Kto zarabia na bestsellerach

Kto zarabia na bestsellerach

10% dla autora, 40% dla wydawcy, po 15% hurtownik i księgarz

Co tydzień na polski rynek trafia ok. 35-40 nowości wydawniczych. Miesięcznie – ponad sto. Ile z nich ma szanse stać się bestsellerami? Kto na nich najlepiej zarabia? Na pewno nie pisarz. W wydawnictwach od dawna mówi się: nie sztuka napisać, nie sztuka wydać – sztuka sprzedać. Ale zanim książka trafi do czytelnika, zarobi na niej wiele osób.

Agent tylko na zagranicę

Do kieszeni autora trafia najczęściej 10%, czasem 15%, a w rzadkich przypadkach 20% od ceny sprzedanego egzemplarza. W Polsce największą grupę stanowią pisarze, których tytuły wychodzą w nakładzie 2-3 tys. egzemplarzy. Jeśli książka kosztuje 35 zł, na sprzedanym trzytysięcznym nakładzie pisarz zarobi 10,5 tys. zł. Jeśli tytuł będzie miał dodruk i łączny nakład wyniesie np. 70 tys. egz., to honorarium autorskie urośnie do 245 tys. przy dziesięcioprocentowej stawce, a do 490 tys. zł przy dwudziestoprocentowej. Większość pisarzy o takich zarobkach może jedynie pomarzyć. Chociaż są i tacy, którzy utrzymują się z pisania i żyją na wysokim poziomie, m.in. Joanna Chmielewska, Katarzyna Grochola, Ryszard Kapuściński, Czesław Miłosz.
Jeśli pisarz ma agenta, płaci mu 10% od wysokości swojego honorarium. Polscy pisarze bardzo powoli się do nich przekonują. Nie mają ich m.in. Edward Redliński, Jerzy Pilch, Wiesław Myśliwski. Katarzyna Grochola, autorka trzech bestsellerów, miała agentkę. – To było bardzo wygodne. Wspierała mnie, pilnowała rachunków z wydawnictw, czasem znajdowała w nich pomyłki, pilnowała terminów spotkań. Kiedy wyjeżdżałam, odwoziła mnie na dworzec i wsadzała do pociągu. Bardzo ją polubiłam. Niestety, miała nieszczęśliwy wypadek i od dłuższego czasu obywam się bez agenta. Zresztą w moim przypadku agent nie jest potrzebny – wydaję jedną książkę rocznie i o moje prawa dba wydawnictwo. Gdybym pisała książkę co miesiąc, na pewno zatrudniłabym agenta.
Za granicą posiadanie agenta to w zasadzie norma. To właśnie oni – pośrednio – wprowadzili na nasz rynek wielu zagranicznych pisarzy. Reprezentują ich interesy w rozmowach z wydawcami, negocjują kontrakty, a przede wszystkim wysokość honorariów. Sami mają w tym interes, bo zwykle dziesiąta część trafia do ich kieszeni. Dwukrotnie więcej bierze agent zagraniczny – ok. 20% od wynegocjowanej kwoty, a jeśli ma w Polsce subagenta, oddaje mu z tego ok. 10%.
Agencja Literacka Graal reprezentuje na stałe wielu agentów zagranicznych. Założyło ją małżeństwo Maria i Zbigniew Kańscy, oboje absolwenci filologii angielskiej. Teraz pracuje tam sześć osób, łącznie z właścicielami. – Polscy autorzy nie mają agentów, ponieważ nie mają zwyczaju dzielić się pieniędzmi. Reprezentujemy tylko jednego polskiego pisarza – mówi Anna Smorul z Graala. – Skupiamy się głównie na reprezentowaniu pisarzy zagranicznych, choć czasem i polskiej książce znajdziemy za granicą wydawcę, jak stało się w przypadku „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” Doroty Masłowskiej, która ukaże się w Stanach Zjednoczonych. Ale Masłowską reprezentujemy tylko za granicą, w Polsce już nie.
Agencja Graal wprowadziła na nasz rynek m.in. Jonathana Carrolla i Williama Whartona, którzy tylko w Polsce trafili na listy bestsellerów. Jak to zrobili? – Trzeba przekonać zagranicznych agentów, że bardziej opłaca się sprzedać prawa do książki taniej niż na Zachodzie, niż wcale ich nie sprzedać – mówi Zbigniew Kański. – Zresztą nie jest tak, że pisarz poczytny za granicą łatwo znajdzie wydawcę gdzie indziej. Nawet tak rozchwytywani dziś autorzy jak Stephen King czy John Le Carré długo się u nas przebijali.

35 tys. euro zaliczki

Dlatego właśnie, że trudno przewidzieć, który zagraniczny tytuł i kiedy stanie się hitem (jeśli w ogóle się stanie), licencje na publikację są wydawane na wyznaczony okres, zwykle do pięciu lat. Oficyna Media Rodzina za prawa do pierwszych tomów o Harrym Potterze początkowo płaciła po 30 tys. dolarów, ale gdy okazało się to strzałem w dziesiątkę, stawka kilkakrotnie podskoczyła. Także Paulo Coelho, odkąd stał się u nas bestsellerowym autorem, podwyższył wymagania finansowe. Za ostatni hit rynkowy „Jedenaście minut” Wydawnictwo Babel wypłaciło mu 35 tys. euro zaliczki (odejmowanej potem z całości honorarium). Z kolei za prawa do „Dziennika Bridget Jones” Wydawnictwo Zysk zapłaciło zaledwie tysiąc dolarów – nikt nie przypuszczał bowiem, że będzie to u nas bestseller.
Wydawcom najbardziej zależy na tym, aby książka stała się bestsellerem (w polskich warunkach oznacza to nakład od 10 tys. egzemplarzy), to oni bowiem najwięcej na niej zarabiają. Przeciętnie na ich konto trafia 40-45% ceny każdej sprzedanej pozycji. Z tego jednak muszą opłacić koszty wydania: papier, druk, opracowanie redakcyjne i techniczne.
Nowinką ostatnich czasów są licytacje praw autorskich, zwane elegancko aukcjami. Jeśli książka dobrze rokuje, agent ogłasza aukcję. Kto da więcej, zdobywa prawo do publikacji. Rekordem nie do pobicia jest, jak mówi się w środowisku wydawców, suma 100 tys. dol., jaką Noir Sur Blanc zapłaciło za prawa do „Baudolino” Umberta Eco oraz przedłużenie praw do innych jego książek.
– Nie jest tak, że wydawca żeruje na autorze i obławia się na jego dziełach – mówi Wiesław Uchański, szef Iskier. – Żeby cokolwiek zarobić na książce, muszę sprzedać przynajmniej 2 tys. nakładu. Jednak aby ten nakład się ukazał, muszę wydać ok. 35-40 tys. zł i nie mam żadnej gwarancji, że to się zwróci. Granica ryzyka autora i wydawcy nie jest taka sama: autor najwyżej mniej dostanie, a wydawca może splajtować.

Komandosi na promocji

Książka jest już napisana, umowa z wydawnictwem zawarta. Teraz trzeba tytuł wypromować, co przy stu nowościach na miesiąc nie jest łatwym zadaniem. Dlatego wydawnictwa prześcigają się w pomysłach na oryginalne promocje. Podczas promocji książki sensacyjnej Irka Grina „Szerokiej drogi Anat” (Prószyński i S-ka) na salę wparowali komandosi w kominiarkach. Muza na promocję „Transformejszen” Edwarda Redlińskiego wybrała bar McDonald’s (sieć tej firmy występuje w powieści), a Znak urządził premierę książki „Z życia Pi” w ogrodzie zoologicznym. – Kiedy promowaliśmy książkę Makłowicza, wynajęliśmy wagon od PKP. Z Warszawy do Poznania jechał pociąg kulinarny – mówi z dumą Krzysztof Janiczyk ze Znaku.
Wielu wydawców zabiega szczególnie o przychylność dziennikarzy. Wiadomo: pokażą tytuł w mediach, więcej ludzi kupi. Dlatego Muza, promując książkę „Williama Goulda Księga Ryb”, dodała do informacji prasowej muszlę, a Znak porozsyłał anonimowe kartki z ostrzeżeniem „Strzeż się strzyc!” wraz z informacją o „Przygodach damskiego fryzjera” Mendozy.
Inną ważną z handlowego punktu widzenia rzeczą jest okładka. W PRL-u wystarczyło wydrukować nazwisko autora i tytuł na jednobarwnym tle. Potem nastała moda na złociste litery i pstre kolory, fotosy z filmów. – Najlepsze czasy dla grafików książkowych minęły, dzisiaj dostaje się tylko 1200-1600 zł za jeden projekt, nieco więcej za projekt serii – żali się Wojciech Kamiński, grafik. – A za projekt okładki płyty CD można zarobić 5-15 tys. zł.

Miejsce przy kasie

Promocja promocją, ale dobrze jest zwrócić uwagę większości czytelników, którzy nie chodzą na spotkania autorskie i premiery literackie, a recenzji nie czytają albo je ignorują.
Na rynku najbardziej liczą się dziś duże sieci księgarskie, obejmujące cały kraj. Empik i Matras. – Najbardziej zwracają uwagę dwa miejsca promocyjne – mówi Jacek, sprzedawca w warszawskim Empiku: – ekspozycja przy kasie i stół. Na stole widać okładkę książki, nie tylko grzbiet, to bardziej przyciąga, żeby podejść i wziąć do ręki. A miejsca przy kasie nikt nie ominie, więc jest duże prawdopodobieństwo, że zainteresuje się wyeksponowanym tytułem i go kupi. Zasada jest taka: jak towar jest dobrze wyeksponowany, to zostanie zauważony i kupiony.
Dlatego strategiczne miejsce kosztuje. Empik, który ma ogromny wpływ na sprzedaż książek, bo posiada ponad 50 sklepów w całej Polsce, nieźle na tym zarabia (patrz: ramka).
Także sieć Matras (ma 111 sklepów w 73 miejscowościach, prowadzi detaliczną i hurtową sprzedaż książek) oferuje wydawcom płatne miejsca. Ekspozycja przy kasie, przy wejściu, na ladzie, w jednej witrynie, w kilku, ponadto ekspozycje ulotek i plakatów. Wedle życzenia. W im większej ilości księgarń jest promocja, tym wyższe są rabaty.
Oprócz zysków za płatne półki i regały księgarnie zarabiają także na każdej sprzedanej książce stojącej na normalnej półce. Szacuje się, że ok. 15- 20 % ceny.
Nowością ostatnich lat jest połączenie funkcji księgarza i dystrybutora. – Bierzemy od wydawców towar i dostarczamy go do sklepów. To się bardziej opłaca i wydawcom, i nam – uważa Piotr Zelman, prezes Matrasu. Na każdej książce zarabia mniej więcej 30% (jako hurtownik i księgarz jednocześnie).
Na podobnej zasadzie działają Jacek i Krzysztof Olesiejukowie, którzy dostarczają książki do supermarketów. Mają dwa oddziały, w Warszawie i Ożarowie Mazowieckim. Razem 3,3 tys. m kw. powierzchni, na niej ponad 2 mln książek. W firmie pracuje ok. 50 osób.

Zosie Samosie

Część pisarzy uważa, że bardziej opłaca im się wydawać własne książki samodzielnie. Wprawdzie nakłady są wtedy niższe, nie ma dużej reklamy, ale na czysto wychodzi się lepiej.
Olga Tokarczuk, autorka kilku bestsellerów, pierwsze książki wydała w W.A.B., ale po pewnym czasie założyła oficynę Ruta i sama wydaje swoje książki. Także Andrzej Stasiuk ma własną firmę: wraz z żoną otworzył Wydawnictwo Czarne, gdzie publikuje różne książki, nie tylko własne. Również Joanna Chmielewska, rekordzistka, jeśli chodzi o liczbę tysięcy fanów (przewyższającą nawet fanów Andrzeja Sapkowskiego) i bestsellerów (kilkadziesiąt tytułów), sama prowadzi swoje interesy; wychodzi na tym bardzo dobrze. Własne małe firmy prowadzą też Stanisław Franczak, Ryszard Krynicki i Jerzy Koperski.
– Moja firma to ja plus dwie asystentki – mówi Andrzej Kuryluk, szef wydawnictwa Albatros, które znajduje się w prywatnym mieszkaniu. Albatros specjalizuje się w literaturze popularnej, wydaje m.in. bestsellerowego Dana Browna („Kod Leonarda da Vinci”). – Nie potrzebuję więcej pracowników, wszystkie potrzebne dane mam w komputerze. Oszczędzam czas i pieniądze, nawet okładki sam projektuję. W tym roku planujemy wydać ok. 60 tytułów. Gdybym miał talent, to i pisałbym sam.


Ceny za promocję w jednym salonie Empiku (za dwa tygodnie):
– cały regał „Empik poleca” – 4 tys. zł
– cały regał w dziale tematycznym – 2,5 tys. zł
– jedna półka na regale w dziale tematycznym – 200 zł
– ekspozycja przy kasie – 300 zł
– plakat reklamowy (format B1) – 100 zł
– banner o pow. 32 m kw. na elewacji salonu przy Nowym Świecie w Warszawie – 14 tys. zł


Bestsellery ostatniego półrocza:
1. Joanne K. Rowling „Harry Potter i Zakon Feniksa” – ok. 500 tys. egz. (Media Rodzina)
2. Paulo Coelho, „Jedenaście minut” – ok. 140 tys. egz. (Drzewo Babel)
3. Jerzy Pilch, „Miasto utrapienia” – ok. 80 tys. egz. (Świat Książki)
4. Katarzyna Grochola, „Ja wam pokażę!” – ok. 70 tys. egz. (W.A.B.)
5. Dan Brown, „Kod Leonarda da Vinci” – ok. 50 tys. egz. (Albatros)
6. Eric Emmanuel Schmitt, „Oskar i panna Róża” – ok. 30 tys. egz. (Znak)
7. Terry Pratchett, „Na glinianych nogach” – ok. 17 tys. egz. (Prószyński i S-ka)
8. Józef Hen, „Mój przyjaciel król” – ok. 16 tys. egz. (Iskry)
9. Frances Mayes, „Pod słońcem Toskanii” – ok. 15 tys. egz. (Prószyński i S-ka)
10. Hanna Kowalewska, „Julita i huśtawki” – ok. 10 tys. egz. (Zysk i S-ka)
(dane od wydawców i dystrybutorów, dotyczą ilości sprzedanych egzemplarzy)


Kasa do podziału

Na książce zarabiają:
– autor – 10-15% od ceny sprzedanego egzemplarza (jeśli ma agenta, mieści się w tym jego prowizja – 10% wysokości honorarium)
– wydawca – 40-45% (z tego musi pokryć koszt druku, papieru, opracowania redakcyjnego i technicznego)
– hurtownik – ok. 15-20 %
– księgarz – 15-20%

Wydanie: 2004, 33/2004

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska

Komentarze

  1. jasmine
    jasmine 22 lutego, 2016, 13:45

    A jak wyglądają zarobki przy wydawaniu własnym nakładem przez wydawnictwo typu rozpisani.pl ? Bo rozumiem, że wtedy zarobki powinny być wyższe, skoro sami ponosimy koszty?
    Zarobki pisarzy to temat dosyć kontrowersyjny, ale jak ktoś jest dobry to i tak może to traktować jako swój zawód.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy