Widzieliśmy byłego posła KPN i AWS, Krzysztofa Kamińskiego, nerwowo biegającego po korytarzach MSZ. Nerwowo – bo mówi się, że nie dostanie nominacji na Konsula Generalnego w Nowej Zelandii. Za to Radek Sikorski sprawia wrażenie osoby przygaszonej. O nim też się mówi, że nie wyjedzie na zagraniczną placówkę. Sikorski miał być ambasadorem w Belgii, ale… Ale ostatnio chodzi po MSZ-ecie i się skarży, że nawet jeżeli otrzyma agrement, to i tak nie pojedzie do Brukseli, bo nie będzie miał co tam robić. Więc pewnie na pocieszenie dostał od Michała Radlickiego prezent – na trzy miesiące prawo do użytkowania służbowego lanosa i służbowego telefonu komórkowego.
W ich cieniu walizki pakuje Elżbieta Sobótka, w rządzie Jerzego Buzka wiceminister pracy i polityki społecznej, czyli zastępczyni Longina Komołowskiego. Pani Sobótka nie ma doświadczenia w pracy dyplomatycznej, w ministerstwie zajmowała się m.in. odzyskiwaniem majątku „Solidarności” i rozmowami z pielęgniarkami, ale to nie przeszkodziło Władysławowi Bartoszewskiemu wysłać ją do Kolonii, na stanowisko Konsula Generalnego.
Zresztą cała operacja upchnięcia pani Sobótki na dobrym stanowisku za granicą wyglądała nieciekawie i chwały nie przyniosła ani Polsce, ani Władysławowi Bartoszewskiemu. Otóż Konsulat Generalny w Kolonii powstał zupełnie niedawno, w sierpniu. Wcześniej była tam nasza ambasada, a po jej przeniesieniu do Berlina – Przedstawicielstwo. Gdy Przedstawicielstwo zostało przekształcone w Konsulat Generalny, konsulem został jego dotychczasowy kierownik, zawodowy dyplomata. To przekształcenie nie polegało na zmianie pieczątek. Konsul składa listy komisyjne, otrzymuje od państwa przyjmującego exequatur, korpus i władze w okręgu, w którym będzie działał, są o tym zawiadamiane, ustalane są terminy wizyt kurtuazyjnych etc. W sumie – jest z tym wiele zachodu. Tymczasem ten nowo mianowany Konsul już po miesiącu pracy został odwołany, by ustąpić miejsca pani Elżbiecie Sobótce. A ona wpierw poczekała, aż rząd Buzka poda się do dymisji (a ona razem z nim) i dopiero w tych dniach zaczęła finalizować swój wyjazd.
Czy to wszystko można było zrobić w mądrzejszy sposób? No, można było – chociażby wcześniej wysyłając panią Sobótkę do Kolonii, albo w ogóle jej nie wysyłając – bo w MSZ-ecie jest wystarczająca ilość urzędników. A nawet – zbyt duża. Otóż, jak się podlicza, w tym roku aż 220 urzędników pozostaje w tzw. dyspozycji. Tzn. siedzą w domach i czekają, co im się zaproponuje. W tym samym czasie minister Bartoszewski wysłał za granicę ponad 460 pracowników, w dużej mierze byli to ludzie spoza MSZ-etu. Te liczby nie mogą nie szokować – we wcześniejszych latach w dyspozycji przebywało 10-20 osób, był to stan przejściowy, gdy ktoś wrócił z placówki i chwilowo nie było dla niego odpowiedniego stanowiska. A teraz? Jest to rodzaj bomby podłożonej nowemu ministrowi. Jak ją rozbroić. To już nie będzie problem tych, którzy całą rzecz zrobili. Oni już będą na dobrych placówkach.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy