Los zapisany w genach

Jest coraz więcej dowodów na to, że nasze życie jest zaprogramowane od poczęcia

– Córka Wojciecha Młynarskiego nie musi być drugim Młynarskim – broni się Agata Młynarska. – Niektórzy oczekiwali ode mnie takich tekstów, jakie pisze ojciec, ale to mnie irytowało. – Mam nadzieję, że nie jestem jedynie wypadkową cech swoich rodziców i uda mi się stworzyć kiedyś coś własnego – własny styl i w pisaniu, i w życiu – zwierza się w jednym z wywiadów Agata Passent, córka Daniela Passenta i Agnieszki Osieckiej.
W oczach rodziców przeglądają się wszyscy. Kiedyś mówiło się o podobieństwie rodzinnym. Dziś chętniej pada słowo geny. Anonimowe, obce i bezwzględne w kształtowaniu człowieka. Słowo geny nie będzie zapewne zbyt często się przewijało w czasie naszych wielkanocnych spotkań. Ale dawno niewidziany kuzyn na pewno wywoła okrzyk zdumienia: „No, teraz to jesteś zupełnie podobny do…” albo: „Dziadek też był taki uparty”. Ja sama po raz 150. zobaczę w mojej córce kopię jej ojca. Tak jak ja jestem kopią swojego.
Jest w nas wielka tęsknota, by dzieci były naszymi lustrzanymi odbiciami. Maryla Rodowicz wylicza podobieństwo jej i córki: muzykalność, zdolności plastyczne. Ale najważniejsze są drobiazgi. – Gdy idziemy razem ulicą, obie reagujemy na dźwięk silnika i oglądamy się za motocyklistą – Maryla Rodowicz właśnie w tym szczególe widzi wyjątkową więź.
Jednak to wmawianie podobieństw jest przeważnie jednostronne. Dzieci nie chcą być do nas podobne. Katarzyna Jasińska, córka Maryli Rodowicz, rozwiewa nadzieje. Mówi, że wcale nie jest tak uzdolniona artystycznie. Poza tym może i są psychicznie podobne, ale system wartości mają różny. Matka uległa bezwzględnym regułom show-biznesu, córka chce być wolna.

Dobrze wiem, co mam po kim

Co po ojcu, co po matce, jak nagle objawił się odziedziczony upór dziadka, a ten kosmyk – dziecku układa się tak samo jak dawno zmarłej ciotce. A uśmiech, a pasja fotografowania, to… Z tych drobiazgów składamy tożsamość rodzinną. Ale genetycy poszli dalej. Przypominają, że całe nasze człowieczeństwo, nawyki i skłonności pochodzą nie tylko od rodziców, ale i od praprzodków. Dlaczego nie możemy powstrzymać się od objadania słodyczami? Winny jest jaskiniowiec. Na sawannie cukru było jak na lekarstwo i gdy prymitywny myśliwy natrafił przypadkiem na gniazdo pszczół, pożerał miód do ostatniej kropli, by uzupełnić skąpe zapasy węglowodanów.
Zakodowany w genach pęd do cukru u jednych jest silniejszy, u drugich słabszy. Naukowcy z Mount Sinai School of Medicine w Nowym Jorku przeprowadzili test, w czasie którego badanych częstowano czekoladą. Niektórzy zjedli kawałek, inni pochłaniali całą tabliczkę. Większą skłonność do spożywania dużych ilości słodyczy zaobserwowano u osób, u których wykryto receptor białkowy kodowany przez odpowiedni gen.
Agata Młynarska ma problem podobieństwa do rodziców dobrze przemyślany. – Po ojcu mam pracowitość, jestem skrupulatna, mam także podobny lęk przed światem i poczucie, że jeśli coś ma się zdarzyć, będzie raczej złe niż dobre – wylicza. Równie wyważone są refleksje Agaty Buzek: – Urodę odziedziczyłam po ojcu. Charakter po matce. Tak samo jestem spokojna, ciepła i zorganizowana – mówi z pewnością.
Maryla Rodowicz ma praktyczny stosunek do dziedziczenia. – Cerę i wygląd zawdzięczam genom – mówi. – Moja matka ma piękne włosy, moja babcia jeszcze po pięćdziesiątce nosiła warkocz. Ale wraz z genami dostałam tendencję do tycia. I całe życie z nią walczę. Zazdroszczę moim koleżankom, które bezkarnie opychają się makaronami – twierdzi Maryla Rodowicz, wpisując się na długą listę osób genetycznie skłonnych do nadwagi. Na razie gen winny naszym skłonnościom do tycia wyodrębniono na poziomie myszy. Do odchudzania człowieka jest jeszcze daleko.
Maciej Damięcki bez wahania przyznaje, że jest kopią swojego ojca. – To był typ rozrabiaki, nieprawdopodobny watażka, który potrafił najtrudniejszą sytuację przemienić w żart. Mam to po nim – zapewnia. A dzieci – Mateusz i Matylda? – Po mnie nie mają lęku przed kamerą – tłumaczy. – Odziedziczyły także wady. Na przykład Matylda jest bałaganiarą, ale usprawiedliwiam ją zawsze i to, co widzę w jej pokoju, nazywam artystycznym nieładem.
Prof. Zbigniew Religa wybacza synowi kłopoty lingwistyczne. Przyznaje, że w ich rodzinie tylko kobiety są utalentowane językowo. Zapewne posiadają lepiej rozwinięty gen FOXP2, który odpowiada za sposób komunikowania się człowieka. Gen ten kontroluje prawidłowe ruchy języka i ust, a więc odpowiada za nasze zdolności językowe. Syn, Grzegorz, dzieli podobieństwa: – Z wyglądu jestem podobny do ojca, no i niestety palę papierosy. Tolerancyjny też jestem po nim. W sumie jednak jesteśmy dość różni, bo ja nie mam cech showmana. Chyba jednak więcej genów mam po mamie – kończy.
Swe podobieństwo – nie tylko fizyczne, ale i charakterologiczne – podkreślają Krystyna Loska i Grażyna Torbicka. Córka zauważa, że to, „jak się zachować z klasą”, przekazała jej matka.

Geny czy wychowanie

Można dojść do żartobliwego wniosku, że łatwiej odziedziczyć gen artystyczny niż polityczny. Agata Buzek, Magda Wałęsówna i Monika Jaruzelska to przykłady córek napiętnowanych polityką. I absolutnie od niej uciekających. Agata Buzek pytana, czy interesuje się polityką, odpowiadała: – Tylko w tym zakresie, w jakim tata jest zainteresowany.
Dziś ten zakres jest nader ograniczony, a Agata mieszka w Paryżu.
Monika Jaruzelska, jedynaczka o trójkątnej buzi łudząco przypominającej twarz generała, została stylistką. Czy można dalej odejść od polityki? A jednak i w niej odzywał się gen polityczny. W polskim głosowaniu na niby wybrała Busha na prezydenta USA, a wiele lat wcześniej wspierała akcję Zbigniewa Bujaka, by o dopuszczalności aborcji Polacy zadecydowali w referendum.
Za to dobry przykład „genetycznego” przekazywania politycznych skłonności można znaleźć w rodzinie Giertychów. Dziadek Jędrzej, ojciec Maciej i syn Roman nie tylko – za sprawą genetyki – są do siebie bardzo podobni, ale i – już za sprawą wychowania – mają identyczne poglądy polityczne. Słowa „prawdziwie katolicki” i „prawdziwie polski” przechodzą z pokolenia na pokolenie.
Polityka często odpycha, ale sport i zawody artystyczne dziedziczy się łatwo. Oto Kamila Skolimowska, złota medalistka z Sydney w rzucie młotem. Cała jej rodzina związana jest ze sportem. Mama, Teresa Skolimowska, rzucała dyskiem, tata, Robert Skolimowski, podnosił ciężary, a syn, także Robert, trenuje rzut dyskiem i pchnięcie kulą. Nic więc dziwnego, że w takim domu mogła wyrosnąć mistrzyni olimpijska.
Równie łatwo dziedziczy się zawód lekarza. Grzegorz Religa dwa razy zdawał na medycynę (w międzyczasie był sanitariuszem), dziś przeprowadza pionierskie operacje.
Młodzi jednak często podkreślają, że na ich profesjonalne skłonności bardziej niż geny miało wpływ wychowanie. – Atmosfera domu to wyprawka niedostępna innym dzieciom – mówi Maciej Stuhr. – Dzięki samemu nazwisku niewiele się osiągnie – dodaje Mateusz Damięcki. Maria Seweryn w genach dostała talent aktorski, ale jeszcze czeka na życiową szansę. W międzyczasie z mamą, Krystyną Jandą, zagrała w filmie pod znamiennym tytułem „Matka swojej matki”.
Maciej Damięcki uważa, że odziedziczyć możemy talent, ale już umiejętność ocenienia swojej pracy trzeba wynieść z domu. – Moje dzieci zostały tak wychowane, że spokojnie analizują swoją pracę – zapewnia. – Tego nie odziedziczyły. – Profesjonalizmu nie wysysa się z mlekiem matki – dodaje Mateusz Damięcki.

Niewolnicy tylko w połowie

Nasze rodzinne niepokoje, oglądanie pożółkłych zdjęć próbują uporządkować naukowcy. Pierwszym, niefortunnym guru genetyki był Edward W. Wilson, naukowiec z Harvardu. Zdefiniował kobiety jako istoty wyposażone przez ewolucję w macice pozwalające rodzić. Oskarżony o seksualną dyskryminację zajął się tworzeniem mniej kontrowersyjnych prac o życiu owadów.
Dziś najsłynniejszym fanatykiem siły dziedziczenia jest Richard Dawkins, autor książki „Samolubny gen”. Twierdzi, że nasze ciało jest tylko „maszyną przetrwania” dla wszechwładnych genów, które chcą jedynie zapewnić sobie nieśmiertelność. Jesteśmy marionetkami naszych egoistycznych kilkudziesięciu tysięcy genów.
Każdy szczegół jest zaprogramowany. Zakodowane są nasze zdolności, ale i uczucia. Japoński naukowiec Akiro Sano z Uniwersytetu Ehime udowadnia, że genetycznie uwarunkowane jest na przykład uczucie paniki. Według Sano strach wiąże się z genem, który u muszek owocówek zmienia kolor oczu.
Dr Tadeusz Dobosz, genetyk z Akademii Medycznej we Wrocławiu, twierdzi, że w teorii Dawkinsa i Sano jest pół prawdy. – Jesteśmy niewolnikami, ale tylko w połowie. Ta druga połowa to środowisko, wiek, zamożność, a nawet czasy, w których żyjemy – tłumaczy. Dr Dobosz dodaje, że brak jednoznaczności cechuje całą genetykę. Jedni mówią, że nasza pula genów to śmietnik ewolucji. Drudzy nazywają to boskim planem.
– W genetyce są dwie szkoły – podsumowuje psycholog dr Ewa Woydyłło. – Jedni mówią, że liczy się tylko wychowanie, a cała reszta to bzdury. Zdaniem drugich, silniejszy niż otoczenie jest przekaz genetyczny. I to on rządzi naszym życiem. Nie rozstrzygniemy tego sporu.
Zafascynowanie teorią genów ma także podtekst filozoficzny. Dr Lech Zdybel, filozof z Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej, uważa, że człowiek XXI w. jest zmęczony wolnością. Nie umie jej wykorzystać, nie czuje się panem świata i dlatego zwala winę na to, co jest zapisane w biologicznym przeznaczeniu.

Mój dziadek, jaskiniowiec

Właściwie każdy nasz kawałek znajdzie usprawiedliwienie w genach. Słabe zęby, włosy i paznokcie? Wina genów nie ulega wątpliwości. Jednak spora grupa naukowców uważa, że zakodowane genetycznie mogą być nie tylko nasze zdolności, budowa ciała i skłonności do określonych chorób, lecz także uczucia.
Z drugiej strony, niektórzy naukowcy próbują tłumaczyć nasze słabości. Lekarze z Uniwersytetu w Teksasie i Cancer Center w Huston twierdzą: – Palacze papierosów, u których zidentyfikowano pewną postać genów, nie są w stanie rzucić nałogu.
– Z takimi nowinkami trzeba postępować ostrożnie – ostrzega dr Tadeusz Dobosz. – Choć niewykluczone, że istnieje gen alkoholizmu. Oto przykład rasy żółtej i białej. Wódka zwala z nóg przeciętnego Japończyka, gdy sake dla niektórych Europejczyków jest jak wino. To dlatego, że te rasy mają różną tolerancję na alkohol. Decydują o niej geny.
W epoce kamiennej zapisały się także wszystkie modele zachowań seksualnych, którym z zapałem hołduje homo sapiens XXI w. Zazdrość to przecież nie wynik neurozy czy wady charakteru, lecz najlepszy sposób przekazania następnym pokoleniom swoich genów. Niektórzy ciągle widzą nas jako potomków cholerycznych zazdrośników odstraszających rywali maczugami.
Jeszcze więcej kontrowersji wzbudziła inna „ewolucyjno-psychologiczna” teoria. Oto każdy mężczyzna na mocy praw biologii jest gwałcicielem. Akty przemocy wobec kobiet ma zakodowane w genach. Takie szokujące ze społecznego punktu widzenia postępowanie jest produktem, a nawet narzędziem ewolucji. Gwałt bowiem oznacza seks, a więc rozmnażanie się. Taką tezę ogłosili profesor biologii Randy Thornhill z Uniwersytetu Stanu Nowy Meksyk i Craig T. Palmer, antropolog z Uniwersytetu Stanu Kolorado. Ich książka „Historia naturalna gwałtu” wywołała huragan protestów. Ofiary przemocy seksualnej, feministki i liberalnie nastawieni socjologowie oskarżyli autorów o uprawianie seksistowskiej nauki. „To skandal! Dziewczyna zostaje zgwałcona, a panowie Thornhill i Palmer mówią jej: „Uspokój się, złotko! Sprawca zmusił cię do uległości, bo chciał po prostu rozprzestrzenić swoje geny”. Skończy się na tym, że sądy znów będą uniewinniać sprawców gwałtu, jak jeszcze w latach 60. Wystarczy, że zbrodniarz powie: „Wysoki sądzie, to nie ja jestem winien, ale moje DNA. Proszę oskarżyć Karola Darwina””, oburza się Susan Brownmiller, znana amerykańska aktywistka ruchu kobiecego. – Nie ma urodzonych morderców – zgadza się prof. Janusz Limon z gdańskiej AM. – Nie ma też jednoznacznej skłonności do bycia przestępcą. Ale pewne cechy jednostkowe mogą sprowadzać nasze życie na boczny tor.

Choroba pewna jak śmierć

– Geny nie odpowiadają tylko za to, co oglądamy każdego ranka w lustrze – mówi dr Maciej Krawczyński z poznańskiej AM. – Odpowiadają też za choroby. Odpowiedzialność tę można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to aberracje chromosomowe, np. zespół Downa. Podłoże genetyczne warunkuje wtedy całe życie, choć stopień niepełnosprawności może być bardzo różny. Druga grupa to choroby jednogenowe. Wtedy jeden gen odpowiada za jedną cechę. Obowiązuje absolutny determinizm. Nie ma nawet skutecznej metody leczenia. Tak jest w przypadku pląsawicy Huntingtona. Człowiek wie, że za kilka lat zachoruje, ale nie może się przeciwstawić. Ostatnia grupa to choroby wieloczynnikowe, czyli nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca. Odpowiedzialność dziedziczenia jest wtedy częściowa. U niektórych osób, jakkolwiek by o siebie dbały, choroba i tak się pojawi. Inne mogą szaleć bezkarnie. Osobnym problemem są nowotwory. Nie dziedziczymy choroby, ale tendencje.
Inny przykład to mukowiscydoza, która u jednych przebiega prawie bezobjawowo, a dla drugich kończy się tragicznie. Jednak w tej grupie chorób można działać. Opóźniać, łagodzić, a nawet likwidować konkretne objawy. Choć samej wady genetycznej nie da się usunąć
Z kolei zespół lekarzy z University of Texas-Houston Health Science Center przeprowadził badanie, którego celem było określenie lokalizacji genu zwiększającego ryzyko udaru mózgu. W badaniu wzięło udział ponad tysiąc Amerykanów w wieku 45-64 lat, których poddano badaniu genetycznemu. Wykazano, że u osób ze szczególną postacią genu nazwanego GN beta-3 udar mózgu występuje o 68% częściej niż u pozostałych. Ta sama postać genu jest związana ze znacznie częstszym występowaniem otyłości i nadciśnienia tętniczego, będących czynnikami ryzyka udaru mózgu.
Choć specjaliści wyliczyli, że co setny Polak ma predyspozycje rodzinne, by zachorować na raka, to lekarze ostrzegają, by nie popadać w paranoję. Geny nie działają w próżni, tylko w określonych warunkach, w określonym organizmie. – Badania genetyczne mogą jedynie pomóc w określeniu ryzyka zachorowania na raka piersi, nie pomogą natomiast przewidzieć, czy i kiedy kobieta zachoruje – ocenia dr Dorota Nowakowska, genetyk z Centrum Onkologii. – Jeśli któreś ze schorzeń występuje przynajmniej u trzech najbliższych krewnych danej osoby, zwłaszcza przed 50. rokiem życia, to jest ona zaliczana do grupy wysokiego ryzyka – tłumaczy dr Nowakowska i wyjaśnia, że na tego typu testy pacjenci kierowani są do poradni genetycznych znajdujących się przy centrach onkologicznych. Trzeba uzyskać pisemną zgodę pacjenta. Diagnostyka ma pozytywne znaczenie, ale są też elementy negatywne, np. niepokój i ciągły stres związany ze złym wynikiem.
Genetycy potrafią już na etapie rozwoju embrionalnego wykryć zagrożenie. W Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie wykonywane są badania wykrywające u dzieci rdzeniowy zanik mięśni (SMA) – drugą po muskowiscydozie najczęściej występującą chorobę dziedziczną.

Bije, bo chce, a nie musi

– Z ziarenka można wyhodować albo dorodne drzewo, albo skarłowaciały krzak – przypomina dr Ewa Woydyłło. – Żadne genetyczne skłonności nie determinują nas na stałe. Synek agresywnego tatusia tłumaczy żonie, że bije ją, bo takie dostał w spadku geny. Tymczasem synek tylko bacznie obserwował swojego ojca, który nigdy mu nie pokazał, że można się zachowywać inaczej.
Ewa Woydyłło przypomina także amerykańskie hasło: „Przemocy się uczymy, przemocy można się oduczyć”. Tymczasem polskie przysłowia to wygodnictwo. Na przykład: „Jaka matka, taka córka”. – Jakie to łatwe – komentuje dr Ewa Woydyłło. – Mamusie tłumaczą na przykład, że córki po nich nie odziedziczyły chęci do nauki. Tymczasem zapominają, że po prostu w ogóle nie interesowały się wywiadówkami.
Psycholog kliniczny, dr Zbigniew Chmielewski, opowiada: – Przyszedł do mnie zdezorientowany ojciec 17-letniego chłopaka. Mówił, że ma z nim problemy. Spełniał jego wszystkie zachcianki: komputer, wyjazdy, kino. A syn i tak robił, co mu się podobało. No i ten ojciec zastanawiał się, czy to czasem nie przez geny. Dla mnie sprawa była prosta od początku. Rodzina spełnia dwie funkcje: opiekuńczą i wychowawczą. Jeśli zabraknie jednej z nich, rodzą się problemy. I nie ma co się doszukiwać złośliwych genów.
Zbigniew Chmielewski przyznaje, że na następnych pokoleniach kładzie się cień poprzednich i że jest sporo zachowań, które dziedziczymy po swoich rodzicach. Ale jego zdaniem nie ma to nic wspólnego z DNA. – Wystarczy słuchać i patrzeć – ocenia psycholog. – Dziecko od najmłodszych lat wychowuje się w określonym modelu rodziny. I na przykład pojęcie o małżeństwie czerpie tylko z małżeństwa swoich rodziców.
– Wielu zachowań i reakcji można nauczyć. I każdy rodzic powinien o tym pamiętać – przypomina dr Ewa Woydyłło. – Rodzice mogą wiele zmienić w dziecku i dobrze, żeby z tej możliwości nie zrezygnowali na starcie. Nie należy umywać rąk, jeśli dziecko sobie z czymś nie radzi. W naszej psychice nic nie jest raz na zawsze ukształtowane.
Zdaniem dr Ewy Woydyłło, pod względem wychowawczym lepiej mają dzieci upośledzone. Rodzice wkładają więcej wysiłku w ich wychowanie, doceniają przemianę. Na drugim biegunie znajdują się dzieci adoptowane. Ich rodzice często wmawiają sobie, że nie wykorzenią anonimowych, w domyśle złych cech. – Gdy syn czy córka mają po naście lat, zwykle wtedy dowiadują się prawdy o swoich biologicznych rodzicach. I każdą kłótnię traktują bardzo osobiście: że ich przybrani rodzice zawiedli się na nich, że nie spełniają ich oczekiwań – tłumaczy dr Zbigniew Chmielewski. – Bywa też, że rodzice mając problemy ze swoimi przybranymi dziećmi, bezradnie rozkładają ręce: „Co ja mogę? Genów nie przeskoczę!”. To najgorsze podejście z możliwych. Bo pierwsze 18 lat każdego człowieka to absolutna podstawa. I wtedy najważniejsze są wzorce, konsekwencje i wszystko to, z czego rodzice powinni się wywiązywać. – Tymczasem większość rodziców zauważa swoje błędy, gdy jest już za późno. Gdy młody mężczyzna zaczyna szaleć, łamie prawo i zachowuje się nieodpowiedzialnie, to nie jest tak, że nagle obudziły się w nim uśpione geny. One były w nim zawsze. Różnica polega na tym, że młodzieniec dostał teraz do ręki dowód osobisty, poczuł się wolny i uważa, że rodzice mogą mu co najwyżej „nagwizdać”.

Inteligentne rodzą inteligentnych

– Inteligencja zależy od genów w około 70%, temperament w 80%. Starania rodziców usiłujących wykreować geniuszy ze swych skąpo obdarzonych potomków można uznać za pracę Syzyfa. Koniec z marzeniami, że człowiek jest czystą kartą, którą zapełnia życie. Tylko 20% to rodzina, szkoła, otoczenie – wylicza prof. Janusz Limon z gdańskiej AM. – Geny wyznaczają pewien pułap, którego nie da się przeskoczyć. Ale niektórzy nigdy nie osiągną swoich możliwości. Winne są zaniedbania edukacyjne. Talent, specyficzne zdolności to też geny, ale tu nie wszystko jest jasne. Przecież wybitne dzieci rodzą się też w rodzinach przeciętnych. Bo oprócz samych genów liczą się ich kombinacje. Dlatego wszystkie banki spermy od superinteligentnych tatusiów nie mają sensu.
– Wyobraźmy sobie uwerturę Mozarta. Nuty to geny, ale jak je usłyszymy, zależy od dyrygenta. Jeden zagra fatalnie, a drugi tak, że przysiądziemy z wrażenia – dodaje prof. Jacek Limon.
Z pewnością geny wpływają na nasze życie, jednak naukowcy apelują, byśmy nie byli ich niewolnikami. Nawet Richard Dawkins, opętany obsesją dziedziczenia, głosi: – Jedynie my, ludzie, mamy siłę, aby zbuntować się przeciwko tyranii naszych samolubnych replikatorów.
Filozof dr Lech Zdybel wątpi, byśmy zgodzili się, że rządzą nami geny. – Człowiek zakochał się w demokracji – tłumaczy. – Nie zgodzi się na żadną dyktaturę. Także genetyczną.
Obsesja dziedziczenia dotarła już do sądów. I ma tam pełnić rolę alibi. Po raz pierwszy DNA jako świadek obrony stanęło przed sądem w 1991 r. Stephen Mobley, Amerykanin pochodzący z szacownej rodziny, z zimną krwią zabił właściciela pizzerii. Adwokat argumentował, że zbrodniarz został zmuszony do czynu przez krew przodków. W rodzinie Mobleyów w ciągu 150 lat wielu mężczyzn splamiło się rozbojami, podpaleniami i gwałtami. Sądu nie wzruszyła ta teoria, ale futurolodzy medyczni twierdzą, że w przyszłości osobnicy ze złym układem DNA będą profilaktycznie zamykani w więzieniach lub udoskonalani za pomocą inżynierii genetycznej, może nawet jeszcze przed urodzeniem.

Jestem inna

Agata Młynarska buntuje się przeciwko genom w sposób praktyczny. – Odziedziczyłam pewne cechy po rodzicach. W ich przypadku te właściwości bywały przyczyną błędów, jakie popełniali. Postaram się ich uniknąć. Wbrew genom – tłumaczy.
Znane dzieci sławnych rodziców rozpaczliwie odcinają się od korzeni. – Popularność rodziców często wręcz przeszkadza w robieniu indywidualnej kariery – to opinia prof. Anny Wyki, socjologa.
Buntownikiem jest na pewno Rafał Olbrychski. Już jako dziesięciolatek zapewniał, że nie chce być lustrzanym odbiciem swojego ojca. Jednak aktorstwo go wessało.
Buntem okazała się także kulinarna kariera Macieja Kuronia, nad którym ojciec wzdychał, że nie potrafił mu przekazać ducha walki. Pogodzeniem z korzeniami jest za to życiorys Łukasza Bliklego, który uznał, że poza kolorem włosów dziedziczy się firmę.
Maciej Stuhr myślał nawet o zmianie nazwiska. Długo potrafi też opowiadać, jak bierze udział w castingach. W ten sposób dostał rolę w „Przedwiośniu”.
We wszystkich wywiadach powtarza się to samo: bunt lub uwielbienie talentu rodzica. – Wybór postawy zależy nie od rozwoju kariery rodziców, ale od tego, jak wypełniają oni swoje rodzicielskie obowiązki – komentuje dr Ewa Woydyłło.
Szukanie podobieństw i tłumaczenie świata genami przechodzi z pokolenia na pokolenie. Agata Młynarska uważnie obserwuje synów. – Ja nie oczekuję od swoich dzieci, by były literatami lub wybitnymi historykami z tego powodu, że w tych dziedzinach słynny jest ród Kieniewiczów, z którego się wywodzą. Ich historia nie interesuje, a ja to przyjmuję do wiadomości.
– Każdy ma swój Mount Everest – dodaje.
Ale czy zapisany w genach?


Nigdy nie można przewidzieć kombinacji
Każdy z nas odziedziczył 50% materiału genetycznego od matki i 50% od ojca. Geny są więc odpowiedzialne za to, co dostajemy od rodziców. Ale nigdy nie można przewidzieć ich kombinacji. Przyswajamy nie tylko cechy zewnętrzne i wewnętrzne rodziców, ale także ich skłonności do niektórych chorób. Teoria ta jest szczególnie eksponowana w chorobach nowotworowych. Czynniki genetyczne mogą być nie tylko przyczyną chorób, ale w sposób znaczący wpływać na ich przebieg.


Zdeterminowane bliźniaki
Prawdopodobieństwo, że bliźniak jednojajowy, którego brat wszedł w kolizję z prawem, również wkroczy na drogę przestępstwa, wynosi aż 50%. Bowiem bliźnięta jednojajowe mają taki sam zestaw genów. Prawdopodobieństwo dla bliźniąt dwujajowych wynosi od 15 do 30%.


Niepowtarzalna jedna dziesiąta
Zaledwie w ciągu roku, jaki minął od opublikowania mapy ludzkiego genomu, naukowcy stworzyli katalog około 2 milionów miejsc w DNA, w których ludzie różnią się między sobą. Jednak te dwa miliony to mniej niż jedna tysięczna całego zapisu składającego się z ponad 3 miliardów słów. Oznacza to, że wszyscy jesteśmy do siebie podobni aż w 99,9%. Jednak ta dziesiąta część wystarczy, aby zapewnić niepowtarzalność każdemu z nas.

 

Wydanie: 16/2003, 2003

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy