Nietykalni tracą zaufanie

Nietykalni tracą zaufanie

Zaledwie co dziesiąty Polak ufa Sejmowi

Parlamentarzyści powoli, acz konsekwentnie pracują na dramatyczne obniżenie się prestiżu polskiego Sejmu. Chociaż zapewne zdarzają się chlubne wyjątki i nie każdy parlamentarzysta jest uwikłany w ciemne sprawki. W prawie nie obowiązuje zasada zbiorowej odpowiedzialności, ale opinia społeczna jest o wiele surowsza – za wybryki części płaci całość. Zapewne dlatego tylko co dziesiąty Polak ma jeszcze szacunek dla tej najważniejszej instytucji demokratycznej. Aż 77% ankietowanych przez CBOS twierdzi, że parlament pracuje źle. – Powody, dla których spada zaufanie do Sejmu, są w miarę oczywiste – wystarczy wspomnieć działalność Komisji Śledczej czy gorszące sceny, do jakich dochodzi podczas obrad. Niezadowolenie z parlamentu wiąże się z niezadowoleniem z klasy politycznej. To zjawisko pogłębia się od kilku lat – przyznaje doc. dr hab. Krzysztof Zagórski, dyrektor CBOS.
Oczywiście, zawsze można powiedzieć (co często się słyszy w sejmowych rozmowach), że to wina mediów, które w relacjach sejmowych koncentrują się na fajerwerkach. Faktem jest, że utrzymaniu autorytetu nie pomagają chłoszczące bez skrępowania artykuły i obraźliwe określenia kierowane pod adresem elity politycznej. Wystarczy sięgnąć po przykłady z ostatnich kilku miesięcy: „Bumelanci z Wiejskiej” („Tygodnik Solidarność”), „Cwaniaki w Sejmie” („Życie Warszawy”), „Posłowie dali sobie po pysku” („Super Express”), „Burda poselska” („Słowo Ludu”), „Na trybunie siedzi leń – nasza klasa próżniacza” („Głos Wybrzeża”), „Sejm świętych krów” („Wprost”). I warto zauważyć, że surowość ocen nie jest uzależniona od sympatii politycznych gazet. Prawdą jest, że dziennikarze nie traktują parlamentarzystów z nabożnym szacunkiem. Co więcej, często z ironią wynikającą z poczucia wyższości odnoszą się do – ich zdaniem – głupszych, mniej kulturalnych i mniej pracowitych niż oni parlamentarzystów. Ale prawdą jest też, że posłowie nie są święci, a w obecnej kadencji szczególnie się starają trafiać do kronik kryminalnych. Nie powinni więc się dziwić, że stają później pod pręgierzem prasy i opinii publicznej.
Czy przekaz telewizyjny stał się nieszczęściem dla naszego Sejmu? Zdaniem samych posłów, na pewno nie – w końcu wszelkie spektakularne akcje podejmują właśnie przed kamerami. Innego zdania są jednak politolodzy. – Spadek zaufania do parlamentu to cena, jaką płaci Sejm za medialność i przekształcenie polityki w spektakl medialny – przekonuje prof. Mirosław Karwat, politolog. – Niewielu obywateli ma pojęcie, jak wygląda praca posłów, nie zagląda się przecież do komisji czy podkomisji. Relacjonowanie prac parlamentu polega na pokazywaniu wydarzeń medialnych, czyli pyskówek. Komisja Śledcza przysłoniła do reszty prace parlamentu. Nie przypadkiem posłowie, którzy byli najbardziej agresywni (Rokita, Ziobro, Nałęcz i Błochowiak), są teraz najbardziej znani. Stali się tak popularni jak bohaterowie seriali, ale to nie znaczy, że komisja budziła respekt. Sejm płaci teraz cenę za to, że ta komisja niczego nie rozwiązała i kończy pracę w atmosferze kompromitacji.
Prof. Karwat zwraca też uwagę na wulgaryzację polityki. – Sejm nie jest traktowany już jako miejsce stanowienia prawa, ale jako teatr.

Sejm kryminalnych rekordów

Niestety, można powiedzieć, że to teatr wystawiający tragifarsę. – Niska jakość polskich polityków i partii bezpośrednio oddziałuje na malejące zaufanie do parlamentu, który staje się areną żenujących nieraz sytuacji.
Posłowie coraz częściej są oskarżani o korupcję – niestety, w wielu wypadkach słusznie. Rośnie więc cynizm i upowszechnia się przeświadczenie, że wszyscy kradną, a to przecież nie jest prawdą. Jestem przekonany, że polskie społeczeństwo i jego elity są na wyższym poziomie niż jego reprezentacja – mówi Józef Pinior.
Komisje Etyki oraz Regulaminowa i Spraw Poselskich, zajmujące się dyscypliną wśród parlamentarzystów, mają w tej kadencji pełne ręce roboty. Trzeba jednak przyznać, że obecny Sejm zerwał z pobłażaniem dla poselskich wybryków. Została przełamana źle pojmowana solidarność i parlamentarzyści przestali się wzajemnie bronić.
Przodownikiem we wszczynaniu awantur i adresatem wniosków o uchylenie immunitetów jest klub Samoobrony. Niechlubnym rekordzistą – Andrzej Lepper, który jako pierwszy poseł III RP miał trzykrotnie uchylany immunitet. Zaraz za nim plasuje się Jan Rokita, któremu na razie uchylano immunitet dwukrotnie. Nietykalność poselską gremialnie tracą także współpracownicy przewodniczącego Leppera: Renata Beger, Krzysztof Filipek czy sejmowe małżeństwo Wandy i Stanisława Łyżwińskich.
Ale nie tylko posłowie Samoobrony mają nieczyste sumienie. Prokuratura upominała się już o posłów z SLD, LPR i PO. Andrzej Jagiełło (dawniej SLD, obecnie Federacyjny Klub Parlamentarny) też przeszedł do historii polskiego parlamentaryzmu. Niestety zapisał się na jego czarnych kartach – po raz pierwszy w III RP Sejm się zgodził na aresztowanie posła. A był nim właśnie Jagiełło.

Spektakularne, nieparlamentarne

Mimo wysiłków i pomysłowości Andrzeja Leppera palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie trzeba przyznać posłowi Gabrielowi Janowskiemu. Jego okupacja mównicy jesienią 2002 r. przeszła do historii nie tylko jako dowód na to, jak długo można wytrzymać z dala od toalety. Janowski pokazał też całej Polsce, że sejmowa mównica nie jest jedynie zakurzonym meblem parlamentarnym, ale także doskonałym stolikiem, przy którym można jeść, czytać czy prowadzić rozmowy z kolegami. W ślady sędziwego posła usiłował pójść ostatnio Robert Strąk (LPR). Ale jak to bywa z epigonami, nie udało mu się powtórzyć sukcesu. Już w trzeciej godzinie okupacji mównicy dołączyła do niego posłanka SLD, Joanna Senyszyn, wyśmiewając tę inicjatywę. – My z posłem Strąkiem kandydujemy do europarlamentu z tego samego okręgu. Chciałam zapytać, czy w ramach kampanii mogę obok posła sobie postać? – pytała Senyszyn, wywołując salwę śmiechu.
Na koncie posłów Samoobrony były tak niekonwencjonalne zachowania jak przynoszenie własnego nagłośnienia, rozwijanie transparentów na sali posiedzeń („Blokujemy drogi, żeby godnie żyć. Nie dla upadku rolnictwa” oraz „Żołnierze do domu… Kwaśniewski, Miller i bracia Kaczyńscy do Iraku!”) czy wprowadzanie do Sejmu osób nieuprawnionych, paraliżujących jego obrady. Normą stało się rzucanie obelg i fałszywych oskarżeń oraz… chodzenie po Sejmie w stanie nietrzeźwym. Warto wspomnieć bełkoczącego na mównicy posła Firaka czy posła Mamińskiego wołającego za austriackim dziennikarzem: „Heil Hitler!”.
Drobniejszym przewinieniem, można nawet powiedzieć kulturalniejszym, był wybryk wicemarszałka Donalda Tuska. Otóż podczas gdy Sejm rozpatrywał wniosek o zgodę na aresztowanie Stanisława Łyżwińskiego, wicemarszałek oglądał… mecz piłki nożnej na monitorze wyświetlającym wyniki głosowań, pokazując tym samym, jak bardzo obchodzi go debata.
Zdaniem obserwatorów polskiej sceny politycznej, na spadek prestiżu Sejmu wpływa także to, że wielu posłów rzadko kończy kadencję w tych samych barwach partyjnych, w których zaczynali posłowanie. – To nieuczciwe wobec wyborców, którzy przecież w dużej mierze głosują na listę, a nie na konkretnych kandydatów (choć oczywiście zdarza się także głosowanie na indywidualności). Takie roszady mówią wyborcy, że jest nabijany w butelkę – stwierdza prof. Karwat.
Kiepskie zdanie o parlamencie świadczy także o tym, że Polacy szybko dystansują się od tych, których sami wybrali. Zanika więc poczucie, że społeczeństwo jest rzeczywiście reprezentowane przez polityków.
– Pogłębia się choroba demokracji polegająca na tym, że ludzie nie głosują na konkretne partie, dlatego że wierzą w ich skuteczność, ale głosują na przekór tym, na których się zawiedli. To grozi fasadowością instytucji demokratycznych – ostrzega prof. Karwat.

Przypadkowi populiści

Można oczywiście się śmiać, oglądając Andrzeja Leppera przechadzającego się po sali obrad z własnym mikrofonem i wyglądającego niczym piosenkarz koncertujący w remizie strażackiej. Tylko co dalej? Takie akcje prowadzą do ośmieszania Sejmu. Czy to może zagrozić demokracji?
– Zła praca Sejmu ma negatywny wpływ na demokrację, bo prowadzi do zniechęcenia do polityki i polityków, a to z kolei odbija się negatywnie na frekwencji wyborczej – uważa Józef Pionior. – Konsekwencją dla demokracji jest także to, że ludzie uczciwi odchodzą od uprawiania polityki, co w rezultacie pozwala na zawłaszczenie sceny politycznej przez populistów.
Zaradzić temu możemy tylko w jeden sposób – po prostu wiedząc, na kogo głosujemy. – Do parlamentu wchodzą ludzie przypadkowi, niemający odpowiedniego przygotowania, często działający na styku biznesu i polityki. To doprowadza do obniżenia profesjonalizmu parlamentu. Po prostu lepsze partie oznaczają lepszy Sejm – przekonuje Józef Pinior.
Czy nietrafny wybór, jakiego dokonujemy, powierzając mandat osobom nieodpowiedzialnym, może się skończyć źle dla demokracji? Całe szczęście jest to raczej mało prawdopodobne.
– We wszystkich krajach – szczególnie o ustabilizowanej demokracji – krytyka bieżącego działania instytucji politycznych i postępowania polityków nie przekłada się na wycofanie poparcia dla ustroju demokratycznego. Zmieniają się oceny działalności demokracji w praktyce, ale poparcie dla niej pozostaje mniej więcej na tym samym poziomie. Powodów jest kilka, m.in. przekonanie o mechanizmach samonaprawczych silniejszych niż w innych ustrojach, zadowolenie z jawności życia politycznego (nawet – a może szczególnie – jeśli pokazuje ona negatywne strony tego zjawiska) i przekonanie, że może demokracja nie jest idealnym ustrojem, ale nie ma lepszej alternatywy – uspokaja dr Krzysztof Zagórski.
Zwyczaj utyskiwania na upadek obyczajów jest równie stary, co same obyczaje, a narzekanie na Sejm było słychać już od lat 90., ale jak pokazuje życie, nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. A zapowiedź dostania się do przyszłego Sejmu partii populistycznych, wystawiających przypadkowych polityków, niewykształconych ani nieprzygotowanych do rządzenia, nie wróży niczego dobrego. Tylko jak bardzo można upaść w sondażach?


 

Z prawem na lewo mają:
Renata Beger (Samoobrona) – na jej listach wyborczych znalazło się 2 tys. fałszywych podpisów
Ryszard Bonda (d. Samoobrona) – z jego magazynów zniknęło 13 tys. ton państwowego zboża
Edward Brzostowski (SLD) – ścigany z oskarżenia prywatnego o pomówienie
Alfred Budner (Samoobrona) – niszczenie zboża (wraz z Lepperem)
Jan Chaładaj (SLD) – głosował na cztery ręce
Andrzej Diakonow (PiS) – prokuratura chce postawić mu zarzut narażenia na straty nie mniejsze niż 9 mln zł spółki Ciech SA
Henryk Długosz (d. SLD, teraz poseł niezrzeszony) – podejrzany w związku z aferą starachowicką, stał się też antybohaterem po tym, jak rzekomo chciał przejechać samochodem kolegę z Samoobrony, Mariana Kwiatka
Stanisław Dulias (d. Samoobrona, obecnie niezrzeszony) – oskarżony o naruszanie praw pracowników, których zatrudniał, nie płacąc za nich składek do ZUS
Krzysztof Filipek (Samoobrona) – niszczenie zboża
Anna Filek (SLD) – spowodowała wypadek, nie była pod wpływem alkoholu
Stanisław Głębocki (d. Samoobrona, później PBL) – z sali posiedzeń przeniósł się na salę sądową z powodu niepłacenia alimentów na syna, skazany na sześć miesięcy z zawieszeniem na dwa lata
Witold Hatka (LPR) – podejrzany o narażenie banku na wielomilionowe straty
Danuta Hojarska (Samoobrona) – przywłaszczenie maszyn rolniczych z kredytu bankowego, podejrzana o sfałszowanie przepustki na widzenie z synem w więzieniu
Andrzej Jagiełło (d. SLD, teraz Federacyjny Klub Parlamentarny) – podejrzany o ostrzeżenie starachowckich samorządowców o aresztowaniach
Stanisław Jarmoliński (SLD) – głosował na cztery ręce
Lech Kaczyński (PiS) – ścigany przez prokuratora za pomówienia
Lech Kuropatwiński (Samoobrona) – podejrzany o fałszowanie podpisów
Andrzej Lepper (Samoobrona) – immunitet uchylony dwukrotnie: za pomówienie i wysypywanie zboża należącego do innego posła
Janusz Lewandowski (PO) – od sześciu lat toczy się proces w związku z nieprawidłowościami przy prywatyzacji dwóch krakowskich spółek, Techmy i KrakChemii
Wanda i Stanisław Łyżwińscy (Samoobrona) – udaremnienie egzekucji komorniczej
Mieczysław Aszkiełowicz (Samoobrona) – sąd chciał go ukarać za organizację nielegalnej blokady w 1999 r., poseł uporczywie nie stawiał się w sądzie; sprawę umorzono
Tadeusz Maćkała (PO) – prokuratura podejrzewała go o oszustwa przy płaceniu podatku VAT przez miasto, którego był prezydentem (ostatecznie uniewinniony)
Ryszard Maraszek (SLD) – podejrzany o działanie na wielomilionową szkodę banku (ok. 7 mln zł)
Adam Ołdakowski (Samoobrona) – sąd chciał go ukarać za organizację nielegalnej blokady w 1999 r., poseł uporczywie nie stawiał się w sądzie; sprawę umorzono
Grażyna Paturalska (PO) – komornik ściga ją o 237 tys., które posłanka winna jest firmie HT Troplast Polska, handlującą plastikowymi oknami
Jerzy Pękała (d. Samoobrona, Federacyjny Klub Parlamentarny) – ścigany za jazdę w stanie nietrzeźwym
Jan Rokita (PO) – dwukrotnie Sejm uchylał mu immunitet, ścigał go Aleksander Gudzowaty za pomówienia, ostatnio poseł złamał prawo upubliczniając prywatny SMS
Józef Skowyra (LPR) – podejrzany o fałszowanie podpisów na listach wyborczych
Zbigniew Sobotka (SLD) – zamieszany w aferę starachowicką
Robert Strąk (LPR) – został oskarżony przez dawnego współpracownika o to, że wrzucił go do stawu, chcąc w ten sposób wymusić spłatę długu
Artur Zawisza (PiS) – sprawa o pobicie
Maria Zbyrowska (Samoobrona) – wraz z szefem i kolegami z partii niszczyła zboże
Bogdan Zdrojewski (PO) – skazany na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata za niepłacenie – jako gmina – podatku VAT

 

Wydanie: 17/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy