Opluty w Łazienkach

Opluty w Łazienkach

Wymiana dyrektorów Łazienek Królewskich powodem kompromitującej burdy

Zachowuje się, delikatnie mówiąc, bardzo nieelegancko. Jacek Czeczot-Gawrak na mocy decyzji ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego ma od stycznia 2009 r. zostać dyrektorem królewskiego pałacu i parku. Wywiad, jakiego udzielił „Rzeczpospolitej”, stał się jednak powodem żenującej awantury, zdradza bowiem dwie fatalne cechy nowego szefa. Pierwsza to prostackie lekceważenie wszystkiego, co zrobiono, zanim otrzymał propozycję objęcia posady, obraźliwy, protekcjonalny ton oceny przeszłości placówki i zapowiedź wprowadzenia nowych, lepszych porządków. Drugi to ewidentne niedoinformowanie, które nie powinno upoważniać go do ferowania tak bezwzględnych wyroków. Wszystko byłoby jasne, gdyby tak postępował zwykły ignorant i cham, który prawem kaduka złapał ciepłą posadkę. Tymczasem Jacek Czeczot-Gawrak to historyk sztuki z wykształcenia, z dużym doświadczeniem konserwatorskim za granicą, przy tym człowiek już niemłody, na cztery lata przed emeryturą.
Nie wygląda na to, by musiał się zachowywać w ten sposób. On raczej przyjął obowiązujący dzisiaj styl zmiany warty, który ze sfer politycznych gładko przeszedł do życia zawodowego i prywatnego. Jednak fakt, że bez oporu ogarnął też elity polskiej kultury, kładzie się cieniem na nas wszystkich.

Zbawca czy niszczyciel

Do końca obecnego roku na fotelu dyrektorskim Łazienek Królewskich zasiada jeszcze prof. Marek Kwiatkowski, który był tutaj szefem od 1960 r. – najpierw jako kurator, potem kustosz, wreszcie dyrektor. Za jego długiej kadencji zdarzyło się wiele, były fakty miłe i niemiłe (jak choćby próba odwołania przez min. Joannę Wnuk-Nazarową, niepochlebne zdania o prof. Stanisławie Lorentzu, któremu zawdzięczał mianowanie na szefa Łazienek, szarganie imienia Instytutu Sztuki, gdzie zapracował na profesurę, czy przyczynienie się do powstania niechlubnej pamięci Galerii Porczyńskich). Jednak te zdarzenia nie umniejszają roli, jaką odegrał w Łazienkach Królewskich. 48 lat pracy w jednym miejscu to ogromnie dużo, dla większości z nas nie do wyobrażenia długo, bo przecież dziś stanowiska obejmuje się na krótko, nawet premierem można przestać być po kilku miesiącach. Prof. Kwiatkowski jednak premierem nie był. On „jedynie” przez pół wieku zabiegał o utrzymanie wielkiego pomnika narodowej historii i kultury. I właśnie ten długi czas nie upoważnia następcy do pogardliwego tonu, a odwrotnie – do szacunku. Tymczasem w „Rzeczpospolitej” czytamy: „W Łazienki trzeba tchnąć życie i przywrócić rangę… Dziś dzieło życia naszego ostatniego króla wygląda, jakby brakowało mu gospodarskiej ręki”. Bzdura. Łazienki rangę mają.
Oceny wygłaszane przez szykującego się do objęcia stanowiska są przykre, ale program naprawczy, który zamierza on realizować, też budzi poważne znaki zapytania.

Oko za oko

Aroganckie postępowanie z dorobkiem odchodzącego dyrektora i rady, co trzeba zrobić, spowodowały natychmiastową reakcję. Do prasy trafił list odpowiadający na „reformatorskie” wynurzenia p. Gawraka-Czeczota przyrządzony w podobnym stylu. Jego autor jest ponoć zwykłym warszawiakiem, nie historykiem sztuki ani konserwatorem, i do tego – jak twierdzi prof. Kwiatkowski – jest mu zupełnie nieznany, jednak obecny dyrektor Łazienek w pełni zgadza się z zamieszczonymi w liście tezami. List ten można zresztą przeczytać na stronach internetowych Muzeum w Łazienkach.
– Ten pan nie ma żadnego dorobku naukowego – pisze w nim Witold Pływaczewski – bo nie jest naukowcem, tylko najzwyklejszym na świecie handlarzem antykami i dekoratorem wnętrz! A jego Studio, prowadzone w Londynie, to nic innego jak wynajęta pod brytyjską stolicą farma, w której pan Czeczot odnawiał stare meble, którymi handlował.
Dodajmy od siebie: Jacek Czeczot-Gawrak zajmował się też renowacją i konserwacją niektórych eksponatów z napiętnowanej już wielokrotnie Galerii Porczyńskich.
W dalszej części listu autor zajął się wyliczaniem różnych „idiotyzmów, które jego zdaniem dyskwalifikują pana Czeczota-Gawraka jako kandydata na to stanowisko”. Warto zapoznać się z tymi argumentami, choć padają one w otoczce niekulturalnych określeń.
Błędów wytkniętych Jackowi Czeczotowi-Gawrakowi jest dziewięć.
1. Powiedział on np., że „Łazienki to zabytek ocalały z wojen”, gdy tymczasem Pałac na Wodzie był SPALONY!!! Jego odbudowa trwała 17 lat. Inne obiekty Łazienek też były zrujnowane i kompletnie ogołocone z zabytków! Odtwarzanie zbiorów trwa do dnia dzisiejszego!
2. „Degradację obiektu zaczął car, który otworzył łazienkowski kompleks dla publiczności, chcąc w ten sposób „spospolitować” królewską rezydencję, odebrać jej rangę…”, twierdzi Gawrak. Naprawdę Łazienki dla publiczności udostępnił… król Stanisław August Poniatowski.
3. Gawrak powiedział, że „Według specjalistów fatalny jest stan przede wszystkim budynków i dachów”, gdy tymczasem Biały Domek w zeszłym roku był remontowany. Ma świeżą elewację, nowe blachy na dachu i obróbki dekarskie. Tak samo Pałac na Wodzie. Wyremontowany dach, nowe okna, oczyszczona elewacja i odświeżane obecnie plafony.
4. Nowy dyrektor zapowiedział, że „Eksperci wskażą, które miejsca najpilniej potrzebują pomocy”. A przecież wystarczy pójść do Łazienek i zobaczyć, że konserwacje i remonty trwają!
5. Czeczot-Gawrak uważa, że „trzeba przywrócić parkowi urodę i elegancję z końca XVIII wieku…”, gdy tymczasem trzeba wiedzieć, ile ubikacji było w Łazienkach w XVIII w. Król miał nocnik, a reszta, panie i panowie, biegała w krzaki.
6. Gawrakowi „marzy się wodospad, taki jak na akwarelach Zygmunta Vogla…”. Najwyraźniej nie wie, że planowana przez Kamsetzera kaskada nigdy nie została w pełni zrealizowana. Teraz, by ją wykonać i wznieść współczesną atrapę, trzeba by m.in. wyburzyć XIX-wieczny mostek…
7. Zdaniem Gawraka, „mury [Pałacu Myślewickiego, Białego Domku i Pałacu na Wodzie] wyglądają paskudnie, wielokrotnie pokrywane kiepskimi tynkami. Trzeba się dostać do piaskowca, którym obłożone były ściany”. W rzeczywistości Pałac na Wodzie ma we fragmentach elewację z piaskowca (głównie front) oraz wykonane z tego kamienia pilastry. I te są nietynkowane. Reszta kryta jest tynkiem. Pałac Myślewicki również był i jest tynkowany. Gdyby zaś, nie daj Bóg, na zlecenie pana Czeczota-Gawraka robotnicy (bo na pewno nie konserwatorzy) zaczęli „dostawać się do piaskowca” w tak zachwycającym go Białym Domku, to dotarliby do… gliny i pruskiego muru!!!
Pozostaje jeszcze sprawa „kiepskiej jakości tynków”. Tutaj autor polemiki odwołuje się bezpośrednio do przyszłego dyrektora Łazienek: „Panie Czeczot! W XVIII wieku stosowano tynki wapienne! Obecnie stosuje się tynki cementowe, ale na obiektach zabytkowych MUSZĄ być takie jak oryginalne. Rozumiem, że Pan natomiast zastosowałby natychmiast najlepsze zaprawy znanej zachodniej firmy, ale nie miałoby to nic wspólnego z konserwacją zabytku (podobnie jak wstawianie plastikowych okien zamiast oryginalnych drewnianych)”.
8. Gawrak chce „lansować miód pitny jako tradycyjną polską specjalność”, gdy tymczasem ustawa antyalkoholowa zabrania konsumpcji alkoholu w parkach!
9. Nowy dyrektor jest przekonany, że ” Łazienki mają też dochód z biletów”. A przecież wstęp do Łazienek jest wolny.

Zapomniane słowo – dziękuję

Jacek Czeczot-Gawrak pojawił się w polskim krajobrazie medialnym efektownie, jak Bruce Lee w „Wejściu smoka”. Po takim entree nie można oczekiwać wyważonych ocen, mimo to dziennikarze pytają naiwnie, jak to się stało, że następca nawet nie spotkał się ze swym poprzednikiem. Czeczot-Gawrak odpowiada jak uczniak, którzy zapomniał dzienniczka. – To nieprawda. Wysłałem jakiś czas temu list, który do mnie wrócił. Nie wiem dlaczego. Kilka dni temu wysłałem go ponownie. Bardzo zależy mi na rozmowie z prof. Kwiatkowskim.
Teraz nie ma już nadziei, że do jakiejkolwiek rozmowy dojdzie. Prof. Marek Kwiatkowski odpowiada za pośrednictwem prasy, że czeka na rozmowę, ale z… premierem Donaldem Tuskiem, aby zaprotestować przeciwko wyborowi Jacka Czeczota-Gawraka na stanowisko dyrektora Łazienek. Prof. Kwiatkowski najwyraźniej odrzuca możliwość rozmowy nie tylko ze swym następcą, ale i z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim. Za pośrednictwem PAP poinformował, że swojego następcę podaje do sądu.
W rozmowie z „Przeglądem” nie chce dalej rozwijać tego tematu, bo powiedział już bardzo dużo w różnych wywiadach. O urzędnikach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego mówi: – Biorą na przeczekanie. Sami nie wiedzą, co robić. W ostatnim wywiadzie, jakiego udzieliłem „Trybunie”, zaatakowałem nie tylko kandydaturę nowego dyrektora Łazienek, ale również to, co się dzieje się w Muzeum Narodowym. Najwyraźniej resort nie przyjmuje żadnej odpowiedzialności za majątek takich instytucji, może on najwyżej być zastawem pod nowe kredyty.
Jaki będzie finał afery? Łatwo przewidzieć – wszyscy poczują się głęboko obrażeni.
A co sądzą o sprawie obserwatorzy z zewnątrz? Historyk sztuki i były dyrektor Muzeum Narodowego Ferdynand Ruszczyc, odwołany bez poszanowania i pardonu po 12 latach interesującej i twórczej kadencji przez ministra Kazimierza Ujazdowskiego, nie chce nawet komentować tej sprawy, bo widzi tu niezręczność.
Andrzej Wawrzyniak, założyciel i dożywotni dyrektor Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie (swoje prywatne zbiory ofiarował Narodowi Polskiemu) z kolei niczemu się nie dziwi.
– To normalna „rozkładówka” – zapewnia – i nie ma się czym denerwować. Już sobie myślę, co będą mówić po moim odejściu. Że marazm, że zaniedbania, że trzeba wreszcie przywrócić właściwą rangę itd., itp. I oczywiście nastąpi „uzdrowienie” przez nowe kierownictwo.
Prof. Tadeusz Borkowski, socjolog zajmujący się etyką biznesu, przyznaje, że opisany przypadek nie jest jednostkowy. W polskiej polityce już od kilkudziesięciu lat istnieje zwyczaj, że następca totalnie krytykuje poprzednika, aby dowieść, że zmiana miała sens i teraz wreszcie będzie dobrze.
– To bardzo złe obyczaje – mówi – w polityce, w gospodarce, w kulturze. W świecie cywilizowanym zawsze zaczyna się zmianę na stanowisku od podziękowania poprzednikowi za pracę i osiągnięcia. A dopiero potem mówi się o własnym programie i o tym, co się chce zmienić. Taki obyczaj istnieje wśród ludzi kulturalnych. Totalna krytyka pod adresem ustępującego jest po prostu nieelegancka.
Jeśli więc czegoś można życzyć polskim elitom, to właśnie elegancji. I oczywiście – trochę oleju w głowie.

 

Wydanie: 2008, 39/2008

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy