Korepetycje z przymusu

Szkoła poranna to obowiązek na niby. Prawdziwa nauka zaczyna się dopiero po południu

Warszawskie Liceum im. Hoffmanowej należy do najlepszych. W tym roku o jedno miejsce walczyło w nim siedem osób. – Poziom był niższy niż w poprzednich latach – komentuje dyrektorka, Zofia Pietrych. – Uczniowie byli gorzej przygotowani.
Rodzice tych, którzy zdawali, a się nie dostali, zastanawiają się, czy pieniądze wydane na korepetycje są wyrzucone. Rodzice przyszłorocznych kandydatów umacniają się w przekonaniu – bez korepetycji nie da rady.
Egzaminy do liceum, za parę tygodni egzaminy na studia – teraz i rodzice, i uczniowie dowiadują się, czy pieniądze zainwestowane w korepetycje, otworzyły drzwi do wymarzonej szkoły.
– W Polsce powstał drugi etap edukacyjny – ocenia Witold Gromadzki, dyr. Liceum Fundacji Ekos ze Swarzędza, częsty uczestnik dyskusji o polskim systemie oświaty. – Ten obieg nabiera cech instytucji. Przynajmniej tak jest w środowisku poznańskim. To zjawisko rozwinęło się ostatnio, gwałtownie, jeszcze trzy lata temu zasięg korepetycji nie był tak powszechny. Teraz powstał przemysł, w którym ludzie doskonale zarabiają i nie płacą podatków.
– Korepetycje to dziś alternatywny system oświaty. O tę nienormalną sytuację obwiniam szkołę, która ustawicznie straszy i uczniów, i rodziców. Obrzydliwą manierą nauczycieli jest wmawianie, że uczeń nigdy nie będzie w porządku wobec szkoły. I że nie zda, bo nie umie – twierdzi psycholog, Andrzej Samson, znany z wielu antyszkolnych wystąpień.
Nauczyciele, dyrektorzy, wykładowcy, uczestniczący i nie uczestniczący w państwie korepetycji twierdzą, że ono istnieje, bo pomimo reformy oświaty pogłębiła się niewiara w wydolność systemu państwowego. Poza tym, mówiąc najogólniej, coraz więcej osób jest zaangażowanych finansowo w ten system. Coraz też powszechniej jest on akceptowany jako coś nieuchronnego w marnej polskiej edukacji.
Elita to matematycy oferujący indywidualną pracę. Tuż za nimi są poloniści, im też powodzi się coraz lepiej od czasu, gdy egzaminy, szczególnie do liceów, przestały być tradycyjnym wypracowaniem. Interpretacje wierszy i obrazów – tego można się nauczyć tylko na dodatkowych lekcjach. Historia, chemia, fizyka – to klasa średnia korepetytorów. Pozostali się nie liczą.
Osobną kategorią są języki obce. Uczący ich nauczyciele to elita elit. – Wystarczy spojrzeć na program liceum, potem na to, co trzeba zrobić na maturze, żeby natychmiast posłać dziecko na dodatkowe lekcje – mówi anglistka z wrocławskiego liceum. – W klasie, w której uczę, przewidziano trzy godziny angielskiego tygodniowo, dwie francuskiego. Gdy są rekolekcje, wycieczki, matury, ferie – lekcje się nie odbywają. Uczeń ma minimalny kontakt z językiem, a na egzaminie maturalnym dostanie test, który byłby trudny dla obcokrajowca. No to gdzie się ma do niego przygotować? Przecież nie w szkole.
– Zeszłoroczny test maturalny był tak trudny, że nawet najlepsi angliści nie byli w stanie napisać go bezbłędnie – twierdzi nauczyciel jednej z poznańskich szkół. – Wywołało to taką panikę, że w tym roku już od września miałem zajęte wszystkie popołudnia.

Szukanie winnych

Zdaniem Izabeli Buraczewskiej, uczącej biologii i chemii w słupskim gimnazjum nr 4, narastającej fali korepetycji winna jest między innymi reforma oświaty: – Nie ma dobrze opracowanych programów, pomimo reformy uczeń ciągle styka się z natłokiem wiadomości. Więc jeśli chce wygrać wyścig na studia czy do liceum, decyduje się na korepetycje. Moje przedmioty należą do najtrudniejszych, na każdej lekcji przekazuję dużą porcję wiadomości. Ktoś mniej zdolny nie nadąża.
Tę opinię potwierdzają inni pedagodzy, szczególnie w gimnazjach. Nauczyciele przypominają także, że od lat zamierają zajęcia fakultatywne i koła zainteresowań. Nie ma kto za nie płacić, więc nikt nie chce ich organizować. MEN odpiera zarzuty, że to nie ministerialni urzędnicy zlikwidowali zajęcia pozalekcyjne. Po prostu za ich finansowanie odpowiadają teraz gminy. Dostają na to pieniądze z MEN. To, że wydają je na przykład na remont drogi, to już zupełnie inna sprawą.
Przyczyną korepetycji jak chaos panujący w systemie oświaty. Potwierdza to Dorota Gawron, dyrektorka liceum w Sosnowcu: – W ósmej klasie rodzice zaczynają orientować się, że ich dzieci mają braki w nauce. Następna fala niedouczonych nadchodzi w klasie maturalnej. Wtedy nawet ci, którzy mają oceny celujące, a wybierają się na prawo czy medycynę, pędzą na korepetycje.
Zdaniem Doroty Gawron, program w liceum ma luźny związek z wymaganiami wyższych uczelni. To również wywołuje zapotrzebowanie na korepetycje. – Jeśli szkoła nie przygotowuje do egzaminu na wyższą uczelnię, to niezbędne są korepetycje. Stają się one pomostem między liceum a wyższą uczelnią – tłumaczy Dorota Gawron. Tezę tę potwierdza Witold Gromadzki ze Swarzędza. Jego zdaniem, reforma nie ujednoliciła systemu egzaminów, a więc tworzy znakomite pole dla dodatkowych lekcji. – Najpierw uczeń zdaje maturę, potem egzamin na studia, bo tam matura nie jest żadną przepustką – tłumaczy Witold Gromadzki.
Dyrektorzy liceów, sfrustrowani lekceważeniem matur, twierdzą, że to wyższe uczelnie “nakręcają” system korepetycji. One są najbardziej zainteresowane jego istnieniem, bo wykładowcy dorabiają, przygotowując do egzaminów.
W tym roku popyt na korepetycje “nakręciły” także wcześniejsze egzaminy do liceów. Po prostu nauczyciele nie byli w stanie przekazać całego programu, o powtórzeniach tym bardziej nie było mowy. Jedyne kompetentne badania, próbę oceny nauczycieli przez nich samych, przeprowadziło Centrum Badania Polityki Naukowej i Szkolnictwa. W ankiecie nauczyciele przyznali, że programy są przeładowane i nie dziwią się fali korepetycji.
A uczniowie? Twierdzą, że korepetycje dają im poczucie bezpieczeństwa, inni przyznają, że przez lata byli leniwi, teraz ekspresowo uzupełniają zaległości. Jednak psycholodzy ostrzegają, że dziecko, które chodzi na korepetycje, czuje się zwolnione z odpowiedzialności, paradoksalnie jest mniej aktywne na lekcjach, bo uważa, że zapłacone lekcje wszystko za nie załatwiły.
Moi rozmówcy, nauczyciele, nie kryją, że do korepetycji skłaniają ich niskie pensje. – Popołudniami muszę dorobić – potwierdza Izabela Buraczewska ze słupskiego gimnazjum. Tę teorię odrzuca Sławomir Broniarz, prezes ZNP, nauczyciel historii w skierniewickiej szkole. Twierdzi, że nie można korepetycji sprowadzać do kwestii finansowych. – Inicjatywa należy do rodziców. To oni proszą o korepetycje. Nie można winić nauczycieli, którzy źle uczą. Mają przeładowane klasy, trudno tam o rewelacyjne wyniki. Kontakt z uczniem jest minimalny, a wtedy dziecko średnio zdolne przestaje sobie radzić. Janusz Szklarczyk, krakowski matematyk, mówi krótko: – O “korki” zabiegają rodzice.
Jednak wątek finansowy znowu powraca, gdy rozmawiam z nauczycielami na emeryturze. Po kilkudziesięciu latach pracy dostają parę groszy. Gdyby nie korepetycje, nie mieliby na lekarstwa. Tych dość konserwatywnych pedagogów oburzają raczej nauczyciele, którzy namawiają do kupna garnków, kosmetyków czy ubezpieczenia. I w ten sposób dorabiają. A więc kto jest winny: system, reforma, rodzice? Psycholog, Andrzej Samson, nie ma wątpliwości, że winna jest szkoła, choć, jak przyznaje, z przyczyn ekonomicznych: – Sądzę, że najważniejszym problemem jest to, że szkoła pozbyła się swoich funkcji wychowawczych. Wzywa rodziców, mówi, że z dzieckiem są kłopoty. I tyle. Teraz pozbywa się zadań dydaktycznych. Znam matkę, którą wezwano do szkoły i zapowiedziano, że do końca maja ma nauczyć dziecko tabliczki mnożenia. I nie jest to jednostkowy przypadek. Coraz częściej rodzicom wyznacza się termin, do którego mają dziecko czegoś nauczyć. Bo u nas nauczyciel nie odpowiada za to, czego się dziecko nauczyło, tylko za realizację programu. Tylko u nas nauczyciel, który całej klasie postawił jedynki budzi podziw. Tymczasem jest on niekompetentny. Jednak nikt szkoły nie kontroluje – ona sama się programuje, sama ten program realizuje i sama sprawdza realizację. Jest bezkarna.
Ktoś, kto głębiej szuka przyczyn gwałtownego rozwoju korepetycji, zapędzi się aż do czasów Gierka. To wtedy próbowano wdrożyć dziesięciolatkę. Programy rozrosły się niebotycznie. Ich odchudzanie trwa do dzisiaj, a uczniowie ciągle korzystają z “korków”, które już nie są pomysłem dla najsłabszych, ale dla tych, którzy chcą wygrać.

Dekalog korepetytora

Korepetycje są systemem, który nie ma swoich przepisów prawnych. W związku z tym wytworzył własny dekalog. Przyzwoity korepetytor: Nie uczy kogoś ze swojej klasy, nie sugeruje, że korepetycje u kolegi matematyka poprawią sytuację ucznia, oczywiście inkasuje za lekcje, nie za stopień.
Dyr. Zofia Pietrych z Hoffmanowej nie pyta nauczycieli, czy udzielają korepetycji. Obowiązuje niepisana zasada: nie uczymy uczniów naszej szkoły ani kandydatów. – W szkole zorganizowano system bezpłatnych konsultacji, który ma odciągnąć uczniów od pomysłu szukania korepetycji – tłumaczy dyrektorka.
Dorota Gawron jest dyrektorką jednego z najlepszych liceów na Śląsku, w Sosnowcu. – Wiem, że moi uczniowie chodzą na korepetycje, ale nie chcę słyszeć, że do nauczycieli z własnej szkoły – mówi.
Nauczyciele przyznają, że mają coraz więcej chętnych. Uważają, że to system nauczania jest zły, a oni tylko próbują poprawić jego stan. Większość twierdzi, że popołudniami i w weekendy po prostu ciężko pracuje, żeby utrzymać rodzinę. Hasło “państwo korepetycji” raczej wywołuje oburzenie. Oni po prostu pomagają. Moi rozmówcy, nauczyciele licealni, przypadkowo wybrani z ogłoszeń, odpowiedzą na każdą prośbę. – Dzwoni pani w piątek, dziecko ma klasówkę z trygonometrii w poniedziałek. Mam czas w sobotę o dziewiętnastej i w niedzielę o dwudziestej. Pasuje? – pyta matematyk z dobrego liceum. Ogłasza się jako “skuteczny”.
Jednak łamanie niepisanego korepetycyjnego dekalogu zdarza się często. – Szkoły wymieniają się uczniami, nie omawiają najtrudniejszych problemów, lekcje bywają skracane – to najczęstsze zarzuty stawiane przez rodziców. Andrzej Samson dodaje przykłady z rozmów z rodzicami.
– Najprostsze jest naganianie – ja ci podeślę ucznia, ty mi się zrewanżujesz. W małych miasteczkach często korepetycji uczniowi udziela ten sam pedagog, który uczy go w szkole. I wiadomo, że jeśli chce się mieć dobrą ocenę, po prostu trzeba na te lekcje uczęszczać. Bo korepetycje to wyżyłowanie rodziców z ostatnich pieniędzy. Godzą się oni na to ze strachu o dziecko.
Janusz Szklarczyk jest matematykiem. Śmiejąc się wyobraża sobie ogłoszenie, w którym zachwala się, że uczy w szkole i pracuje w kuratorium. – Miałbym tłumy chętnych – komentuje. Takie właśnie sugerowanie, że poza korepetycjami coś jeszcze mogę załatwić, uważam za nieetyczne. Podobnie oceniłbym sugerowanie: “Radzę ci, weź lekcje u mojego kolegi”. A już zupełnie niedopuszczalne jest uczenie kogoś z własnej klasy. Tak, mam sygnały z Krakowa, że takie sytuacje się zdarzają. – Nie wyobrażam sobie, żeby nauczyciel uczył po godzinach swojego ucznia – potwierdza Dorota Gawron, dyrektorka z Sosnowca.
Rodzice nie chcą zrozumieć, że korepetycje są porażką. Dziś nikt tak nie myśli. Bo wtedy porażka byłaby powszechna. – Jednak zwracam uwagę rodziców, że korepetycje są problemem całej rodziny – tłumaczy pedagog z poradni wychowawczej w Gdańsku.

Wybierz mnie

Nie każdy utrzyma się w państwie korepetycji. Ogłoszenie musi być atrakcyjne, by uczeń wybrał cię z długiej listy polonistów. “Dobry nauczyciel, tanio, dojeżdżam, skutecznie” – to najczęstsze chwyty. Gdy klient dzwoni, trzeba go przytrzymać informacją o posiadaniu najnowszych testów, wieloletnim doświadczeniu, enigmatycznym stwierdzeniem, że “wszyscy się dostają”. Niektórzy nauczyciele zapraszają na bezpłatną lekcję próbną. Inni barwnie opowiadają o swojej karierze zawodowej, jeszcze inni nie chcą nawet podać nazwiska, zaznaczają, że na drzwiach też nie znajdę tabliczki. Większość przyznaje, że to nie ogłoszenie nagania klientów, a “dobra opinia”. Nazwiska solidnych jedni rodzice podają drugim.
Coraz częściej nauczyciele łączą się w małe firmy. Warszawska “Marka” twierdzi, że ma testy nowej formuły. Za ich poznanie zapłacę 240 zł. Można też zapisać się do szkółki, w której w trybie przyśpieszonym będzie się pisać wypracowania, ogłoszenia, reklamy, to, co zaskakuje uczniów na egzaminach. Każda z prac otrzyma staranną recenzję.
Łódzki “Indeks” daje gwarancję. Jeśli dziecko regularnie uczęszczało na kurs, a nie dostało się do wybranej szkoły średniej, firma zwraca pieniądze. Nauka jednego przedmiotu w ciągu całego roku szkolnego kosztuje 1080 zł. W zeszłym sezonie dwóm osobom z tysiąca zwrócono pieniądze. Kandydatom na studia nie daje się żadnych gwarancji. – Wiedzą, co robią, może za wysoko mierzą – mówią pracownicy “Indeksu”. W niektórych firmach zdziwienie budzi sama formuła egzaminów. Andrzej Samson komentuje: – To chwilowa mobilizacja, napakowanie głowy papką informacyjną, żeby dopełnić biurokratycznego obrzędu. Decydujący jest egzamin do liceum, przypadający w krytycznym, bardzo trudnym dla rozwoju dziecka okresie 14, 15 lat.
Z jednej strony, tłum korepetytorów, z drugiej – mniej liczni, ale widoczni przeciwnicy. Twierdze. Janusz Szklarczyk, matematyk z Krakowa, nawet gdy jeszcze nie pracował w kuratorium, nie udzielał korepetycji. – Pomagałem i pomagam indywidualnie, w ostateczności i bezpłatnie – podkreśla. – Zabraniałem nauczycielom dodatkowej pracy i sam nigdy się w nią nie angażowałem. Uważam, że korepetycje tworzą niezdrową zależność między uczniem a nauczycielem.
Osobna historia to kursy. W warszawskim Batorym specjalna firma organizuje je od lat. Uczą nauczyciele z tego renomowanego liceum. Za 40 godzin trzeba zapłacić 360 zł. Przed formą zakamuflowanych korepetycji, przed kursami przygotowawczymi ostentacyjnie broni się warszawskie Liceum im. Hoffmanowej. – Uczymy, a nie zarabiamy – mówi dyr. Zofia Pietrych. – Organizujemy tylko bezpłatne lekcje doświadczalne dla osób chcących zdawać do klasy matematyczno-przy-rodniczej. Uczniowie przychodzą na spotkania, mogą zorientować się, czy ten profil im odpowiada i czy podołają wymaganiom.
Jednak większość szkół nie broni się przed kursami. W krakowskim liceum pijarów kursy odbywają się od dziesięciu lat. Kurs kosztuje około stu złotych, tanio jak na polski cennik. Na jedno miejsce w szkole przypada trzech kandydatów, więc i na kursie przygotowawczym jest tłoczno.
Ciekawą formą jest kurs połączony z egzaminem wstępnym. To jeszcze bardziej łączy ucznia ze szkołą. W krakowskim VIII prywatnym liceum kurs i egzamin kosztują 160 zł. Tak więc zdawanie do tej szkoły stało się naturalnym zakończeniem kursu.

Poza prawem

Od etyki, moralności i korepetycyjnego dekalogu blisko jest do prawa. I jego łamania. Największą tegoroczną aferą było oskarżenie matematyka w podlubelskich Kijanach. Podobno uczniowie szkoły rolniczej od lat pozytywnie reagowali na jego wypowiedzi: “Wiadomo, po co Fenicjanie wymyślili pieniądze” lub “Brakuje mi… ” – tu padała nazwa, na przykład sugestia, że w domu przydałaby się mikrofalówka. Szkoła w Kijanach jest kombinatem. 70 pedagogów, 700 uczniów. Pan Sz. wykładał od 20 lat i u dyrektora miał jak najlepszą opinię. Sumienny, zdyscyplinowany, biorący zastępstwa, w czasie wiosennych ocen dostał notę wyróżniającą. Coś ktoś słyszał, ale były to nieoficjalne plotki. Wreszcie nie wytrzymała grupa uczniów, która za niewystawienie jedynek miała zapłacić 800 zł. Do szkoły wkroczyła policja. Grożono, że nauczyciel może nawet pójść do więzienia, jednak skończyło się na tym popisowym geście. Nauczyciela zatrzymano, potem wypuszczono. Najpierw dyrektor szkoły nie wiedział, że to on zawiesza ucznia, nie kuratorium. Potem nastąpiła cisza. – Na wniosek dyrektora wszczęto postępowanie dyscyplinarne – informuje lubelskie kuratorium. A co w połowie maja dzieje się w Kijanach? – W kuratorium miała zebrać się komisja dyscyplinarna, ale czy się zebrała i jaki był jej werdykt, tego nie wiemy – mówi dyr. Maruga ze szkoły w Kijanach. – Tamta afera ma bardzo zły wpływ na ocenę szkoły, a przecież u nas poza tym przypadkiem nikt nikomu nie płacił za stopnie. Nawet nie ma korepetycji. Organizujemy fakultety, nikt nam za to nie płaci.
Osoby dramatu są nieobecne. Dyrektor złamał nogę, a pan Sz. postanowił przejść na emeryturę.
W zeszłym roku głośna była sprawa w podopolskim Ozimku. Polonistka wezwała matkę uczennicy z maturalnej klasy i powiedziała, że konieczne są korepetycje u niej. – Córka opuściła się w nauce, a pani była trzy miesiące w Niemczech, więc dysponuje pani gotówką – wyjaśniła. Ponieważ matka nie była skłonna płacić, córka dostała na maturze jedynkę. Uczniowie często cytują hasło: “Chcesz zdać, musisz brać”. To jedyne ujawnione, prawdziwe afery.
Uczciwości nauczycielskiej strzeże rzecznik dyscyplinarny. Niby jest przy wojewodzie, a pokój i pensję daje mu kuratorium. Komisja dyscyplinarna, której przewodniczy rzecznik, rozpatruje wnioski od dyrektorów szkół i rodziców. Mogą one dotyczyć “godności zawodu” lub obowiązków zapisanych w Karcie Nauczyciela. Komisja może ukarać naganą, zwolnić z pracy lub w ogóle zakazać wykonywania zawodu. W województwie lubelskim korepetycje jako nieuczciwość w ogóle nie trafiają do rzeczników. Podobnie jest na południu Polski. – Nigdy nie wpłynęła żadna sprawa, zażalenie na korepetycje – twierdzi Janusz Szklarczyk, małopolski rzecznik dyscyplinarny.
Za to do kieleckiego kuratorium co roku wpływa parę spraw o nakłanianie do korepetycji. Jednak komisja dyscyplinarna nie potwierdziła żadnego zarzutu, bo – jak mówią w kuratorium – “to delikatne sprawy i trudno je wyjaśnić”. Zdarzyła się za to odwrotna sytuacja. Nauczyciel z Jędrzejowa wytoczył sprawę uczennicy, która rozgłaszała, że wymuszał na niej dodatkowe, płatne lekcje. Pedagog wygrał.

Jak zlikwidować “korki”

Państwo korepetycji jest bardzo silne. Zwolennicy teorii spiskowej twierdzą, że to opór tego świetnie prosperującego państwa powoduje, że matura, jako egzamin – przepustka na wyższą uczelnię – ciągle jest dyskutowana. Moi rozmówcy twierdzą, że właśnie, gdy maturze nada się większe znaczenie, osłabną korepetycje. Wszyscy potwierdzają, że jako lekarstwo na korepetycje konieczne są podwyżki płac dla nauczycieli.
– Jestem przeciwnikiem korepetycji, są złem w oświacie – zapewnia prezes ZNP, Sławomir Broniarz. – Sądzę, że gdyby zmniejszono liczbę uczniów w klasie, nauczyciel mógłby poświęcić im więcej uwagi, a więc mniej byłoby korepetycji. Naturalną metodą będzie niż demograficzny. Klasy będą mniej liczne, nauczyciel porozmawia z każdym.
Jak na razie na państwie korepetycji paradoksalnie zyskały szkoły niepubliczne. Tegoroczne hasło reklamowe – u nas płacisz czesne, ale to mniej niż za korepetycje.
A czy nauczyciele szkół niepublicznych uczą popołudniami? Dyrektorzy potwierdzają. Przecież ci z państwowych potrzebują pomocy.
I tak korepetycje ostatecznie podzieliły dzieci na lepsze i gorsze. Im mniejsza i biedniejsza miejscowość, tym mniej słyszę o korepetycjach. Nikogo tam na nie nie stać. A wiadomo, kto nie bierze korepetycji, nie wyrwie się z miasteczka. Dziś miarą sukcesu jest mądre zainwestowanie w korepetycje. Uznanie, że szkoła poranna to obowiązek na niby. Prawdziwa nauka zaczyna się po południu. W szkole po szkole. Doskonale zorganizowanej i działającej bez żadnego nadzoru państwa. Na tym tle surrealistycznie brzmią dyskusje o bezpłatnej szkole. Ta prawdziwa, popołudniowa, jest płatna od lat.

Kuratorium:
– nie interesują nas kursy i korepetycje

Kwitną kursy przygotowujące do egzaminu. Czasem, aby zachować przyzwoitość, szkoła zatrudnia nauczycieli z innych placówek. Zdarza się jednak, że na kursie wykładają pedagodzy z tego właśnie, obleganego liceum. Wtedy osoba, którą stać na kurs, może poznać nie tylko pozytywizm, ale i upodobania polonisty, dowie się, czy lubi suchy, czy kwiecisty styl.
Kursy przygotowujące są także na prawie każdej wyższej uczelni. I tu można lepiej poznać preferencje przyszłego egzaminatora.
Dziś kurs zorganizować może każdy. Rejestruje się go jako działalność gospodarczą. W poznańskim kuratorium codziennie odbierane są telefony od rodziców chcących sprawdzić kurs. Tymczasem kuratorium ani nie rejestruje, ani nie kontroluje kursów. Jednak niepokój budzi nadużywanie przez te placówki nazwy “szkoła”. Nie spotyka się innej nazwy niż szkoła języków obcych. Najpierw budzi to zaufanie, potem rodzice próbują odpisać sobie wydatek od podatków, nie rozumiejąc, że to nie jest placówka oświatowa.
Również korepetycje jako forma dokształcania wymykają się kuratoriom. Nie ma rachunków, nie ma podatków, nie ma odpowiedzialności.
Korepetycje, teoretycznie, jako działalność gospodarcza powinny być zarejestrowane w wydziale handlu. Od zarobionych pieniędzy powinno się płacić podatki. Nikt tych przepisów nie przestrzega.

Kompleksowa oferta
Niewinnie brzmiące ogłoszenie: “Pomagamy w zdaniu do liceum”. Numer komórkowy. Nic więcej. Dzwonię, bo oferta wydaje mi się sympatyczna. Ciekawa jestem, ile zapłaciłabym za godzinę.
– Do którego liceum córka zdaje? – miły, męski głos nie wdaje się w dyskusje o programie i cenie godziny.
– Do… – podaję numer przyzwoitej szkoły.
– Szkoła jest oblegana – głos jest zmartwiony.
– A która dzisiaj nie jest oblegana? – pytam niepewnie.
– Żadna – przyznaje rozmówca. – Ale dobrze pani trafiła, dysponujemy tematami, które będą na egzaminie, poza tym komisja egzaminacyjna współpracuje z nami.
– Czy to możliwe, że zdobędziecie tematy?
– Bez przesady. To nie jest żadne zdobywanie. Mamy swoich ludzi w kuratorium. Bo przecież chodzi o to, żeby córka chodziła do tej szkoły, a nie żeby zdała. Prawda?
– A ile musiałabym zapłacić?
– 800 zł. Jako matka wie pani, że to o wiele tańsze niż wielomiesięczne korepetycje.

Cena wiedzy
– Modne są tzw. trójki. Trzech uczniów składa się po 30 złotych. Za tę kwotę otrzymują półtorej godziny w obcym języku.
– Najtańsi są studenci, najdrożsi pracownicy uczelni. Przeciętny korepetytor zarabia tysiąc złotych miesięcznie.
– Ceny są zróżnicowane. W Bydgoszczy godzina lekcyjna u studenta kosztuje 10-20 zł. Nauczyciel w ogóle nie godzi się na tak krótkie lekcje – łączy dwie i wycenia je na około 40 zł. Emeryt zadowoli się kwotą 20-30 zł, nauczyciel akademicki – 50 zł. W Warszawie do każdej z tych kwot trzeba dodać 20 zł. Ale przed samymi egzaminami do liceum ceny w stolicy jeszcze bardziej pięły się w górę.
– Coraz częściej korepetycje stają się podstawą utrzymania. Szczególnie nauczyciele języków obcych zatrudniają się w szkole na pół etatu tylko po to, aby nie płacić ZUS. Prawdziwe pieniądze zarabiają w domu.

 

Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy