Naprawdę była susza

Naprawdę była susza

Czy słabsze zbiory spowodują podniesienie cen żywności

Może w ostatnich tygodniach, gdy parasole stały się artykułami pierwszej potrzeby, trudno było w to uwierzyć, ale w czerwcu i lipcu w Polsce rzeczywiście panowała dotkliwa susza, która boleśnie uderzyła wielu rolników po kieszeni. Jeszcze długo będą oni pamiętać jej skutki. Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oszacowała, że w tym roku w wyniku suszy niemal 15 tys. gospodarstw poniosło straty na ponad 146 mln zł, co średnio daje niemal równo po 10 tys. zł na gospodarstwo, a chłopi czekają na wypłatę tzw. kredytów klęskowych.
– Wilgoci starczyło na słomę, ale już nie na kłosy, zbiory są wyraźnie niższe. Ucierpiały także okopowe i trawy, pastwiska zostały wypalone, siana również jest mniej. Przecież przez niemal cały czerwiec i lipiec u nas nie padało – mówi Jan Mańturzyk z rolniczej wsi Brzóza na południowym Mazowszu.

Średnio nie jest źle

Średnio, statystycznie, w Polsce wcale nie było aż tak sucho. – Owszem, w centralnej Polsce między 15 czerwca a 15 lipca nie spadła kropla deszczu. Mamy jednak ok. 1000 punktów pomiarowych, które pokazywały, że sytuacja w kraju jest ogromnie zróżnicowana. Ogólna ilość opadów w czerwcu i lipcu raczej nie odbiegała od normy – ocenia Ewa Maciążek z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Nie można też jednoznacznie powiedzieć, że w tych miesiącach gleby w Polsce generalnie stały się wyschnięte. Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa nie dysponuje danymi dla całego kraju, a poziom wilgotności był bardzo różny, nie tylko w zależności od regionu, ale przede wszystkim, od rodzaju gleby.
Wiadomo jednak, że w skali całego kraju straty we wszystkich roślinach zbożowych można szacować na 10-13%. Opady, które zawitały do Polski w drugiej połowie lipca, już nic tu nie mogły pomóc, ziarno jest małe, niewykształcone.

Trudniej na polach

Najbardziej ucierpiało pięć zbóż – pszenica, żyto, owies, jęczmień i pszenżyto. Rzepak, który na większości terenów zdążył wyrosnąć jeszcze przed apogeum suszy, ucierpiał raczej z powodu przedłużonej zimy i upartych przymrozków. Jego zbiory są o ok. 6% mniejsze niż przed rokiem i wynoszą ok. 1,3 mln ton, podczas gdy w 2004 r. osiągnęły 1,6 mln ton.
Kukurydza, roślina, która od paru lat zdobywa coraz większe uznanie wśród naszych rolników, wyszła z upałów raczej obronną ręką. Okres zbiorów przypada na październik-listopad, więc susza się skończyła, zanim zdołała jej poważniej zaszkodzić. W skali całego kraju straty na kukurydzianych polach są niewielkie.
Spadły zbiory czarnej porzeczki, wiśni, jagód, śliwek, mniej będzie jabłek i gruszek. Bazarowy ruch cen w górę jest jednak niewielki, bo plantatorzy zza Buga łakomym okiem spoglądają na polski rynek. Na pewno nie podrożeją też przetwory z tych owoców. Produkcja jest bowiem bardzo duża, a klienci coraz bardziej wybredni.
Wiadomo już, że trwające właśnie żniwa przyniosą gorsze rezultaty niż przed rokiem. Jak ocenia Marcin Krzemiński z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, zbiory zbóż nie przekroczą 25 mln ton. W roku 2004 były zaś wyższe o ok. 4 mln. ton. Tegoroczne żniwa będą również najsłabsze w ciągu ostatnich pięciu lat. Średnie zbiory w okresie 2001-2003 r. wynosiły bowiem niemal 27 mln ton. Bywało już jednak gorzej, i to całkiem niedawno – przeciętne zbiory w latach 1996-2000 nie przekraczały 24,5 mln ton.
Minister rolnictwa, Jerzy Pilarczyk, jest nieco większym optymistą co do zbiorów zbóż: – Susza aż tak bardzo nie zaszkodziła zbożom i tegoroczne zbiory mogą przekroczyć 26 mln ton. Zapewne nie wystarczy to jednak na pokrycie krajowego zapotrzebowania. Dlatego nie można wykluczyć, iż zboża będą stopniowo drożały, zwłaszcza że na początku żniw ich ceny skupu utrzymywały się na bardzo niskim poziomie, poniżej 340 zł za tonę – uważa minister.

Na szczęście są zapasy

Ów wzrost cen zbóż, jeśli w ogóle nastąpi, będzie jednak zapewne znikomy, bo zapasy z poprzednich żniw są bardzo duże. Tegoroczna susza wreszcie wykazała wyraźnie, iż wejście Polski do Unii Europejskiej jest korzystne nie tylko dla rolników. W minionych latach słabsze zbiory, spowodowane złymi warunkami pogodowymi, wywoływały bowiem nieuchronny wzrost cen artykułów żywnościowych. Nie zapobiegały temu działania Agencji Rynku Rolnego, która mając stabilizować ceny i chronić dochody rolników, podejmowała interwencję i sprzedawała (gdy był nieurodzaj) lub skupowała (w czasie klęski urodzaju) płody rolne. I tak jak Rada Polityki Pieniężnej nie trafiła nigdy w cel inflacyjny, tak i Agencja Rynku Rolnego miała kłopoty, by utrafić z interwencją, bo zwykle albo zaczynała ją za późno, albo za wcześnie.
ARR wciąż działa, ale działa też unijny wspólny rynek i – wprawdzie ograniczone w rolnictwie – prawa popytu i podaży. Gdy więc w Polsce są gorsze zbiory, do kraju napływają tańsze (dzięki wysokim dopłatom), bezcłowe wszak produkty unijne bądź oclone, ale również konkurencyjne wobec naszych cen, płody rolne ze Wschodu. I właśnie dlatego nie ma na razie sygnałów o wyraźnym wzroście cen przetworów zbożowych i mięsnych. Oby tak zostało w przyszłości.

 

Wydanie: 2005, 34/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy