Budżetowe kłopoty

Budżetowe kłopoty

Cięcia wydatków może uratują budżet na rok 2002, ale nie uzdrowią systemu finansów publicznych

Informacje o tym, że w polskich finansach publicznych źle się dzieje, docierały do nas z różnych źródeł już od pewnego czasu. Dowodu na to, że nie były to tylko zarzuty opozycji, ale realny problem naszej gospodarki, dostarczyła niedawna nowelizacja Ustawy Budżetowej, który to fakt nie może być odbierany inaczej, niż jako przyznanie się rządu do kłopotów. Konieczność nowelizacji budżetu w ciągu roku fatalnie świadczy o jakości polityki fiskalnej i – wydawałoby się – jest to dotkliwa nauczka dla jej autorów. Nowelizacja była dobrą okazją do pokazania faktycznego stanu finansów publicznych, niestety, nie skorzystano z niej. Tak jak budżet na 2001 r. był budżetem wyborczym, tak i jego nowelizacja była przeprowadzona ze świadomością nadchodzących wyborów. Przypomnijmy, w znowelizowanej wersji budżetu dochody państwa obniżono o 8,6 mld zł, co oznacza zwiększenie deficytu o tę samą kwotę. O obniżeniu wydatków nowelizacja nie wspomina, chociaż wiadomo, że oprócz obniżonych dochodów mniejsze będą także przychody z prywatyzacji, więc rząd musi się liczyć z dużo mniejszą ilością środków, jakie będzie miał do dyspozycji. Dlaczego w takiej sytuacji podjęto

tajemniczo brzmiącą decyzję,

że wydatki będą zmniejszane na bieżąco? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy, gdy przyjrzymy się zasadom gospodarki finansowej w instytucjach publicznych. Podmiot sfery publicznej dysponuje określonym limitem wydatków, którego w danym okresie nie może przekroczyć. Limit wydatków jednak nie zawsze jest tożsamy z ilością środków, jakimi w danej chwili można dysponować. W przypadku braku bieżącej płynności można zaciągnąć zobowiązanie, byle tylko nie przekroczyć ustalonego w budżecie limitu. Niezapisanie zmniejszonych wydatków (niższych limitów) przy jednoczesnym obniżeniu dochodów spowoduje więc przyrost zobowiązań podmiotów publicznych, które w przypadku tych samych limitów wydatków i mniejszych wpływów będą musiały zaciągać zobowiązania. Jak widzimy, nowelizacja budżetu nie rozwiązała problemów, odsunęła je tylko w czasie. Zwiększenie deficytu podniosło tylko bieżącą płynność sektora finansów publicznych (nie zawsze jest możliwość zaciągnięcia zobowiązania), co z pewnością pozwoli dotrwać do wyborów, które najprawdopodobniej doprowadzą do zmiany rządu.
Nowelizacja budżetu była sygnałem, że stan polskich finansów publicznych nie jest najlepszy. Ogłoszone założenia do budżetu na rok 2002 pokazują jasno, że mamy do czynienia nie z problemami, ale z katastrofą finansów państwa. Zarówno kwota spodziewanego niedoboru środków publicznych, jak i propozycje byłego ministra finansów – konieczne dla ratowania budżetu – świadczą o tym, że nasz kraj jest bankrutem. Bardzo istotna, chociaż mało zrozumiała dla większości, jest informacja, że w budżecie na 2002 r. po raz pierwszy od wielu lat zakłada się deficyt pierwotny, tzn. wydatki przewyższają dochody jeszcze przed uwzględnieniem kosztów obsługi długu publicznego. Taki fakt świadczy, że jesteśmy o krok od wpadnięcia w pułapkę zadłużenia. To właśnie problemy z obsługą długu publicznego były przyczyną kryzysów meksykańskiego i rosyjskiego, więc są poważne powody do obaw o naszą gospodarkę. Taki stan rzeczy niestety nie może być niespodzianką. Czy mogło się stać inaczej, skoro słabnąca gospodarka oznacza kurczące się wpływy z podatków, a wysokie stopy procentowe, nie dość że nie pomagają koniunkturze, to jeszcze zwiększają koszty obsługi długu publicznego? Gdy do tego dodamy jeszcze zbliżające się terminy spłaty rat kapitałowych długu zagranicznego, to obraz finansów publicznych okaże się niewesoły. Sytuacja ta przyniosła chyba tylko jedyną korzyść – chwilowo zamilkły populistyczne propozycje obniżki podatków. Miejmy nadzieję, że chociaż część liberałów zrozumiała, iż poziom podatków jest określony przez poziom wydatków, jaki jest nałożony na państwo, i jakakolwiek obniżka podatków nie jest możliwa bez radykalnych zmian po stronie wydatkowej finansów publicznych.

Propozycje ministra finansów

ograniczania wydatków były bardzo radykalne, ale trudno zgodzić się, że jest to oczekiwana reforma systemu finansów publicznych. Nie zdecydowano się na przegląd instytucji finansów państwowych, uzdrowienie ich struktury i szukanie oszczędności w ograniczaniu nadmiernie rozbudowanej administracji funduszy i agencji. Przyjęto prostszą metodę, tzn. każdemu zabierzemy trochę, tak żeby za bardzo niczego nie zmieniać. Wprowadzenie w życie takich propozycji prawdopodobnie uratuje budżet na rok 2002 ale nie rozwiąże problemów naszej gospodarki, nie uzdrowi systemu finansów publicznych, które zamiast sprzyjać rozwojowi naszego kraju, będą ten rozwój hamować.


Autor jest asystentem w Centrum Badawczym TIGER

Wydanie: 2001, 36/2001

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy