Kto uszkodził klimat?

Kto uszkodził klimat?

Prof. Maciej Sadowski z Instytutu Ochrony Środowiska

Wielu polityków wciąż twierdzi, że środki wydane na ochronę środowiska to zmarnowane pieniądze

– Czy kolejne raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) dotyczące klimatu na Ziemi świadczą o pogarszającej się sytuacji i ostrzegają nas o nadchodzącej nieuniknionej katastrofie?
– Raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu uzmysławia raczej, że to, czy owe zmiany doprowadzą do katastrofy, będzie zależało w sporej mierze od nas samych. Globalne ocieplenie jest raczej nieuniknione, a w każdym razie wysoce prawdopodobne, jednak jeśli uruchomimy różne działania hamujące, to zmiany nie odniosą takiego silnego skutku. Kraje rozwinięte jednak same nie udźwigną ciężaru takich działań hamujących, z kolei kraje rozwijające się nie chcą przystąpić do tej misji, która wymaga szeregu ograniczeń. Dominującym wątkiem rozważań jest więc, jak się dostosować do zmian klimatu. Obecny, czwarty już raport IPCC, jest dosyć wiarygodny i precyzyjnie określa sytuację na Ziemi oraz przyszłe scenariusze rozwoju sytuacji. Obserwuję owe raporty od pierwszego w 1990 r. i mogę powiedzieć, że gdyby klimat rozwijał się według tego początkowego scenariusza, to zmiany klimatu byłyby dla mieszkańców naszej planety katastrofalne.

– Jak może w wersji ekstremalnej wyglądać klimat na Ziemi i w Polsce za kilkadziesiąt lat, jeśli nie będziemy przeciwdziałać globalnemu ociepleniu?
– Ekstremalnego scenariusza obecny raport nie preferuje. Występujące wersje rozwoju wypadków mają dosyć duży rozrzut przewidywanych skutków. Najbardziej katastroficzny przewidywał, że do końca wieku średnia temperatura na Ziemi wzrośnie o 4,5 st. C i nie będzie już dziedziny życia, której nie dotknęłyby niekorzystne konsekwencje zmian.

– Czy wzrost o 4,5 st. C to dużo?
– Bardzo dużo. Chodzi tu o średnią roczną temperaturę w ujęciu globalnym, a przecież ten wzrost nie byłby równomierny na całej powierzchni Ziemi. Największe zmiany nastąpiłyby w regionach podbiegunowych. Pamiętajmy, że globalny spadek średniej rocznej temperatury „tylko” o 3 st. C spowodował ostatnie zlodowacenie na Ziemi. Z jednej więc strony, globalne ocieplenie spowodowałoby topnienie lądolodów, co zresztą już zaczynamy obserwować, i podniesienie poziomu mórz, a z drugiej, zmianę reżimu opadowego i przesunięcie się stref suszy ku północy. Fale upałów wywołałyby poważne problemy zdrowotne u mieszkańców strefy umiarkowanej, w której my żyjemy, łącznie z zagrożeniem życia osób chorych, starszych i dzieci. Pogłębiłyby niedobór wody. Znacznie więcej energii zużywalibyśmy też na sztuczne ochładzanie się.

– Kto jest bardziej odpowiedzialny za globalne ocieplenie, człowiek, który naruszył równowagę w środowisku, czy naturalny cykl zmian zachodzących w skorupie ziemskiej i atmosferze?
– Osobiście jestem skłonny uznać, że to człowiek jest bardziej odpowiedzialny za niekorzystne zmiany klimatu, chociaż nie potrafiłbym tego udowodnić. To wysoce prawdopodobne, jednak nie wszystkie zmiany zachodzące w klimacie są skutkiem działalności człowieka, ale zmiany naturalne idą z tym w parze. Siła naturalnych trendów jest zwiększona poprzez działania człowieka. Dlatego tak ważne jest np. obniżenie emisji dwutlenku węgla, bo wówczas jeden z niekorzystnych czynników zostałby usunięty.

– Jakie sfery działalności człowieka są najbardziej szkodliwe dla klimatu i zabójcze dla środowiska: wycinanie lasów, drzew, działalność przemysłowa, rozwój technologiczny? A może masowe używanie chemii rolniczej i kosmetyków, np. dezodorantów zawierających freon?
– Kluczowym elementem z punktu widzenia klimatu jest spalanie paliw, wszystko jedno, czy w energetyce, czy w transporcie. Procesy przemysłowe też się do tego dokładają, zwłaszcza te, w których jest uwalniane ciepło do atmosfery i zużywa się dużo energii. Poza CO2 ważne są inne gazy wpuszczane do atmosfery, np. podtlenek azotu w wyniku działalności rolnictwa, metan przy hodowli zwierząt. Z czterech sektorów gospodarki – energetyka, transport, przemysł i rolnictwo – zdecydowanie dominuje wpływ energetyki, i to zarówno produkcja energii, jak i jej konsumpcja, także w gospodarstwach domowych. Dla spowolnienia efektu cieplarnianego kluczowe znaczenie ma poprawa efektywności i oszczędzanie energii na poziomie produkcji i zużycia. W oszczędności zużycia surowców energetycznych i zmniejszeniu zanieczyszczeń tkwią ogromne rezerwy ochrony klimatu.

– Czy sadzenie nowych drzew zniweluje skutki masowego ich wycinania, np. przy drogach, w miastach?
– Podstawowym problemem mającym zasadnicze znaczenie dla klimatu jest wycinanie lasów w strefie zwrotnikowej, czego dokonuje się na masową skalę w krajach rozwijających się. Wspólnota międzynarodowa tego nie może zakazać, bo drewno stanowi nierzadko główny przedmiot eksportu i źródło dewiz. Jednak lasy w strefie zwrotnikowej są w środowisku olbrzymim źródłem wilgoci i pochłaniania CO2. Hektar lasu tropikalnego produkuje dziennie ok. 40 ton wody. Nic nie wpływa tak szkodliwie na warunki klimatyczne jak wycinanie tych lasów. Także tundra kanadyjska czy syberyjska jest naturalnym regulatorem CO2, choć tutaj przyrosty są wolniejsze ze względu na niższą temperaturę. Jeśli tych ogromnych połaci lasów zabraknie, nie będzie też wody, sadzenie zaś nowych wymagałoby kolosalnych nakładów finansowych. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat puszczy amazońskiej może już nie będzie.

– W Polsce nie ma jednak lasów tropikalnych. Czy nasza zieleń nie odgrywa tak ważnej roli w życiu kraju?
– Drzewa i w ogóle zieleń w Polsce ma ogromne znaczenie lokalne. Np. zieleń przydrożna, którą niejednokrotnie się wycina, łagodzi skutki skoków temperatury, dostarcza tlenu, chroni przed zamieciami, wyhamowuje prędkość wiatru, nie wspominając już o estetyce. Drzewa mają znaczenie dla okolicznych pól i łąk. Kierowcy przejeżdżający drogą tego nie dostrzegają, ale okoliczni mieszkańcy z pewnością odczują boleśnie to, że drzew już nie będzie.

– Rozpoczynająca się 1 grudnia w Poznaniu 14. Konferencja Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu będzie obradować nad tym, jak spowolnić, opóźnić niekorzystne zmiany klimatu. Czy działania takie jak sadzenie lasów, segregacja śmieci, oszczędzanie wody i prądu, ograniczanie użytkowania samochodów wystarczą?
– Takie działania mogą trochę pomóc, ale skutecznie nie ograniczą globalnych zmian klimatu. W tym działaniu musiałyby wziąć udział całe społeczności, zwłaszcza tak wielkich krajów jak Chiny, USA, które są największymi emitentami CO2, a one akurat nie mają ochoty wziąć na siebie odpowiedzialności za ograniczanie emisji. Jest mało prawdopodobne, byśmy podjęli takie wspólne działania prowadzące do zdecydowanej poprawy. Wiele zależy tutaj od dobrej woli polityków, tymczasem wielu z nich twierdzi, że środki wydane na ochronę środowiska, np. recykling surowców wtórnych, to zmarnowane pieniądze. Zapomina się, że składowanie odpadów też kosztuje i te koszty rosną w czasie, choć doraźnie pomija się je w wyliczeniach. Wciąż łatwiej jest kopać węgiel i spalać w przestarzałych elektrowniach niż te przestarzałe zakłady energetyczne zamknąć lub zmodernizować.

– Czy każdy z nas powinien przyczyniać się do zmniejszania szkodliwych emisji, segregując śmieci, oszczędzając wodę i prąd, rezygnując z jazdy samochodem?
– Tak, jednak problem polega na stworzeniu pewnych zachęt. Np. ceny żarówek energooszczędnych powinny być tak skalkulowane, by użytkownikowi opłacało się wymienić tradycyjne oświetlenie, bo zapłaci mniejszy rachunek. To samo dotyczy oszczędzania wody czy segregacji śmieci. Użytkowników samochodów osobowych mogłyby zachęcić doskonale zorganizowana sieć transportu publicznego i miejsca do parkowania w pobliżu stacji końcowych komunikacji miejskiej. Gdyby transport publiczny był sprawny i wygodny, większość ludzi nie wjeżdżałaby w ogóle do centrów miast.

– Na koniec pytanie ogólniejsze. Czy Polska może bezkrytycznie się zgadzać na radykalne dyrektywy Unii Europejskiej np. w zakresie dopuszczalnej emisji CO2 itd.?
– Nie powinniśmy się zgadzać na wszystko, tylko dbać o interes krajowy, choć w powiązaniu z interesem całej Wspólnoty. Myślę, że do tej pory źle rozgrywaliśmy te sprawy, a z interwencją zwracaliśmy się dopiero wtedy, gdy sytuacja stawała się groźna dla podmiotów krajowych. To zdecydowanie za późno. Trzeba reagować od razu, gdy niekorzystny dla nas pomysł się pojawia. To wymagałoby jednak rzetelnych ekspertyz dotyczących naszych potrzeb i możliwości. Klasycznym przykładem jest Drugi Krajowy Plan Rozdziału Uprawnień do Emisji. Komisja Europejska przyznała Polsce limit w wysokości 208 mln ton CO2 w kolejnym okresie 2008-2012, choć nasze żądania opiewały początkowo na 280 mln ton. My jednak obniżyliśmy nasze wymagania do 230 mln ton, a potem, po okresie zupełnego wyciszenia przyjęliśmy (na razie sprawa jest w Trybunale) mało realistyczną dla Polski kwotę 208 mln ton. Nasi negocjatorzy nie byli jednak wyposażeni w rzetelne ekspertyzy, które jakoby były zbyt drogie, i nie bronili się przed narzucanymi ograniczeniami, gdy tymczasem teraz będziemy musieli dokupywać dodatkowe kwoty emisji CO2 lub na gwałt modernizować zakłady produkujące energię, co też jest kosztowne. W rezultacie część obciążeń będą musieli wziąć na siebie użytkownicy, którzy więcej zapłacą za energię. Okazuje się, że Unia ma nierzadko lepsze informacje o nas niż nasi negocjatorzy. Powinniśmy więc położyć większy nacisk na dogadywanie się w sprawach dyrektyw środowiskowych. Teraz szykuje się nowy przepis mówiący o konieczności składowania ciekłego CO2 w złożach geologicznych, gdy tymczasem z tą technologią jeszcze prawie wcale nie mieliśmy do czynienia.

– Czy na konferencji COP 14 w Poznaniu będziemy przyjmować jakieś nowe zobowiązania mające na celu powstrzymanie ocieplania klimatu?
– Nie. W Poznaniu nie będzie się przyjmować żadnych rozwiązań. Czeka nas to dopiero za rok w Kopenhadze. Co do przyjętego zaś przez Polskę zobowiązania z Kioto, że do 2012 r. obniżymy emisję CO2 o 6%, to wywiązaliśmy się z niego przed czasem.

 

Wydanie: 2008, 48/2008

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy