Czyj ja jestem?

„Basia to istny tato”, mówiły zawsze ciocie o Basi. „Jaki oni obydwoje mają ciężki chód. Łup, łup, identycznie stawiają nogi na boki”. „Ten zadarty nosek i rumień na policzkach… Zdzicho by się nie wyparł”, złościła często Basię babcia. Ale w domu dziewczyna ciągle czuła jakiś niepokój. Zwłaszcza podczas rodzinnych uroczystości, gdy po kieliszku poruszało się „pewne” tematy i urywało w połowie, jak wpadała do pokoju. Kiedy przechodziła okres buntu, lubiła oglądać albumy z młodości rodziców, dumając nad tym, czy jako młodzi też byli tacy sztywni. Uciekła z domu po tym, jak ojciec podczas awantury wygarniał matce: „Z kim zrobiłaś takie dzieci? Bo na pewno nie ze mną!”. Kiedyś u babci wyszperała fotografię 19-letniej mamy na plaży z bardzo przystojnym facetem w kąpielówkach. Zaczęła się wtedy zastanawiać: „A gdyby mój tato rzeczywiście nie był moim tatą?”. Raz w kłótni wywrzeszczała to przy wszystkich.
Czyj ja jestem? Czy w moim domu jest jakiś rodzinny sekret? Czy pani Jadzia z drugiego piętra wie coś, czego nie wiem ja, skoro czasem tak złośliwie żartuje, gdy wpadnie w nerwy? A może mnie adoptowali? Nieustanną lawiną pytań „dlaczego” dręczy się wielu młodych ludzi w wieku tzw. osadzania się w rzeczywistości.
– Często jest to krzyk: „Czuję się źle, bo coś mi nie gra w układzie z wami! Zwróćcie na mnie uwagę!” – tłumaczy Małgorzata Dubiel, psycholog kliniczny. – Czasem przerażenie rodzi się, bo koleżanka podczas kłótni szepnęła, że coś wie, ale nie powie co. Nierzadko przyczyniają się do niego sami dorośli. Chcą sobie coś udowodnić, coś wyrzucić, czyniąc dziecko obiektem manipulacji. Licytując się swoimi słabymi stronami, zasiewają w nim wątpliwość na lata.
– Zachowanie rodziców czasem wywołuje wstyd u dziecka, że nie są tacy, jacy powinni być – mówi Małgorzata Rymkiewicz, psycholog, dyrektorka specjalistycznej poradni Uniwersytet dla Rodziców. – Wtedy mały człowiek poszukuje lepszego tatusia, z którego czyni sobie autorytet. Myśli, że fajnie byłoby mieć za tatę ojca Jasia lub pana od matematyki, bo z nich to dopiero są ojcowie. „Mamo, mogłaś wybrać mi innego ojca”, wyrzucają czasem z żalem.
Agnieszka Widera-Wysoczańska, doktor psychologii, twierdzi że popularne ostatnio w telewizji programy typu „Zerwane więzi” też mogą sprowokować w dziecku wymyślenie fabuły o podrzuceniu, innych niż w rzeczywistości korzeniach: – Ostatnio przyszła do mnie mama z 11-letnim synem, który naoglądał się w telewizji programów o odkrywanych po latach tajemnicach rodzinnych, o tym, jak adoptowane dorosłe dzieci z płaczem spotykają się po raz pierwszy z prawdziwymi matkami. Zaczął pytać, czy na pewno jest swojej mamy. Mama była prawdziwa, ale trochę zabrakło jej czasu na emocjonalny kontakt z synem. Więc zaczął się zastanawiać.
Tematy związane z pochodzeniem są drażliwe. Najboleśniej przeżywają je dzieci, których matki zmieniły w życiu partnera. Zastanawiają się, czy ten pan, który na mnie płaci, jest na pewno tym właściwym. Małe kłamstewka, często skrywane przez dobre intencje i nacisk konwenansów, nie są w stanie zawoalować domowych tajemnic ani niepewności. Nastolatek wie, że nie wolno pytać, ale czuje ogromny niepokój. Sam szuka odpowiedzi w myślach i wyobraźni. Czuje się jak niewyraźna fotografia, która nie nabierze ostrości bez prawdy.
– Człowiek powinien znać swoje korzenie, chociażby po to, żeby móc się identyfikować z jakimś wzorcem – mówi Małgorzata Rymkiewicz. – Wiele lat przychodził do mnie na terapię młody chłopak, który w metryce miał wpisane „Ojciec nieznany”. Matka za nic nie chciała ujawnić tajemnicy. Pytanie, czyj jest, stało się jego obsesją. Uciekał w świat fantazji, marzeń na temat taty. Do dziś nie zna odpowiedzi. Ucięto mu przez to kawałek tożsamości. Lepiej było stworzyć w dzieciństwie ładny mit, niż tak go zawiesić w próżni. Kłamstwo na temat poczęcia nie zawsze działa niszcząco.
Według statystyk, ok. 10% dzieci ma powody do wątpliwości. Ale to normalne, twierdzą psychologowie, że ludzie, chcąc być dorosłymi bez skazy, za wszelką cenę ratują obraz „jedynej wielkiej miłości”, której owocem są właśnie ich pociechy.


Genetyczny odcisk palców
W 1984 r. brytyjski genetyk Alec Jeffreys z uniwersytetu w Leicester wpadł na pomysł, by do identyfikacji ludzi wykorzystać pewne fragmenty DNA, które nie kodują żadnego białka, lecz są powtórzeniem tego samego zestawu cząsteczek, wyróżniających się tym, że u każdego z nas powtarzają się odmienną liczbę razy. Utworzony z nich odcinek DNA ma u poszczególnych ludzi różną długość. Dzięki temu, że jest niepowtarzalny, tak jak odcisk palca, można zidentyfikować każdego człowieka i jego pokrewieństwo z innymi. W 1987 r. pierwsze ekspertyzy trafiły do sądów.
Metodę można stosować również w kryminalistyce, jeśli przestępca pozostawił na miejscu zbrodni jakiś fragment tkanki, np. kroplę krwi, śliny, kawałek skóry czy włosa. Do tej analizy wystarczy materiał genetyczny o wadze zaledwie 2 nanogramów. W ostatnich latach uczonym udało się przeprowadzać badania na resztkach DNA sprzed wielu tysięcy, a nawet milionów lat, zachowane w mumiach egipskich, kościach dinozaurów i owadach zakonserwowanych w kawałku bursztynu.


Kobieta ojcem
Znanym w Zakładach Medycyny Sądowej całego kraju jest przypadek bydgoski. Sąd skierował do tamtejszego zakładu na badania kobietę w celu wykluczenia jej… ojcostwa. Badania ojcostwa nie wykluczyły! Okazało się, że pani była kiedyś panem. Gdy zmieniła płeć operacyjnie i metrykalnie, tak bardzo utożsamiła się z kobiecą naturą, że nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że w przeszłości mogła kogoś spłodzić.

 

Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy