reformami

Bez pośpiechu z reformami

To dzięki „zacofaniu” w neoliberalnych reformach Japonia dość łagodnie przeszła ostatni kryzys finansowy

W naszych czasach słowo reformy nabrało mocy zaklęcia i zdaje się żyć własnym życiem. Kto jest przeciw reformom albo próbuje je odwrócić, np. zdemontować system otwartych funduszy emerytalnych w Polsce, na tego pada odium. Reformy bowiem zaczęto kojarzyć ze zmianą pożądaną (zmiana formy, czyli reforma, nie może być na gorsze), wręcz konieczną (aby zwiększyć efektywność) i w określonym kierunku (reformy są rynkowe lub naśladują „sprawdzone wzory zachodnie”). Zawołanie „reformy” i budzące się w związku z nim skojarzenia funkcjonują raczej na zasadzie obiegowej mądrości, bez zbytnich wysiłków, aby rzecz ustalić.

Nie ma innego wyjścia?

W ostatnich kilkunastu latach do obiegu, zwłaszcza w języku ekonomistów, ale także w dyskursie publicystycznym, weszła zbitka „reformy strukturalne”. W nomenklaturze OECD reformy strukturalne są ściśle związane z bankowością. Ich celem jest zwłaszcza rozwiązanie problemu „złych długów”, czyli pożyczek, których zwrot stał się problematyczny. Poprawa struktury portfela kredytowego banków pod tym względem wymaga z kolei restrukturyzacji korporacyjnych klientów banków. Restrukturyzacja w tym kontekście oznacza zazwyczaj redukcję personelu, wdrażanie rozwiązań proefektywnościowych, stawianie przez banki w stan upadłości podmiotów niefinansowych itp. W podobnym sensie termin używany jest przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i przez banki centralne, nie wyłączając Europejskiego Banku Centralnego. Technokratyczne rekomendacje tego typu są spójne ze stanowiskiem, które streszcza się w haśle: „Skończcie z ochroną, niech działa rynek”. Ten nurt myśli podporządkowuje się wartości, jaką jest poprawa wykorzystania, podaży i produktywności czynników produkcji lub – mówiąc wprost – zwiększanie prywatnych zysków, a drogą do poprawy wyników ekonomicznych jest zwiększanie wolności prywatnych firm. Tzw. reformy strukturalne w istocie są zatem reformami neoliberalnymi.
Ostatnio fraza „reformy strukturalne” często powtarza się w związku z problemami banków odsłoniętymi przez kryzys zaufania w 2008 r. Podobnie jak w obliczu kryzysów finansowych w latach 90. również teraz reformy strukturalne podawane są przez autorytety jako rozwiązanie. Niezmienność rekomendacji tego typu i poparcie potężnych instytucji zdaje się świadczyć o tym, że „nie ma innego wyjścia”. Tony Judt („Tony Judt czyta Miłosza”, „Gazeta Wyborcza”, 4-6.09.2010) zauważył, że w taki sam sposób przedstawiano komunizm po II wojnie światowej: „To dlatego, że historia nie przewidywała żadnej liczącej się alternatywy, tak wielu zagranicznych wielbicieli Stalina popadło w intelektualne zniewolenie”. Owa paralela wydaje się ważna zwłaszcza dla nas, kraju, który doświadczył realnych skutków zarówno komunistycznej, jak i neoliberalnej ideologii, dlatego warto zacytować myśl tego wybitnego naukowca i polemisty, do której porównanie prowadzi: „Przede wszystkim należy uświadomić sobie, że miarą stopnia, w jakim ideologia zniewala ludzkie umysły, jest zbiorowa niemożliwość dojrzenia alternatywy. Zdajemy sobie sprawę, że bezkrytyczna wiara w nieuregulowane rynki może zabić. (…) Ale, jak głosi nieśmiertelna maksyma Margaret Thatcher, »nie ma innego wyjścia«”.

Jak to się robi w Japonii

Czy nie pozostało nic innego niż poddanie się głównemu nurtowi myśli, którego „marką” stały się obecnie tzw. reformy strukturalne? Zarysowana wyżej „filozofia” dominuje na obszarach globu znajdujących się w zasięgu zachodnich wpływów. Doświadczyliśmy jej w Polsce w okresie, kiedy wdrażano plan Balcerowicza pod hasłem „sprawdzonych zachodnich wzorów”. Dostrzec ją można teraz w debacie o OFE, która toczy się pod hasłem „Nie wolno psuć reformy emerytalnej”. Jeśli chcemy podjąć wysiłek dojrzenia alternatywy, warto spojrzeć w kierunku Azji. Od lat z racji zainteresowań zawodowych przyglądam się doświadczeniu Japonii. To kraj, z którego przyszło najpoważniejsze wyzwanie dla powojennej dominacji gospodarki Stanów Zjednoczonych i anglosaskiej myśli ekonomicznej.
W latach 80. firmy japońskie z powodzeniem konkurowały na trudnym rynku Stanów Zjednoczonych, a niektóre wzorce japońskie, takie jak polityka przemysłowa i zarządzanie jakością, próbowano przeszczepić do najbardziej rozwiniętych gospodarek świata. W latach 90., po pęknięciu baniek spekulacyjnych na rynkach akcji i nieruchomości, dynamika gospodarcza Japonii zmalała, co nieuchronnie odbiło się na kondycji banków. W związku z tym zaczęto mówić o kryzysie bankowym i o konieczności restrukturyzacji portfeli kredytowych oraz odchudzeniu firm będących kredytobiorcami, choć prawdziwy kryzys, uwidoczniony w stratach banków, odnotowano dopiero w końcowych latach dekady. Aby pobudzić gospodarkę, rząd, a potem bank centralny Japonii, biły rekordy zasilania jej funduszami za pomocą wydatków rządowych netto, niskiego kosztu kredytu i poluzowania monetarnego (quantitative easing); krótko mówiąc, po pęknięciu baniek spekulacyjnych na przełomie lat 80. i 90. Japończycy nie robili nic, czego nie robiłyby ostatnio Fed i administracja Stanów Zjednoczonych. Ponieważ zdaniem ekspertów restrukturyzacja była zbyt powolna, a zastrzyki funduszy nie zapobiegły objawom skurczenia popytu krajowego (deflacji), o latach 90. i późniejszych przyjęło się pisać, że były stracone. Japonia przestała być wzorem do naśladowania i zainteresowanie poszukiwaczy metody na sukces przeniosło się gdzie indziej.
Politycy aspirujący do władzy musieli jednak zostać na miejscu i przedstawić Japończykom sposób wyjścia z utajonego, a później jawnego kryzysu. W drugiej połowie lat 90. oficjalnie uznali za rozwiązanie reformy strukturalne. Wobec nieskuteczności prób pobudzania aktywności gospodarczej za pomocą zwiększania popytu i aby przyspieszyć restrukturyzację, za radą ekspertów kolejne rządy promowały ustawy zmieniające formalne reguły działania banków i firm oraz przyjmowały programy oszczędności budżetowych, które miały być warunkiem skuteczności reform. Nawiasem mówiąc, w czasie obecnego kryzysu bankowego w krajach rozwiniętych takie same rekomendacje można przeczytać np. na łamach renomowanego „The Economist” (z 14.06.2010 i 5.07.2010). Mimo pochwał udzielanych japońskim władzom za reformy strukturalne specjaliści są raczej zgodni, że nowe, formalne rozwiązania nie wyeliminowały całkowicie tradycyjnych, w dużej mierze nieformalnych reguł działania w gospodarce. W tym sensie rekomendowany model jest nieukończony, a hybrydowy system w Japonii – zwłaszcza system bankowy – jest zdaniem niektórych szczególnie podatny na pokusę nadużycia.

Życie kontra reformatorzy

Wygląda na to, że życie poddało weryfikacji te rekomendacje i oceny. W latach 90. zarówno firmy japońskie, jak i banki prezentowały postawę zachowawczą. Firmy niechętnie likwidowały nadmierne moce wytwórcze i generalnie opierały się restrukturyzacji produkcji. Podobnie banki nie przejawiały energii w rozwiązywaniu problemu nieregularnych pożyczek bankowych. Kiedy nadeszło ożywienie popytu zagranicznego w latach 2002-2007, przedsiębiorstwa produkcyjne miały rezerwy mocy wytwórczych, z których czerpały. Bankom ożywienie w sferze realnej umożliwiło wyrośnięcie ze złych długów. Udział nieregularnych pożyczek w portfelach kredytowych spadł z 8,4% w roku 2002 do 1,5% w 2007 r. System, który tak długo opierał się „reformom”, uwolnił się od problemu w sposób naturalny.
Co więcej, japoński system bankowy – wbrew wspomnianym obawom – najwyraźniej nie uległ pokusie nadużycia w takim stopniu jak system amerykański, do którego miały go przybliżać reformy po 1996 r. Gospodarka Japonii znalazła się w recesji przede wszystkim z powodu gwałtownego spadku popytu na głównych rynkach eksportowych w 2008 r., choć nie ulega wątpliwości, że dotknął ją także kryzys finansowy wywołany w USA na rynku kredytów hipotecznych w połowie roku 2007 i kryzys zaufania na międzynarodowych rynkach finansowych, trwający od jesieni 2008 r. Objawiło się to m.in. paniką giełdową we wrześniu 2008 r., wskutek czego notowania na giełdzie w Tokio były najniższe od 26 lat. Niemniej jednak należy zwrócić uwagę, że straty poniesione na rynkach finansowych w Japonii były stosunkowo niewielkie, zwłaszcza w porównaniu z sytuacją w USA. Mimo paniki spadek wartości aktywów między rokiem 2007 a 2008 wyniósł niespełna 8%, podczas gdy w Ameryce Północnej – prawie 22%, w Europie zaś około 6%. Straty japońskich banków według danych MFW od lata 2007 r. do stycznia 2008 r. wyniosły 0,15 bln dol., kiedy banki europejskie straciły blisko 1,2 bln dol., a banki w USA 2,1 bln dol. Okazuje się, że wolne postępy rekomendowanych reform nie muszą oznaczać pogorszenia sytuacji gospodarki. Mimo liberalizacji po 1996 r. rynki i instrumenty finansowe w Japonii nie są tak rozwinięte jak w USA i być może właśnie dlatego kryzys finansowy miał tam stosunkowo mało dotkliwy przebieg. Z podobnymi komentarzami można się spotkać w odniesieniu do kondycji systemu bankowego w Polsce w tym okresie.
Reasumując, niedawne sukcesy gospodarcze, za jakie należy uznać ożywienie koniunktury po latach przeciętnego wzrostu i ograniczenie problemu złych długów, Japonia zawdzięcza raczej zachowawczości niż restrukturyzacji według wzorów zachodnich. Należy także przypuszczać, że to dzięki relatywnemu zacofaniu w neoliberalnych reformach i dzięki elementom specyficznie japońskim zachowanym w bankowości negatywne następstwa finansowe ostatniego kryzysu okazały się stosunkowo niewielkie.
Taki ogląd sytuacji gospodarczej skłania do rewizji rozpowszechnionej opinii, jakoby ostatnie dekady zostały w Japonii stracone. Jest to raczej ocena z punktu widzenia tych, którzy doradzali określoną politykę gospodarczą, np. widzieli reformy strukturalne jako niezbędny warunek wzrostu. Doświadczenie pokazało, że skutek w postaci ożywienia i poprawy bilansów przyniosły czynniki nieprzewidywane przez mentorów. Niezupełnie zatem jest tak, że nie kupując reform strukturalnych, przekreślamy szanse na spełnienie swoich oczekiwań.

Autorka jest profesorem UJ i INE PAN, napisała książkę „Instytucje i wzrost gospodarki Japonii”

Wydanie: 08/2011, 2011

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy