Proniemieckość Piusa XII wymuszona szantażem?

Proniemieckość Piusa XII wymuszona szantażem?

Najbliższy krąg doradców papieża składał się niemal wyłącznie z Niemców

Czy na zbrodnie III Rzeszy papież Pius XII (Eugenio Pacelli) reagował dyskretnie, przeważnie w sposób lekko zaszyfrowany, bądź wcale, ponieważ wymuszały to jego proniemieckość i stawianie na Hitlera jako na oczekiwanego pogromcę większego zła – komunizmu? Czy również dlatego, że w Berlinie wiedziano o nim lub o jego najbliższym otoczeniu mnóstwo dyskredytujących rzeczy, a za milczenie trzeba płacić?
Pytanie o wywiadowczy szantaż ze strony służb specjalnych Rzeszy, nie tylko wobec samego papieża, lecz także wobec całej Stolicy Apostolskiej, stawiam jako pierwszy i dotychczas jedyny. W przebogatej międzynarodowej literaturze faktu o wojennych losach Stolicy Apostolskiej nikt takiej hipotezy nie rozważał. Czy musi to przemawiać na moją niekorzyść? Sądzę, że szantażu nie można wykluczać, ponieważ proniemieckość papieża, szczególnie w czasie wojny, przyjmowała tak często nieoczekiwane formy i rozmiary, że uproszczeniem byłoby tłumaczyć wszystko głęboko zakorzenioną sympatią dla Niemiec. Były to przecież Niemcy hitlerowskie, które w dodatku już od początku konkordatowego dialogu wielokrotnie rozczarowywały papieża.
Wywiady wojujących ze sobą państw, pracujące wówczas na pełnych obrotach, miałyby omijać akurat Watykan? Było wręcz przeciwnie. Największe możliwości penetracji miały tam Niemcy, od weimarskich począwszy. Wywiady nie gromadzą informacji dla informacji. Po przeczytaniu donosów nie wrzucano ich do kosza. Chociaż historycy myszkują w archiwach watykańskich i innych od pół wieku, nikt nawet nie zapytał, co się stało z teczką Piusa XII czy z teczkami jego otoczenia. To, że takową papieżowi założono, nie może ulegać najmniejszej wątpliwości.
200 agentów
Teczką Piusa XII dysponował zapewne także wywiad włoski, notabene ściśle współpracujący z nazistowskim. Jednak również tam historycy nie natrafili na ślady teczek. Papieskie teczki wywiadowcze zniszczyli pod koniec wojny Włosi bądź naziści, pewnie rewanżując się za papieskie dobre sprawowanie, szczególnie za umożliwienie zbrodniarzom wojennym ucieczki z Europy. Możliwe, że zrobiły to (oczywiście w porozumieniu z Watykanem) władze zachodnioniemieckie. Niewykluczone, że przechowują je do dzisiaj w największej tajemnicy. Przecież dopiero na początku 2011 r. niemieckim dziennikarzom udało się wyłowić z zakamarków archiwalnych wywiadu BND (Bundesnachrichtendienst) dowody na to, że aż do roku 1958 ukrywano tam informacje o miejscu zaszycia się Eichmanna w Argentynie. Ujawniono także dopiero teraz, że „Rzeźnik z Lyonu”, szef gestapo Klaus Barbie, po ucieczce do Boliwii, zorganizowanej przy wsparciu Watykanu, pracował dla… wywiadu
zachodnioniemieckiego. Kolejną sensacją uraczył czytelników „Der Spiegel”
z 26 września 2011 r., informując, że nowa partia archiwaliów, udostępniona przez BND, dowodzi ukrywania po wojnie i wykorzystania do celów wywiadowczych w Chile zbrodniarza Waltera Rauffa, standartenführera SS, twórcę metody trucia ludzi spalinami samochodowymi. Rauffa obciążały również zbrodnie popełnione przez jego jednostkę we Włoszech, BND, uzyskawszy wiadomość o ukrywaniu się Rauffa w Chile, pozyskał go w 1958 r. do sowicie opłacanej pracy wywiadowczej, utajniając to przed poszukującym zbrodniarza zachodnioniemieckim wymiarem sprawiedliwości. Jakie jeszcze tajemnice kryją archiwa wywiadu niemieckiego?
Albert Hartl z berlińskiej centrali Sicherheitsdienstu (SD), wówczas szef wydziału kościelno-politycznego, chełpił się po wojnie, że korzystał z usług podporządkowanych mu 200 agentów, umiejscowionych w strukturach niemieckiego Kościoła. Dlaczego dotychczas nie czerpał z tego źródła żaden historyk? Może zniknęło.
Historia papiestwa nie zna chyba przypadku otaczania się przez głowę Kościoła tak licznym środowiskiem doradczym jednej tylko narodowości. Eugenio Pacelli tkwił w tym środowisku już podczas swojej wieloletniej nuncjatury w Republice Weimarskiej. Wielce prawdopodobne, że już wówczas inwigilowały go służby specjalne. Robert Leiber, historyk, który przeniósł się do Rzymu, gdy Pacelli został papieżem, był jego osobistym sekretarzem. W potrzebie papież zwracał się najczęściej do jezuity Roberta Leibera. Nazywano go szarą eminencją w sekretariacie papieża. Miał wywierać na papieża duży wpływ w polityce wobec Niemiec. Leiber wcale nie musiał być zwerbowany przez wywiad. Dzielił się spostrzeżeniami ze znajomymi i z przyjaciółmi. W wydanej w Polsce pracy Erica Frattiniego „Szpiedzy papieża” figuruje również tajny sekretarz Piusa XII, Robert Georg Leiber. Znajdujemy informację o jego powiązaniach z Abwehrą. Zapewne informowano się wzajemnie, a więc do Abwehry musiały docierać wieści od niego na temat tego, co się dzieje w Watykanie.
Pierwszy ambasador III Rzeszy przy Watykanie, Diego von Bergen, znał Eugenia Pacellego już od lat 20. XX w., kiedy pilotował sprawy watykańskie w weimarskim, a następnie hitlerowskim MSZ. Żadna ambasada nie miała tak głębokiego źródła informacji o Watykanie jak niemiecka, szczególnie w czasie wojny. Następca von Bergena, Ernst von Weizsäcker, korzystał także z szeroko otwartych drzwi do Watykanu. Watykan mógł być również dla III Rzeszy źródłem informacji o tym, co się dzieje u aliantów.
Ciekawostki z Watykanu
S. Pascalina Lehnert, która w Watykanie spędziła prawie 40 lat, w tym 19 za pontyfikatu Piusa XII, towarzysząc mu w codziennym bytowaniu, nie musiała być nawet świadoma, że dzieląc się ciekawostkami z watykańskiej kuchni, przekazuje je wywiadowi. Nie żyła przecież w totalnej izolacji. Była czymś więcej niż służącą, opiekunką papieża. Nieprzypadkowo przylgnęło do niej określenie szara eminencja.
Papież był dosłownie osaczony przez Niemców. Zarówno najbliższe otoczenie Piusa XII, jak i dalsze kręgi doradcze składały się z jednym jedynym wyjątkiem wyłącznie z Niemców. Wywiad niemiecki, mając w Watykanie tylu Niemców na ważnych stanowiskach, zabiegał o pozyskanie ich dla swoich potrzeb.
Berlin dosłownie zalewały tajne, poufne raporty z Watykanu, skoro sam tylko attaché policyjny z rzymskiej ambasady przekazał berlińskiemu MSZ w 1942 r. 37 raportów. Papieskie środowisko niemieckie dzieliło się ciekawostkami z Watykanu. Plotkując ze znajomymi, nie zdawano sobie przecież sprawy, że niektórzy rozmówcy są powiązani z wywiadem. Często jako ofiary szantażu. Wywiad interesowała nie tylko wielka polityka, lecz także przekręty finansowe (bardzo kuszące źródło), aktywność seksualna duchownych, szczególnie dewiacje, pozytywne opinie o aliantach zachodnich, konflikty wewnątrz Watykanu itp. Z aktualnych afer wiemy, jakich wstrząsów doznaje z tego powodu Watykan. Za Piusa XII wstrząsy z powodu zwichnięć moralnych duchowieństwa były jeszcze większe. Kler katolicki w Niemczech był pod tym względem obiektem szczególnie wnikliwej obserwacji. Czy za dyskrecję kazano papieżowi płacić publicznym przymykaniem oczu na hitlerowskie zbrodnie?
Wywiad Rzeszy rozszyfrowywał również papieskie kody. Według udokumentowanej opinii Davida Alvareza, uzyskiwane tą drogą informacje, nie wykluczając oczywiście makulatury, miały rozmiary wręcz niebotyczne. „Zdobycze były imponujące”. Podczas wojny urząd Göringa skupił się na papieskiej nuncjaturze w Berlinie. Na telefony nuncjatury założono podsłuch; tak samo postąpiono w przypadku antynazistowskich prałatów – kard. Michaela von Faulhabera z Monachium i biskupów Konrada von Preysinga z Berlina i Klemensa Augusta von Galen z Münsteru. Również telegraficzna łączność nuncjusza z Sekretariatem Stanu znajdowała się pod uważnym nadzorem deszyfrantów, którzy złamali przynajmniej parę kodów używanych na linii Berlin-Watykan.
Rozmiary i skuteczność niemieckich służb wywiadowczych w Watykanie David Alvarez podsumowuje następująco: „W swoim szczytowym okresie ofensywa pochłaniała uwagę i angażowała środki całej niemieckiej społeczności wywiadowczej, sporej i wielorakiej. W działania zaangażowani zostali deszyfranci z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych i Forschungsamt; analitycy z Sonderdienst Seehaus, dyplomaci ambasady przy Państwie Kościelnym i wydziału watykańskiego na Wilhelmstrasse; kościelni specjaliści z RSHA oraz grupa szpiegów i informatorów pracujących dla Abwehry, Gestapo i SD. Było to znaczące przedsięwzięcie. Ze względu na małe rozmiary Watykan był przypuszczalnie najintensywniej kontrolowanym państwem spośród wszystkich innych celów działalności niemieckiego wywiadu podczas wojny”.
W książce Wernera Kaltefleitera
i Hanspetera Oschwalda „Szpiedzy w Watykanie” znajdujemy cały rozdział pt. „Hazardziści i byli księża szpiegują dla nazistów przeciwko Kościołowi”. Kolejny rozdział brzmi: „Dlaczego mnisi i księża dali się zapędzić w ramiona nazistów”. Temat zajął autorom ponad 50 stron. Wiedza Rzeszy o zakamarkach życiorysowych Piusa XII i jego kręgu zaufanych była więc przepastna.
Czy dzięki groźbie szantażu Berlin mógł także ignorować i lekceważyć interwencje papieża bądź biskupów niemieckich, skargi na prześladowanie i dyskryminowanie niemieckiego Kościoła? Jeżeli próby lub groźba szantażu miały miejsce, wówczas traci na sile zarzut o germanofilstwo czy podporządkowanie wszystkiego antykomunizmowi. Słabość do Niemiec okresu Republiki Weimarskiej można zrozumieć i usprawiedliwić, ale do unurzanej w zbrodniach i podbojach III Rzeszy?
Chciał czy musiał?
Papież musiał przecież zdawać sobie sprawę, że skrajnym germanofilstwem, niedostrzeganiem publicznie nazistowskich zbrodni stawia Stolicę Apostolską na cenzurowanym. A jednak dźwigał ten ciężar, nawet jeszcze przez pierwsze lata powojenne. Chciał czy musiał? Czym innym niż wymuszeniem tłumaczyć konsekwentną proniemieckość, nawet podczas nieuchronnej agonii III Rzeszy, kiedy Hitler przestał już być jedyną realną nadzieją na pokonanie większego zła? Tymczasem papież jeszcze pod koniec wojny płynął pod prąd alianckiej strategii. Po wojnie szukał okoliczności łagodzących dla III Rzeszy. Zaraz po wojnie okazywał bezmiar współczucia narodowi niemieckiemu w zniszczonym kraju, użalał się nad losem Niemców wysiedlanych ze wschodu. Dlaczego w publicznych wystąpieniach po 1945 r. przekazywał słowa współczucia całej społeczności niemieckiej, widząc tam tylko ofiary, a nie sprawców?
Na ratunek zbrodniarzom
Zagadką pozostaje również rozmach, z jakim kanałami kościelnymi pozwolono bardzo licznej czołówce zbrodniarzy wojennych wymknąć się z Europy wymiarowi sprawiedliwości. Mieli oni przecież do dyspozycji niewykorzystywaną administrację dyktatorów Hiszpanii i Portugalii. Wybrali Watykan. Wyłącznie miłością bliźniego, misją charytatywną trudno usprawiedliwić aktywność duchownych. Szczególnie że wbrew logice nie chwalono się charytatywnym sercem, lecz akcje przeprowadzano w wielkiej tajemnicy. Jeszcze jeden paradoks: w czasie wojny Stolica Apostolska ratowała wielu niewinnych ludzi. Po kapitulacji Rzeszy ratowała zbrodniarzy.
Z kanału przerzutowego skorzystał nawet Adolf Eichmann, i to jeszcze w roku 1950, „dzięki pomocy katolickich hierarchów” („Gazeta Wyborcza”, 6 września 2010 r.). Przecież o ludobójstwie ciążącym szczególnie na Eichmannie było już na świecie tak głośno, że echa tego musiały wstrząsać murami Watykanu. Mimo to Eichmanna zaopatrzono w fałszywe dokumenty i dano mu na drogę kieszonkowe. Umacnia to dodatkowo hipotezę szantażu, bo czy można wyjaśnić to inaczej? Uzupełniająco dodam, że w grudniowym numerze 2011 r. „Der Spiegel” wydobył na światło dzienne sensacyjny szczegół. Otóż wytropienie Eichmanna w Argentynie nie było zasługą izraelskiego wywiadu (Mosadu), chociaż dotychczas tak się powszechnie sądzi. Gdzie Eichmann się ukrywa, wiedzieli już na początku lat 50. Amerykanie. Jednak nie ujawniali go, ponieważ sami ściągnęli do siebie incognito wielu twórców III Rzeszy, których jedynym atutem była wówczas wysoka przydatność zawodowa. Mieszkający w Argentynie znajomy szefa niemieckiej centrali ścigania zbrodniarzy wojennych w Ludwigsburgu przekazał mu informacje, gdzie szukać Eichmanna, lecz władze zachodnioniemieckie, podobnie jak Amerykanie, wybrały bezczynność. Obawiano się, że pojmanie Eichmanna nagłośni siłą rzeczy zaniedbany temat rozliczania zbrodniarzy nazistowskich. Szef Ludwigsburga przekazał więc informację prywatnie ambasadorowi Izraela w RFN, z której skorzystał Mosad.
Dorobek służb specjalnych został zniszczony bądź głęboko ukryty. To, że wywiad Rzeszy wykradał Stolicy Apostolskiej niejeden sekret, można uznać za pewnik. Nie wiemy jedynie, czy tą wiedzą papieża szantażowano. Chyba nie jest to pytanie wydumane, absurdalne, lecz osadzone w życiowych realiach. Berlin nie musiał zresztą szantażować papieża dosłownie. Ten bowiem doskonale zdawał sobie sprawę, że w Berlinie wiedzą o nim, o watykańskim otoczeniu i o niemieckiej hierarchii biskupiej tyle niesympatycznych rzeczy, że mogą w każdej chwili upublicznić coś, co postawi Kościół w dwuznacznym świetle.
Niniejszy tekst jest fragmentem książki Eugeniusza Guza Pius XII – nieznane wątki polskie, która ukazała się na rynku księgarskim.

Wydanie: 2012, 36/2012

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. adam
    adam 24 września, 2012, 11:06

    Mało przekonująca ta historyjka z uwikłaniem Piusa XII w rozgrywkę z tajnymi służbami III Rzeszy. To był przekonany antysemita i germanofil. Działał jak polityk, a nie jak miłosierny chrześcijanin i jest na to wiele dowodów. W Watykanie napewno są papiery z czasów WWII, które z punktu widzenia współczesnego człowieka świadczą o jego antyhumanitaryzmie. Ta „chluba” Kościoła została beatyfikowana na Jego zgubę.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy