Opus Dei czy opium dei

Opus Dei czy opium dei

Prawo jest słuszne tylko wtedy, jeśli nie sprzeciwia się normom Kościoła – głosił założyciel Opus Dei. Czy dlatego nominacja Jarosława Gowina budzi tyle kontrowersji?

Nominacja Jarosława Gowina to zwycięstwo Opus Dei – ogłosił Ruch Palikota, zarzucając, że nowy minister sprawiedliwości jest agentem tajemnego stowarzyszenia działającego na usługach Watykanu, a to stanowi zagrożenie dla wolności prawa. Agentami „kościelnego wywiadu” mają być jeszcze Tomasz Arabski, Radosław Sikorski i Jan Vincent-Rostowski.

Śmiech Dana Browna

– Opus Dei nie jest organizacją tajną, tylko dyskretną – zapewniał kilka lat temu ks. Piotr Prieto, wikariusz regionalny OD w Polsce, odpowiadając na pytania dziennikarzy o polityczne i gospodarcze wpływy tej struktury.
Oficjalnie Opus Dei pojawiło się w Polsce w roku 1989. Liczbę jego członków w naszym kraju szacuje się na ok. 500, plus mniej więcej 1000 współpracowników. Na całym świecie to ok. 90 tys. członków w ponad 80 krajach. Zdecydowaną większość stanowią świeccy. Organizacja jest niezależna od lokalnych władz kościelnych, podlega bezpośrednio papieżowi.
Adresy jej ośrodków w Polsce są dostępne na stronach internetowych. Największy działa pod Mińskiem Mazowieckim. W „dworku” organizowane są „rekolekcje, kursy dla osób pracujących, studentów, uczniów i księży oraz szkolenia z zakresu hotelarstwa i turystyki dla dziewcząt z okolicznych miejscowości”, informuje portal Opusdei.pl.
Ważną rolę odgrywają ośrodki edukacyjne, które funkcjonują m.in. w Warszawie, w Krakowie, w Szczecinie, we Wrocławiu i w Rzeszowie. Do prowadzonej przez OD szkoły Stowarzyszenia „Sternik” w podwarszawskim Józefowie posłali swoje dzieci Roman Giertych, Radosław Sikorski i Jerzy Polaczek. Są jeszcze wspólne przedszkola, uczelnie, witryna matrymonialna i wiele inicjatyw zbliżających do siebie członków OD, ale prowadzenie interesów z wykorzystaniem tych kontaktów jest oficjalnie zakazane. Jednak media podchwyciły zarzuty Janusza Palikota jako kolejną sensację. Dlaczego? Wyjaśnień może być kilka, przy czym antyklerykalizm wszystkiego nie tłumaczy.
– Jeżeli weźmiemy pod uwagę obecność Kościoła w instytucjach publicznych, jego udział w świętach państwowych, to tutaj nie ma żadnego oskarżenia, tylko retoryczne nadmuchanie pewnych faktów. Podobnie było z masonerią, która powstała, żeby pomagać innym, ale miała tajemne rytuały i to wzbudzało podejrzenia. Tak samo jak dzisiaj służby specjalne – tłumaczy dr Jacek Wasilewski, specjalista retoryki z Uniwersytetu Warszawskiego.
– U nas problem polega na czymś innym. Polakom przynależność do organizacji źle się kojarzy. Kiedy słyszymy, że ktoś gdzieś należy, myślimy, że jest zależny, jest marionetką, wykonuje czyjeś rozkazy.
Takie chwyty działają w zatomizowanym społeczeństwie, w którym stopień zrzeszania się jest bardzo niski. To wyjaśnienie na lokalnym rynku politycznym, ale strach przed Opus Dei ma zasięg międzynarodowy. Nie bez powodu bestsellerem stała się kilka lat temu książka Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”, przedstawiająca Opus Dei jako skrytobójcze, zbrojne ramię Kościoła katolickiego.

Posłuszeństwo przede wszystkim

„Każda władza wymaga bezwzględnego posłuszeństwa, bo pochodzi od Boga, a obowiązkiem obywatela jest podporządkować się prawu, które jest słuszne tylko wtedy, jeśli nie sprzeciwia się normom Kościoła”. To nauki założyciela Opus Dei, Josemarii Escrivy de Balaguera, które – jak mówił – nie pochodzą od niego, lecz bezpośrednio od Boga, a z Dziełem Bożym nie wolno polemizować, bo samo w sobie jest doskonałe. „Najważniejsze jest posłuszeństwo – mówił Escriva. – Być posłusznym to droga bezpieczna. Być ślepo posłusznym przełożonemu to droga do świętości”. Opus Dei twierdzi, że nie ma celów politycznych, jednak w historii zapisało się związkami zaprzeczającymi jego apolityczności. Wiadomo, że oficjalnie wspierało dyktatury
gen. Franco w Hiszpanii i Augusta Pinocheta w Chile. Identyfikowany z Opus Dei był Rodolfo Barra, argentyński prawnik, polityk i minister sprawiedliwości w latach 90. W 1996 r. musiał złożyć rezygnację z zajmowanego stanowiska po ujawnieniu przez organizacje żydowskie, że w młodości należał do skrajnie prawicowego skrzydła (UNES) ultrakatolickiej organizacji Tacuara. Wobec wielu świadków i dowodów nie mógł zaprzeczyć związkom z argentyńskimi nazistami i antysemitami. Przyznał się, że w roku 1965 atakował synagogi w Buenos Aires. Jako minister sprawiedliwości został zapamiętany z tzw. ustawy kneblowej, regulującej publikowanie treści w mediach.
Łowcy międzynarodowych spisków mogą się doszukiwać tutaj analogii, ale to nie to miejsce, czas ani okoliczności społeczno-gospodarcze. Jarosław Gowin, który z ramienia PO miał pieczę nad ustawą bioetyczną (in vitro, eutanazja) i wielokrotnie dawał wyraz własnym przekonaniom, nie dopuszczając do zliberalizowania przepisów, nie potwierdza przynależności do Opus Dei. A nawet gdyby, to czy polski system prawny może ulec światopoglądowi ministra? – Dotychczas jeszcze nikt nie pytał ministrów, do jakiej organizacji należą, co praktykują, jakie mają poglądy – zauważa prof. Andrzej Kojder z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
– Światopogląd ministra sprawiedliwości dla systemu prawnego w Polsce nie ma żadnego znaczenia.

Doradcy IV RP

Oskarżenia Ruchu Palikota nie wzięły się jednak znikąd. Kilka wątków działalności Opus Dei w Polsce, pomimo deklaracji apolityczności organizacji i zapewnień o religijnym zakazie układów biznesowych, może budzić wątpliwości i skłaniać do niewygodnych pytań. W życiu publicznym IV RP wielokrotnie przewijała się postać Alberta Lozana Platonoffa, numerariusza (jeden z tytułów przysługujących świeckim członkom OD, którzy przysięgają żyć w celibacie – AZ). Ten Meksykanin z pochodzenia przyjechał do Polski w 1995 r., żeby budować tutaj struktury Opus Dei. Po uzyskaniu doktoratu na Wydziale Zarządzania AGH w Krakowie wyjechał do Szczecina, gdzie naukowo i politycznie związał się z Teresą Lubińską, przyszłą minister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Wspólnie z nią w 2002 r. opracował plan restrukturyzacji Stoczni Szczecińskiej. Koncepcja zakładała stworzenie nowoczesnego koncernu dzięki wielomilionowym kredytom z poręczeniem skarbu państwa, ale została odrzucona przez zarząd stoczni, a przede wszystkim przez ekonomistów. Platonoff w rządzie Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego pełnił funkcje doradcy gospodarczego w gabinecie politycznym ministra finansów i doradcy sekretarza stanu. W 2005 r. zdradzał „Kurierowi Szczecińskiemu” tajemnice swojego udziału w rządzie. Miał podpowiedzieć m.in. zastąpienie akcyzy na importowane samochody podatkiem ekologicznym, wprowadzenie becikowego i wojnę z hipermarketami. Opracował również strategię walki z bezrobociem dla wsi Pietrasze w województwie warmińsko-mazurskim. Plan był prosty: upadający PGR wykupują za grosze mieszkańcy wsi, a następnie dają pracę sąsiadom. Zabrakło rozwiązania, co zrobić z brakiem środków finansowych, który nie pozwalał przystąpić do przetargu żadnemu mieszkańcowi, a także jak wyjaśnić sprzedaż majątku poniżej jego wartości. Tym, co uniemożliwia rozwój Pietrasz, są – jak wskazywał autor strategii – głównie „słabości mentalnościowe po poprzednim systemie”. Platonoff jest dziś profesorem na Uniwersytecie Szczecińskim, działa i mieszka w Ośrodku Akademickim „Rejs”, należącym do Opus Dei.
Wśród członków Prawa i Sprawiedliwości deklarujących związki z OD lub tylko sympatię byli wówczas minister infrastruktury Jerzy Polaczek, minister kultury Kazimierz Michał Ujazdowski, jego zastępca Jarosław Sellin, były generalny konserwator zabytków Tomasz Merta czy Cezary Mech, wiceminister finansów i absolwent IESE Business School – renomowanej hiszpańskiej uczelni założonej przez OD.
Opus Dei wpisało się również w tradycję komisji śledczej ds. prywatyzacji PZU. Podczas jednego z posiedzeń próbowano ustalić, czy prezes Eureko, Joao Talone, jawnie związany z Opus Dei, przekonywał do współpracy Mariana Krzaklewskiego przy prywatyzacji PZU. Lider AWS był w 1999 r. z wizytą w Portugalii, gdzie podczas kolacji w nadmorskim kurorcie Quinta do Lago spotkał się z władzami przyszłego udziałowca PZU. Wtedy również miała zapaść decyzja o dofinansowaniu Telewizji Familijnej, na czele której stanął później Waldemar Gasper, członek OD, tzw. supernumerariusz (może mieć rodzinę – AZ). Krzaklewski podczas przesłuchań przed komisją śledczą wyparł się uległości wobec lobbingu biznesowego. Enigmatyczny udział OD przeszedł bez echa, chyba tylko dlatego, że komisje śledcze tradycyjnie pozostawiają po sobie więcej pytań niż odpowiedzi.

Efekt tequili

Dziesięć lat temu, 1 grudnia 2001 r., rząd argentyński ogłosił niewypłacalność. Był to najbardziej spektakularny finał kilkuletniego kryzysu gospodarczego w Ameryce Południowej. Parę lat wcześ-
niej problemy z walutą miał Meksyk (stąd nazwa rozszerzającego się kryzysu: efekt tequili), a Brazylia zmagała się z poważną recesją. Doświadczenia kryzysowe wywołały lawinę protestów, zamieszki i oskarżenia przeciw władcom imperiów finansowych. Nie ustrzegło się przed nimi Opus Dei, które w krajach latynoskich znalazło podatny grunt do rozwijania działalności. OD zawsze kierowało swoją ofertę przede wszystkim do elit gospodarczych i finansowych. Ekspansję neoliberalizmu w Ameryce Południowej w latach 80. ułatwiła doktryna organizacji, głosząca, że każda praca, jeśli tylko jest wykonywana w duchu chrześcijańskim, prowadzi do świętości. Od zwerbowanych w ubogich dzielnicach członków, którym fundowano motywowaną ulgami podatkowymi darmową edukację, oczekiwano pełnego poświęcenia i posłuszeństwa. Czasami do końca życia. Wielu godziło się pracować latami bez wynagrodzenia. Wprawdzie dobrowolnie i w ramach religijnej posługi, ale według niektórych, np. Noama Chomskiego, była to wyrafinowana forma budowania klasy niewolników, bo szkoły i fabryki należały do bogatych członków OD.
Faktem jest, że Opus Dei, stawiając na etos pracy i zarządzanie biznesem, przełamało tabu pieniądza w Kościele katolickim. I faktem jest, że zdobywało wpływy głównie w krajach, w których demokracja i kapitalizm dopiero zaczynały się rozwijać. W Hiszpanii, Portugalii, w krajach Ameryki Łacińskiej. Również do Polski dotarło wraz z przemianami społecznymi roku 1989 i 15 lat później miało wśród ministrów swoich członków. We frankistowskiej Hiszpanii dziennikarze po latach doliczyli się 11 zwolenników OD na 19 członków rządu. Padające wówczas zarzuty o celowe uprzywilejowanie podatkowe Kościoła i jego niejasne powiązania z władzą nie zostały nigdy udowodnione. Zwolennicy OD podkreślali, że duch organizacji kościelnej pomógł Hiszpanii przezwyciężyć kryzys cywilizacyjny.

***
Kryzys to czas, kiedy fakty lubią żywić się mitami. Stan niepewności i zagrożenia, czasami zachwianie stabilizacji życiowej uruchamiają niewyczerpane pokłady wyobraźni, a to różnie się przekłada na rzeczywistość. W polityce zaostrza się retoryka przypuszczeń, pomówień, wywoływania strachu, mistyfikacji. Prawda miesza się z fałszem. W czasach wyborów taką retorykę nazywa się populizmem, po wyborach bywa różnie. To może być konstruktywna opozycja. Przed nami dyskusja o in vitro, o legalizacji miękkich narkotyków i o religii w szkołach. Wojna na światopoglądy dopiero się rozkręca.

 

Wydanie: 2011, 48/2011

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy