Granice władzy rodzicielskiej

Granice władzy rodzicielskiej

Relacja między rodzicem a dzieckiem nie jest relacją właściciela i niewolnika

Większość z nas zgodzi się zapewne, że każdy człowiek powinien mieć prawo myśleć to, co zechce – nawet jeśli żywi przekonania nierozumne. Nie ma wprawdzie powszechnej zgody co do tego, czy powinniśmy mieć prawo do nieskrępowanego, publicznego głoszenia wszelkich swoich poglądów, lecz niemal nikt nie podaje w wątpliwość nieograniczonego prawa rodziców do przekazywania swoich poglądów własnym dzieciom.
Czy słusznie? Czy zgoda na posiadanie i wyrażanie przekonań nierozumnych powinna się rozciągać na prawo do przekazywania tych przekonań dzieciom? Czy prawo rodziców do wychowywania dzieci w zgodzie z własnym systemem wartości należy interpretować tak, iż wynika zeń prawo do narzucania dzieciom poglądów nieracjonalnych i niedorzecznych?
Wydawać by się mogło, że każda propozycja ograniczenia swobody rodziców w tym zakresie stanowi

pogwałcenie podstawowych praw

człowieka i cofa nas do totalitarnej wizji państwa. Jeśli jednak skonfrontujemy prawo rodziców do przekazywania dziecku żywionych przez siebie poglądów z prawem dziecka do bycia wychowywanym z poszanowaniem jego własnych potrzeb i interesów, a nie tylko interesów dorosłych członków społeczności, sprawa staje się mniej oczywista.
Jaki bowiem interes dziecka mają na uwadze ci, którzy wychowują je w przekonaniu zgodnym z naukami naczelnego muftiego Arabii Saudyjskiej, że Ziemia jest płaska, a ten, kto myśli inaczej, jest przyjacielem szatana? Jaki interes dziecka bierze pod uwagę rodzic, gdy kierując się wskazaniami rabinów jerozolimskich, zabrania mu oglądania filmu „Park Jurajski”, bo z jego akcji wynika, że na Ziemi 60 mln lat temu żyły dinozaury, a przecież Pismo powiada, że Bóg stworzył świat 6 tys. lat temu? Jaki interes dziecka uwzględnia rodzic zabraniający dziecku uczestnictwa w lekcjach, podczas których przedstawiana jest teoria ewolucji – jak to się dzieje w setkach amerykańskich szkół?
Podstawowym interesem dziecka jest nauczenie się myślenia zapewniającego mu taką orientację w przestrzeni przyrodniczej i społecznej, która jest warunkiem trafności dokonywanych wyborów, skuteczności podejmowanych działań i realności zamierzeń. Wymaga to uzyskania pewnego zasobu informacji dotyczących prawidłowości, którym podlegają zjawiska otaczającego nas świata: przyrodnicze i społeczne, fizyczne i mentalne. Równie ważne jest wyposażenie dziecka w znajomość metod, procedur i kryteriów, pozwalających mu odróżnić informacje zasługujące na zaufanie od tych, które wiarygodne nie są. Takie procedury i kryteria od wielu wieków stosowane są w nauce – nie ma ich w żadnym systemie wierzeń religijnych.
Dzieci mają prawo do nieokaleczania ich umysłów przez niemądre przekonania dorosłych członków społeczności. Dorośli, a w szczególności rodzice, nie mają prawa do

ograniczania horyzontów umysłowych

dzieci, do wychowywania ich w atmosferze dogmatów i zmuszania do podążenia drogą, którą dla nich wybrali. Społeczeństwo zaś ma obowiązek bronienia dzieci przed każdym, kto narusza ich podstawowe interesy.
W Stanach Zjednoczonych amisze, chasydzi, świadkowie Jehowy i ortodoksyjni muzułmanie mają prawo do przekazywania dzieciom swojego systemu wartości. Uprawnienie to rozciąga się na prawo do nauczania dzieci w domu, z czego korzysta ok. 1 mln rodzin. W szkołach prowadzonych przez działające w USA związki religijne pozwala się na nauczanie wszystkich przedmiotów na „swój własny sposób”, co m.in. oznacza przyzwolenie na nauczanie zgodne z dosłownym odczytaniem Biblii. W 1972 r. Sąd Najwyższy USA przyznał amiszom prawo do ograniczenia przysługującego ich dzieciom prawa do nauki, argumentując w taki oto sposób: „Przymusowa nauka szkolna po ukończeniu 16. roku życia stanowi poważne zagrożenie dla wspólnoty amiszów i przestrzeganych w ich kulturze praktyk religijnych”. Troska o zachowanie „stanu posiadania” przez tę niewątpliwie malowniczą sektę, połączona ze źle pojętą polityką wielokultorowości spowodowała, że sędziowie całkowicie zignorowali interes dzieci, polegający na dostępie do wszelkich informacji na temat otaczającego je świata, jakie daje współczesna nauka.
Czy uprawnienia te chronią interesy dzieci? Wręcz przeciwnie. Są wyrazem osadzonego głęboko w tradycji przyzwolenia na duchową opresję. W XXI w. rodzice i inni dorośli wciąż mają prawo do „molestowania religijnego” dzieci i do gwałtu na ich umysłach.
Powie ktoś, że dzieci dorośleją i mogą wówczas odrzucić wszystkie wcześniejsze przekonania, jeśli uznają je za niesłuszne czy fałszywe. To tylko częściowa prawda. Stosunkowo łatwo można odrzucić wiarę w to, że ziemia jest płaska, gdy wejdzie się w posiadanie odpowiedniej wiedzy naukowej, trudniej jednak

zmienić nawyki myślowe,

reakcje emocjonalne i postawy. Ktoś, kogo wychowano w przekonaniu, że seks jest czymś grzesznym, może nigdy nie nauczyć się inaczej myśleć o tej stronie ludzkiego życia.
Od czasów Kanta zasada, by każdego traktować jako cel, nie zaś jako środek do celu, jest niekwestionowanym postulatem wszystkich systemów etycznych. Zasada ta w równym stopniu dotyczy dorosłych, jak i dzieci. Relacja między rodzicem a dzieckiem nie jest relacją właściciela i niewolnika. Dziecko nie jest także częścią rodzica. Podobnie jak nie zgodzilibyśmy się na zwolnienie rodzica z odpowiedzialności za podanie dziecku trucizny, nie możemy zgodzić się na zatruwanie jego umysłu.
Rodzicom nie powinny przysługiwać żadne nadzwyczajne uprawnienia wobec dzieci. Nikt nie powinien mieć prawa kierować życiem innego człowieka, nawet gdy życzy mu jak najlepiej. Dzieci mają własne interesy niezależne od interesów rodziców. Wielu prawników, psychologów i pedagogów proponuje wręcz, by zaniechać stosowania pojęcia władzy rodzicielskiej, a zacząć mówić o rodzicielskim przywileju sprawowania pieczy nad dzieckiem. Przywilej ten różni się od władzy tym, że nie jest bezwarunkowy. Ten, komu jest dany, podlega swego rodzaju próbie: Jeśli jej nie sprosta, przywilej będzie cofnięty. Przywilej sprawowania pieczy oznaczałby zgodę na karmienie, ubieranie, kształcenie i w pewnym zakresie dyscyplinowanie dziecka, ale nie dawałby zgody na łamanie jego prawa do samookreślenia. Mówiąc o władzy, również władzy rodzicielskiej, najpierw myślimy o sobie, o tym, co dla nas jest najważniejsze. Mówiąc o pieczy, myślimy przede wszystkim o tym, co jest dobre dla dziecka.

 

Wydanie: 2007, 32/2007

Kategorie: Obserwacje

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 9 stycznia, 2019, 02:37

    Mam pytanie jeśli jestem osobą nie pełno letnia wiadomo młody dziecko bla bla w oczach dorosłego, czy jeśli mój tata wyjmnie mi wkładkę do drzwi od zamka to jest naruszanie mojej prywatności czyli że po prostu jeśli się zamykam w pokoju nie życzę sobie przebywania tej osoby w tym pokoju a została mi ta możliwość odebrana to jest pogwałcenie mojego prawa

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy