Z palcem na ustach

Z palcem na ustach

Czytając nowy tom Różewicza

Bohater wierszy Tadeusza Różewicza zestarzał się. Ma już 83 lata. Tyle co sam poeta oraz jego Anioł Stróż i Diabeł Stróż. Im jest starszy, tym bardziej z siebie kpi. „jestem starym / łowcą motyli / i puchów marnych” – mówi o sobie w erotyku „Na oczy nieznajomej”. W wierszu „w pensjonacie” sumiennie wylicza, jakie lekarstwa zażył rano: „geriavit / concor proscar horzol / rutinoscorbin / wiesiołek bilobil / witaminę A+E / espumisan itd.”. Po czym dodaje, że zapomniał o lacrimalu. Przestaje żartować, gdy sięga po codzienne gazety „wypełnione krwią”. Kto raz był świadkiem i uczestnikiem zagłady, całe życie jest naznaczony piętnem śmierci. Wygląda na to, że jowialny 83-latek z dzisiejszych wierszy Różewicza to dawny Ocalony z debiutanckiego tomu „Niepokój”, który mówił o sobie: „Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź”.

Wata cukrowa

Obraz świata, jaki wyłania się z tomu „Wyjście”, jest gorzki i żałosny. Masową wyobraźnią rządzą mierni artyści, dominuje estetyka kiczu rodem z Hollywood („produkty / fabryki snów / „święty las” / są słodkawe białe / jak wata cukrowa”), telewizja, zarówno komercyjna jak i publiczna, jest podporządkowana ogłupiającej reklamie. Korupcja sięga najwyższych szczebli, nawet anioły są kuszone wysokimi stanowiskami „Anioła Europy” i „anioła stróża eurowaluty” („mój stary Anioł Stróż”)
Poeta raz po raz kpi z mitów humanistycznych, które opierały się na złudzeniu, że człowiek jest wielkością. Te złudzenia rozbiła nie tylko „epoka pieców”, ale także niedawne doświadczenia polityczne. Dzięki telewizji mamy jasny obraz ludzkości: wiemy, że wzniosła idea człowieka nie ma podstaw. Żyjemy przecież w czasach określanych globalnym zagrożeniem – nuklearnym, ekologicznym, społecznym – na granicy samolikwidacji.
Trudno w takich warunkach być poetą. Różewicz już w latach 50. stwierdził, że wojna położyła kres poezji wieszczej, nastały czasy liryki, której podmiot odgrywa rolę „piszczącej myszki”. Człowiek został zdegradowany, żadnym głupstwem ani potwornością nie jest w stanie zadziwić: „produkuje się znakomite komedie / o Oświęcimiu Majdanku Sobiborze / pasja i holokaust zaczynają / przynosić coraz większe zyski / czterysta milionów dolarów to jest kasa / nie jakieś tam trzydzieści srebrników”.
Temat wojny jest lejtmotywem tomu „Wyjście”. W wierszu „Filozofowie” poeta przypomina postać niemieckiego egzystencjalisty, Martina Heideggera, apologety hitleryzmu. „Nad Niemcami i Europą / zapadła kryształowa noc / zgasło niebo gwiaździste / umarło prawo moralne”. „Bóg odszedł z tego świata” („Nauka chodzenia”), nie jest gwarantem ładu moralnego na ziemi. Wszelkie poszukiwania – wzorem przywołanego Kanta – jednej naczelnej zasady moralności, będącej w dodatku werdyktem rozumu, są jałowe. Zresztą filozofia, podobnie jak teologia, mało kogo dzisiaj obchodzą. Zastąpiły je media i sport – „filozofia piłki nożnej / zastąpiła teologię fundamentalną / w Argentynie ludzie modlą się / do świętej maradonny” („Rozmowa ojca z synem o zabijaniu czasu”).

Zużyte słowa

Uważny czytelnik nie da się zwieść pozorom „łatwości” poezji Różewicza. Pod programową poetyką prostoty kryje się bowiem światopoglądowa głębia, gąszcz zagadnień. Wbrew szyderczej pozie, do której należy lekceważące mówienie o sprawach ważnych, los świata, kondycja człowieka, przyszłość poezji – bardzo autora obchodzą. Ale jakże o tym mówić, skoro „słowa zostały zużyte / przeżute jak guma do żucia / zamienione w białą / bańkę balonik / osłabione przez polityków” („słowa”). Żyjemy w epoce słowotoku i pustosłowia. Dla poety, którego tworzywem jest język, to sytuacja dramatyczna. Trudno mu przychodzi pisanie, najlepiej mówić, milcząc: „przyszedł czas / na milczenie” („palec na ustach”).
W tomie „Wyjście” znajdują się wiersze dotyczące rozmaitych tematów, pisane w różnej tonacji. Przerażające i przezabawne. O umieraniu, które zdaje się procesem stałym, religii, filozofii, sztuce współczesnej, kosmosie, zwierzętach, ale i o sprawach aktualnych, poruszanych w telewizyjnych wiadomościach. Bo Różewicz, który dla mnie jest przede wszystkim metafizykiem rozpaczy, katastrofistą kultury, to również kronikarz naszych czasów, koronny świadek epoki. A także kpiarz, prześmiewca i prowokator. Nic dziwnego, że budzi rozmaite uczucia czytelników i krytyków – i każdy ma swoją wizję jego twórczości. Dlatego słynne pytanie, które Tadeusz Różewicz skierował pod adresem mistrza swojej młodości, Staffa – „Kim jest ten dziwny nieznajomy?” – przede wszystkim odnosi się do niego.

Tadeusz Różewicz, Wyjście, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2004

 

Wydanie: 2004, 52-53/2004

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy