Infomaniacy specjalnej troski

Infomaniacy specjalnej troski

Uzależnionych od internetu mamy już w przedszkolu
Biada rodzicom, którzy się cieszą, że dziecko stało się fanem komputera i nie sprawia żadnych kłopotów, bo lubi przebywać w domu. Mogą w ten sposób przeoczyć pierwszy symptom opętania przez cyberprzestrzeń – stan grożący największymi niebezpieczeństwami i wymagający fachowej terapii. Rekordy przebywania w świecie wirtualnym to sto kilkadziesiąt godzin bez jedzenia i picia, gdy tymczasem młodemu człowiekowi powinna wystarczyć… godzina dziennie!
Oczywiście nie wszyscy stają się komputerowymi nałogowcami, ale przykładów na kłopoty, w jakie może wpędzić sieć, jest aż nadto i nic dziwnego, że patologiami mediów elektronicznych zajęli się pracownicy naukowo-dydaktyczni z Akademii Pedagogiki Specjalnej, która od lat 20. XX w. przygotowuje pedagogów, psychologów szkolnych i innych specjalistów do pracy z dziećmi i młodzieżą odbiegającą od normy, trudną, wykolejoną, wykluczoną i niepełnosprawną. A tak się składa, że cyberprzestrzeń, z której niemal wszyscy korzystamy dziś bez przeszkód, u osób niedojrzałych może spowodować ogromne spustoszenia – w skrajnych przypadkach prowadzące do kalectwa psychicznego albo fizycznego, ze zgonem włącznie.

Małoletni złapany w sieć

Niejedna matka lub ojciec na spotkaniach ze szkolnym pedagogiem przyznaje się do kupienia dziecku nieświadomie gry komputerowej, która ich przeraziła. Czasem pomyłkę szybko dostrzega sam obdarowany. – Ta gra chyba nie jest dla mnie – powiedział mamie, z wykształcenia pedagogowi, 10-letni syn. – Ja się boję ją włączać.
Gorzej, gdy błąd nie zostaje zauważony, dziecko zamyka się w swoim pokoju, a potem przeżywa różne lęki, np. boi się wstać z łóżka i pójść do toalety, bo nie świeci się żadne światło. Opuszcza się w nauce, przestaje rozmawiać z rodziną i kolegami, traci energię i radość. A bywają też sytuacje tragiczne.
Niekontrolowane błądzenie po sieci, tak jak po ulicy, może naprowadzić dziecko na trop dopalaczy, narkotyków, alkoholu, przedwczesnego, nieodpowiedzialnego seksu, uczynić je ofiarą prostytucji dziecięcej czy pedofilii, które i bez udziału komputera czasami zakażają młodego człowieka. Ale jest też wiele typowo wirtualnych zagrożeń, których wcześniej nie było, a pojawiły się wraz z rozwojem technologii i mediów elektronicznych.
– Nowe media cyfrowe i interaktywne oraz wynalezione dla nich technologie informacyjno-komunikacyjne stwarzają wielką szansę każdemu – mówi prof. Józef Bednarek, który w Akademii Pedagogiki Specjalnej systematyzuje i klasyfikuje te zagrożenia. Ma już nawet nazwy dla nowych patologii – siecioholizm, netoholizm – wymienia też ich zgubne skutki społeczno-wychowawcze, moralne i zdrowotne. Od chorób wzroku i wad postawy po uszkodzenia mózgu. Nie są to wcale zagrożenia teoretyczne i potencjalne, ale całkiem realne, z którymi niejedno dziecko już miało i ma do czynienia.
– Szkoły wzięły na siebie obowiązek wprowadzania młodego pokolenia w świat wiedzy i zdobyczy techniki – mówi prof. Bednarek.
– Ale jest to zarazem nowe wyzwanie, które powoduje mnóstwo zagrożeń, zwłaszcza społeczno-wychowawczych.

Nie dać się technologicznym cackom

Sprzęt jest powszechnie dostępny i coraz tańszy. Wiele szkół ma pracownię komputerową, niemal wszyscy uczniowie są wyposażeni w telefon komórkowy, który można kupić już za złotówkę. Podarowanie – najczęściej bez jakiejkolwiek świadomości skutków – takiej „zabawki” dziecku wydaje się dziś obowiązkiem. Wystarczy argument: bo inne też to mają.
Prof. Bednarek, pod którego kierunkiem powstało wiele prac magisterskich poświęconych m.in. komórkom, wyjaśnia: – Jedno z takich zagrożeń wydaje się całkiem banalne, ale praktyka pokazuje, że to wcale nie są rzeczy mało ważne. Ogromna ilość aparatów komórkowych daje możliwość robienia zdjęć i korzysta się z tego w dowolnym miejscu i czasie, także w sytuacjach intymnych. Dosyć częstym wykroczeniem młodych ludzi jest umieszczanie w internecie zdjęć czy filmików zrobionych podczas zabawy. Wystarczy powiedzieć, że niekiedy przyczyniały się one do samobójstw.
Prof. Bednarkowi sekunduje dr Anna Andrzejewska, która jest autorką wielu książek o cyberprzestrzeni i jej zagrożeniach (m.in.: „Magia szklanego ekranu. Zagrożenia płynące z telewizji”, „(Nie)bezpieczny komputer. Od euforii do uzależnienia” i napisany wspólnie z prof. Bednarkiem „Cyberświat. Możliwości i zagrożenia”. Jej zdaniem mało który rodzic jest w pełni świadomy konsekwencji dostępu dziecka do urządzeń elektronicznych, a choćby tylko oferty, która dzięki nim będzie od tej pory w jego zasięgu. Szkoła też, co podkreślają nauczyciele podczas szkoleń prowadzonych przez APS, nie jest przygotowana, by odpowiednio wcześnie zareagować na patologię albo przynajmniej zaproponować alternatywne zajęcia.

Zbrodniarze na niby

– Unieruchomienie przed komputerem w wieku, kiedy dziecko intensywnie się rozwija i powinno dużo się ruszać, biegać i skakać – dodaje dr Andrzejewska – opóźnia rozwój fizyczny albo wręcz deformuje sylwetkę. O wiele poważniejsze spustoszenia sieje jednak w psychice. Do 12. roku życia dziecko nie ma jeszcze pełnej zdolności do odróżniania fikcji od rzeczywistości, tymczasem świat wirtualny, choćby ten stworzony w grach komputerowych, wyraźnie alienuje grającego, każe mu funkcjonować w przestrzeni pełnej przemocy, krwi, ostrego seksu, gdzie pojawiają się różne mutanty, bezlitośnie zabijające ludzi potwory, przed którymi ogromnie trudno się obronić. Te gry proponują również fatalne wzorce zachowań: bezwzględną walkę, okrutne zabijanie, kaleczenie na wiele sposobów, co daje również możliwość pewnej gratyfikacji pieniężnej. Bo warto wiedzieć, że niektóre gry punktują, nagradzają co bardziej potworne czyny grającego.
W komputerze dr Andrzejewskiej jest zapis niemal zwierzęcego wycia nastolatka, któremu nie udało się wejść na wyższy poziom w tego typu grze. Chłopiec miota się jak w malignie, rzuca wyzwiskami, oskarża siebie o jakieś winy, gdy tymczasem chodziło tu o banalny pościg samochodowy, w którym jednak punktowane jest przejechanie ciężarnej kobiety czy staruszki. Tego typu gry cynicznie kształtują katalog dozwolonych zachowań. Chodzi tu m.in. o popularne animowane „zabawy” z grupy GTA (Grand Theft Auto, co oznacza zuchwałą kradzież samochodu), które zna niemal cała starsza młodzież. Bywa jednak, że mają do nich dostęp także młodsze dzieci. Nawet przedszkolaki mogą już sobie w ten sposób „zabijać” czy „uprawiać seks”.
Seria GTA to dobry interes. W Polsce serwis tych gier zatrudnia armię tłumaczy, aby można było w nich uczestniczyć bez znajomości angielskiego. Na portalu GTASite.pl umieszczona jest zachęta: „Mamy nadzieję, że znajdziesz tutaj wszystko, czego szukasz o tej wspaniałej serii” – i rzeczywiście odmian tej gry jest bez liku. A przecież nie tylko tutaj i niekoniecznie w tym rodzaju zabawy skupia się całe zło. Wystarczy wpisać w przeglądarkę Google dowolne słowo, które wydaje się nam przerażające, zakazane, wiąże się z dewiacjami i przestępstwami, aby uzyskać dostęp do rozmaitych gier, rzekomo kompetentnych poradników i informatorów, internetowych klubów i fanów.
Potworność rozrywkowej oferty wychodzi na jaw, gdy się zobaczy, do czego młody człowiek ma dostęp, z czego umie bez najmniejszego problemu skorzystać. By wejść na strony z pornografią, wystarczy kliknąć w okienko „Mam skończone 18 lat”. Podobnie jest ze stronami propagującymi śmierć, przemoc, samobójstwa, samookaleczenia, zabójstwa, rasizm i dyskryminację wszelkiego typu, fanatyzm sekt religijnych, wszelkie dewiacje.
Nie można się łudzić, że dziecko wybierze tylko grę wartościową, uczącą np. rozpoznawać gatunki roślin czy zwierząt, albo pasjanse, z pozoru niewinne, mogące jednak stać się zachętą do prawdziwego hazardu. Młodzi wybierają gry i strony internetowe właśnie „z najniższej półki”, gdzie panuje tylko przemoc, strach i seks.

Nasza Klasa też może zabić

Katalog takich propozycji jest niezwykle bogaty. Dr Andrzejewska ma w komputerze ściągnięte z internetu przykłady, które mogłyby wypełnić nie jedno, ale kilkanaście piekieł realnych i wirtualnych. To materiał poglądowy na zajęcia fakultatywne ze studentami, którzy wybrali specjalność Zagrożenia w sieci. Np. na portalu Grono.net funkcjonuje Klub Samobójców, nie tylko informujący, jak skutecznie podciąć sobie żyły, jak się powiesić, lecz także zamieszczający wypowiedzi tych, którzy już próbowali. Nie ma tutaj wprost namawiania do samobójstwa, bo to jest karalne, ale są niekończące się wpisy różnych osób, które niezdrowo się tym interesują, a czasem nawet wołają: „Jak to się robi??? Napiszcie!!!”. Powody, dla których młodzi ludzie chcą ze sobą skończyć, są z pozoru błahe. Dopiero kroniki kryminalne ujawniają szczegóły tragedii. Na Naszej Klasie szkolne koleżanki zamieściły np. zdjęcie kolegi z przyklejoną do spodni podpaską i to wystarczyło, aby odebrał sobie życie. Na YouTube inna nastolatka umieściła nagrany telefonem komórkowym filmik, w którym bez żenady opisywała stosunek seksualny ze starszym kolegą, który po paru dniach, i licznych komentarzach w sieci, powiesił się. I nie była to żadna bananowa młodzież wielkomiejska, ale zwykła, „skromna”, prowincjonalna.
W chronieniu dzieci przed zagrożeniami nie pomogą specjalne filtry, które blokują dostęp do niedozwolonych treści, jeśli nie będzie im towarzyszyła codzienna troska rodziców. Gdy młody człowiek zechce, znajdzie miejsca, gdzie mówi się o samookaleczeniach, o pornografii, o narkotykach – wraz z instrukcjami, jak hodować w domu konopie indyjskie. Powstało np. nowe zjawisko, seksting – dziewczęta eksponują w sieci własne bardzo odważne zdjęcia, nie zdając sobie sprawy, że mogą się stać łatwym łupem, że ktoś może je skrzywdzić. Sieć sprzyja osłabieniu uczucia wstydu, zaburza sferę niedojrzałej seksualności, prowadzi do uprzedmiotowienia człowieka. W bezkrytycznym odbiorcy takich treści zanika poczucie głębszych relacji, występuje natomiast zachęta do praktyk seksualnych niebezpiecznych czy nieakceptowanych społecznie.
Nie chodzi o to, by z internetu wypreparować wszystkie informacje o dziecięcej i młodzieżowej prostytucji, o galeriankach, cyberseksie, praktykach sado-masochistycznych, o anorektyczkach i młodocianych kulturystach, którzy wspomagają się anabolikami, o bigoreksji. Chodzi o to, by ochronić dzieci przed uzależnieniem od elektronicznych mediów i bezkrytycznym chłonięciem wszelkiego brudu, jaki się tam znajduje. Zwłaszcza że szkodliwe informacje nie są zamieszczane przez doświadczonych, świadomych zagrożeń pedagogów czy psychologów, ale takich samych nieletnich „ekspertów” jak ci, którzy korzystają z internetowej oferty. Laicy piszą dla laików, np. jakie dawki jakiego środka trzeba wziąć, aby osiągnąć taki, a nie inny skutek.

Młodzi strażnicy

Akademia Pedagogiki Specjalnej uruchomiła kilka lat temu specjalność Edukacja medialna, na której przygotowuje się przyszłych pedagogów do walki z niebezpieczeństwami świata wirtualnego, do profilaktyki i minimalizowania skutków zagrożeń. Wystarczy przejrzeć tytuły kolejnych prac licencjackich i magisterskich, aby się zorientować, jak daleko w te zagadnienia wchodzą absolwenci uczelni: „Dziecko w wieku przedszkolnym wobec zagrożeń mediów”, „Uzależnienie studentów od telefonu komórkowego”, „Handel żywym towarem w internecie” itd. W ramach zajęć powstały przygotowane przez studentów etiudy filmowe, w bardzo przystępny sposób opisujące drastyczne nieraz przykłady patologicznych zachowań w sieci, z którymi stykają się uczniowie.
Agata Dziurdziak, studentka tej specjalności, z pomocą koleżanek zrealizowała film „Pedofilia w sieci”, Katarzyna Kulesza – film o dopalaczach, a Justyna Skalska sama zagrała w „Cyberdeformation” gimnazjalistkę, której twarz zazdrosne koleżanki wmontowały w zdjęcie nagiej dziewczyny i zamieściły w sieci. Kilkuminutowa opowieść pokazuje też, że tego typu działanie jest przestępstwem.
Wymienione prace multimedialne są nie tylko ćwiczeniem dla studentów, zaprezentowane w szkołach mogą podziałać jak ostrzeżenie dla rodziców, uczniów i nauczycieli.
Oglądając katalog rozmaitych patologii związanych z siecią, można się zastanowić, gdzie są instytucje stojące na straży naszego bezpieczeństwa, gdzie dbający o moralność młodzieży kapłani i liczne organizacje pozarządowe zajmujące się edukacją i wychowaniem.
Formalnie władze dostrzegają problem, bo np. resort spraw wewnętrznych upowszechnił „Program Rządowy Ochrony Cyberprzestrzeni Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2011-2016”. Niestety, są to wciąż wytyczne, które nie znalazły jeszcze konkretnego przełożenia na praktykę. A rodzice najchętniej powierzyliby całe wychowanie szkole, na którą zresztą nieustannie narzekają. Dr Anna Andrzejewska jest w tej kwestii bezlitosna. – Jaki model spędzania wolnego czasu proponuje dziecku tatuś, który leży z pilotem na kanapie, w tym swoistym centrum dowodzenia, i przegląda 60 kanałów telewizyjnych? Czy rzeczywiście telewizor musi być pierwszym medium w każdym domu? I po co umieszczać dodatkowy odbiornik w pokoju dziecka? Po co mu fundować własny komputer z podłączeniem do internetu? Czy nie lepiej, by ten sprzęt był dostępny tam, gdzie zbiera się cała rodzina, gdzie matka i ojciec mogą zajrzeć dziecku przez ramię, co ogląda na ekranie? Nie zamykajmy świata naszego dziecka w jego przytulnym pokoiku!
Dodajmy, że dr Andrzejewska tworzy nowe specjalności pedagogiczne, zawody przyszłości, które – jak np. metodyk multimedialny, pedagog medialny, metodyk edukacji na odległość i wreszcie specjalista uzależnień od mediów cyfrowych – mogą być niebawem bardzo poszukiwane na rynku pracy. Nic jednak nie zastąpi troski rodziców o bezpieczny i harmonijny rozwój dzieci – w którym komputer może tyleż pomóc, co i zaszkodzić.


Uzależnienie od internetu (według dr Anny Andrzejewskiej)

FAZA ZIELONA – brak groźnych symptomów
Wszystko jeszcze wygląda normalnie. Dzieci i młodzież korzystają z sieci w rozsądnym – wydawałoby się – wymiarze, wyłącznie w granicach dozwolonych dla ich wieku. Cieszymy się, że to przynosi korzyści w ich rozwoju psychicznym i intelektualnym. Nikt postronny nie dostrzeże symptomów zagrożenia. Na hasło rodzica: „Idziemy na spacer”, albo „Idź do sklepu po chleb”, dziecko reaguje normalnie, wyłącza komputer i wypełnia polecenie.

FAZA POMARAŃCZOWA – sygnały są już niepokojące
Uważny obserwator dostrzeże, że delikatna granica między pasją a uzależnieniem została przekroczona. Dziecko rezygnuje z ważnych dotąd spraw, coraz mniej rozmawia i przebywa z rodziną, nie chce nawet wyrwać się gdzieś z kolegami, tylko siedzi w swoim pokoju przed komputerem. Ze szkoły mogą dochodzić sygnały, że opuściło się w nauce, ale nie zawsze tak jest i nie zawsze reaguje się na to właściwie.

FAZA CZERWONA – alarmująca
To już właściwie opętanie przez cyberprzestrzeń. Dziecko wkroczyło w fazę grożącą największymi niebezpieczeństwami i wymagającą terapii. Jest kompletnie nieobecne, zamyka się w pokoju i siedzi przed komputerem do późnych godzin, nawet wtedy, gdy wszyscy domownicy idą spać. Na pytania, co tam robi, odpowiada zdawkowo i nerwowo. Rekordy przebywania w świecie wirtualnym to sto kilkadziesiąt godzin bez jedzenia i picia, a powinna wystarczyć godzina dziennie!

Wydanie: 11/2011, 2011

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. krucyfiks
    krucyfiks 26 marca, 2011, 07:21

    Hahaha. Trzeba uczyć się życia – także tego internetowego…

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Temps
    Temps 6 kwietnia, 2011, 03:01

    >Nie można się łudzić, że dziecko wybierze tylko grę wartościową, uczącą
    >np. rozpoznawać gatunki roślin czy zwierząt, albo pasjanse, z pozoru
    >niewinne, mogące jednak stać się zachętą do prawdziwego hazardu.(…)
    Z tego zdania wynika jednocześnie jak rozumiem to, że
    1. autor wolałby żeby dziecko wybierało gry edukacyjne albo pasjanse
    2. jednocześnie zaś uważa, że dziecko nie powinno grać w pasjanse, bo mogą one prowadzić do prawdziwego hazardu?
    Pytanie: do czego więc może doprowadzić „gra wartościowa, ucząca rozpoznawać gatunki zwierząt”. Do zoofilii? Tak przynajmniej by wynikało z nieco zakręconego w tym momencie toku myślenia autora…

    >Np. na portalu Grono.net funkcjonuje Klub Samobójców, nie tylko
    >informujący, jak skutecznie podciąć sobie żyły, jak się powiesić, lecz
    >także zamieszczający wypowiedzi tych, którzy już próbowali.
    Podobne treści można znaleźć również w treści lektur szkolnych, np. w Cierpieniach Młodego Wertera mamy instruktaż samobójstwa. A więc… lekcje języka polskiego zagrożeniem dla naszej młodzieży?

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Temps
    Temps 6 kwietnia, 2011, 03:04

    [CYTAT]
    >Nie można się łudzić, że dziecko wybierze tylko grę wartościową, uczącą
    >np. rozpoznawać gatunki roślin czy zwierząt, albo pasjanse, z pozoru
    >niewinne, mogące jednak stać się zachętą do prawdziwego hazardu.(…)
    [/CYTAT]
    Z tego zdania wynika jednocześnie jak rozumiem to, że
    1. autor wolałby żeby dziecko wybierało gry edukacyjne albo pasjanse
    2. jednocześnie zaś uważa, że dziecko nie powinno grać w pasjanse, bo mogą one prowadzić do prawdziwego hazardu?
    Pytanie: do czego więc może doprowadzić „gra wartościowa, ucząca rozpoznawać gatunki zwierząt”. Do zoofilii? Tak przynajmniej by wynikało z nieco zakręconego w tym momencie toku myślenia autora…

    [CYTAT]
    >Np. na portalu Grono.net funkcjonuje Klub Samobójców, nie tylko
    >informujący, jak skutecznie podciąć sobie żyły, jak się powiesić, lecz
    >także zamieszczający wypowiedzi tych, którzy już próbowali.
    [/CYTAT]
    Podobne treści można znaleźć również w treści lektur szkolnych, np. w Cierpieniach Młodego Wertera mamy instruktaż samobójstwa. A więc… lekcje języka polskiego zagrożeniem dla naszej młodzieży?

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. An.16
    An.16 16 września, 2011, 11:51

    Myślę, ze edukacja o zagrożeniach w cyberprzestrzeni powinna wejść jako przedmiot obowiązkowy w szkołach ponadgimnazjalnych- to przecież przyszli rodzice! Później już prawie nikt nie da rady do nich dotrzeć. Pedagogizacja rodziców w szkołach to jedna wielka fikcja, nie dlatego,że szkoła tego nie robi, ale dlatego, że rodzice mają „gdzieś” wszelkie prelekcje. Oni chcę odebrać ze szkoły dzieci wyedukowane i wychowane, najlepiej w piżamce i z umytymi ząbkami. Przecież od tego wg nich jest szkoła. W ciągu dwóch dni miałam okazję uczestniczyć w szkoleniach p. dr Andrzejewskiej i prof. Bednarka – dla rodziców. W szkole liczącej prawie 700 uczniów w szkoleniu uczestniczyło kilkadziesiąt rodziców, na drugi dzień w szkole liczącej ok.160 uczniów i przedszkolaków w prelekcji wzięło udział kilkunastu rodziców. I co można zrobić? A na przerwie szkolnej, na dyżurze strach stać, bo przeróżne „potwory” z sieci sprawdzają na sobie ile jeszcze mają „żyć”.
    Czasami mam dość swojego zawodu, bo czuję się w szkole jak w matrixsie. Mam nadzieję, że żaden z moich uczniów nie zechce sprawdzić na minie czy nadaję się na …hard…coś tam.
    Życzę wytrwałości dla autorów szkolenia i dziękuję. Wrócili mi wiarę w myśl humanistyczną.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy