Esperanto lepsze niż angielski

Esperanto lepsze niż angielski

W 2004 r. Parlament Europejski głosował nad wspólnym językiem dla Europy. Żaden z ważniejszych języków nie uzyskał nawet 10% głosów. Za esperantem opowiedziało się 43% eurodeputowanych

Obowiązujący w UE system równorzędności wszystkich języków państw członkowskich jest bardzo uciążliwy, kosztowny, tylko pozorny i praktycznie nie zdaje egzaminu, ponieważ powszechna jest, choć utajona pod pojęciem lingua franca, dominacja języka angielskiego.
Próbą zaradzenia temu było przeprowadzone w kwietniu 2004 r. głosowanie w Parlamencie Europejskim w sprawie ustalenia języka wspólnego dla całej Europy. żaden z ważniejszych języków europejskich nie uzyskał nawet 10% głosów. Za esperantem zaś opowiedziało się aż 43% eurodeputowanych.
Nasuwałby się więc logiczny wniosek, że parlamentarzyści UE będą zmierzać w kierunku stopniowego wprowadzania do obrad parlamentu właśnie języka esperanto. Wbrew temu jednak zaczęto głosić koncepcję wielojęzyczności jako najlepszego dla UE rozwiązania. Powołano specjalnego komisarza ds. wielojęzyczności – Leonarda Orbana (obecnie jest to Androulla Vassiliou), a także komisję ekspertów złożoną z wybitnie tendencyjnych przedstawicieli British Council, Instytutu Goethego i Ośrodka Upowszechniania Kultury i Języka Francuskiego.
Komisja ta zaleciła, aby wszyscy Europejczycy całe życie uczyli się języków, by mogli się ze sobą wzajemnie komunikować. Zaleciła też, by wzorem Józefa Conrada-Korzeniowskiego Europejczycy język angielski traktowali jako własny.
Wymowa tych zaleceń jest bardzo czytelna i zmierza do zapewnienia

dominującej pozycji językowi angielskiemu.

W podobnym duchu przyjęta została też Rezolucja Parlamentu Europejskiego z 24 marca 2009 r. w sprawie wielojęzyczności: atut dla Europy i wspólne zobowiązanie.
System wielojęzyczności jest utopijną mrzonką i chyba nawet głoszący tę koncepcję nie wierzą w możliwość jej zrealizowania. Większość ludzi nie jest w stanie nauczyć się więcej niż jednego obcego języka.
System wielojęzyczności wymyślony został rzekomo dla zachowania dorobku kulturowo-językowego wszystkich narodów. W rzeczywistości zaś, ustanawiając dominację języka angielskiego, jest bardzo poważnym zagrożeniem i niebezpieczeństwem dla różnorodności kulturowej Europy.
Wielojęzyczność stanowi też bardzo poważną przeszkodę w efektywnym rozwoju ekonomicznym krajów europejskich. Spowodowane jest to głównie nieuczciwą przewagą konkurencyjną wynikającą z dominacji języka angielskiego.
Za dominacją języka angielskiego nie stoją żadne racjonalne przesłanki, ale wyłącznie względy polityczne. Język angielski jest językiem trudnym w mowie i piśmie nawet dla rodowitych Anglików. Istnieje wiele odmian tego języka, znacznie różniących się między sobą wymową i pisownią. O jego trudności świadczyć może i to, że zawiera on aż 180 czasowników nieregularnych. Nawet po 2 tys. godzin nauki tego języka przeciętny Japończyk czy Chińczyk nie potrafi się w tym języku porozumieć. Tymczasem wystarczy tylko 250 godzin nauki esperanta, aby mieszkańcy Azji mogli swobodnie rozmawiać w tym języku. Badania znajomości języków obcych przeprowadzone w krajach zachodnioeuropejskich wykazały, że tylko 7% ludności poprawnie zrozumiało średniej trudności tekst w języku angielskim.

Koszty wielojęzyczności

w UE są przeogromne. Ogólne koszty nauki języków obcych (głównie języka angielskiego), tłumaczeń i konsekwencji błędnych tłumaczeń w UE w 2005 r., jak obliczył to węgierski naukowiec Áron Lukásc w opracowaniu pt. „Ekonomiczne aspekty nierówności językowej”, wynosiły około 350 mld euro rocznie, co stanowiło więcej niż 3% PKB w UE.
W 2005 r. tłumaczenie na ponad 20 języków UE objęło 1,48 mln stron dokumentów. Tłumacze nie nadążali z pracą i powstawały ogromne zaległości.
Duża grupa polityków tylko udaje, że włada angielskim. W rzeczywistości nie potrafi prowadzić dyskusji politycznych w tym języku. Wielu europosłów nieznających biegle języka angielskiego próbuje, tak jak potrafi, uchwycić sens tłumaczenia różnych dokumentów. Powstaje przy tym ryzyko fałszywego zrozumienia i przekłamywania treści, a ponieważ dopuszcza się dokonywanie tłumaczeń z tłumaczeń, popełniony błąd dalej się rozwija.
Jako przykład błędnego przetłumaczenia może posłużyć bardzo ważny dla UE traktat z Maastricht, którego 253 strony musiały zostać wycofane z bibliotek i księgarń po stwierdzeniu ogromnych rozbieżności w tekstach różnych wersji językowych. Trzeba było ponownie całość dokładnie przetłumaczyć. Takich przykładów jest bardzo dużo.
Za koniecznością wprowadzenia jednego wspólnego, neutralnego języka przemawiają też względy bezpieczeństwa. W licznych w świecie katastrofach ratownicy w szczególnych sytuacjach stresowych mają ogromne problemy z komunikowaniem się po angielsku. Np. podczas akcji ratowniczej promu „Estonia” w 1994 r. występowały ogromne trudności w porozumiewaniu się między załogami ratunkowymi z różnych krajów, co niezmiernie utrudniało pracę i powodowało duże zagrożenie nawet dla ratowników.
Proces integracji Europy jeszcze się nie zakończył, w kolejce do wspólnej Europy czekają następne kraje. Wiąże się to z koniecznością rozszerzenia liczby równoważnych języków, a co za tym idzie zwiększenia liczby tłumaczy, objętości tłumaczonych tekstów i dalszego wzrostu kosztów związanych z wielojęzycznością.
Pogląd, jakoby panowanie języka angielskiego było już powszechne i stałe, jest mylny. Na przestrzeni naszych dziejów było wiele języków dominujących, których panowanie się skończyło. Skończy się też dominacja języka angielskiego. Prognozy przewidują nawet, że za ok. 20 lat Chiny zdystansują USA i przejmą wiodącą rolę w świecie. W takim przypadku

przyjdzie nam się uczyć chińskiego,

jeśli wcześniej nie postawimy na esperanto. Chińczycy w przeciwieństwie do Europejczyków są pozytywnie nastawieni do esperanta jako języka międzynarodowego.
Trudno zrozumieć polskich polityków, naukowców i w ogóle ludzi światłych, którzy godzą się na degradację języka ojczystego. Zupełnie nieracjonalne jest też lekceważenie esperanta, które w Polsce się narodziło i jest naszym skarbem narodowym, a jego upowszechnienie przyniosłoby Polsce wiele wymiernych korzyści i byłoby dla nas ogromnym splendorem. Prof. Tadeusz Kotarbiński powiedział: „Esperanto jest najgenialniejszym połączeniem logiki i prostoty”, a japoński przemysłowiec Etsuo Miyoshi: „Opatrzność dała wam Zamenhofa, esperanto jest wszędzie na świecie znane jako polski wynalazek”. Czy już tylko te dwie wypowiedzi nie powinny być dla Polaków najlepszym wskazaniem, aby przewodzili w upowszechnianiu esperanta w świecie? Niestety jest akurat odwrotnie. Esperanto w Polsce jest najmniej znane i popularne.
Esperanto wśród polityków Unii Europejskiej też nie ma wielu zwolenników. Parlamentarzyści na ogół znający język angielski zainteresowani są utrzymaniem swej uprzywilejowanej pozycji, nie mają ochoty uczyć się nowego języka i nie zależy im na tym, aby wszyscy ludzie

mogli się ze sobą łatwo porozumiewać.

Lingwiści oceniają, że w ciągu najbliższych 100 lat bardzo realne jest całkowite zniknięcie około tysiąca różnych języków. Potwierdzeniem tego może być obserwowane już obecnie w Szwecji zjawisko, że w różnych okolicznościach przestaje się używać języka ojczystego na korzyść angielskiego. Nawet szwedzkie urzędy ds. ochrony języka zaniepokojone są tym, że całe dziedziny mogą zostać pozbawione możliwości używania języka szwedzkiego.
Takie zagrożenie istnieje dla wszystkich krajów europejskich. Aż dziwne, że tego nie dostrzegają krótkowzroczni politycy. Nie próbują przeciwstawiać się temu niebezpieczeństwu, a nawet akceptują i godzą się na angielską dominację.
Jeden wspólny, ale neutralny język może w znacznym stopniu ułatwić rozwijanie stosunków ekonomicznych w świecie, szczególnie z USA, a w przyszłości także z dynamicznie rozwijającymi się Chinami i Indiami.
Wielu lingwistów, naukowców, pisarzy i laureatów Nagrody Nobla entuzjastycznie wspierało esperanto i stwierdzało, że tylko esperanto może zapewnić Europie poszanowanie jej kulturowej różnorodności i bogactwa językowego.
Rezolucje UNESCO z 1954 i 1985 r. zalecały państwom członkowskim wprowadzenie do programów szkolnych nauczania języka esperanto. Najwyższy więc czas, by te rezolucje zacząć wprowadzać w życie. Jeśli tego w niedługim czasie nie zrobimy, tylko biernie będziemy się przyglądać rozszerzającej się dominacji języka angielskiego, a nawet ją aprobować, to w niedługim czasie powtórzy się i u nas sytuacja, jaka obecnie istnieje w Szwecji – język polski zacznie zanikać i coraz powszechniejsze będzie panowanie języka angielskiego, czego pewne symptomy nawet dzisiaj są widoczne na ulicach polskich miast.
Gdyby udało się Europie, zachowując języki narodowe, wprowadzić neutralny język esperanto ułatwiający porozumiewanie się, to poza ogromnymi oszczędnościami finansowymi stworzono by warunki do naprawdę harmonijnej, przyjacielskiej współpracy wszystkich narodów.

Autor jest mgr. ekonomii, komandorem porucznikiem w stanie spocz., członkiem UEA (Światowego Związku Esperantystów), korespondentem kwartalnika „Mikrofone” Esperanckiej Redakcji Chińskiego Radia, propagatorem esperanta.

Wydanie: 2010, 23/2010

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy