Masakra irackich profesorów

Masakra irackich profesorów

Przerażeni terrorem naukowcy uciekają za granicę

Na irackich uczelniach zamiast ogłoszeń o seminariach pojawiają się czarne klepsydry. Profesorowie, lektorzy i nauczyciele padają ofiarą tajemniczych morderstw. Badacze i studenci są porywani dla okupu. Terroryzowane przez fanatycznych islamistów dziewczęta rezygnują z nauki.
Przypuszczalnie już setki irackich profesorów i intelektualistów musiały się ratować ucieczką za granicę. 70% kadry nowej politechniki, którą w październiku otwarto w Syrii, stanowią zbiegowie z Kraju Dwurzecza. Nie wiadomo dokładnie, ilu irackich naukowców zostało zamordowanych. Według brytyjskiego dziennika „The Independent”, od początku amerykańskiej okupacji w kwietniu 2003 r. z rąk zabójców zginęło 13 profesorów uniwersytetu w Bagdadzie oraz dziesiątki pracowników innych szkół wyższych. Agencja Associated Press twierdzi, że zgładzono co najmniej 28 irackich akademików, 13 zaś uprowadzono. Lewicowy brytyjski tygodnik „New Statesman”, powołując się na informacje zebrane przez Zrzeszenie Irackich Lektorów, pisze o ok. 200 profesorach i ludziach nauki zabitych przez nieznanych sprawców.
Tylko w Mosulu gwałtowną śmiercią zginęło trzech dziekanów. Lajla Abdullah Saad była dziekanem wydziału prawa na uniwersytecie w tym trzecim co do wielkości mieście kraju. Wielokrotnie otrzymywała listy z pogróżkami, jednak wbrew radom przyjaciół nie wynajęła ochroniarzy. W końcu czerwca zabójcy włamali się do jej domu w dzielnicy Aldanadan.

Naszpikowali kulami leżącą w łóżku

panią Saad oraz jej męża, Monira al-Khera. Martwym małżonkom obcięli głowy. W lipcu 2003 r. Muhammad al-Rawi, chirurg i rektor uniwersytetu w Bagdadzie, przyjmował pacjentów w klinice. Pewien „chory” nagle wyciągnął pistolet i strzelił lekarzowi w skroń. Zabójca zbiegł, nikt nie próbował go zatrzymać. Dr Sabri al-Badżatij z wydziału geografii został zamordowany na uczelni, na oczach studentów. „Sabri stał pod ścianą, kiedy to się stało. Studenci widzieli mordercę, lecz byli bezradni. Dwie kule, to wszystko”, opowiada kolega nieszczęsnego naukowca. Dr Hissam Szarif z wydziału historii siedział wraz z dwoma przyjaciółmi na progu swego domu w Bagdadzie. Nagle z przejeżdżającego auta padły strzały – zbrodniarze zabili wszystkich trzech. Falah al-Dulaimi, prodziekan na stołecznym Uniwersytecie Mustansarija, zginął z rąk zamachowców w swym biurze. Dziekan wyższej szkoły inżynieryjnej w portowym mieście Basra, Asaad al-Szarida, został zastrzelony w listopadzie 2003 r. Dwa miesiące później napastnicy zasztyletowali Muhammada Kasima, wykładowcę tej uczelni. Uzbrojeni bandyci wdarli się na teren uniwersytetu w Anbar i uprowadzili dziekana Abdulhadiego Radżaba, który wygłaszał wykład dla kilkuset studentów. Miesiąc później Radżab został zwolniony w Ramadi, mieście będącym bastionem rebeliantów, po tym jak jego rodzina zapłaciła rujnujący okup. Porwany 23-letni student anglistyki, Mohammed Abdulazis, odzyskał wolność, dopiero gdy jego ojciec, prodziekan w wyższej szkole Al-Nahrain, przekazał bandytom 8 tys. dol. Abdulazis nazwał sprawców „powstańcami mającymi powiązania z kryminalistami”. Porywacze ostrzegli prodziekana: „Musisz opuścić ten kraj. Nie masz tu czego szukać. Irak należy do nas”.
Istnieją obawy, że

zagadkowa seria morderstw

oraz będący jej następstwem exodus intelektualistów doprowadzą do prawdziwego drenażu mózgów w Iraku i poważnie utrudnią odbudowę kraju. Zachodnie media przeważnie ignorują to groźne zjawisko. Tylko arabscy i lewicujący komentatorzy zastanawiają się, czy polowanie na profesorów, mające, zdaniem wielu, systematyczny charakter, okaże się ostatnim gwoździem do trumny irackiej nauki.
Za czasów reżimu Saddama Husajna naukowcy podlegali kontroli państwa. Władze rzadko udzielały wiz swym akademikom, ograniczały ich kontakty ze światem. Katastrofa przyszła w 1990 r., kiedy Saddam napadł na Kuwejt. Irak został obłożony międzynarodowymi sankcjami, uczelnie nie mogły już sprowadzać z zagranicy chemikaliów ani sprzętu badawczego. Nawet niewinny mikroskop mógł przecież zostać użyty do produkcji broni biologicznej czy chemicznej. Reżim zresztą drastycznie zredukował pensje profesorów i środki na badania. Władze wymagały, aby niemal każdy wykładowca wstąpił do rządzącej partii Baas. Obecnie naukowcy zapewniają, że członkostwo w partii miało charakter formalny, że nie byli dygnitarzami reżimu. W murach uczelni mogli nawet krytykować władze za wyjątkiem Saddama i jego synów. Amerykanie konsekwentnie demonizowali jednak irackich naukowców, uważając ich za pozbawionych skrupułów kowali w arsenałach śmierci dyktatora. Stojący na czele administracji okupacyjnej „prokonsul” Waszyngtonu, Paul Bremer, natychmiast nakazał zwolnienie wielu „partyjnych” akademików. Niektórzy z nich uciekli z kraju, inni wciąż obawiają się wrócić do pracy. Wiele wydziałów nawet na najlepszych stołecznych uczelniach pozostaje zamkniętych.
Badaczy, których podejrzewano o udział w programie broni masowej zagłady Husajna, aresztowano. W styczniu 2004 r. znakomity chemik Mohammed Munim Al-Izmerly zmarł w tajemniczych okolicznościach w amerykańskim więzieniu. Przeprowadzona przez irackich lekarzy sekcja wykazała, że był bity po głowie tępym narzędziem.
Dr Amer Al Saadi, główny naukowy doradca dyktatora, w lutym 2003 r. wyśmiał przed kamerami oskarżenia sekretarza stanu USA, Colina Powella, że Irak dysponuje bronią chemiczną. W kwietniu 2003 r., trzy dni po upadku Bagdadu, Saadi oddał się w ręce Amerykanów. Rzekomej broni masowej zagłady Saddama nie znaleziono do dziś, lecz Saadi pozostaje za kratami.
Kiedy reżim został obalony, okupanci nie zdołali zapewnić bezpieczeństwa w kraju i łupieżcy przez wiele dni hulali bezkarnie. Uniwersytet w Bagdadzie, malowniczo położony w gaju palm daktylowych, doszczętnie ograbiono. Na wielu wydziałach złodzieje zostawili tylko nagie ściany. Niemal jednocześnie podniosła się fala terroru skierowana przeciw naukowcom.

Budzi ona prawdziwą grozę

także dlatego, że nie wiadomo, kto zaprzysiągł profesorom zgubę. Trudno uwierzyć, ale do tej pory żaden zabójca nie został schwytany. Naukowcy boją się mówić, przypuszczają bowiem, że za zamachowcami stoją jakieś mroczne i potężne siły. Saad Dżaad, politolog z Bagdadu, wezwał do strajku na uniwersytecie, po tym jak jego doktorant został zgładzony w Mosulu. Nie posłuchano go.
Na temat tożsamości morderców krążą nad Eufratem i Tygrysem najbardziej fantastyczne hipotezy, kwitną teorie spiskowe. Niektórzy przypuszczają, że terror wobec intelektualistów rozpętali ci, którzy pragną pozbawić Irak tożsamości kulturowej. Mocodawcy wysyłający zabójców wcześniej doprowadzili do złupienia wspaniałej Biblioteki Koranicznej, archiwów państwowych i muzeum archeologicznego w Bagdadzie. „To Kuwejtczycy mszczą się za naszą inwazję z 1991 r.”, uważa pragnący zachować anonimowość iracki profesor. Pewien lektor oskarża izraelski wywiad, Mossad. Państwo żydowskie chce słabego i teokratycznego Iraku. W ten sposób Izrael będzie mógł nadal głosić, że Arabowie to terroryści niezdolni do demokracji – wywodzi lektor. Amerykański profesor literatury angielskiej, Andrew N. Rubin, stojący na czele Międzynarodowej Koalicji Akademików przeciwko Okupacji, nie wyklucza nawet, że w polowaniu na profesorów macza palce CIA. Jego zdaniem, pozbawieni intelektualnej elity Irakijczycy staną się przecież posłusznym narzędziem Waszyngtonu.
Według jednej z teorii, zabójstwa są dziełem byłych studentów, którzy w ogólnym chaosie zdobyli broń i biorą odwet za niepowodzenia naukowe. Trudno jednak uwierzyć, aby aż tylu studentów zechciało się zemścić krwawo. Inni twierdzą, że polowanie na profesorów prowadzą dawni przeciwnicy reżimu, obecnie likwidujący byłych funkcjonariuszy partii Baas. Lecz akademicy byli przeważnie tylko nominalnymi baasistami. Rektor Al-Rawi cieszył się sławą liberalnego humanisty. Krótko przed śmiercią powiedział przyjacielowi: „Nie mam powodów do obaw. Nikogo nie skrzywdziłem. Wszyscy mnie szanują”. Dwa dni później już nie żył. 53-letni politolog Abdul-al Latif al-Majah nie był członkiem partii, lecz w czasach dyktatury z narażeniem życia działał w szyickiej opozycji. Po upadku Husajna założył centrum obrony praw człowieka na uniwersytecie w Bagdadzie. Tajemniczy osobnicy ostrzegali go, aby się wycofał z tej inicjatywy. Nieustraszony profesor odmówił.

Był gotów na śmierć.

Dokumenty oddał sekretarce na przechowanie. Polecił córce, aby kiedy przyjdzie czas na zamążpójście, poradziła się wuja. 19 stycznia 2004 r. ośmiu zamaskowanych bandytów wywlekło Latifa z samochodu. Politolog zginął przeszyty dziewięcioma kulami. Iman al-Munim Junis, dyrektorka wydziału tłumaczeń uniwersytetu w Mosulu, również nie należała do partii Saddama. W lutym br. otrzymała list: „Porzuć swą pracę albo spotka cię to, czego byś nie chciała”. W kopercie znajdował się pocisk karabinowy. Pani Junis zwolniła się, lecz kilka miesięcy później powróciła na uczelnię. Zginęła w sierpniu, przeszyta w samochodzie kulami z kałasznikowów.
Najbardziej prawdopodobne jest, że zamachów na akademików w Iraku dokonali najbardziej fanatyczni terroryści pragnący pogłębić chaos i uniemożliwić odbudowę kraju. Sekundują im żądni okupu przestępcy, przy czym różnica między kryminalnymi a „ideologicznymi” sprawcami zazwyczaj jest płynna. Wydaje się, że zwłaszcza wojujący islamiści postanowili unicestwić świeckie uniwersytety. Zaślepieni nienawiścią dżihadowcy pragną, aby młodzi ludzie, zamiast kształcić się na państwowych uczelniach, chodzili do szkół koranicznych – medres. W każdym razie zadziwia bierność proamerykańskich władz w Bagdadzie oraz sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych nad Tygrysem. Zrobiły one bardzo niewiele, aby zapewnić irackim naukowcom bezpieczeństwo. Wielka ucieczka profesorów trwa. Jednym z fatalnych skutków amerykańskiej inwazji może się okazać likwidacja intelektualnej i naukowej elity Iraku.


Studentki żyją w strachu
Islamscy ekstremiści zagrażają studentom w Bagdadzie. Zostawiają ulotki z ostrzeżeniami: „Chłopcy i dziewczęta muszą być nauczani osobno. Jeśli tak się nie stanie, wysadzimy uczelnie w powietrze. Każdej dziewczynie, która nie założy welonu, spalimy twarz chemikaliami”. Nie są to czcze pogróżki. Kilka młodych kobiet, które ośmieliły się przyjść w dżinsach, zostało porwanych i brutalnie pobitych. 3 tys. studentek z Bagdadu z obawy przed zamachami poprosiło o urlop dziekański. Ochroniarze uniwersytetu zatrzymali człowieka niosącego w torbie 5 kg trotylu. Powiedział tylko: „Przysłał mnie Bóg”.

 

Wydanie: 2004, 47/2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy