Nie ma mocnych

Nie ma mocnych

Urzędnicy lekceważą obowiązki, obywatele tracą miliony.

Polska to parapaństwo, w którym paraprokuratura zapewniła bezkarność właścicielowi parabanku. Istny Matrix. Polska to nie kraj, lecz stan umysłu – takie opinie można dziś znaleźć w internecie. Afera Amber Gold, mimo skromnych rozmiarów finansowych, do białości rozpaliła emocje Polaków i ujawniła niepokojące rozmiary braku profesjonalizmu oraz zwykłego lenistwa prokuratorów, sędziów, urzędników skarbowych i policjantów. Słuchając wystąpień premiera Donalda Tuska, ministra finansów Jacka Rostowskiego czy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, można było odnieść wrażenie, że podlegli im ludzie nie traktują swoich obowiązków zbyt poważnie. A przecież nigdy w dziejach Rzeczypospolitej administracja nie była tak liczna. Nigdy kraj nie dysponował tak szeroko rozbudowanymi służbami specjalnymi, poczynając od ABW, a na Wywiadzie Skarbowym kończąc. Zawiedli wszyscy. To dzięki nim skazany prawomocnymi wyrokami prezes spółki Amber Gold beztrosko ślizgał się po powierzchni życia gospodarczego Trójmiasta i całego kraju, by w finale stać się medialnym celebrytą, który wyparł z pierwszych stron gazet matkę nieszczęsnej Madzi z Sosnowca. Jego kariera budzi tym większe zdumienie, że w mediach mnóstwo jest publikacji opisujących, jak to bezwzględni urzędnicy skarbowi, prokuratorzy i policjanci niszczą prywatne firmy i rujnują życie ich właścicielom. Jedna ze stacji telewizyjnych z dużym sukcesem emituje poświęcony takim przypadkom program „Państwo w państwie”.
Czy kariera Marcina P. jest wyjątkiem? Bynajmniej. Od kilku dni coraz głośniej w mediach o sprawie spółki Totolotek SA, której resort finansów odebrał w marcu br. wszystkie zezwolenia na prowadzenie działalności bukmacherskiej, a mimo to nie zaprzestała ona działalności. Państwo gotowe jest ścigać pokerzystów, ale pozostaje bezsilne wobec większego gracza. Czy urzędnicy Ministerstwa Finansów przestraszyli się swojej decyzji i na pół roku zrezygnowali z czujności wobec hazardu? Opisujemy tę historię na naszych łamach.
Prokurator generalny obiecał przedstawić wkrótce raport o sprawach podobnych do afery Amber Gold. Będzie to istna kopalnia przykładów bezsilności i braku profesjonalizmu prokuratorów. Dlaczego od sześciu lat nie ma aktu oskarżenia wobec byłych członków zarządu Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej? Jej klienci stracili znacznie więcej niż klienci Amber Gold. Oczywiście prezesi WGI nigdy nie trafili do aresztu. Za kratami nie wyląduje też były prezes PZU Życie Grzegorz Wieczerzak, który w 2001 r. dzięki skoordynowanym działaniom Urzędu Ochrony Państwa i prokuratury stał się równie popularny jak Marcin P. W jego sprawie sąd zwrócił prokuraturze akt oskarżenia, po czym zapadła głucha cisza. Kto nawalił? Nie wiadomo.

Chwalona przez polityków i dziennikarzy Komisja Nadzoru Finansowego też nie ma powodów do dumy. Prezes Amber Gold prawdopodobnie przekręcił 180, może 200 mln zł. Tymczasem w czerwcu br. aktywa netto działającego pod surowym nadzorem KNF Funduszu Inwestycyjnego Idea Premium SFIO zmniejszyły się o 340 mln zł. Fundusz Idea Premium SFIO należy do grupy Idea Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych SA. W czerwcu br. grupa straciła 478 mln zł. Obracała pieniędzmi nie swoimi, lecz klientów. Ich możliwości odzyskania tych środków są równie małe jak szanse klientów Amber Gold i nikogo to nie martwi. Media nie nagłaśniają sprawy, bo wszystko to stało się pod bokiem KNF. Dobrze byłoby uświadomić Polakom, że fundusze inwestycyjne – w przeciwieństwie do firm typu Amber Gold – obrabiają naiwniaków zgodnie z obowiązującym prawem!

Ciekawe, kto w tym kraju jeszcze nie zawiódł. Zawiedli piłkarze na Euro 2012. Zawiedli budowniczowie dróg i autostrad, którzy nie płacili podwykonawcom. To prawdziwy Amber Asfalt. Rozważania o tym, czy winny jest system czy też czynnik ludzki, są tyle warte, ile niegdysiejsze dyskusje o błędach i wypaczeniach w ustroju socjalistycznym. Wszyscy lubimy żyć złudzeniami. Łudzimy się, że urzędnicy państwowi działają profesjonalnie i w naszym interesie. Łudzimy się, że ci, którzy obiecują nam wysokie odsetki od lokat, dotrzymają słowa. Łudzimy się, że politycy, którzy nami rządzą, są odpowiedzialni, podczas gdy nie są oni nawet sprytni. W końcu łudzimy się, że państwo chroni nas przed nieszczęściami. Jest odwrotnie. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej.

Wydanie: 2012, 36/2012

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Janusz Bartkiewicz - Wałbrzych
    Janusz Bartkiewicz - Wałbrzych 9 września, 2012, 11:12

    Sprawę funkcjonowania spółki Totolotek SA, opisaną przez red. Marka Czerkawskiego, można rozpatrywać pod zupełnie innym, niż sugerowanym przez autora, aferalnym aspekcie. Wytłumaczenie zjawiska może być banalnie proste z tak prozaicznego powodu, jak obowiązujące w Polsce prawo. Rzecz w tym, że każda decyzja administracyjna może być (bez wdawania się w szczegóły formalne) zaskarżona do sądu administracyjnego i w tym momencie jest ona traktowana jako decyzja nieostateczna. Zgodnie z k.p.a. zaskarżenie decyzji nie wstrzymuje jej wykonania, a wiec w tym konkretnym przypadku dalsze działanie spółki Totolotek SA byłoby faktycznie bezprawne, uzasadniające interwencji organów ścigania. Jednakże adresat decyzji administracyjnej, zaskarżając ją w sądzie administracyjnym, ma prawo do żądania wydania postanowienia tymczasowego w zakresie wstrzymania wykonalności decyzji, do czasu prawomocnego orzeczenia sądowego. Chodzi o zabezpieczenie się przed ewentualnymi stratami wywołanymi egzekwowaniem treści decyzji administracyjnej, która może następnie zostać uznana przez SA jako niezgodna z prawem. I w tym przypadku prawdopodobnie taka sytuacja zaistniała, co można uznać za pewnik, chociażby ze względu na uwagę red. Czarkowskiego o kunszcie prawnym mecenasa Dubois. I jeszcze jedna sprawa. Niepotrzebnie red. Czarkowski zżyma się na ekwilibrystykę słowną ministerstwa finansów, albowiem termin decyzja ostateczna i nieostateczna” jest terminem ustawowym, zawartym w kodeksie postępowania administracyjnego. Aby był łatwiej zrozumieć o co w tym chodzi posłużę się analogia do prawa karnego. Nikogo nie dziwi, że zdarzają się przypadki, iż oskarżony odpowiada z tzw. wolnej stopy i gdy zapada wyrok skazujący na pozbawienie wolności, tenże oskarżony udaje się spokojnie do domu. Jest tak dlatego, że wyrok ten jest wyrokiem nieprawomocnym ponieważ przysługuje od niego odwołanie. Odpowiednikiem takiego nieprawomocnego wyroku jest w prawie administracyjnym decyzja nieostateczna, czyli nie zamykająca toku postępowania. Decyzja ostateczna, to taka decyzja, której treść można zmienić tylko w drodze innej decyzji administracyjnej. Decyzja nieostateczna, to taka , która można unieważnić w drodze postępowania sadowego. Ot i wszystko. Nie warto więc podpalać lasu, w sytuacji, gdy nie ma w nim żadnych drzew.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. feron
    feron 18 września, 2012, 15:43

    jeżeli urząd celny narzuca karę za otwarte w dalszym ciągu lokale to kto poniesie koszta tej kary ajenci czy totolotek?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy