Czarny wrzesień 1939

Czarny wrzesień 1939

Lotnik Luftwaffe: Ściganie po polu pojedynczych żołnierzy ogniem karabinów maszynowych i zostawianie ich tam z kilkoma kulami w kręgosłupie było naszą rozkoszą przed śniadaniem

Sprowadzenie Polaków do roli niewolników lub ich całkowita zagłada – taki cel przyświecał niemieckim oddziałom przekraczającym granice II RP 1 września 1939 r. Od samego początku z wyjątkową precyzją i skrupulatnością realizował go Wehrmacht.
Wbrew powszechnej opinii skrajnie antypolskie nastroje towarzyszyły nie tylko żołnierzom SS w czarnych mundurach i z trupią czaszką na czapce. Na długo przed wybuchem wojny zdominowały one także Wehrmacht, poczynając od zwykłych szeregowców, przez korpus oficerski, a na najwyższym dowództwie skończywszy. Polskę postrzegano jako „bękarta wersalskiego”, który zaburzył wielowiekowy porządek w Europie. Samych zaś Polaków uważano za podludzi, stojących na drabinie społecznej zaledwie szczebel wyżej od Żydów.

Śmierć za atak na Niemca

Nienawiść do Polaków uwidoczniła się wśród żołnierzy Wehrmachtu już w pierwszych dniach kampanii wrześ­niowej. „Ci ludzie nie są o jeden cywilizacyjny szczebel, ale o wiele takich szczebli pod Niemcami. Dwa tysiące lat temu nasi przodkowie żyli lepiej – a przede wszystkim czyściej”, wyjaśniał w liście do rodziny pewien szeregowiec. Jego kolega dodawał: „Po wsiach pozostał tylko jeden albo dwa domy. Nie ma czego żałować. Wręcz przeciwnie – dobrze się stało, że te sied­liska pluskiew zniknęły z powierzchni ziemi”.
Hitler i jego dowódcy przemienili Wehrmacht w sprawną maszynę do zabijania. Czasy, kiedy wojenna przemoc ograniczała się do działań frontowych, dawno minęły. W „Wytycznych do jednolitego przygotowania Wehrmachtu do wojny 1939/40” wyznaczono armii rolę wykraczającą daleko poza jej tradycyjne zadania. W planowanej okupacji Polski Wehrmacht miał dodatkowo pełnić obowiązki administracyjno-policyjne. Oznaczało to, że przynajmniej w początkowej fazie cała administracja cywilna, podobnie jak wszystkie służby mundurowe, będzie podlegała wojsku. Mimowolnie więc dokument zdradzał totalny charakter nadchodzącej wojny, w której armia miała decydować o losie ludności cywilnej.
Już zupełnie otwarcie o celach Wehrmachtu w Polsce mówił sam Hitler. Podczas rozmowy z szefem wojsk lądowych, gen. Waltherem von Brauchitschem, w marcu 1939 r. przekonywał, że „Polska powinna być tak rozgromiona, aby w ciągu najbliższych dziesięcioleci nie trzeba było brać jej w rachubę jako czynnika politycznego”. Chociaż Brauchitsch skrycie gardził Führerem i jego ideologią, zgadzał się z nim co do przyszłości wschodniego sąsiada Rzeszy. Pogarda dla Polski i Polaków spajała niemiecką armię lepiej niż jakakolwiek odezwa wodza.
Tuż przed przekroczeniem polskiej granicy Brauchtisch zwrócił się do podkomendnych: „Niemiecki żołnierz nie może ani przez chwilę zapominać, że kiedy ma do czynienia z ludnością cywilną, nie należy ona do narodu niemieckiego i chociaż pozornie może wydawać się przyjazna, jest jednak wewnętrznie wroga. Każdy Polak, który zaatakuje niemieckich żołnierzy, urzędników lub folksdojczów, narazi na szwank ich własność albo dokona aktu sabotażu, zostanie skazany na śmierć”.

Bomby na bezbronne miasta

Nie zawodowi żołnierze, ale właśnie cywile stali się pierwszymi ofiarami niemieckiej inwazji. Zanim pancernik „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzeliwanie Westerplatte, eskadra Luftwaffe zbombardowała Wieluń. W dwóch nalotach dokonanych wczesnym rankiem 1 września zginęło niemal 2170 osób, a ok. 75% zabudowy miasta legło w gruzach. Trzy dni później Luftwaffe zrzuciła bomby na Sulejów. Miasto zostało zniszczone w 70%, zginęło ok. 700 osób. 8 września, w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, niemieckie bomby trzykrotnie spadły na Janów Lubelski, w którym tego dnia był odpust. „O godz. 11.30 rozpoczyna się uroczysta suma. Kościół przepełniony ludźmi. W połowie sumy, po podniesieniu słychać z oddali warkot samolotów. Na pewno nie będą bombardować bezbronnego miasta, przecież tu sami cywile. Nie ma wśród nich ani jednego żołnierza. Ale warkot staje się coraz głośniejszy. I nagle spadają bomby na miasto, jedna koło kościoła; huk niesamowity, ludność ucieka. Janów płonie. Widok niesamowity. Na rynku wielu poległo od bomb. Słychać jęk ludzi, mieszający się z jękiem zwierząt. Znowu słychać warkot bombowców. Powtórnie bombardują miasto. Chcą zniszczyć kościół. Obok niego padają bomby. Inne spadają na domy mieszkalne. Godzina 16. Niemcy po raz trzeci bombardują miasto! Wokół zabici, zgliszcza domów i sterczące kikuty kominów”, wspominał ówczesny wikariusz ks. Czesław Dmochowski. Zginęło ok. 350 osób. 13 września piloci 8. Korpusu Lotniczego Luftwaffe urządzili sobie zawody w trafianiu do celu we Frampolu. W ciągu kilku godzin ponad setka samolotów zrównała z ziemią niemal całe miasto. Miejscowości te nie miały żadnego znaczenia militarnego, w żadnym nie stacjonowała polska jednostka wojskowa.
Warszawa natomiast miała się stać przykładem dla całej Europy. Polska stolica była nieustannie bombardowana od pierwszych godzin wojny. Tylko 25 września, w „lany poniedziałek” – jak zapamiętano ten dzień – w wyniku nalotów zginęło ok. 10 tys. osób. Tak wielkie straty wśród cywilów wynikały z celowego zrzucania bomb na szpitale, kościoły i budynki mieszkalne. Jedna z pielęgniarek relacjonowała: „W szpitalach zdejmujemy na gwałt wywieszone flagi Czerwonego Krzyża. Okazuje się, że Niemcy nie tylko nie oszczędzają szpitali, lecz przeciwnie – specjalnie je ostrzeliwują”. Zdaniem polskich historyków, Warszawa na długo przed kapitulacją spełniała kryteria miasta otwartego, którego bombardowania zabraniała konwencja haska.
Okazało się jednak, że na podbitych terenach konwencja haska była martwa. W przenośni i dosłownie. Kara śmierci stała się ulubionym narzędziem terroru wobec podbitego społeczeństwa. Wehrmacht stosował ją z taką samą częstotliwością zarówno wobec jeńców wojennych, jak i ludności cywilnej. Jeden z mieszkańców Poznania wspominał: „Już w pierwszych dniach stosowano represje wobec Polaków. Trzech Polaków rozstrzelano za to, że poszli oglądać szpiega niemieckiego, przechwyconego w ostatnich dniach sierpnia. Dwaj zostali rozstrzelani za jakieś błahe zatargi, które mieli z okolicznymi Niemcami”.

Martwe konwencje

Do najgłośniejszych przykładów bestialstwa Wehrmachtu w pierwszych miesiącach okupacji należą mord na ocalałych obrońcach budynku Poczty Polskiej w Gdańsku oraz pacyfikacja Bydgoszczy. Tylko podczas tej ostatniej akcji śmierć z rąk niemieckich żołnierzy poniosło ok. 5 tys. cywilów, których jedynym przewinieniem było obywatelstwo polskie. Aby zabezpieczyć się przed odwetem, władze okupacyjne cały czas trzymały przed swoją siedzibą zakładników. „Oni sami i przechodzący Polacy wiedzieli dokładnie, że za każdy strzał (…) jeden z nich będzie musiał zginąć – raportował 8 września szef komendy operacyjnej w Bydgoszczy. – Ponieważ polscy strzelcy z ukrycia nawet tym nie dali się odstraszyć, spełnił się los pojmanych zakładników”.
W Częstochowie jedynie 3 września zabito ponad 200 osób. Miała to być kara za śmierć ośmiu Niemców, których jakoby w nocy zastrzelili Polacy. Jak się wkrótce okazało, żołnierze ci zginęli z rąk kolegów. Helena Szpilman – świadek tych wydarzeń – wspominała: „Szczegółowo zrewidowali mężczyzn Żydów i Polaków. Gdy znaleźli u kogoś żyletkę, brzytwę lub nożyk kieszonkowy, odprowadzili go do polskiego wozu przeciwlotniczego i natychmiast zastrzelili”. Niemal identyczna sytuacja miała miejsce tego samego dnia w Siewierzu. Za domniemany udział w akcjach przeciwko Niemcom rozstrzelano 19 osób, z których większość nie przekroczyła 20. roku życia.
„Kiedy tylko przybywaliśmy na nowe miejsce, dowódca miał zwyczaj mówić: »Zabijmy na początek kilku ludzi (…), zabijmy 20 mężczyzn, żebyśmy tu mieli ciszę i spokój. Nie chcemy, żeby jakieś pomysły urodziły się w ich głowach!«”, wspominał jeden z niemieckich żołnierzy.
Wehrmacht nie miał litości również dla pokonanych żołnierzy. Nienawiść do jeńców podsycała propaganda Goebbelsa, podając kłamliwie, że Polacy wymordowali 58 tys. Niemców. 11 września na głównym placu Zambrowa zebrano ok. 4 tys. polskich jeńców z 18. Dywizji Piechoty. Każda, nawet najmniejsza próba ruchu miała być karana śmiercią. W nocy na plac wbiegły konie, wywołując popłoch wśród uwięzionych Polaków. Niemcy otworzyli ogień, zabijając – według różnych  źródeł – od 50 do 200 osób i ok. 100 raniąc. Następnego dnia w Szczucinie w miejscowej szkole stłoczono ok. 40 jeńców i 30 cywilów, po czym budynek podpalono, a do jego wnętrza wrzucono granaty. Nikt nie przeżył.
Podobne zbrodnie na jeńcach można by długo wyliczać. W Ciepielowie oddziały niemieckie rozstrzelały 300 rozbrojonych polskich żołnierzy i oficerów. 66 jeńców zostało zamordowanych w Serocku. Na szybką śmierć nie mogło liczyć 42 żołnierzy Wojska Polskiego, z których wielu zakatowano pasami i kolbami karabinów niedaleko wsi Majdan Wielki (Lubelszczyzna). Pozostali zginęli od kul plutonu egzekucyjnego. Nie oszczędzano także pilotów. Wbrew haskim „Regułom wojny powietrznej” z 1923 r. niemieckie myśliwce z lubością celowały do polskich lotników ratujących się skokiem ze spadochronem.
Po egzekucji jeden z żołnierzy zanotował w dzienniku: „Ci nieludzcy Polacy, którzy wpadli w nasze ręce, ci Polacy, którzy bestialsko mordowali jeńców wojennych, (…) czy powinni być użyci do nawet najcięższej pracy? Nie! Dziesięć razy lepiej rozstrzelać ich, wystrzelać ich do ostatniego Polaka”.

Pacyfikacja wsi

Dantejskie sceny rozgrywały się również poza ośrodkami miejskimi. Agresję niemieckich żołnierzy potęgowała bieda i zacofanie polskiej wsi. „Tam, gdzie obecny jest wyłącznie polski element, wszystko jest zniszczone, brudne i nędzne, (…) ludzie zdemoralizowani, ulice i domy brudne”, relacjonował jeden z oficerów. Według różnych szacunków, w trakcie kampanii wrześniowej Wehrmacht spacyfikował od 430 do niemal 480 wsi. Już pierwszego dnia wojny w Zimnowodzie i Parzymiechach (okolice Częstochowy) od niemieckich kul zginęło ok. 110 mieszkańców. Podobny los spotkał m.in. przygraniczny Wyszanów, gdzie 2 września wymordowano ponad 20 starców, kobiet i dzieci. Wcześniej wszyscy nadający się do pracy mężczyźni zostali wywiezieni w głąb Rzeszy. Podczas kampanii wrześniowej całkowicie znikły z powierzchni ziemi m.in. Kajetanów (Łódzkie) i Torzeniec (Wielkopolska), gdzie Wehrmacht zabił łącznie ponad stu mieszkańców. Ci, którzy cudem przeżyli, nie mieli dokąd wracać.
W odwecie za opór stawiany czołgom najeźdźcy 2 i 3 września spalili Wysoką pod Jordanowem. We wsi uznanej za bandycką spłonęło 148 zabudowań. Na rozwieszonych tablicach widniał napis: „Wieś Wysoka już nie istnieje. Osiedlanie się na tym terenie grozi przymusowym przesiedleniem lub śmiercią”.
„Zamknąć serca na współczucie”, nakazał Hitler swoim generałom tuż przed inwazją na Polskę. Sądząc po przebiegu kampanii wrześniowej, słowa wodza trafiły na podatny grunt. Szacuje się, że do 25 października 1939 r., czyli do zakończenia tymczasowego zarządu wojskowego na podbitych przez Niemców terenach, w ponad 700 masowych egzekucjach rozstrzelano niemal 16,5 tys. cywilów, w tym wiele kobiet i dzieci. Tysiące wysiedlono w tym czasie m.in. z Pomorza i Wielkopolski.

Polowanie na Żydów

Rozmiary bestialstwa żołnierzy Wehrmachtu niepokoiły niektórych dowódców. „Smutkiem napełnia nas widok niemieckich żołnierzy, którzy bezmyślnie podpalają, mordują i rabują (…), bez skrupułów łamiąc prawo i plamiąc honor niemieckiego żołnierza”, zwierzał się jeden z oficerów w połowie października 1939 r. Kiedy jednak mjr Rudolf Langehauser próbował interweniować w tej sprawie u szefa sztabu, usłyszał tylko, że zgodnie z rozkazami każdy Polak mógł być rozstrzelany na miejscu.
Głosy sprzeciwu ginęły pośród krzyku ofiar i rechotu oprawców. O wiele wyraźniej dało się słyszeć inne wypowiedzi, takie jak pewnego lotnika Luftwaffe: „Drugiego dnia wojny w Polsce musiałem zbombardować dworzec w Poznaniu. Osiem spośród 16 bomb uderzyło w miasto, między domy. Nie sprawiło mi to radości. Trzeciego dnia było mi to obojętne, czwartego dnia miałem z tego zabawę. Ściganie po polu pojedynczych żołnierzy ogniem karabinów maszynowych i zostawianie ich tam z kilkoma kulami w kręgosłupie było naszą rozkoszą przed śniadaniem”.
Ci, którzy przeżyli pierwsze tygodnie okupacji, nadal nie mogli się czuć bezpiecznie. Relacje świadków z września i października 1939 r. pełne są opisów poniżania ludności cywilnej przez coraz bardziej rozzuchwalonych żołnierzy Wehrmachtu. Kobiety traktowano niczym łupy wojenne, nie przepuszczając żadnej okazji, aby je „wyszczotkować”, co w żołnierskim slangu oznaczało gwałt.
Jeden z szeregowców chwalił się koledze: „W Warszawie nasi żołnierze stali w kolejce pod drzwiami domu. W Radomiu pierwsze pomieszczenie było pełne, podczas gdy ludzie z ciężarówki stali na zewnątrz. Każda kobieta przyjmowała 14-15 mężczyzn na godzinę. Kobietę zmieniano po dwóch dniach”.
Pod rządami Wehrmachtu cierpieli wszyscy. Najgorszy los czekał jednak Żydów. Zanim powstały pierwsze obozy zagłady i komory gazowe, Niemcy stosowali mniej wyrafinowane, lecz równie skuteczne metody zabijania. Część historyków mówi nawet o swoistej „turystyce egzekucyjnej” niektórych żołnierzy, gotowych pokonać wiele kilometrów w poszukiwaniu kolejnych ofiar. Będąc już w alianckiej niewoli, jeden z oficerów Wehrmachtu wspominał, jak „SS zaprosiło nas na rozstrzeliwanie Żydów. Cały oddział przyszedł z karabinami. Każdy mógł sobie wybrać, kogo zabić”.
Przy całym ogromie zbrodni Weh­rmachtu oczyszczał on jedynie pole oddziałom SS. Latem 1939 r. powołano Einsatzgruppen – specjalne grupy operacyjne, których podstawowym zadaniem była likwidacja polskiej warstwy przywódczej. Całej operacji nadano kryptonim „Tannenberg”. O tym, jak sprawnie ją przeprowadzano, świadczy fakt, że już 27 września 1939 r. szef gestapo Reinhard Heydrich meldował, że „z polskich elit na okupowanym obszarze zostało najwyżej 3%”.
Obok Polaków celem Einsatzgruppen byli również Żydzi. Oddział, którym dowodził obergruppenführer Udo von Woyrsch, znaczył swoją obecność na Górnym Śląsku, mordując setki Żydów i paląc dziesiątki synagog. Apogeum działalności grupy nastąpiło w połowie września 1939 r., kiedy w zaledwie trzy dni jej członkowie wymordowali ok. 600 Żydów z Przemyśla. „Rekordzista” chwalił się, że własnoręcznie zabił 50.

Mit uciszał sumienia

Choć te zbrodnie obciążają SS, odpowiedzialność za nie spada na Wehrmacht. To właśnie armia sprawowała wówczas pełnię wojskowej i cywilnej kontroli nad podbitymi terenami. Naturalnie zdarzali się oficerowie, którzy protestowali przeciwko bestialstwu Einsatzgruppen. Częściej jednak Wehrmacht przymykał oczy na działalność SS, a nawet czynnie ją wspierał. Tuż przed inwazją na Polskę członek Sztabu Generalnego meldował, że w sprawie funkcjonowania Einsatzgruppen „szybko doszliśmy do porozumienia”. Opornym zaś przypominano, że „wsparcie komand operacyjnych w ich zadaniach policji granicznej i państwowej jest w interesie wojska”.
Jak zatem ma się do tych faktów mit szlachetnego Wehrmachtu jako przeciwieństwa zbrodniczego SS? Odpowiedź jest prosta: nijak. Legenda o rycerskiej armii powstała tuż po klęsce 1945 r. jako wygodna wymówka dla milionów Niemców ubrudzonych udziałem w nazistowskiej machinie zagłady (w latach 1939-1945 przez niemieckie siły zbrojne przewinęło się ok. 17 mln mężczyzn). Nawet jeśli w pełni nie wybielała ich niedawnych czynów, to z pewnością usprawiedliwiała brak wyrzutów sumienia.
Mit ten szybko podchwyciła światowa popkultura. Kolejne filmy i książki tak długo powielały fałszywy podział na dobrych żołnierzy Wehrmachtu i złych esesmanów, aż utrwalił się on w powszechnej świadomości. Także Polaków. Emitowany niedawno w telewizji niemiecki serial „Nasze matki, nasi ojcowie” słusznie został skrytykowany za wykrzywiony obraz Armii Krajowej. Dlaczego natomiast nie było słychać głosów oburzenia na niemal sielankowe przedstawienie kampanii wrześniowej i okupacji Polski?
Nieprzypadkowo przełomowa, bo demaskująca grzechy niemieckiej armii, wystawa „Zbrodnie Wehrmachtu – wymiar niszczycielskiej wojny 1941-1944” pomijała jej udział w eksterminacji ludności polskiej. Mimo to pod naciskiem prawicowych polityków organizatorzy musieli na pewien czas wstrzymać ekspozycję. „Ci, którzy uważają, że całe wojenne pokolenie to członkowie i pomocnicy bandy zbrodniarzy, chcą Niemców dotknąć do żywego”, grzmiał prominentny działacz CDU Alfred Dregger.
Prawda bywa bolesna, tym bardziej nie powinno się jej fałszować ani uciszać. Skala zbrodni Wehrmachtu w Polsce nadal wymaga dokładnych badań, jednak nawet w świetle obecnych ustaleń nie sposób obronić mitu szlachetnej i czystej armii. „Jeśli porównać liczbę ataków fizycznych, przypadków grabieży i okropności popełnionych przez armię i SS, SS i policja nie wyglądają tak źle”, pisał Reinhard Heydrich w lipcu 1940 r. Trudno o lepsze podsumowanie rządów Wehrmachtu w Polsce niż słowa jednego z największych nazistowskich zbrodniarzy.
Przy okazji warto zapytać o sens takich książek jak „Pakt Ribbentrop-Beck” Piotra Zychowicza. Czy przy tak antypolskich nastrojach w hitlerowskich Niemczech polska armia mogła maszerować na Moskwę ramię w ramię z oddziałami Wehrmachtu i SS? Ślepa nienawiść do Związku Radzieckiego („Związku Sowieckiego”, jak chce tego prawica) nie może usprawiedliwiać każdej głupoty.

Bibliografia
Jochen Böhler, Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce. Wrzesień 1939. Wojna totalna, Kraków 2009
Sönke Neitzel, Podsłuchiwani. Niemieccy generałowie w brytyjskiej niewoli 1942-1945, Warszawa 2009
Edward Serwański, Wrzesień 1939 roku w Wielkopolsce, Poznań 1966
Pierwsze miesiące okupacji hitlerowskiej w Bydgoszczy w świetle źródeł niemieckich, wydali Tadeusz Esman, Włodzimierz Jastrzębski, Bydgoszcz 1967
Wojciech Wichert, Zbrodnie Wehrmachtu i niemieckiego aparatu represji w okresie tymczasowego zarządu wojskowego w Polsce (1 września – 25 października 1939 r.), maszynopis w zbiorach autora


Zbrodnie Wehrmachtu we wrześniu 1939
1 września – eskadra Luftwaffe zbombardowała Wieluń, miasto otwarte. Zniszczono 75% zabudowy, w tym oznaczony czerwonym krzyżem szpital. Zginęło ok. 2170 osób.

3 września – we wsi Bugaj, gm. Dmenin, pow. Radomsko, Niemcy zestrzelili polski samolot, biorąc do niewoli jego dwuosobową załogę. Jednego z jeńców po torturach (wycięto mu język, uszy i nos) zamordowano. Zbrodni dokonali żołnierze 4. Dywizji Pancernej XVI Korpusu 10. Armii gen. von Reichenaua.

3-4 września – w Złoczewie żołnierze 17. Dywizji Piechoty i pułku SS Leibstandarte Adolf Hitler z XIII Korpusu 8. Amii gen. Blaskowitza zamordowali ok. 200 Polaków i obywateli polskich narodowości żydowskiej.

4 września – wkraczające do Katowic oddziały niemieckie napotkały opór drobnych oddziałów powstańców śląskich i harcerzy. W odwecie rozstrzelano w parku Kościuszki 80 wziętych do niewoli patriotów. Zbrodni dokonali żołnierze 8. Dywizji Piechoty VIII Korpusu 14. Armii gen. Lista.

4 września – w Opatowcu koło Pińczowa Niemcy rozstrzelali 45 polskich jeńców. Zbrodni dokonali żołnierze 2. Dywizji Lekkiej XV Korpusu 10. Armii.

4-6 września – Sulejów, miasto, w którym nie toczono żadnych walk, Luftwaffe zniszczyła w 70%, zginęło 700 osób, do których głównie strzelano z broni pokładowej.

5 września – na polu pod wsią Serock, pow. Świecie, gdzie rozlokowano na nocleg kilka tysięcy polskich jeńców, około północy, oświetliwszy nagle całe pole reflektorami, Niemcy rozpoczęli bezładną strzelaninę, w wyniku której zabito 66 jeńców.

6 września – w Zręczycach, pow. Wieliczka, żołnierze niemieccy rozstrzelali kilkudziesięciu cywilów i trzech polskich żołnierzy.

6 września – na polach w pobliżu wsi Moryca, pow. Piotrków Trybunalski, żołnierze niemieckiej 1. Dywizji Pancernej XVI Korpusu 10. Armii rozstrzelali 19 wziętych do niewoli oficerów 76. Pułku Piechoty, a jeńców – szeregowych z tego pułku oraz 89 mieszkańców wsi Milejów oraz Longinówka, spalili żywcem w chacie dróżnika kolejowego w Morycy i w jednej z chat w Longinówce.

7 lub 8 września – pod wsią Cukrówka przy szosie wiodącej z Lipska do Zwolenia rozstrzelano 13 jeńców, zmuszając ich uprzednio do klęczenia na szosie w oczekiwaniu na przybycie oficera, który nakazał egzekucję.

8 września – w Mszczonowie, pow. Błonie, Niemcy rozstrzelali publicznie na targowisku świńskim 11 jeńców, w tym ośmiu w mundurach i trzech w ubraniach cywilnych. Zbrodni dokonali żołnierze 4. Dywizji Pancernej XVI Korpusu 10. Armii.

8 września – w dniu dorocznego odpustu Luftwaffe zbombardowała Janów Lubelski, zginęło ok. 350 osób.

8 i 14 września – w zbombardowanym przez Luftwaffe Biłgoraju zginęło ponad 100 osób.

8 września – w Ciepielowie, pow. Lipsko, żołnierze 15. Pułku Piechoty 29. Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej XIV Korpusu 10. Armii zamordowali ok. 300 wziętych do niewoli żołnierzy.

9 września – w Skaryszewie, pow. radomski, w momencie wkraczania do miasta Niemcy zastrzelili kilku cywilów oraz dwóch żołnierzy, którzy podnieśli ręce na znak poddania się. Zbrodni dokonali żołnierze 1. względnie 2. Dywizji Lekkiej XV Korpusu 10. Armii.

10 września – w Piasecznie pod Warszawą żołnierze niemieccy rozstrzelali na dziedzińcu kościoła parafialnego 21 jeńców z 26. Pułku Artylerii Lekkiej, który usiłował przedrzeć się do stolicy, i siedem osób cywilnych.

10 września – w Bielsku komendant obozu jenieckiego wezwał podczas apelu jeńców, którzy ochotniczo wstąpili do armii, do podniesienia ręki. Zgłosiło się trzech, których na miejscu rozstrzelano.

12 września – we wsi Kozłowice, gm. Wiskitki, pow. Błonie, Niemcy rozstrzelali pięciu jeńców. Zbrodni dokonali żołnierze 2. Dywizji Lekkiej XV Korpusu 10. Armii.

12 września – w Szczucinie, pow. Dąbrowa Tarnowska, w gmachu szkoły powszechnej zgromadzono kilkudziesięciu jeńców WP. Obok zdrowych znajdowała się tam grupa rannych i chorych. Jeden z jeńców, niezidentyfikowany oficer WP, w pewnym momencie chwycił leżący na stole pistolet oficera niemieckiego, zastrzelił owego oficera, po czym odebrał sobie życie. Dla Niemców stało się to pretekstem do wymordowania pozostałych jeńców. Szkołę po ostrzelaniu z broni maszynowej i obrzuceniu granatami podpalono, nie pozwalając jeńcom na opuszczenie budynku. W płomieniach lub od kul zginęło ok. 40 jeńców wojennych oraz prawie 30 cywilów. Następnie Niemcy sprowadzili na miejsce masakry 25 Żydów, których zmusili do pogrzebania ciał pomordowanych Polaków. Po ukończeniu pracy Żydzi zostali skatowani, a następnie rozstrzelani. Zbrodni dokonali żołnierze 8. Dywizji Piechoty VIII Korpusu 14. Armii.

12 września – w Końskich, pow. konecki, do kopania grobu poległych żołnierzy niemieckich spędzono ok. 50 Żydów. Tylko dla części starczyło narzędzi, reszta kopała grób gołymi rękami. Po zakończonej pracy, kiedy dano znak do odejścia, Żydzi skierowali się ku południowej stronie placu. Byli w tym czasie bici i kopani przez żołnierzy. Żydzi z krzykiem uciekali w kierunku bramy. W tym czasie nadjechał samochód kierowany przez ppor. łączności Luftwaffe Kleimichela, który, widząc uciekających, oddał dwie serie z pistoletu w okna domu. Było to sygnałem dla zgromadzonych ok. 500 żołnierzy do strzelania w powietrze i do uciekających Żydów. 22 Żydów zostało zabitych, ośmiu rannych. Zbrodni dokonali żołnierze batalionu rozpoznania lotniczego 10. Armii. Świadkiem tych wydarzeń była znana aktorka i reżyserka filmowa Leni Riefenstahl.

13 września – we wsi Cecylówka, gm. Głowaczów, pow. Kozienice, żołnierze prawdopodobnie 1. Dywizji Lekkiej i 46. DP wchodzących w skład XIV Korpusu zamordowali 54 mężczyzn, cywilów, paląc ich żywcem w stodole. Był to odwet za to, że 12 września w okolicy Matyldzina i Cecylówki bił się z nimi mężnie polski 76. Pułk Piechoty.

13-14 września – w nocy na wielki plac w Zambrowie, gdzie pod gołym niebem zgromadzono ok. 4 tys. jeńców z 18. Dywizji Piechoty, wpadły konie taborowe. Jeńcy zagrożeni stratowaniem poderwali się z miejsca i wówczas ogień do nich otworzyła straż niemiecka. W masakrze zginęło – według różnych źródeł – od 50 do 200 żołnierzy polskich, a ponad 100 odniosło rany.

18 września – we wsi Śladów, gm. Tułowice, pow. Sochaczew, wkraczający Niemcy rozstrzelali i utopili w Wiśle 252 jeńców i 106 mieszkańców Śladowa. Zbrodni dokonali (prawdopodobnie) żołnierze 4. Dywizji Pancernej XVI Korpusu 10. Armii.

20 września – w Majdanie Wielkim koło Tomaszowa Lubelskiego żołnierze niemieccy zmasakrowali 42 jeńców z 20. Pułku Piechoty. Zaczęło się od bicia jeńców pasami, które po przybyciu oficera niemieckiego przerodziło się w strzelaninę. Pretekstem było starcie zbrojne z poprzedniego dnia. W potyczce tej zginął jeden żołnierz niemiecki. Otrzymał postrzał w głowę i oczy wypłynęły mu z orbit. Ten fakt żołnierze niemieccy zinterpretowali jako przykład polskiego okrucieństwa. Po zamordowaniu polskich jeńców zwłoki żołnierza niemieckiego, rzekomej ofiary mordu, zbadała niemiecka komisja medyczna, która ustaliła ponad wszelką wątpliwość, że wypłynięcie oczu spowodowane zostało postrzałem. Wówczas zwolniono 13 zakładników wziętych wcześniej spośród mieszkańców wioski.

22 września – w czasie postoju we wsi Urycz (dawne woj. lwowskie) jeńców z rozbitego koło Przemyśla 4. Pułku Strzelców Podhalańskich oddzielono od grupy wszystkich, którzy podali się za Ukraińców. Pozostałych – ponad 100 jeńców – zapędzono do stodoły, którą oblano naftą i podpalono za pomocą granatów ręcznych. Z płonącej stodoły wyrwało się tylko trzech. Uciekli mimo strzałów eskorty. Jeden zmarł z odniesionych ran na drugi dzień w szpitalu w Drohobyczu. Nie udało się zidentyfikować niemieckiego oddziału, który dokonał tej zbrodni.

22 września – w Lesie Szpęgawskim koło Starogardu Gdańskiego nieznana formacja niemiecka zamordowała 80 mężczyzn z Krajowego Zakładu Psychiatrycznego w Kocborowie. Do 21 stycznia 1941 r. w Lesie Szpęgawskim zabito prawie 1680 pacjentów.

22 września – w miejscowości Krasna koło Cieszyna gestapo rozstrzelało 12 weteranów powstań śląskich.

29 września – w Zakroczymiu koło Warszawy tuż po kapitulacji twierdzy Modlin żołnierze z Dywizji Pancernej Kempf z I Korpusu 3. Armii gen. von Küchlera dokonali rzezi ok. 500 polskich jeńców, wraz z nimi zamordowano ok. 100 cywilów, Polaków i Żydów.

NN września – we wsi Bocheń pod Łowiczem rozstrzelano z niewiadomych przyczyn 15 Polaków, w tym 10 rolników oraz czterech nieznanych z nazwiska „uciekinierów z zachodu”.

NN września – w miejscowościach Cięgaczki (21 osób) i Księżopole (12 osób) koło Ostrołęki Wehrmacht rozstrzelał 33 Polaków, przeważnie miejscowych.

NN września – w Starych Babicach pod Warszawą oddział SS rozstrzelał siedmiu miejscowych Polaków „za przechowywanie żołnierzy Wojska Polskiego”.

Zaprezentowane kalendarium jest tylko małym wyimkiem z pracy Szymona Datnera 55 dni Wehrmachtu w Polsce (1 IX – 25 X 1939), wydanej w 1967 r., dokumentującej niemieckie zbrodnie z początku wojny.

Wydanie: 2013, 40/2013

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. elmira
    elmira 19 grudnia, 2013, 23:47

    To nie wszystkie zbrodnie niemieckie z września 1939 roku. Autor pominął m.in. nalot na dworzec w Kole (Wielkopolska), podczas którego został zbombardowany pociąg ewakuacyjny z ludnością cywilną, jadący z Krotoszyna na wschód. Miało to miejsce 2 września 1939 roku. Zginęło ok. 250 osób, w tym kobiety i dzieci. Staraniem lokalnych historyków trwa właśnie ustalanie szczegółowej listy ofiar.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy