Kulisy wyboru Jaruzelskiego

Kulisy wyboru Jaruzelskiego

Jak Amerykanie przekonywali do kandydatury generała na prezydenta

Niedawno gazety podały informację o tym, że władze amerykańskie postanowiły odtajnić szereg dokumentów odsłaniających naciski ambasady amerykańskiej w Polsce na opozycję w celu wybrania generała Jaruzelskiego na stanowisko prezydenta. Warto przypomnieć, że stało się to 19 lipca 1989 r., kiedy Zgromadzenie Narodowe – połączone obie izby polskiego parlamentu – zagłosowało na kandydaturę Generała. W głosowaniu wzięło udział 544 posłów i senatorów, a o wyborze zadecydował jeden głos. Jak się później okazało, wybór stał się możliwy dzięki akcji senatora Andrzeja Wielowieyskiego, który oddał nieważny głos wspólnie z Wiktorem Kulerskim, Andrzejem Miłkowskim, Aleksandrem Paszyńskim, Andrzejem Stelmachowskim, Stanisławem Stommą i Witoldem Trzeciakowskim, obniżając tym samym minimum umożliwiające wybór.
Informacja o naciskach amerykańskich nie jest sensacją. Pisał już o tym w swoich wspomnieniach ówczesnych prezydent USA, George Bush, na ten temat wypowiadał się także ambasador Davies w czasie konferencji naukowej zorganizowanej przez Instytut Nauk Politycznych w 1999 r. Amerykanie uważali, że generał Jaruzelski jest gwarantem spokoju i stabilizacji kraju w trudnym okresie transformacji i zrobili wszystko, by doszło do jego wyboru.
Poniżej publikujemy interesujący dokument, ukazujący ówczesne starania Amerykanów na rzecz generała Jaruzelskiego. Dokument pochodzi ze zbiorów prywatnych.


Notatka Wiesława Górnickiego z rozmowy z amerykańskim attaché wojskowym, płk. Monroe, Warszawa, 19 czerwca 1989 r.
(fragmenty)

Spotkałem się dziś na śniadaniu (na moje zaproszenie) z amerykańskim attaché wojskowym, płk. Monroe. Wraz ze mną uczestniczył w lunchu płk Moraczewski. Monroe bez wcześniejszej zapowiedzi przyprowadził ze sobą swego zastępcę, attaché lotniczego, płk. Snowgrassa.
Z dłuższej rozmowy wybieram kluczowe momenty.
l. Strona amerykańska zastanawia się, w jaki sposób najskuteczniej przekonać Polaków do poparcia kandydatury Tow. Generała na Prezydenta. Monroe uważa, że wystąpienie amb. Davisa w jakiejkolwiek formie „mogłoby raczej zaszkodzić, niż pomóc”.
Został upoważniony do stwierdzenia, że Bush wypowie się „bardzo ciepło” o Tow. Generale osobiście i przywiezie ze sobą zaproszenie do odwiedzenia USA. Jednakże gest taki może być spóźniony wobec przewidywanego wcześniej głosowania w Zgromadzeniu Narodowym.
Odparłem, że istnieją sposoby nieoficjalnego oddziaływania na opozycję. Monroe rozłożył ręce i powiedział, że „nasze wpływy kończą się na ludziach w rodzaju Geremka, którzy sami są zatrwożeni możliwością kryzysu wokół kandydatury gen. Jaruzelskiego”. Z wyjątkową jak na wojskowego szczerością Monroe dał do zrozumienia, że Amerykanie nie kontrolują pewnej części nowo wybranych posłów i senatorów.
2. Monroe stwierdził, że w obecnej sytuacji jedynym autorytetem, który mógłby przeważyć szalę na rzecz wyboru Tow. Generała w Zgromadzeniu Narodowym jest Kościół. Kiedy skomentowałem to dość cierpko, Monroe odparł, że oficjalne czy półoficjalne poparcie kościelne ułatwiłoby stronie amerykańskiej argumentację na rzecz wyboru Tow. Generała.
3. Nowo wybrani senatorowie i posłowie z Poznania spotkali się przedwczoraj z amb. Davisem jako wysłannikiem Busha na Targi Poznańskie. Podobno wszyscy jednomyślnie mieli powiedzieć, że znaleźli się „w potrzasku”. Uważają kandydaturę Tow. Generała za jedyną możliwą, ale boją się swego elektoratu i raczej nie będą głosować za wyborem w Zgromadzeniu Narodowym.
4. Monroe z gorzką ironią powiedział, że „ze wszystkimi w Polsce może nawiązać kontakt” z wyjątkiem kół wojskowych. Nie przyjmują one jego zaproszeń, nie bywają nawet na amerykańskim przyjęciu z okazji święta narodowego. „Co właściwie mam przekazywać swoim zwierzchnikom?”. Monroe i Snowgrass powiedzieli, że o wycofaniu niektórych radzieckich [jednostek] z Polski dowiedzieli się dopiero z telewizji, choć jest obyczajem przyjętym, że informuje się o tym co najmniej o kilka dni wcześniej. W paradoksalny sposób podzielam tę pretensję, ponieważ nawet w rozmowie z tow. płk. Moraczewskim zastępca szefa I Zarządu SG nie wiedział o wycofaniu tych jednostek.
5. Monroe z całym naciskiem powtórzył wypowiedź amb. Davisa z ub. tygodnia. Stabilizacja w Polsce ma znaczenie kluczowe dla amerykańskiej polityki w Europie i dla całej koncepcji strategicznej Busha. Podstawowym elementem tej stabilizacji jest wybór Tow. Generała na stanowisko Prezydenta PRL. Amerykanie gotowi są pójść w tej sprawie niezmiernie daleko, ale nie chcieliby zaszkodzić, gdyż zdają sobie sprawę z „oporu twardogłowych”. Poza „publiczną zmianą stanowiska w sprawie stanu wojennego właściwie wszystko jest możliwe”. (…)


Bush: Nalegałem żeby kandydował

George Bush o spotkaniu z generałem Wojciechem Jaruzelskim w lipcu 1989 r.

Gdy jechaliśmy samochodem, aby złożyć Jaruzelskiemu jako głowie państwa zaplanowaną w protokole kurtuazyjną wizytę, wracałem myślą do mojej poprzedniej wizyty w 1987 roku. Nasze ówczesne rozmowy wspominałem jako interesujące i rad byłem spotkać się z nim ponownie. Odniosłem wrażenie, że tym razem był bardziej wnikliwy i rzeczowy, niż sądziłem uprzednio. Wręcz uroczy, wykazując duże poczucie humoru. Byłem szczególnie pod wrażeniem jego patriotyzmu. Oczywiście, niepokoiła mnie świadomość jego dyktatorskich rządów oraz faktu, że uwięził tylu Polaków tylko dlatego, że opowiadali się za wolnością i demokracją. Niemniej jednak zobaczyłem człowieka uwikłanego w sprzeczność miedzy miłością do swego kraju a realiami geopolitycznymi, które zmuszały do podporządkowania się Związkowi Radzieckiemu.
W czasie mej poprzedniej wizyty Jaruzelski powtarzał oficjalne stanowisko, że „Solidarność” jest faktycznie martwa. Chciał mnie przekonać, iż zmiany klimatu politycznego nie mogą być radykalne, nie mogą stwarzać wyzwania wobec uznawanego przez Moskwę porządku politycznego. Odniosłem jednak wrażenie, że uważał, iż Stany Zjednoczone, opowiadając się tak wymownie po stronie zarówno „Solidarności”, jak i przemian w Polsce, w określony sposób nie doceniają tego, co już w Polsce się zmienia. Teraz, dwa lata później, Jaruzelski i ja prowadziliśmy otwartą, partnerską dyskusję. To, co miało być tylko 10-minutowym spotkaniem w Belwederze przy filiżance kawy, przerodziło się w trwającą dwie godziny konwersację. Jaruzelski otworzył swoje serce i zapytał mnie, co myślę, jaką rolę powinien teraz odegrać. Zwierzył mi się ze swoich wahań w kwestii ubiegania się o prezydenturę i pragnienia uniknięcia politycznej bijatyki, której Polsce trzeba oszczędzić. Sądził, że „Solidarność” nie okaże mu wystarczającego poparcia w wyborach. Obawiał się poniżenia w wypadku przegranej. Powiedziałem mu, że jego odmowa ubiegania się (o wybór na prezydenta) będzie prowadziła w sposób nieunikniony do destabilizacji i nalegałem, żeby rozważył swoją decyzję ponownie. Powstała sytuacja paradoksalna: prezydent USA usiłuje przekonać wyższego przywódcę komunistycznego, aby ubiegał się o urząd prezydenta swojego kraju. Ale sądziłem, że doświadczenie Jaruzelskiego stwarzało najlepsze warunki dla łagodnej transformacji systemu w Polsce.
Jaruzelski był przekonany, że Polsce potrzebny jest rząd koalicyjny z komunistycznym premierem i opozycyjnym wicepremierem. Problemem było to, że każdy rząd byłby zmuszony przedsięwziąć twarde decyzje ekonomiczne, a to było szczególnie trudne dla „Solidarności” – związku zawodowego, a zarazem partii politycznej. W Stanach Zjednoczonych związki zawodowe kontrolują tylko 20% siły roboczej, a w Polsce – podkreślił Jaruzelski – 80%. Trudno jest w tych warunkach zorganizować konkurencyjność. – Wolna przedsiębiorczość i sektor prywatny są chore – powiedział. – „Solidarność” domaga się np., żeby rolnikom płacono trzy razy więcej za produkty mleczne, niż wynosi ich cena w sklepach. – „Solidarność” musi zdać sobie sprawę, że wszystko to trzeba zmienić – powiedziałem. – Liderzy związkowi wiedzą o tym, ale boją się utracić swój elektorat – odrzekł. – Zachód może pomóc, ponieważ w tym okresie, w którym Polska wymaga surowych decyzji, potrzebna jest presja z zewnątrz dla wdrożenia reform.
Zachód powinien pomóc zapobiec upadkowi gospodarki oraz wesprzeć wysiłki na rzecz jej ustabilizowania. Restrukturyzacja potrwa około dziesięciu lat. Jaruzelski wystosował list do Grupy G7 (konferencja najbogatszych państw), w którym przedstawił polskie problemy i ma nadzieję, że sprawa stanie na porządku dziennym spotkania w Paryżu. (…)
Przedłużeniem tego wyjątkowego spotkania stał się w równie interesujący lunch w rezydencji amerykańskiego ambasadora Johna R. Davisa. Zaaklimatyzowany dyplomata cieszył się poważaniem politycznie bardzo zróżnicowanych gości, obecnych na tym przyjęciu, zarówno komunistów, jak również liderów „Solidarności”
i Kościoła. Był to dosłownie pierwszy raz, gdy za stołem siedzieli razem byli więźniowie i ci, którzy ich więzili. Rzecznik „Solidarności”, Janusz Onyszkiewicz, trącając się kielichem szampana z Jaruzelskim, zauważył, że biorąc pod uwagę, iż jeszcze rok temu on (Onyszkiewicz) siedział w więzieniu, jest to dość znacząca zmiana.

Cyt. za: G. Bush, Brent Scowcroft The World Transformed 

Wydanie: 2001, 29/2001

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy