Dlaczego kochamy Amerykę?

Większość Polaków uważa, że dała nam wolność, a może dać także bogactwo

Podobno każda miłość jest ślepa. Dlatego, tłumaczą sobie często Europejczycy z zachodniej części kontynentu, trudno rozmawiać o wadach Ameryki z Anglikami, Izraelczykami i… Polakami. Te trzy narody od lat zaliczane są przez administrację w Waszyngtonie do narodów zaprzyjaźnionych. Czyli takich, na które USA mogą liczyć w niemal każdej sytuacji. Widać to także w ostatnich tygodniach, kiedy przez świat przetacza się powszechna debata, jak Ameryka powinna postąpić wobec Iraku rządzonego przez Saddama Husajna. Stanowisko polskich władz, podobnie jak rządu Tony’ego Blaira, jest pryncypialne. Popieramy ewentualną interwencję wojskową przeciwko Bagdadowi. Już zapowiedzieliśmy, że wesprzemy USA w takich działaniach – oczywiście na miarę naszych (mizernych) możliwości.
Znamienne, że nawet spora część zwykłych Polaków nie oburza się na taką perspektywę. Wskaźniki poparcia dla operacji wojskowej w Iraku są wymownie wyższe niż w Europie Zachodniej. Także manifestacje antywojenne w polskich miastach wypadają blado w porównaniu z Francją czy Niemcami. Naturalnie nie palimy się jako naród do żadnej wojenki, ale wykazujemy wiele zrozumienia dla racji Ameryki.
Ludziom nastawionym antyamerykańsko albo chociaż sceptycznie wobec polityki USA wydaje się to zadziwiające. Prezydent Jacques Chirac zwyczajnie zbeształ publicznie polskich polityków za wspieranie George’a Busha. W Unii Europejskiej powtarzają się ironiczne pytania, czy na pewno chcemy wejść do UE, a nie np. do organizacji NAFTA (grupującej USA, Meksyk i Kanadę). Mówi się o Polsce jako koniu trojańskim USA w Europie. Jesienią 2002 r. przez samą Polskę przetoczyła się prasowa debata zapoczątkowana przez artykuł Zdzisława Najdera zatytułowany

„Błąd cielęcego proamerykanizmu”.

W dyskusji padały odwołania do Jerzego Giedroycia, Zbigniewa Brzezińskiego i Jürgena Habermasa, wypowiadali się w niej m.in. Krzysztof Teodor Toeplitz, Aleksander Smolar, Jan Nowak-Jeziorański oraz cały tuzin innych publicystów i znawców Ameryki. Z jednej strony, mówiono o „klientelistycznej” postawie Polski wobec USA, z drugiej, atakowano „cielęcy antyamerykanizm”.
Jedno wydaje się znamienne. Nawet zajadli przeciwnicy prowaszyngtońskiego kursu polskich władz nie kwestionowali faktu specjalnych więzi, jakie łączą – w warstwie psychologicznej – Polaków z Ameryką. Nie od dziś, ani nawet nie od 12 lat funkcjonowania III Rzeczypospolitej, raczej „od zawsze”, a co najmniej od XX w. Wyraźny wpływ na to miała bez wątpienia wielka Polonia amerykańska, oceniana – według rozmaitych metodologii i przeliczników – na 8-12 mln.
Co prawda, mało kto pamięta jeszcze niezmiernie popularną nad Wisłą tuż po II wojnie światowej piosenkę „Ameryka to słynne USA”, podobnie jak tylko część Polaków trzymała w rękach słynne paczki UNRRA z odzieżą i jedzeniem made in USA, ale gdzieś w zbiorowej świadomości Polaków zakorzeniło się mocno przekonanie, że ze strony Amerykanów spotkać nas mogą głównie dobre i bardzo dobre rzeczy.
Mimo lat krytycznej wobec USA propagandy w czasach PRL sympatia do Amerykanów zawsze utrzymywała się w Polsce na wysokim poziomie. Znamienne mogą być tutaj wspomnienia Richarda Nixona, który dwukrotnie, w roku 1959 i 1972, odwiedzał nasz kraj. Za pierwszym razem odnotował: „Jechaliśmy z lotniska do hotelu. Przyleciałem do Warszawy zaraz po mojej wizycie w Ameryce Łacińskiej, gdzie leciały w moim kierunku kamienie i jajka. Teraz, jadąc w otwartej limuzynie, widziałem wiwatujące tłumy. W pewnym momencie coś ciężkiego uderzyło w samochód. Myślałem, że to bomba, a okazało się, że to wielki bukiet róż”.
W 1972 r., mimo że ówczesne władze zmieniły w ostatniej chwili trasę przejazdu Nixona, powitało amerykańskiego prezydenta ponad milion osób. Nixon zapisał wówczas: „Ludzie tłoczyli się wokół nas, płakali, krzyczeli: Niech żyje Ameryka. Zachowywali się tak, ponieważ kochają Amerykę”.
Refleksem miłości do USA był w Polsce także entuzjastyczny

stosunek do Johna F. Kennedy’ego,

który – jak zauważył kiedyś Zbigniew Brzeziński – był w naszym kraju bardziej kochany niż w Ameryce (gdzie głosowało na niego niewiele ponad 50% wyborców).
Znamienne, że już podczas pierwszego sondażu dotyczącego temperatury uczuć, jakie żywiliśmy wobec innych pastw, przeprowadzonego w 1990 r., a więc tuż po zmianie systemu władzy, absolutne rekordy pobiły oczywiście Stany Zjednoczone. Ameryka już wtedy okazała się jedynym państwem, wobec którego Polacy masowo (91% wskazań) deklarowali dodatnie uczucia (mierzone w skali od minus 50 do plus 150 stopni). USA zajęły też pierwsze miejsce na liście krajów, które Polacy chcieliby odwiedzić (24%) i do których gotowi byliby wyemigrować (25% wskazań).
Po co zresztą szukać przykładów z przeszłości. Badania socjologiczne sprzed kilku miesięcy wykazały, że najbardziej znanym (97% wskazań) i najbardziej lubianym (73% wskazań) politykiem zagranicznym jest, naturalnie, obecny prezydent USA, George W. Bush (mocno krytykowany w identycznych badaniach przeprowadzanych np. we Francji, Włoszech, a nawet Wielkiej Brytanii). Podobne sondaże, warto na to zwrócić uwagę, CBOS przeprowadził 12 i dziewięć lat temu. Jakie były wyniki? Za każdym razem rankingi sympatii wygrywali politycy amerykańscy, najpierw George Bush senior, a potem Bill Clinton.
W kolejnych sondażach jako pożądanych partnerów Polski w dziedzinie współpracy politycznej wymieniamy przede wszystkim Stany Zjednoczone i Niemcy, z tym że liczba wskazujących na Stany Zjednoczone z roku na rok wzrasta. Ścisła polityczna współpraca z Rosją ma zdecydowanie mniej zwolenników.
W dziedzinie współpracy wojskowej najczęściej wymieniane są Stany Zjednoczone, choć ścisła współpraca z Niemcami ma także dużą liczbę zwolenników. Natomiast Rosja, zajmująca drugą i trzecią pozycję w dwóch poprzednio omówionych dziedzinach, jako partner wojskowy nieznacznie ustępuje miejsca także Wielkiej Brytanii i Francji.
Odróżnia nas to częściowo nawet od naszych środkowoeuropejskich sąsiadów, którzy też przecież wiele Ameryce zawdzięczają, zwłaszcza po 1989 r. Jeśli wśród Polaków największą sympatią cieszą się Amerykanie, są oni nieco mniej lubiani przez Węgrów i Litwinów, zaś stosunek Czechów jest wyraźnie chłodniejszy (patrz: ramka).
Socjologowie i antropolodzy kultury nie mają wątpliwości, że niezwykle ciepły (krytycy mówią: bałwochwalczy) stosunek Polaków do amerykańskich przywódców i zgoda na polityczne przywództwo USA jest nie tylko refleksem generalnego postrzegania Stanów Zjednoczonych jako kraju numer jeden we współczesnym świecie, lecz po prostu mitu Ameryki, swoistego American Dream, jaki zakorzenił się nad Wisłą jeszcze w czasach pierwszych wielkich fal emigracji do USA, a więc w pierwszej połowie XX w.
Paradoksalnie okres PRL utrwalił ten amerykański mit w naszych oczach. Zaczęło się od już wspomnianych paczek UNRRA, a potem zbiorową wyobraźnię Polaków uwodziły nie tylko filmy kowbojskie i peweksowskie ciuchy (zwłaszcza dżinsy), ale także

Jego Wysokość Dolar,

który nieodmiennie jest dla nas jedyną pewną walutą na świecie (być może, zmieni to z czasem rosnąca siła euro).
Zachwyceni amerykańską potęgą i poddawani indoktrynacji rodem z Hollywood stworzyliśmy sobie obraz Amerykanów jako narodu o wyjątkowych cechach osobowościowych. Pisze o tym w swojej książce o stereotypach prof. Ida Kurcz, wskazując, że przeciętnemu Polakowi Amerykanin kojarzy się generalnie wyłącznie z zaletami. Jest w naszym polskim spojrzeniu osobą aktywną, zamożną, ambitną, towarzyską, dobrze wykształconą, władczą, niezależną i pracowitą.
Przesłodzony, nierealny wizerunek Ameryki ma, jak wynika choćby z potocznej obserwacji, olbrzymią siłę. Jak pisze prof. Andrzej Kojder, Ameryka jest dla wielu Polaków krajem obietnicy, wręcz ziemią obiecaną, skąd od wielu lat do Polski płynęły – rzekomo i naprawdę – pieniądze i nowe technologie. Najpierw były to przekazy od polskich emigrantów, a także pomoc humanitarna po II wojnie światowej, a potem (w czasach III RP) także faktycznie zastrzyk inwestycji i nowej techniki – choć nigdy, warto to jednak podkreślić, nie na skalę, jakiej oczekiwaliśmy i oczekujemy.
Wymowne są tutaj wyniki za ostatnie lata. Od 1997 r. do 2001 r. napłynęło z USA do Polski w postaci bezpośrednich inwestycji około 5 mld dol. Ameryka jest dzisiaj drugim co do wielkości inwestorem w Polsce, a jeśli zrealizuje offset powiązany z zakupem przez Polskę myśliwców F 16, może zająć pierwszą pozycję. W Polsce działają firmy giganty, a równocześnie symbole współczesnej Ameryki, takie jak Coca-Cola, General Motors czy Hewlett-Packard.
Są jeszcze dwa ważne czynniki budujące ciepłe uczucia Polaków wobec Ameryki. Po pierwsze, głęboko zakorzenione przekonanie, że w przeciwieństwie do potęg europejskich takich jak Francja czy Anglia Amerykanie nigdy nas nie zdradzili. To mit równie silny jak przekonanie, że w Stanach Zjednoczonych można się łatwo dorobić. I podobnie tylko połowicznie prawdziwy. Jeśli bowiem – co wykazały m.in. badania Agnieszki Topornickiej – Polacy z niechęcią słuchają informacji z ust amerykańskich Polonusów, że w chicagowskim Jackowie czy na nowojorskim Greenpoincie wcale nie żyje się różowo (bo burzy nam to stereotyp, w który bardzo chcemy wierzyć i dlatego wierzymy), to identycznie zbiorowa amnezja ogarnia Polaków, kiedy myślą o osobach odpowiedzialnych za powojenny podział Europy dokonany w Jałcie przy czynnym współudziale prezydenta Franklina Delano Roosevelta. W micie wolności, jaki wiąże się u nas z Ameryką, wolimy pamiętać o naciskach administracji Ronalda Reagana na Europę Zachodnią, by wspierać podziemną „Solidarność” w latach 80., albo o rzeczywiście kluczowym udziale USA w doprowadzeniu Polski do członkostwa w NATO, a nie np. o amerykańskiej Realpolitik z lat 60. czy zwłaszcza z lat 70.
Nie bez znaczenia dla dość powszechnej sympatii do Amerykanów jest także przewaga amerykańskiej kultury masowej. Cytowany już tutaj Andrzej Kojder, pytany swego czasu przez „Gazetę Wyborczą”, za co jeszcze kochamy Amerykę, odpowiada:

za Dziki Zachód i Marylin Monroe.

Gdyby potraktować tę wypowiedź dosłownie, brzmi ona cokolwiek ironicznie. Ale ma głębszy sens. Kultura amerykańska uwodzi Polaków od dawna, znacznie silniej niż np. Francuzów czy Niemców – także dlatego, że rodzima nie zawsze jest konkurencyjna, a poza tym mamy z powodu naszej skomplikowanej historii lekkie poczucie niższości wobec Amerykanów, czego nie mają choćby właśnie Francuzi. Wystarczy zestawić liczbę filmów made in USA z produkcją filmową innych krajów, by zauważyć, że być może mocniej niż inne europejskie narody podlegamy – trzeba rzecz nazwać do końca – amerykańskiej kulturowej indoktrynacji.
Naturalnie są w naszych wspólnych kontaktach i dziejach także swoiste

rachunki krzywd.

O tych z przeszłości (choćby o ustanowieniu jałtańskiego porządku) była już tutaj mowa. Od lat Stany Zjednoczone nie zgadzają się na zniesienie wiz dla polskich obywateli (Amerykanie jeżdżą do Polski bez wiz już ponad 10 lat). W latach 90. Polska – by zatoczyć w tym tekście koło i powrócić do sprawy Iraku – wiele razy narażała własne interesy dla USA, np. wywożąc amerykańskich agentów z Bagdadu (straciliśmy wtedy sporo zainwestowanych wcześniej w Iraku pieniędzy) czy stojąc dziś twardo u boku Waszyngtonu w sprawie Saddama Husajna, przez co spotykamy się z ostrą krytyką ze strony Europy Zachodniej, a zwłaszcza Francji i Niemiec.
Najbliższe tygodnie mogą być kolejną trudną próbą dla naszej amerykańskiej miłości. Bliska już perspektywa działań wojskowych w Iraku postawi ponownie pytanie, czy ciepłe uczucia, jakie żywimy do Amerykanów, nie przygasną w bitewnym zgiełku. Większość Polaków pewnie sobie tego nie wyobraża, bo jeśli stracimy mit Ameryki, to co zostanie nam w zamian?


Które narody lubimy najbardziej? Skala od 1 (niechęć) do 7 (sympatia)
Amerykanie 5,37
Francuzi 5,30
Włosi 5,20
Anglicy 5,15
Szwedzi 5,03
Węgrzy 5,00
Czesi 4,90
Austriacy 4,90
Słowacy 4,72

Na poziomie od 3,6 do 3,3 sytuowany jest stosunek do najmniej lubianych narodów: Ukraińców, Rumunów i Cyganów.
Źródło CBOS


Stosunek do Amerykanów (w %) sympatia obojętność niechęć
Polacy 68 20 7
Czesi 50 25 21
Węgrzy 52 26 15

Źródło CBOS


Kowalski o Amerykanach (w % wskazań)
Amerykanie są:
postępowi 87
samodzielni 85
zorientowani na przyszłość 83
demokratyczni 80
egoistyczni 80
aktywni 78
optymistyczni 75
pracowici 74
patriotyczni 65

Źródło CBOS


Inwestycje USA w Polsce (w milionach dolarów)
1997 1016
1998 929
1999 241
2000 2197
2001 455
Źródło PAIZ


Edward Redliński, pisarz
Obok nas są kraje nieporównanie bardziej cywilizowane, kulturalne, humanitarne, a co więcej, bardzo do nas zbliżone historycznie, demograficznie, geograficznie i klimatycznie, kraje do naśladowania i do zakochania – Dania, Szwecja, Finlandia, Belgia, Holandia, Niemcy, Francja. Dlaczego więc Polacy kochają USA? Nie tyle kochają, co są zafascynowani, i to nie Ameryką prawdziwą, realną, ale mityczną, bajkową, wykreowaną przez Amerykanów, ich kinematografię i telewizję. Ta nasza miłość jest w gruncie rzeczy komiczna, gdyby nie była w skutkach dramatyczna. Pasujemy do siebie jak kogut do indyka. By to zrozumieć, wyobraźmy sobie symboliczną Polkę w postaci Emilii Krakowskiej, Beaty Tyszkiewicz, Bożeny Dykiel, niezawierającą realnego małżeństwa z Marlonem Brando, Leonardem DiCaprio czy Jackiem Nicholsonem. Albo odwrotnie, metaforycznego Polaka – Olbrychskiego, Żebrowskiego itp. – jako realnego męża Sharon Stone, Nicole Kidman lub Julii Roberts. Już to jest komiczne. USA narzuciły światu kult auta, autostrad i wieżowców. Amerykanie narzucili nam hierarchię wartości. Fascynuje nas sprawność USA jak sprawność maszyny, np. samolotu – wydajność, szybkość, wygląd, siła USA jako całości. Podczas mojego długiego pobytu w USA bez przerwy od Polaków słyszałem: „Dolar mi się podoba, Ameryka nie”. Od tego czasu wartość dolara spadła 20-krotnie. Jeszcze w 1989 r. średnia pensja w Polsce wynosiła 25 dol., a dziś 400-500 dol. Ameryka podoba się już znacznie mniej, razem ze spadkiem wartości dolara.

Prof. Longin Pastusiak, marszałek Senatu
Dwie grupy czynników decydują o stosunkach polsko-amerykańskich, jedne są natury sentymentalno-historyczno-tradycyjnej, drugie to interesy. W stosunkach polsko-amerykańskich ważniejsze są te pierwsze. A należą do nich wczesne kontakty Polski z Ameryką Północną – pierwsi Polacy przybyli tam w 1608 r. – udział Polaków w wojnie o niepodległość USA, nie tylko Kościuszki, Pułaskiego, wkład dyplomacji amerykańskiej, szczególnie prezydenta Wilsona, w odzyskanie przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej, programy pomocy amerykańskiej dla Polski po obu wojnach światowych, wreszcie fakt, że nigdy miedzy nami nie było stanu wojny, a nawet w obu wojnach światowych walczyliśmy po tej samej stronie. Wszystko to stwarza w Polsce atmosferę przyjazną dla Stanów Zjednoczonych. Ważne są również wspólne, wielopłaszczyznowe interesy: polityczne, gospodarcze i strategiczne, a także kulturalno-naukowe. To wszystko powoduje, że Amerykanie cieszą się szczególną życzliwością, choć istnieje również u nas zjawisko mitologii amerykańskiej, które jest skrzyżowaniem dwóch innych zjawisk – fascynacji Stanami Zjednoczonymi i ignorancją co do amerykańskich realiów. Czasem żartuję i mówię, że są dwa proamerykańskie kraje na świecie: jeden to Stany Zjednoczone, a drugi to Polska, po czym, kiedy rozmawiam z Amerykanami, dodaję żartobliwie, że nie wiem, czy w tej kolejności.
Warto dodać, dlaczego nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi są ważne. Nie tylko dlatego, że USA są dziś najsilniejszym sojusznikiem w NATO, ale jeżeli dobrze odczytuję intencje polityki amerykańskiej w Europie, to Amerykanie prowadzą na naszym kontynencie taką politykę, aby żadne inne państwo nie uzyskało dominującej pozycji na europejskiej scenie politycznej, a to służy również interesom Polski. Często pojawia się w Polsce pytanie, czy iść razem z Europą czy z Ameryką. Uważam to za fałszywy dylemat, ponieważ w naszym interesie leży utrzymanie dobrych stosunków zarówno z USA, jak i z Europą, i to jest nasz wielki atut, że mamy dobre stosunki po obu stronach Atlantyku.

Prof. Tadeusz Iwiński, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
Dlaczego najbardziej kochamy Amerykanów? Składają się na to trzy rzeczy. To, że Polacy znają Amerykanów, gdyż mieszka tam ogromna polska społeczność szacowana na 9 mln. Jest stara tradycyjna emigracja, np. Nowy Jork, Chicago, i bardziej nowoczesna, w Kalifornii, na Hawajach itd. Polacy jeżdżą do rodzin i znajomych, widzą i lubią ten kraj. Po drugie, jest mit Ameryki. Jak mało który kraj Stany Zjednoczone mają taki mit. USA są krajem przodującym pod wieloma względami – techniki, mediów, filmu, piosenki itd. Mit ten umacniają potęga ekonomiczno-medialna i to wszystko, co składa się na potencjał kraju. Prawidłowość jest taka, że najlepsze zdanie mamy o tych narodach, z którymi nie graniczymy, bo z sąsiadami zdarzają się konflikty. Z każdym z siedmiu sąsiadów mamy jakąś zadrę z przeszłości i oni też mogą nam to i owo zarzucić. Natomiast znakomite, najlepsze są kontakty polsko-australijskie, polsko-argentyńskie, polsko-kanadyjskie i polsko-amerykańskie. Nigdy z USA nie mieliśmy punktów spornych, a zawsze spotykało nasz coś dobrego.

Prof. Maria Jarosz, socjolog
Myślę, że w świadomości społecznej Ameryka zawsze miała dobre konotacje, bo jest to kraj daleki, ale zarazem bardzo bliski, mieszka tam wiele milionów Polaków. Po drugie, kiedy żyliśmy w PRL i najbardziej doskwierał brak wolności, uważaliśmy, że Ameryka jest synonimem wolności i jest najbliższa naszym oczekiwaniom. Jeśli tam ktoś wyjedzie, zostanie i wrośnie w to społeczeństwo, będzie traktowany jak inni Amerykanie. Inaczej jest np. we Francji, bo tam praktycznie Polak czy inny przybysz do końca życia pozostaje obcy. Fakt, że tzw. stara Polonia amerykańska słabo wrosła w społeczeństwo, wiąże się z poziomem wykształcenia. Nowsza emigracja polityczna wygląda już na tym tle inaczej. Poza tym to Ameryka nam pomogła, nie zdradziła w 1939 r., choć w Jałcie i Poczdamie już zapisała się mniej korzystnie. Ale Poczdam i Jałta w świadomości Polaków tak bardzo nie ciążą. Łączy nas historia, Pułaski, walka o wolność i poczucie, że jesteśmy w Ameryce lepiej postrzegani niż w innych krajach, także europejskich.

Prof. Adam Bromke, politolog
Dlaczego Polacy są proamerykańscy? W epoce Związku Radzieckiego i zimnej wojny Amerykanie byli przeciwni Rosjanom, tak jak tradycyjnie Polacy, zwłaszcza w okresie komunizacji. Tego nie da się zmienić. Polacy są i będą bardziej proamerykańscy, bo mamy ku temu powody, choć sami Amerykanie specjalnie nigdy się nami nie interesowali. Jednak myślę, że w kwestiach bieżących politycznych rozbieżności między Unią Europejską i NATO albo Francją i Ameryką powinniśmy być bardziej subtelni i nie wykazywać za dużo emocji, bo to może nie być zbyt dobre. W tym sensie jesteśmy trochę jednostronni. Francuzi są tradycyjnie naszymi przyjaciółmi, a my w konflikcie opowiadamy się po stronie Busha, choć bardziej potrzebna jest nam dzisiaj Europa niż Ameryka.

Wydanie: 10/2003, 2003

Kategorie: Społeczeństwo

Komentarze

  1. ANIA_KOS51
    ANIA_KOS51 6 lipca, 2017, 15:27

    http://sciaga.pl/tekst/80076-81-jalta_poczdam_teheran_postanowienia_w_sprawie_niemiec_i_polski
    I. Teheran – listopad i grudzień 1943r.
    II. Jałta – od 4 do 11 lutego 1945r.
    b) Polska:
    – Powołanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej
    – Zatwierdzenie przebiegu polskiej granicy wschodniej wzdłuż linii Curzona
    – Odrzucenie alianckich postulatów włączenia do Polski Lwowa
    – Potwierdzenie zasady rekompensaty terytorialnej dla Polski kosztem Niemiec, ustalając znaczny przyrost terytorialny na północy i zachodzie
    III. Poczdam – sierpień 1945r.
    b) Polska:
    – Przyznanie Polsce Szczecina i ziem na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, obszar byłego Wolnego Miasta Gdańska i południową część Prus Wschodnich
    – Ustalono, że nastąpi wysiedlenie Niemców z ziem przekazanych Polsce
    – Rzeczpospolita miała także otrzymać 15% reparacji wojennych przyznanych ZSRR (punkt ten nie został nigdy zrealizowany)

    Druga Jałta – nowy rozbiór Polski.
    USA sprzedają Polskę? Gwózdz dla Uni Europejskiej. Wg USA trzeba to rozbić bo zagraża Stanom Ameryki.
    USA zawsze były ponad ŚWIATEM. Istnieje coś takiego „BEZPIECZEŃSTWO NARODOWE” – dotyczy tylko USA, TAM JEST MÓJ INTERES – USA.
    Gdzie rozmowa o wizach dla POLAKÓW???

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy