Lwowski proces Stepana Bandery

Lwowski proces Stepana Bandery

Nazistowskie Niemcy były dla Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) najpoważniejszym partnerem finansowym i politycznym

25 maja 1935 r. we Lwowie rozpoczął się drugi proces Stepana Bandery. (…) O ile Wielki Proces Warszawski dotyczył zabójstwa ministra Bronisława Pierackiego, to proces lwowski – działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w ostatnich latach, szczególnie w okresie 1933-1934, gdy Stepan Bandera był przewodniczącym OUN w Małopolsce Wschodniej. Na ławie oskarżonych zasiadło 23 czołowych działaczy hałyckiej OUN, oskarżonych głównie o morderstwa i próbę oderwania Małopolski Wschodniej od Rzeczpospolitej Polskiej.

OBYDWA PROCESY, a szczególnie proces lwowski, były początkiem nie tylko ukraińskiej legendy Stepana Bandery – tam się ona zrodziła. (…) W legendzie Bandery, jej najbardziej popularnym w Hałyczynie wariancie, na pierwszym miejscu było zabójstwo polskiego ministra, na drugim – obrona języka ukraińskiego podczas procesu w Warszawie, na trzecim – heroiczna walka o niepodległą Ukrainę podczas procesu lwowskiego. Legendy tworzy się nie tylko dla pokrzepienia serc i dusz, ale również po to, by zakłamać rzeczywistość. W procesie warszawskim chowanie się oskarżonych za językiem ukraińskim nie było związane z jego obroną – to był świadomy, wykalkulowany, polityczny manewr, ucieczka przed moralną i polityczną kapitulacją, a w rezultacie – przykład banalnej, politycznej hipokryzji. (…)
Gdy na salę rozpraw wprowadzano Banderę, oskarżeni wstawali, wyciągali ręce w faszystowskim pozdrowieniu (jak podają starsze źródła, w nowych wątki profaszystowskie poległy pod naporem nowej pamięci) i krzyczeli „Sława Ukrainie”. Przewodniczący odpowiadał „Ukrainie sława”. Eksponowany jest też w legendzie Bandery fakt, że odważnie wystąpił jako przewodniczący OUN w Hałyczynie, nie ukrywał, tak jak podczas procesu w Warszawie, swojej działalności, podejmowanych decyzji, wydawanych rozkazów. Jednak prawie wszystko, co przewodniczący Bandera miał do powiedzenia, było już niemal powszechnie znane z warszawskich relacji prasowych. Zasadnicza różnica polegała na tym, że w Warszawie wszystkiemu zaprzeczał, we Lwowie zaś wszystko potwierdził. W Warszawie nie był pewien swojego życia, we Lwowie przyszłość znów znalazła się w kategorii pojęć realnych.
„Ja, jako przewodniczący Krajowej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów” – czasami jeszcze z dodatkiem „na Ukraińskich Ziemiach Zachodnich” – rozpoczynał swoje kwestie przed sądem Stepan Bandera. Starał się podkreślić własną, kierowniczą, sprawczą rolę w organizacji. Brał odpowiedzialność zarówno za popełnione przez organizację morderstwa polityczne, jak i za jej politykę. Przyznał co prawda, że organizacyjnie jako przewodniczący podlega kierownictwu organizacji za granicą, jednak – akcentował to zdecydowanie – tu, we Lwowie, on jest najważniejszy. Rzec by można, kontynuując myśl przewodniczącego, że w okupowanej przez Polaków Hałyczynie on był panem życia i śmierci, zwłaszcza dla Ukraińców. Podczas jego krótkiego panowania w organizacji to głównie Ukraińcy padali ofiarą rewolucyjnego terroru. Z jego rozkazu zamordowano 11 Ukraińców: dwóch studentów Eugeniusza Bereżynickiego i Jakuba Baczyńskiego, podejrzanych o współpracę z policją, dyrektora Gimnazjum Ukraińskiego we Lwowie Iwana Babija oraz ośmiu ukraińskich chłopów, również podejrzanych o współpracę z policją, a tylko jednego Polaka, ministra Bronisława Pierackiego, i jednego Rosjanina, pracownika konsulatu sowieckiego we Lwowie. Czterech Ukraińców, nieprzygotowanych do akcji bojowych, zostało aresztowanych przez policję i skazanych na długoletnie więzienia. Nieudany był zamach na kuratora oświaty we Lwowie Gadomskiego. Bandera odwołał zamach na prof. Antona Kruszelnickiego, oskarżonego o sprzyjanie Sowietom, gdy dowiedział się o jego przenosinach do Kijowa. „Zostawiłem go Sowietom” – oświadczył w lwowskim sądzie.

TRUDNO NAZWAĆ DZIAŁANIA Stepana Bandery proukraińskimi. Tworzony przez niego i propagandę OUN wizerunek organizacji jest zupełnie niezgodny z faktami. Pierwszymi ofiarami legendy OUN byli Ukraińcy, ludzie o odmiennych poglądach, aktywni społecznie i politycznie, przeciwnicy terroru przeszkadzający nacjonalistom w zaprowadzeniu ich porządku – nowego, nacjonalistycznego ładu. Terroryści nie mieli najlepszego zdania o swoich rodakach, o ukraińskim społeczeństwie, uważali je za niedojrzałe i niezdolne do wielkich wyrzeczeń, których wymagała narodowa rewolucja. Często mówili i pisali o swoim narodzie „etnograficzna masa”. Uważali, że Ukraińców trzeba pobudzić do radykalnych działań. Terror był jednym ze środków zmiany poglądów i postaw Ukraińców, przywykłych – jak twierdził Bandera – do życia na kolanach. Strach miał być doświadczany zarówno przez okupantów – Polaków, jak i przez Ukraińców, którzy nie zamierzali oddać życia za nową elitę i nową rewolucję. Publicystyka i propaganda OUN przesycone są nienawiścią do obcych, okupantów ukraińskich ziem, ale też do tych pozornie „swoich”, szczególnie do współpracowników okupacyjnych władz, działaczy legalnych partii politycznych, parlamentarzystów. „Ugodowcy” są w istocie zdrajcami, podobnie jak informatorzy policji. Propaganda organizacji sankcjonuje popełnianie nawet najcięższych zbrodni w imię ukraińskiego narodu, wręcz namawia do ich popełniania. A to, co jest słuszne dla narodu, określa jego przywódcza elita i jej przewodniczący. Bandera nie podawał ręki na powitanie kolegom studentom, o których wiedział, że nie darzą sympatią nacjonalistów lub w ogóle nie interesują się polityką. Towarzyski ostracyzm był najłagodniejszą sankcją wobec nich. Analogie z faszyzmem są jasne i czytelne, nie pozostawiają wątpliwości, gdzie nowa, ukraińska elita szukała intelektualnej inspiracji.
Podczas rozprawy we Lwowie powróciła sprawa zabójstwa dyrektora Gimnazjum Ukraińskiego we Lwowie Iwana Babija. Okazało się, iż przewodniczący Bandera był z nim w stanie osobistej wojny – dyrektor Babij naraził się przewodniczącemu krytyczną uwagą zgłoszoną podczas rozmowy na gimnazjalnym korytarzu. (…)

WE LWOWIE PRZEWODNICZĄCY BANDERA nie był w stanie przekroczyć samego siebie i z organizatora pospolitych przestępstw, motywowanych politycznie, stać się politycznym przywódcą, partnerem pułkownika Jewhena Konowalca (z którym był na ty, co traktował jak wielkie wyróżnienie), politycznym przeciwnikiem polityków polskich, sowieckich, partnerem dla polityków niemieckich. OUN związała się z Niemcami, widząc w tym sojuszu największą szansę na zdobycie niepodległości i własnego państwa. Na sali sądowej we Lwowie Stepan Bandera demonstrował brak politycznego talentu, politycznego planu i zadowolenie z samego siebie. „Ja, jako przewodniczący” potrafił szczegółowo uzasadnić wydanie kolejnego wyroku śmierci, nawet jeśli opierało się ono na insynuacjach, co było niestety nagminne, nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego polecił zamordować tylu ludzi, jaki jest cel tej całej operacji, co będzie jutro i pojutrze. Tak jak w Warszawie chował się za językiem ukraińskim, tak tutaj, we Lwowie, gdy mógł, mimo ograniczeń proceduralnych, przedstawić polityczny program, powtarzał hasła i tezy nacjonalistycznej propagandy: o krwi na rękach wojewody wołyńskiego Henryka Józewskiego, o niszczeniu ukraińskiego życia przez polskich okupantów, przymusowej asymilacji, o walce z bolszewikami w Galicji, gdy bolszewicy za Zbruczem, po fali głodu, rozpoczęli przygotowywanie kolejnej politycznej czystki i kończyli z polityką ukrainizacji. Podkreślał przy tym złożoną przez siebie ofiarę: „Żyjąc przez rok z pewnością, że czeka mnie śmierć, wiem, co przeżywa człowiek, który w najbliższej perspektywie może stracić życie. Ale przez cały czas nie przeżywałem tego, co przeżywałem wówczas, gdy wysyłałem dwóch członków na pewną śmierć: Łemyka i tego, kto zabił Pierackiego”. Fałszywy patos w miejsce empatii, droga bez powrotu. Wiedział przecież już w Warszawie – adwokaci związani z UNDO, pośrednikiem w tej transakcji, musieli mu o tym powiedzieć – iż kary śmierci nie będzie. Łgał. Publiczne skarżenie się na swój los, gdy wysyła się podwładnych na pewną śmierć, to nie najlepsze świadectwo pretendenta do roli wodza narodu. Przedstawienie siebie w roli ofiary jest zabiegiem znanym nie tylko z teorii i praktyki kryminalistycznej, ale też w polityce nagminnie korzystali z niego agresorzy. Hitler przedstawił Niemcy jako ofiarę agresywnej Polski, Stalin uważał siebie za ofiarę Hitlera, agresja Sowietów na Polskę w 1939 r. była uzasadniana obroną ofiar polskiego panowania. Kontynuując myśl przewodniczącego Bandery, możemy dojść do wniosku, iż w tej historii propagandowego absurdu to właśnie on jest ofiarą ministra Pierackiego, a nie odwrotnie. Swoją postawą podczas procesów w Warszawie i Lwowie Bandera zredukował ukraiński nacjonalizm do terroryzmu. Nie potrafił, nawet nie podjął się przedstawienia swojego politycznego czy historycznego uzasadnienia planu walki o niepodległość. Dla młodego studenta-terrorysty najważniejszy był wymiar organizacyjny zadań wykonywanych przez niego i podległych mu ludzi. Ważny był też etos młodych rewolucjonistów, bunt wobec niesprawiedliwego świata. Ich postawa wzbudzała aplauz, szczególnie wśród ukraińskiej młodzieży (starsze pokolenie, z różnych powodów, dystansowało się od terroryzmu), i stała się początkiem galicyjskiego mitu Bandery – ukraińskiego studenta, który pokazał całemu światu (jak pisały przychylne OUN gazety), że Ukraina żyje i walczy.

ROK 1935 był siedemnastym rokiem ukraińsko-polskiej wojny rozpoczętej w 1918 r. zdobyciem przez Polaków Lwowa. Bowiem to w istocie była wojna, tak trzeba patrzeć na przebieg konfliktu, którego kulminacją było ludobójstwo na Wołyniu. Wojna trzydziestoletnia zakończyła się w roku 1947, po akcji „Wisła”. Jednak w świadomości wielu ludzi żyjących po obu stronach polsko-ukraińskiej granicy jej symboliczne zakończenie dopiero jest przed nami. Mieliśmy zatem do czynienia z wojną trzydziestoletnią, i rok 1935, proces OUN i Bandery, był jednym z jej epizodów. Ukraińcy nigdy nie pogodzili się z utratą Lwowa i szansy na własne państwo. Próbowali na różne sposoby zrealizować ideę niepodległej Ukrainy. Powstanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jej popularność w kręgach młodzieży studenckiej, zwłaszcza po „akcji policyjnej” premiera Józefa Piłsudskiego, były możliwe w wyniku splotu kilku czynników. Najważniejszy z nich to niezadowolenie Ukraińców i ich brak akceptacji dla państwa polskiego – to był czynnik podstawowy, wzmacniany nieudolną polityką Warszawy, brakiem zdecydowania, balansowaniem między Piłsudskim i Dmowskim. Konstatacja, iż właściwie żadne państwo w Europie nie potrafiło sobie pozytywnie poradzić z problemem mniejszości narodowych, nie może tu być okolicznością łagodzącą, zresztą nie ich dzisiaj szukamy. Doskonale znamy ciemne strony państw narodowych.

ISTOTNĄ ROLĘ, obok wymienionych czynników, odegrała ingerencja z zewnątrz, szczególnie ze strony Niemiec, najpierw weimarskich, potem nazistowskich. To był dla OUN najpoważniejszy partner finansowy, a tym samym – polityczny. Ingerencje zewnętrzne zazwyczaj degenerują ruchy lokalne, podporządkowując je swoim strategicznym i taktycznym celom. W przypadku OUN można mówić o niemieckiej inspiracji do radykalizacji działań – stąd płynęła zapewne jedna z zachęt  do stosowania i rozszerzenia terroryzmu. Niemcy po pokoju wersalskim chcieli jak najszybciej zdetonować niesprawiedliwy pokój. Zachęta do terroryzmu przychodziła też ze wschodu. Nie była, w przypadku OUN, związana bezpośrednio z pomocą finansową (tutaj pierwsi w kolejce byli miejscowi komuniści), ale wskazywała pewną tradycję – zabijanie politycznych przeciwników było tam na porządku dziennym. Klimat dla terroryzmu był zatem sprzyjający. Siostra Stepana Bandery Wołodymyra, ta, na której ślub nie zdążył, bo w Berlinie odbierał nominację na przewodniczącego OUN Hałyczyny, a w Gdańsku uczył się na szpiega, twierdziła, że brat wahał się przy wyborze politycznej orientacji. Do wstąpienia w szeregi OUN namówił go starszy kolega z gimnazjum w Stryju Stepan Ochrymowicz. We wspomnieniach o nim pojawia się epizod odnoszący się do początku jego politycznej drogi. Otóż gimnazjalista Ochrymowicz natrafił w bibliotece publicznej w Stryju na książkę „Ukraina dla Ukraińców” autorstwa Mykoły Michnowśkiego, uważanego za jednego z pierwszych przedstawicieli nowoczesnego, ukraińskiego nacjonalizmu, i jak przystało na przyszłego rewolucjonistę-nacjonalistę, by zachować ją dla siebie i pochwalić się kolegom, najzwyczajniej w świecie ją z tej biblioteki ukradł, z czego był bardzo dumny. Dla prawdziwych rewolucjonistów nie ma nic świętego, poza rewolucją, która zazwyczaj rozpoczyna się od kradzieży.

ROK 1935 BYŁ TEŻ siódmym rokiem działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów na Zachodnich Ukraińskich Ziemiach. Rokiem jej politycznego upadku. Do więzienia trafiło prawie całe kierownictwo organizacji, policja i wywiad mogły analizować organizację jak zdjęcie rentgenowskie. Załamał się kolportaż wydawnictw, ograniczono szkolenie wojskowe, zmniejszył się potencjał wywiadowczy. Spadło też zainteresowanie ze strony wywiadu niemieckiego. (…) Sytuacja ta ulegnie zmianie w miarę zbliżania się do roku 1939. Jednak najboleśniejsza dla organizacji była porażka polityczna i intelektualna. OUN nie stworzyła programu politycznego dla Ukrainy, nie miała planu walki o niepodległość, w jego miejsce rozpuszczała pogłoski o rychłym wybuchu powstania w Małopolsce Wschodniej. Rozpoczęcie budowy własnego państwa uzależniała od udziału wszystkich Ukraińców w rewolucji narodowej, co było równoznaczne z postulatem wywołania rewolucji w Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej. Najbardziej liderzy organizacji liczyli na nową wojnę światową. Odwoływali się przy tym do doświadczeń z I wojny światowej i skutecznej akcji polskich elit w sprawie niepodległości Rzeczpospolitej. I to był najważniejszy punkt planu politycznego OUN – wiara w nową wojnę, w konflikt między Niemcami i Polską, między Niemcami i Rosją. Nowa wojna miała przynieść nową szansę, trzeba się więc było do niej dobrze przygotować: prowadzić szkolenie wojskowe, magazynować broń i dbać o dobre relacje z przyszłym jej zwycięzcą, Niemcami.

Tytuł i skróty pochodzą od redakcji

Fragmenty książki Wiesława Romanowskiego Bandera – terrorysta z Galicji, Demart, Warszawa 2012

Wydanie: 05/2013, 2013

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy