Klapki na oczach

Klapki na oczach

Dlaczego zamieszczony w „Przeglądzie” tekst prof. Walickiego o Putinie oburzył publicystę „Rzeczpospolitej”

W numerze 62. „Rzeczpospolitej” (z 13-14 marca 2004 r.), w dodatku „Plus-Minus”, ukazała się pod tytułem „Przez różowe okulary” polemika Sławomira Popowskiego z artykułem Andrzeja Walickiego „Rosja Putina a sprawa polska”, zamieszczonym 29 lutego w tygodniku „Przegląd”. Pozwalam sobie w poniższym tekście na kontrpolemikę z ogólną ideą i niektórymi szczegółowymi tezami artykułu S. Popowskiego.
W artykule w „Przeglądzie” prof. Walicki z wyraźną niechęcią wypowiedział się o sposobie ujmowania i prezentowania w prasie polskiej (i to w poważnej prasie polskiej) problemów związanych z Rosją, odnosząc to zwłaszcza – na co wskazuje tytuł – do osoby i polityki Władimira Putina. Ten sposób prezentowania rzutuje wyraźnie na całą polską opinię publiczną, a dalej na polską politykę i jej postrzeganie za granicą (jako rusofobijną), co – jak w ogóle niechęć Zachodu do rusofobii – Walicki ilustruje tekstami z prasy światowej. I nie są to teksty wyłącznie z prasy francuskiej czy niemieckiej, która – w opinii polskich rusofobów – jest otumaniona od lat

irracjonalną miłością do Rosji,

ale również artykuły z prasy amerykańskiej, w zasadzie od tego grzechu wolnej. Oczywiście cały ten wytyk wobec prasy polskiej jest wyjściowym i zasadniczym tematem tekstu S. Popowskiego.
Jak twierdzi ze swadą autor „Rzeczpospolitej”, dla prof. Walickiego „wszystko jest już jasne”, za wszystko (za „chłodne stosunki między Moskwą i Warszawą (…), za niekorzystny dla nas bilans wzajemnych obrotów”) odpowiadają polscy „dziennikarze i publicyści”. Zauważmy, że jest to typowa dla polskich żurnalistów figura retoryczna, poprzez którą bronią oni – w swoim mniemaniu przekonująco i ku dobru ogółu – zdumiewająco łatwo zdobytej pozycji świętych krów. Nieomylnych i niepodlegających krytyce. Może tylko zdumiewać, że tę płaczliwą figurę przywołują z taką częstotliwością i z poczuciem absolutnej przewagi moralnej, mającej w tym wypadku najwyraźniej doprowadzić czytelnika, do przypuszczenia, że prof. Walicki byłby skłonny zamknąć twarz wolnym mediom. S. Popowski zdecydowanie jednak przecenia rolę żurnalistów (co jest mu potrzebne do przyjęcia retoryki najwyższego C, z którego ogólnikowych i pryncypialnych szczytów może sobie pozwolić na rozdawanie certyfikatów) i ocenę ich roli przez A. Walickiego.
Tekst Walickiego w „Przeglądzie” był najwyraźniej wynikiem znużenia i zażenowania jednostronnym i ignoranckim obrazem Rosji rysowanym w polskiej prasie. Owa jednostronność jest tak wszechobecna, że nawet tytuły we wszystkich innych kwestiach różniące się, tutaj występują jako solidarni sojusznicy. I nie kryje się bynajmniej za tą jednością opinii oczywistość opisywanego problemu, lecz raczej intelektualno-polityczny szantaż przypominający niedawną „Niceę albo śmierć” (nieprzypadkowo S. Popowski bierze na siebie rolę również adwokata „Gazety Wyborczej”). Nie jest to sytuacja zdrowa, normalna ani rozumna dla opinii społecznej – i na tym najwyraźniej polega przesłanie tekstu prof. Walickiego. I jeszcze jedno w związku z tą sprawą. Prof. Walicki jest jedną z ostatnich osób, o których można powiedzieć, że dla niego „wszystko jest już jasne”. Dotyczy to zarówno jego ogromnego dorobku naukowego, jak i pasjonującej, poruszającej publicystyki, w której wzywa od lat do powściągnięcia w dyskursie publicznym ocen i zachowań w formule „wszystko jest już jasne”. Nie inaczej rzecz się ma z artykułem w „Przeglądzie”.
Walicki próbujący od lat oddemonizować obraz Rosji w polskich mediach, w tym postaci i polityki Putina, okazuje się dla S. Popowskiego mieć do mediów pretensje, że „nie dość kochają reformatora Putina”. Ta argumentacja jest tylko naocznym, jawnym potwierdzeniem wszystkich ocen formułowanych przez Walickiego. Oto każdemu, kto spróbuje zgłosić krytyczną uwagę do formuły „car Putin”, „stalinowska polityka Putina”, „nieprzewidywalne posunięcia Putina” albo (to wszystko jedno) „nudne i oczywiste posunięcia Putina”,

wkłada się różowe

(naiwne, krzywe, utopijne, antypatriotyczne) okulary bezkrytycznego miłośnika Putina.
Walicki zarzuca polskim mediom rusofobię. Proszę bardzo – stwierdza Popowski – a co jest odwrotnością rusofobii, w którą wpadać musi każdy krytyk rusofobii? Rusofilia – i ona również zniekształca rzeczywistość. „Na to zaś Polska – dmie Popowski w patriotyczne trąby – silna czy słaba, w żadnym razie pozwolić sobie nie może”. To jednak schematyczny i łatwy pozór, że odwrotnością rusofobii jest rusofilia. Jest ona odwrotnością rusofobii jako jej „odwrotna strona medalu” i w tej roli obydwa stanowiska są raczej sojusznikami w powierzchownym, emocjonalnym, pospiesznym i dogmatycznym ujmowaniu zjawisk. Merytoryczną zaś odwrotnością rusofobii (jak i – dodać teraz możemy – rusofilii) jest rozumny ogląd rzeczywistości, jest analiza dostrzegająca całą złożoność badanych faktów, jest ukazywanie tych faktów na tle całego bogactwa ich historycznego horyzontu, jest przezwyciężanie uprzedzeń i stereotypów w postrzeganiu tych faktów; stereotypów, które są niemal zawsze związane nie z tym, na co spoglądamy, ale z tym, jak spoglądamy, mają swoje źródło nie w przedmiocie, ale w podmiocie.
„Andrzej Walicki – pisze Popowski – bardzo nie lubi demokratycznej opozycji rosyjskiej, czego zresztą nie ukrywa”. Teza ta bez uwzględnienia całego kontekstu historycznego i intelektualnego poglądu Walickiego robi wrażenie wręcz donosu. I tylko pryncypialne wyrywanie słów i opinii z kontekstów pozwala Popowskiemu brnąć dalej w oburzeniu: „Nawet emocje nie tłumaczą jednak tezy – pisze – która mnie zmroziła. Według profesora bowiem „nie ulega wątpliwości, iż opozycyjna inteligencja rosyjska reprezentuje długą, pełną tragizmu tradycję walki z państwowością rosyjską””. Teza profesora jest być może mrożąca (choć bez przesady), ale jest jak najbardziej trafna. Dodajmy tylko, że określenie tej walki jako „pełnej tragizmu” ma podkreślić walki tej różnorodny, pełen wewnętrznych napięć i sprzeczności, często

zdumiewająco zapętlony charakter,

w której to walce natomiast (i w jej obrazie u Walickiego) z całą pewnością nie jest tak, że „wszystko jest już jasne”. Jeśli Walicki zestawia w swym artykule Putina ze Stołypinem, to przede wszystkim po to, by przypomnieć pewien niezbyt doceniany i pamiętany, za to szczególnie dramatyczny moment z dziejów Rosji, z dziejów inteligencji rosyjskiej, z dziejów zmagań tej inteligencji z państwem. Piotr Stołypin wystąpił w roku 1906 z programem głębokich, a zarazem realistycznych reform państwa rosyjskiego, które spotkały się ze zdecydowanym oporem sił lewicowych, ale także liberalnej prawicy (kadetów). Szczególnie ta druga okoliczność oznaczała, że ostatnia i będąca w zasięgu ręki szansa na wyrwanie się Rosji z kołowrotu bezwzględnej walki sił rewolucyjnych z władzą carską nie zostanie wykorzystana. Konserwatywna, prawicowa, liberalna inteligencja okazała się zakładnikiem rewolucyjnych radykałów. Kadeci odmówili Stołypinowi nawet potępienia w prasie terroru. Próbował on mimo to przeprowadzać swój program reform, jednak w roku 1911 padł ofiarą zamachu. Oto kontekst powściągliwości prof. Walickiego wobec współczesnych rosyjskich demokratów. Może niesłuszny, ale na pewno niewynikający – jak próbuje wmawiać czytelnikom S. Popowski – z emocji, rusofilii czy putinofilii prof. Walickiego.
S. Popowski słusznie pisze, że Andrzej Walicki jest wybitnym znawcą rosyjskiej myśli społecznej i filozoficznej, „być może jednym z najlepszych na świecie” (to „może” można sprowadzić do limes 0), po czym jednak odkrywa w myśli Walickiego „co najmniej nieporozumienie” (tak, tak!), polegające na przenoszeniu swych ideowych sympatii na Putina. Niech profesor – zdaje się sugerować Popowski – siedzi w swym gabinecie i pisze o narodnikach, słowianofilach, Stołypinie; wszyscy będą zadowoleni (to znaczy wszyscy ważni dla S. Popowskiego) – i rosyjscy demokraci, i polscy patrioci, i – co oczywiście najważniejsze – polskie media; profesor jest świetnym teoretykiem, ale niech nie wdaje się we współczesną politykę, bo głosi poglądy naiwne, a jego opinie (w tym wypadku te o Putinie) budzą poważne wątpliwości wnikliwej polskiej prasy, a „moskiewscy liberałowie” już się z nimi rozstali. Jest bowiem jawną oczywistością, że – wskazuje Popowski – Putinowski „impet reformatorski został wyhamowany”, a z zapowiadanych reform „nic nie wyszło”.
Polskie media mają kłopot z prof. Walickim, gdyż postrzega on swoją rolę intelektualisty na kształt

nie wyłącznie akademicki

i gabinetowy, ale także społecznikowski, klerkowski, zaangażowany w stan opinii publicznej i jakość życia politycznego. W dodatku w jednej i drugiej roli Walicki ma osiągnięcia na skalę światową. Tak więc gdy S. Popowski oddaje prof. Walickiemu sprawiedliwości jako „wybitnemu znawcy”, to musi w to wkalkulować również profesora wnikliwość oraz precyzję oglądu, ocen i ujęć, które dotyczą najbardziej współczesnych wydarzeń intelektualnych i politycznych. Których to ocen i ujęć nie da się zbyć naiwnością i emocjonalnością. Gdyby prof. Walicki kierował się naiwnością i emocjami, wówczas z pewnością byłby cenionym przez S. Popowskiego rozsądnym rusofobem, gdyż życiowe papiery na rusofobię ma nie gorsze niż każdy jego krytyk we współczesnej prasie polskiej.

 

Autor jest doktorem habilitowanym, pracownikiem Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego

 

 

Wydanie: 15/2004, 2004

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy