Dzień hańby opozycji

Zapiski polityczne
21 czerwca 2003 r.

Znakomity autor Piotr Kuncewicz przytoczył w kolejnym ciekawym felietonie w „Aneksie” obrzydliwą anegdotkę, niestety pasującą jak ulał do tej o obrzydliwości polskiej sceny politycznej, jaką chcę dzisiaj opisać. Cytuję:
„W g… mieszkają dwa robaczki, tatuś i synek. Synek pyta: – Czy w jabłkach też żyją robaczki ? – Naturalnie – odpowiada tatuś. – A w gruszkach, w śliwkach? – pyta dalej synek. – Oczywiście, też. – No to dlaczego my siedzimy w g…? – Bo to, widzisz synku, jest nasza ojczyzna”.
Straszna jest to analogia, ale jakże boleśnie prawdziwa. Mogliśmy tego doświadczyć, uczestnicząc bezpośrednio jako posłowie w Sejmie lub widzowie patrzący na przekaz telewizyjny. Mówię o dniu wielkiej hańby opozycji parlamentarnej w debacie nad wotum zaufania dla rządu, które -zgodnie z konstytucją – zgłosił premier Leszek Miller.
O premierze często gęsto nawet wśród ludzi SLD mówi się źle. Że niby taki nieudolny. Prawda jest inna. Oto premier Miller w ciągu niespełna dwóch lat wygrał z olśniewającym sukcesem wybory, następnie opanował grożące krajowi bankructwo wywołane nieudolną i nieuczciwą gospodarką prowadzoną w poprzednich latach przez elity polskiej prawicy politycznej, której spora część po doznanej druzgocącej klęsce wyborczej dokonała aktu renegacji z macierzystych – i, bywało, zasłużonych dla kraju – partii, tworząc nowe twory wyborcze, które mimo upływu czasu nie przełknęły goryczy poniesionej porażki i dławiąc się z bezsilnej wściekłości plują obrzydliwymi jadami w stronę zwycięskiej lewicy. Trzeba przyznać, że ona nie utrudnia im tych pokazów, popełniając spore błędy w rządzeniu krajem.
Następnie, gdy już klęska bankructwa została zażegnana, premier Miller skutecznie pokierował wygranym przez lewicowy rząd referendum akcesyjnym do Unii Europejskiej i zaraz potem skorzystał z konstytucyjnego uprawnienia, zgłaszając do Sejmu RP wniosek o wotum zaufania. Wygrał to głosowanie tak zwaną większością konstytucyjną. Zanim tak się stało, opozycja przeprowadziła na samego premiera i na rząd lewicowej koalicji atak, który można bez obawy o przesadę uznać za dzień hańby polskiej prawicy politycznej.
Zanim to omówię, chcę zapytać czytelników, czy to pasmo powtarzających się sukcesów premiera i jego rządu może być dowodem na niemrawość w rządzeniu czy też świadczy o kolosalnej odpowiedzialności za kraj i niebywałej sprężystości wszelkich poczynań w sprawowaniu władzy. Należy- gwoli prawdy – dodać, że były, są i będą zapewne nadal także spore kłopoty, a nawet klęski w sprawowaniu tej władzy, dla kraju per saldo pożytecznej.
O ile samo poddanie się ocenie Sejmu, czyli ów wniosek o wotum zaufania, było dowodem odwagi premiera, to debata natychmiast po rozpoczęciu nabrała obrzydliwego charakteru. Opozycyjni posłowie – z których wielu jeszcze dwa lata temu ponosiło pełną odpowiedzialność za fatalne rządzenie Polską – prześcigali się w oblewaniu premiera wiadrami pomyj, a nawet tego g… z panakuncewiczowej bajeczki o robaczkach. Kłamstwo goniło kłamstwo, obmowa obmowę, obelga obelgę. Momentami te obrzydliwe wystąpienia śmieszyły, szczególnie gdy niedawni, skandalicznie nieudolni ministrowie stawiali zarzuty złego rządzenia lub gdy znana przed laty komunistyczna podżegaczka do bicia Żydów teraz znowu brała się do dzieła zniszczenia ludzi uczciwych.
Oczywiście, zawsze i wszędzie debaty polityczne bywają brutalne, jednakże ludzie podejmujący tak całkiem niedawno decyzje, po których jeszcze nie wyschły łzy w wielu polskich domach i rodzinach, teraz ustrojeni w piórka rozumu i prawości zadawali premierowi pytania oraz stawiali zarzuty jawnie fałszywe i świadomie nieuczciwe.
Atmosfera w sali sejmowej także była bardzo przykra, gdyż rozlegały się raz po raz jakieś pokrzykiwania i urągania, ale trudno było się dziwić, bo obrzydliwość rozgrywanych porachunków przez zbankrutowaną prawicę skłaniała do takich zachowań. To nie po raz pierwszy ludzie odpowiedzialni za totalną klęskę milionów Polaków udawali, że ich nie było u żłobu władzy jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Oskarżenia kierowały się nie pod adresem tych, którzy zostawili kraj i po przegraniu wyborów na granicy upadku w bagno niewypłaconych emerytur i wszelkich świadczeń opiekuńczych, w topiel ogromnych długów na każdym ważnym odcinku finansów państwa. Nie, skądże, ich tu nie było, nie rządzili, nie promowali swoich złodziejskich koleżków na stanowiska, nie dawali tysięcy posad nieudacznikom. Czyści, wspaniali, postrojeni w togi zbawców ojczyzny grzmieli z trybuny sejmowej bez wstydu i umiaru.
Jak kiedyś Aleksander Bocheński napisał „Dzieje głupoty”… polskiej, tak teraz jakiś skrzętny badacz mógłby z samych tylko wypowiedzi posłów sejmowej prawicy spisać grubą księgę „hańby opozycji”.
Premier Miller zadziwił mnie na samo zakończenie tego upiornego widowiska. Sądziłem, że będzie się wdawał w polemiki, prostował kłamstwa, na obelgi reagował gwałtownie, słuchaczom objaśniał prawdę o sprawach państwa. W jego końcowym wystąpieniu było nieco wyjaśnień i sprostowań, ale zaimponował mi premier tym, co usłyszałem: „Po pierwsze, pragnę powtórzyć, że przedstawiona przeze mnie oferta współpracy ze wszystkimi siłami parlamentarnymi jest nadal aktualna…Wiele słów, które padły, ma ciężar kamieni i po prostu rani; także mnie, choć uważa się, że mam skórę ze stali. Ale dalej wierzę, że walka i rywalizacja polityczna nie musi przesłonić nam celów najważniejszych. Dalej wierzę, że jest możliwa współpraca… I niezależnie, co kto jeszcze powie i jakim rzuci kamieniem, pozostanę głęboko w swoim przekonaniu. Jesteśmy bowiem w takiej sytuacji, w takim historycznym momencie, że trzeba wiele odrzucić, żeby zbliżyć się do siebie. Ja po raz kolejny to deklaruję”.
Takiej deklaracji nie mógłby złożyć byle jaki politykier. Trzeba być mężem stanu, by zdobyć się na taką wyrozumiałość dla cudzych słabości, by postawić dobro Polski ponad własnymi urazami. Leszek Miller tą deklaracją dobrej woli zdobył rangę wybitnego męża stanu.
Stary poeta Trembecki napisał: „Cóż psów szczekanie wadzi jasności księżyca”. Pasuje jak ulał

 

Wydanie: 2003, 27/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy