McWieś

Czytam od paru tygodni o tym, jakie fronty przebiegają przez bary i stoły na całym świecie, który podzielił się na zwolenników i przeciwników wojny z Irakiem. W Stanach Zjednoczonych opustoszały francuskie restauracje i drastycznie spadła sprzedaż serów, win i wszystkiego, co przeciętnemu Amerykaninowi kojarzy się z Paryżem.
Po kilku tygodniach niedowierzania, że wojna może zaatakować i menu, Europa ruszyła do kontrofensywy zarówno w dowcipach na temat naszych sojuszników zza oceanu, jak i biorąc odwet na i tak słaniających się na nogach McDonaldach i piwie Miller, co mnie osobiście nie dziwi, bo jest ono tak słabe jak obecnie nasz premier, który jest atakowany jak marines pod Bagdadem, i to ze wszystkich stron i przez opozycję, i przez swoich. Co nie jest żadną metaforą, ponieważ na razie najwięcej strat ponieśli Brytyjczycy i Amerykanie od swoich dział i rakiet, a Leszek Miller- przez Jerzego Urbana, siły sprawujące władzę oraz wesołych posłów, którzy mimo że nie było ich na sali, włożyli karty do głosowania po to, żeby wicepremier Pol, zwany na mieście „Gazrurką”, dzięki zdaniu: „Najlepszym gazem jest gaz własny”, pozostał dalej równie oddanym sojusznikiem jak my Ameryce i Bushowi, o którym Francuzi wymyślili żart:
– Dlaczego Saadam Husajn ma kilka sobowtórów, a George Bush żadnego?
– Bo George Bush jest nie do podrobienia.
I trudno się temu dziwić, czytając zdanie: „Ludzie mi ufają. Cały czas przychodzą do mnie , mówiąc: „Nie zawiedź mnie znowu””.
Biorąc pod uwagę, że i Samoobrona jest w nieustającej walce między sobą, premierem i prezydentem, czego przykładem może być bitwa przed parlamentem między posłem Jerzym Pękałą a kolegą z klubu Mieczysławem Aszkiełowiczem, po której ten pierwszy oddał swój dowód osobisty „Życiu Warszawy”, a następnie uwolniony od własnej tożsamości, czując się obywatelem świata, udawał w Sejmie Niemca. I biorąc pod uwagę, że mistrz Samoobrony, pan Jędrzej, pięć białych pasów, trenując kung fu, wbił sobie rękę w szybę i na dobrą sprawę nie wykorzystał z tego powodu okazji, jaką mogłyby być plastry w biało-czerwone paski, coraz bardziej trafia do mojego przekonania zdanie, które usłyszałem kiedyś w filmie, bodajże „Raport Pelikana”, a była to uwspółcześniona definicja słowa „patriota”. Brzmiała tak: „Patriota to obywatel, który broni kraju przed własnym rządem”.
W wersji polskiej: …i parlamentem.

 

Wydanie: 14/2003, 2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy