Hierarchowie wobec zbrodni ludobójstwa

Hierarchowie wobec zbrodni ludobójstwa

Na Kresach Południowo-Wschodnich dokonał się najbardziej barbarzyński akt etnicznej zagłady w historii Polski

Prawda jest fundamentem chrześcijaństwa, humanizmu, stanowi podstawę do badań historycznych, dotąd w dziejach żadnego narodu nie dało się jej ukryć. Można natomiast prawdę pomijać, relatywizować, jeśli jest to wygodne dla ideowego przesłania rządzących. Pod naciskiem polityki historycznej przyjmowany jest przez niektórych hierarchów nieprawdziwy obraz czasu ludobójczych działań Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i jej zbrojnej formacji, tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), na Kresach Wschodnich II RP podczas II wojny światowej.
Kresowianie domagają się prawdy, czekają na rozliczenie problemu moralnego, dlatego analizują wypowiedzi hierarchów na temat tej tragedii, z której dotąd nie potrafią się wyzwolić i zapomnieć o ofiarach ku pamięci i przestrodze.
W 1999 r. abp Henryk Muszyński zapowiedział, że Kościół polski wystąpi do Kościołów Litwy i Ukrainy z gotowością przebaczenia wzajemnych krzywd. W ślad za tym nastąpiła wymiana listów i spotkań z reprezentantami wiernych Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie, w wyniku których opublikowano przyjętą formułę o wzajemnym przebaczeniu i pojednaniu.
Biskupi uznali, iż „obie strony mają wiele na sumieniu”, winą najpierw obciążyli Polaków za: polonizację, pacyfikację z 1930 r. i akcję „Wisła”. Przewodniczący Episkopatu Polski, abp Józef Michalik, wprawdzie przypomniał, że „Wielu Polaków nie chce Ukraińcom zapomnieć rzezi wołyńskiej z 1943 r., kiedy korzystając z przyzwolenia Niemców, UPA wymordowała kilkadziesiąt tysięcy Polaków”, ale zastrzegł, że nie chce liczyć, kto bardziej winny, kto zaczął, kto więcej wycierpiał, tym samym świadomie lub nieświadomie cierpienie zbilansował. Zawężanie problemu do Wołynia,

zaniżanie liczby ofiar,

obciążanie winą Niemców, partyzantów radzieckich i polskich jest żywcem wzięte z arsenału propagandy postounowskiej wypracowanej w diasporze. Abp Michalik tak w nią wierzy, że zabrania instalowania tablic inskrypcyjnych poświęconych ofiarom OUN-UPA na terenie archidiecezji przemyskiej, tym samym wspiera kłamstwo historyczne o „wzajemnych krzywdach”.
Prymas Józef Glemp w liście do kard. Lubomyra Huzara 7 sierpnia 2004 r. napisał: „Uparte polonizowanie ruskiej ludności dzisiejszej Ukrainy poprzedzało rusyfikację, co było ogromną krzywdą dla ludności zamieszkującej Ukrainę. Krzywdy nagromadzone przez stulecia wybuchły gwałtowną zemstą i mordami, zwłaszcza że postawa nienawiści była sprytnie wykorzystywana przez politykę państw trzecich”.
Jaką politykę państw trzecich miał na uwadze ksiądz prymas? Podczas ostatniej wojny, gdy zbrodnia miała miejsce, występowały tylko dwie strony – wielka koalicja antyhitlerowska i faszystowskie Niemcy z sojusznikami, do których od przedwojnia należała OUN.
Na spotkaniu modlitewnym w Pałacu Prezydenckim 27 kwietnia 2007 r., z okazji rocznicy rozpoczęcia operacji „Wisła”, prymas Glemp powiedział: „Dzisiaj odnosimy się do krzywd zadawanych Ukraińcom przez Polaków, bardzo często spowodowanych dyktatem trzeciego imperium, a działania te nazwano ťWisłaŤ. Przypomina to biblijne wygnanie narodu wybranego do Babilonu”. Człowiek religijny, świadek szaleństwa upowskiego, staje przed dylematem i pyta: jakiej sprawie służy tendencyjność sformułowań, oskarżanie Polaków i fałszowanie naszych życiorysów? Ocaleni z pogromu kresowianie i kombatanci, którzy po wojnie przeciwdziałali inwazji UPA na tereny powojennej Polski, zostali zaszokowani nieznajomością historii w ogóle, a zagadnień historii najnowszej w szczególności. Nie mniej szokuje bezkrytyczne przyjęcie zakłamanej ukraińsko-nacjonalistycznej optyki wydarzeń na Kresach Południowo-Wschodnich II RP. Zaniepokojeni jesteśmy faktem, że agitacja postounowska i na tym polu zbiła polityczny kapitał.
Ukraińska nacjonalistyczna historiografia na różne sposoby usprawiedliwia mordy masowe dokonane przez OUN-UPA właśnie rzekomą polonizacją,

winą obciąża II Rzeczpospolitą,

politykę rządu emigracyjnego, a za operację „Wisła” rząd komunistyczny.
Kiedy miałaby być polonizowana ludność ruska? Wygląda na to, że w okresie między I a II wojną światową, bo chyba nie w czasie zaborów. Spolonizowanie ponad 2 mln ludzi w tak krótkim czasie graniczy z cudem, zważywszy że do wojny ludność na tych terenach żyła w prawdziwej harmonii ekumenicznej. Ukraińcy w II Rzeczypospolitej byli równoprawnymi obywatelami, mieli prawo do oświaty, własnej kultury i prawa polityczne. Krzywdy, na które powołuje się prymas, winny być wyszczególnione.
Stanowisko hierarchów wobec rzezi Polaków dalekie jest od zrozumienia fundamentalnej normy moralnej, ma niewiele wspólnego z etyczną wrażliwością, a nawet ze zdrowym rozsądkiem. Nie takiej postawy oczekiwano. Patriotycznie wychowane pokolenie kresowych Polaków, wśród nich wielu kombatantów odchodzi w przekonaniu, że nie dąży się do rozwiązania problemu moralnego, że celowo w sposób zakłamany interpretuje się tak ważny fragment historii w stosunkach polsko-ukraińskich.
W świetle odradzającego się ukraińskiego nacjonalizmu w Polsce i na Ukrainie do wypowiedzi hierarchów przywiązuje się wagę. Kresowianie chcą wiedzieć, jak traktuje się ich dramat, wszak należy on do historii, lecz wciąż ma wymiar współczesny, gdyż jest obecny w życiu Polaków. Gdzie leży przyczyna tuszowania upowskiego ludobójstwa? Niewątpliwie mocarstwo zza oceanu, realizując swój cel polityczny, potrzebuje antyrosyjskiego, ukraińskiego nacjonalizmu, jednakże Kościoły winny być instytucjami apolitycznymi.
Eksponenci OUN bez przeszkód działający w Polsce zdołali przekształcić zbrojne bandy w ruch narodowowyzwoleńczy i postawić znak równości pomiędzy ludobójcami a ich ofiarami. Winę za istniejący stan rzeczy ponoszą fałszywe „autorytety” oraz zakłamywacze prawdy historycznej, niemający wiedzy o historii OUN, ekstremizmie UPA i „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”.
Teorii usuwania „czyżyńców” nie wymyślili Polacy. Rzeź ludności polskiej na ziemiach „etnicznie ukraińskich” OUN przewidziała już w 1929 r.
Utworzenie soborowego państwa ukraińskiego miało nastąpić w wyniku „rewolucji narodowej”. Czas ten nadszedł podczas okupacji niemieckiej w 1942 r. po zlikwidowaniu przy wydatnej pomocy policji ukraińskiej ostatniego getta na Wołyniu, a oczekiwany kres barbarzyństwu położyła operacja „Wisła”.
Wydawać by się mogło, że przypominanie tak wielkiego nieszczęścia jest świętym obowiązkiem Kościoła, ogromu zbrodni dokonanej ze szczególnym okrucieństwem nie wytłumaczy się polonizowaniem, błędami polityki polskiej czy innymi zaszłościami historycznymi. W nauce prawa w etyce chrześcijańskiej i ogólnoludzkiej nie istnieją przyczyny, które mogłyby usprawiedliwiać ludobójstwo. Przecież zamordowano ok. 200 tys. Polaków, nie licząc Żydów, Rosjan i innych narodowości, w tym także Ukraińców.
Ustępliwe stanowisko prymasa budzi zdumienie polskich katolików i obawy. To oczywiste. Sprawców i inspiratorów de facto rozgrzeszono bez aktu ekspiacji, można tylko pogratulować postounowskim propagandzistom tak łatwego zwycięstwa w sferze moralnej.
Zbrodnia udokumentowana zbrodnią pozostanie, nie można jej minimalizować, sprowadzać do „wyrównania wzajemnych krzywd” i tuszować, gdyż ona w świadomości Polaków trwać będzie jeszcze przez wiele pokoleń i bez ujawnienia jej rozmiarów nie zamknie się dziejów stosunków polsko-ukraińskich na poziomie społeczeństw. Prawda o banderowszczyźnie stanowi

wstrząsający przykład zła,

które należy potępić, a nie usprawiedliwiać, tym bardziej że upiory, tak jak przed wojną, mają wsparcie Cerkwi greckokatolickiej i w części prawosławnej na Wołyniu. Czystkę etniczną na Kresach Południowo-Wschodnich i po wojnie w nowych granicach Polski, prokuratorzy ścigania zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu IPN w piśmie z 7 września 2006 r., znak KO 90-06, skierowanym do SUOZUN we Wrocławiu, zakwalifikowali jako ludobójstwo.
Opublikowany w czerwcu 2005 r. list hierarchów o wzajemnym przebaczeniu i pojednaniu był wielką niewiadomą, nie wyjaśnił, dlaczego potrzebne jest pojednanie i komu mamy wybaczyć. Jakim Ukraińcom? W domyśle biskupi bez żadnych warunków pojednali się z ounowcami, banderowcami, ochotnikami z dywizji Waffen-SS „Galizien” i kapelanami tych formacji, bo tyko oni odpowiadają za masakrowanie ludności polskiej. Żyjący członkowie OUN-UPA nie mają poczucia winy, nie dokonali i nie zamierzają dokonać chrześcijańskiego rachunku sumienia ani przyznać się do popełnionych zbrodni, a ich spadkobiercy nie odcięli się od faszystowskich ideologii – dla nich UPA to „cześć i duma Ukrainy” – proceder działań ludobójczych przedstawiono jako czyny bohaterskie.
W tym stanie rzeczy pojednanie oparte na kłamstwie nie jest żadną wartością. Nie ma analogii między formułą „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” skierowaną przez biskupów polskich do biskupów niemieckich, gdyż tam miało miejsce spełnienie warunku potępienia zbrodni hitlerowskich. Stawianie pomników oprawcom w Niemczech jest wykluczone. Niemieccy chrześcijanie zainicjowali akcję „Znaki pokuty”.
Na wygodną dla nacjonalistów ukraińskich formułę powołują się urzędnicy Juszczenki i wybielacze OUN-UPA w Polsce. Ofiary, które mają prawo wyłącznie do wybaczania, mogłyby przyjąć wspomnianą formułę, gdyby kardynałowie rozliczenie historii i jednostronne odpuszczenie win rozpoczęli od potępienia odpowiedzialnych za holokaust organizacji, wyznających zbrodniczą ideologię. Tak się nie stało, tym samym pojednanie z ounowcami oddala się.
Przyjęcie sprzecznej z faktami postounowskiej tezy o winie obu stron uwiarygadnia pozycję kontynuatorów tradycji OUN,

spycha w niepamięć zbrodnie

ukraińskiego faszyzmu.
Na Kresach Południowo-Wschodnich dokonał się najbardziej barbarzyński akt etnicznej zagłady w historii Polski, przygotowany propagandowo przez OUN i zrealizowany przez tzw. UPA i ochotników z dywizji SS „Galizien” w czasie II wojny światowej, nie ma żadnej symetrii, jak usiłuje się wmówić społeczeństwu. Ubolewamy, że tak ważna kwestia moralna została podporządkowana celom politycznym.
Kardynałowie piszą: „Wpływ papieskiej pielgrzymki (na Ukrainę) pozwolił na wspólne oddanie hołdu ofiarom bratobójczych konfliktów”. Określenie jednostronnej rzezi mianem „bratobójczych konfliktów” lub „polsko-ukraińskich konfliktów” umacnia pogląd o obopólnej winie, jest to potrzebne spadkobiercom OUN. Mimo wielu dokumentów w archiwach kościelnych zataja się sprawców, a winy przerzuca na naród ukraiński, niesłusznie, bo sprawcy swoją nazwę mają. Oba narody nie żywią do siebie wrogości, na równi ponosiły straty i ofiary z powodu napaści Niemiec, łączy nas wspólna walka z faszyzmem. Bez sensu jest wzywanie do pojednania narodów czy wybaczanie sobie krzywd, które nie miały miejsca. Ukraińcy w masie uznają OUN-UPA za zbrodniczy margines swojego narodu.
Na terenie Kresów w wyniku zamierzonych akcji OUN-UPA zadano nienotowany dotąd cios Kościołowi katolickiemu. W ramach rozkazu niszczenia śladów polskości zdewastowano wiele kościołów i innych budynków kultu, w tym zabytków architektury sakralnej. Z rąk nacjonalistów ukraińskich zginęło ponad 150 księży.
W wielu przypadkach kościoły stanowiły ostatnią redutę obronną. W czasie napadów UPA na kościoły mordowano Polaków podczas nabożeństw, a mniejsze grupy wiernych były mordowane w drodze powrotnej z kościołów. Księża stanowili ostoję polskości i z tego względu byli torturowani w sposób szczególnie okrutny. Wielu zakonników i zakonnic zginęło w klasztorach mimo podejmowania prób obrony. Zrozpaczona ludność modliła się: jeśli zginąć, to od kuli, niestety w tamtym czasie czekała śmierć zadawana siekierami, nożami i innymi narzędziami lub w płomieniach.
Z dokumentów wynika, że wielu księży działało w bazach samoobrony, mniejsze bazy nie wytrzymywały naporu UPA, wszyscy byli mordowani. Jest to temat delikatny, gdyby nie obowiązująca zasada poprawności politycznej, napisano by niejedną pracę naukową, a na ołtarze wyniesiono by księży, którzy ponieśli śmierć męczeńską.
Nacjonalizm ukraiński ma rodowód greckokatolicki, wielu przywódców OUN pochodziło z rodzin księży greckokatolickich. Cerkiew ta nigdy nie służyła interesom Polski.
Hierarchia Kościoła greckokatolickiego znała dokument programowy pt. „Nacjonalizm”, zbudowany na darwinizmie społecznym. Główne hasło brzmiało: „Nacja ponad wszystko”. Praca Doncowa była drukowana w drukarni o.o. bazylianów. Mimo przyjęcia faszystowskiej ideologii przez OUN w 1929 r. porozumienie z Kościołem greckokatolickim istniało. Antychrześcijańską „etykę” potępił stanisławowski biskup H. Chomyszyn – pisał: „Nacjonalizm wprowadza pogańską etykę nienawiści”; nie poparł go metropolita Szeptycki. Czołowym działaczem OUN był doktor teologii ks. I. Hrynioch. Do ruchu banderowskiego włączyła się znacząca część kleru greckokatolickiego w Małopolsce Wschodniej i prawosławnego na Wołyniu. Nieliczni duchowni, którzy nie ulegli terrorowi UPA, byli mordowani przez banderowską Służbę Bezpeky. Z autopsji wiem, jak silną presję wywierano na uczciwych Ukraińców.
Antypolską atmosferę na Wołyniu tworzyli emisariusze z Małopolski Wschodniej wraz z popami. Złowieszczym znakiem zbliżającej się tragedii było usypywanie kurhanów, stawianie krzyży, święcenie chleba i dzielenie się nim przy śpiewach „Smert, smert Lacham”.
Po wkroczeniu Niemców do Lwowa w czerwcu 1941 r. metropolita Szeptycki w listach wyrażał

wdzięczność za oswobodzenie,

pisał: „Z woli Najpotężniejszego i Najmiłosierniejszego Boga… rozpoczyna się nowa era w życiu państwowym, sobornej, samostijnej Ukrainy”. Wzywał on do odprawienia modłów dziękczynnych za pomyślność niemieckiego oręża.
Kościół greckokatolicki nic nie zrobił, aby zapobiec ludobójstwu rozpoczętemu na Wołyniu i Polesiu, kontynuowanemu w Małopolsce Wschodniej, a po wojnie w Bieszczadach i na Lubelszczyźnie. We wszystkich przypadkach inspiracja szła ze Lwowa.
Metropolita Szeptycki w „Listach pasterskich” wprawdzie prosił o powstrzymanie młodzieży od dokonywania zabójstw, ale nie ustosunkował się do planowych, doktrynalnych mordów masowych, które były dziełem UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. List z 10 sierpnia 1943 r. nie docierał na Wołyń, gdzie w tym czasie wielu lwowskich grekokatolików dowodziło bandami i w pień wyrzynało polską ludność wiejską. Zbrodnia obciąża obie Cerkwie i ich przywódców osobiście.
Stanowisko Cerkwi prawosławnej na Wołyniu wobec mordów dokonanych przez OUN-UPA jest jasne, duchowni biorą udział w uroczystościach banderowskich, odsłaniają pomniki wzniesione katowi Wołynia – Klaczkiwśkiemu.
Cerkiew greckokatolicka nigdy nie potępiła sprawców udokumentowanej zbrodni, nie odniosła się do zbrodniczej ideologii, która doprowadziła do eksterminacji kresowych Polaków. Kard. Huzar w liście na temat pojednania („Wołanie z Wołynia” 5.06.2003 r.) winą za mordy obciążył niewinny naród ukraiński, z którym mamy się pojednać, zrównał winy, a na ostatnim spotkaniu w Pałacu Prezydenckim problem przekazał historykom.
Do pojednania nie dorośli przede wszystkim duchowni greckokatoliccy, a także ukraińscy intelektualiści, którzy licząc na niewiedzę, tworzą historię na zamówienie. W liście skierowanym do Polaków napisali: „Prosimy o wybaczenie tych Polaków, których los złamał ukraiński oręż… Wyrażamy żal, że tę broń skierowano przeciwko niewinnym ludziom”. Słowo „oręż” oznacza narzędzia walki, intelektualiści sugerują, że była to jakaś walka, tymczasem siekiery, noże, widły i inne narzędzia zbrodni upowcy skierowali przeciwko bezbronnym Polakom na całych Kresach Południowo-Wschodnich. Nie tylko na Wołyniu, jak podkreślono w liście. Prawdą jest, iż oręż 1. Frontu Ukraińskiego odnosił sukcesy w walkach z faszyzmem na kierunku berlińskim.
W pogardzie dla prawdy historycznej kard. Huzarowi sekunduje abp Jan Martyniak: nawołuje do pojednania Polaków i Ukraińców, wbrew polskiej racji stanu potępia operację „Wisła” i wygłasza poglądy zbieżne z propagandą szerzoną przez kontynuatorów OUN.
Organizacje kresowe, kombatanci, nieliczni historycy walczą o pamięć, o ujawnienie rozmiarów banderowskiej superzbrodni, tę walkę wspierają też księża, dla których prawda stanowi wartość nadrzędną. Wielu z nich gehennę przeżyło w dzieciństwie lub zna z przekazów rodzinnych. Cel mamy jeden, dać uczciwą i obiektywną interpretację ostatniej „białej plamy” w naszej wspólnej historii Polski i Ukrainy.

Autorka opublikowała wspomnienia „Z Kresów Wschodnich na Zachód”, stanowiące swoisty dokument historyczny, w którym na przykładzie dziejów swojej rodziny opisuje dramat Polaków na Wołyniu

 

Wydanie: 2008, 22/2008

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy