Propagandowa ofensywa spadkobierców UPA

Propagandowa ofensywa spadkobierców UPA

Racje jakich Ukraińców mamy zrozumieć? Czy tych, którzy ratowali życie Polakom, czy też tych, którzy bestialsko ich mordowali?

Ofensywa spadkobierców tradycji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jej bojówek, tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii, trwa od 1990 r., wtedy bowiem zarejestrował działalność Związek Ukraińców, który prezentuje roszczeniowe stanowisko wobec Polski, nagłaśnia krzywdy wyrządzone Ukraińcom podczas operacji „Wisła”, szerzy pozytywny obraz UPA, tym samym zakłamując historię stosunków polsko-ukraińskich. Organ prasowy Związku „Nasze Słowo” prowadzi propagandę oskarżeń Polaków. AK, BCh oraz WiN nazywa bandytami. Związek Ukraińców w Polsce należy do Światowego Kongresu Ukraińców, który jest, jak pisze dr hab. Wiktor Poliszczuk, zakamuflowaną nadbudówką OUN, a ta dotąd nie odżegnała się od ideologii w postaci doktryny D. Doncowa.
Z chwilą ogłoszenia niepodległości Ukrainy z zagranicy wróciło kilku działaczy nacjonalistycznych i tam wznowiło działalność. W Polsce natomiast uśpione upiory wyszły z podziemia po 1989 r. i wbrew prawdzie historycznej nobilitują ludobójców OUN-UPA. Wielu polityków, przedstawicieli organizacji, historyków nie zna programu politycznego i celów strategicznych wciąż działającej OUN. W ostatnich dniach do Sejmu wpłynął apel od Światowego Kongresu Ukraińców, w którym przywódcy diaspory ukraińskiej domagają się odszkodowań dla, jak piszą, „ofiar czystki etnicznej”. Podkreślają przy tym, że miała ona miejsce na najdalej wysuniętym na zachód ukraińskim terytorium etnicznym. Jak zawsze powołują się na naród ukraiński, podczas gdy ten naród od nich się odcina, gdyż banderowcy, różni kolaboranci z dywizją SS „Galizien” włącznie, po wsze czasy splamili dobre imię Ukraińca. Na Wielkiej Ukrainie słowo „banderowiec” jest obelgą.
Po wojnie ounowcy zmienili taktykę, odżegnali się od okupacyjnej współpracy z Niemcami i związku z Abwehrą, nadal jednak uzurpowali sobie prawo do reprezentowania narodu, należało więc ukryć lub zminimalizować zbrodniczą przeszłość i faszystowski rodowód. W tym celu zastosowali najprostszą metodę kłamstw, manipulacji i kamuflażu. Polega ona na dzieleniu win mniej więcej na pół – gdzie to możliwe, należy przerzucić je na ofiarę, tworzyć mit heroizacji członków UPA, przede wszystkim przyjąć terminologię, która do dziś obowiązuje. Np. masową rzeź spadkobiercy OUN nazywają wypadkami wołyńskimi, wojną polsko-ukraińską, konfliktami, akcją antypolską, nawet wojną bratobójczą. Owe „wypadki” usprawiedliwiają rzekomą antyukraińską polityką II RP, a desperacką obronę Polaków w bazach samoobrony nazywają walką. Całkowicie pomijają zbrodnie dokonane na wielu tysiącach Ukraińców.
Strategicznym celem powojennej OUN było uznanie narodowo-wyzwoleńczego charakteru działań UPA. Mimo usilnych starań prezydenta Juszczenki nie powiodło się to na Ukrainie, bez większego wysiłku cel ten osiągnięto natomiast w Polsce. Czy nieświadomością można usprawiedliwić zawarcie porozumienia między Światowym Związkiem Żołnierzy AK a Związkiem Ukraińców w sprawie wspólnego opracowania najnowszej historii stosunków polsko-ukraińskich? Dlaczego o to zabiegał Związek Ukraińców? Nie bez powodu, gdyż na Wołyniu 27. Wołyńska Dywizja AK broniła nas przed napadami zwyrodniałych band ukraińskich. Na wspólnych konferencjach historyków polskich i odpowiednio dobranych ukraińskich przemawiano w imieniu narodów i uzgodniono historię – „Obie strony zgadzają się co do narodowowyzwoleńczego charakteru UPA”. Ówczesny zarząd 27. Wołyńskiej Dywizji AK zawiódł oczekiwania swoich żołnierzy.
W hierarchii ważności propagandy postounowskiej była i jest wysoko reanimacja akcji „Wisła”, w tym zakresie wybielacze OUN-UPA całkowicie narzucili swoją interpretację. Wielu z nich przez ruch „Solidarność” weszło do Sejmu i Senatu oraz na stanowiska w instytucjach o specjalnym znaczeniu. W Senacie 3 sierpnia 1990 r. doprowadzili oni do przyjęcia kompromitującej uchwały potępiającej operację „Wisła”. Tym samym, tak im się wydawało, otworzyli drogę do pojednania polsko-ukraińskiego, przy czym to pojednanie tak pogmatwali, że nie bardzo wiadomo, kto z kim ma się jednać, bo przecież oba państwa jednania nie potrzebują. W każdym razie od tego czasu nikt nie mówi o pojednaniu polsko-ounowsko-banderowskim. Wnioskodawcy obciążyli władze komunistyczne winą za likwidację UPA w Polsce i przesiedlenie ludności ukraińskiej, obiecując naprawienie rzekomych krzywd. Nie padło ani jedno słowo o przyczynach operacji wojskowej i o rzezi kresowych Polaków, a tego w żadnym wypadku oddzielić się nie da.
Tydzień wcześniej Senat przyjął uchwałę wyrażającą radość i poparcie dla deklaracji o niepodległości Ukrainy – tak mówił wnioskodawca w odpowiedzi na propozycje przesunięcia debaty w tej sprawie na termin późniejszy i argumentował: „Czy my nie uprawiamy przypadkiem hipokryzji, ciesząc się z niepodległości Ukrainy tam, a jednocześnie odmawiając uznania tych krzywd, które wyrządziliśmy naszym braciom Ukraińcom tu w Polsce?”. Reasumując, doszło do przegłosowania jednostronnie przygotowanej uchwały, opartej na szantażu, w której pomylono ukraińskich nacjonalistów z narodem ukraińskim. Wystąpienie senatora Wielowieyskiego było wręcz kompromitujące. W późniejszym okresie kilku mądrym posłom w Sejmie, m.in. J. Dobroszowi, udało się zablokować podobną w treści uchwałę, forsowaną przez posła Mokrego.
Kolejnym sukcesem było zebranie podpisów 190 „sprawiedliwych”, którzy oddali „cześć ofiarom akcji „Wisła””, tym samym pomogli J. Giedroyciowi dalej zakłamywać prawdę o UPA. List z nazwiskami Giedroycia i Michnika na czele wydrukowała paryska „Kultura” w 1997 r., a przedrukowała „Gazeta Wyborcza”. W ciąg propagandy postounowskiej wpisał się prezydent Kwaśniewski, przepraszając za operację „Wisła”. O rzeczywistych sprawcach zbrodni nikt też nie mówił w Pawłokomie 13 maja 2006 r. Prezydenci Kaczyński i Juszczenko ogłosili akt pojednania, a hierarchowie odprawili stosowną pokutę „za winy obu narodów”.
Przeciwstawianie się post-ounowskiej ofensywie nie jest łatwe, arsenał metod fałszowania prawdy jest ciągle wzbogacany, dyżurni specjaliści pracują w redakcjach poczytnych dzienników i na uczelniach, wydają książki, potrafią tak zręcznie wyselekcjonować z całości wojennego kataklizmu urywki i zamącić prawdę, że tylko świadkowie i znawcy problemu reagują na manipulację. W sprawie roszczeń wypowiedział się A. Talaga („Dziennik”, 1.02.2007 r.): „Niemcy mają większe możliwości nacisku na Polskę, ale Ukraińcy silniejsze podstawy prawne”. Nie omieszkał przy tej okazji znieważyć Wojska Polskiego. Co pan Talaga wie o aspektach prawnych akcji „Wisła”? Czy w tamtym czasie bronił Polaków przed UPA? Jakie ma dowody na to, że polscy żołnierze okryli się hańbą? Jeśli kombatantów nie wspiera minister obrony, to w tej sprawie winien ostro zaprotestować Związek Kombatantów RP i BWP. Wielu tych żołnierzy na Kresach broniło swoich rodzin, po powrocie z frontu po raz drugi przyszło im zmierzyć się z UPA już w granicach nowej Polski. Drugi przykład – jeśli w prasie ukaże się artykuł obciążający UPA zbrodnią przeciw ludzkości, żurnalista „Gazety Wyborczej” M. Wojciechowski pisze: „UPA to nie tylko zbrodnie”. W „Gazecie Wyborczej” z 3-4.02.2007 r. w sposób dwuznaczny zareklamował książkę G. Motyki pt. „Ukraińska Partyzantka 1943-44”, tytuł artykułu promującego to dzieło brzmi: „Ukraińscy żołnierze wyklęci”. Nieadekwatne nazewnictwo jest jednym z elementów ofensywy propagandowej, którą od kilkunastu lat prowadzą apologeci OUN-UPA i ich polscy pomocnicy. Znakomitą recenzję tej książki opracował dr hab. Wiktor Poliszczuk, w odcinkach drukowała ją „Myśl Polska” (od 5.11.2006 r.). Z okazji tej promocji chciałam zwrócić uwagę na kilka wypowiedzi pana Wojciechowskiego. Pisze on tak: „Książka G. Motyki ma wyjaśnić, dlaczego dla sporej części Ukraińców żołnierze UPA są bohaterami, nam zaś kojarzą się głównie z antypolskimi akcjami na Wołyniu i Galicji”. Aby nie było niedomówień – nam kojarzą się wyłącznie z ludobójstwem, a nie z antypolskimi akcjami. I następny przykład: „To świetna książka, która pozwoli Polakom zrozumieć racje Ukraińców w spojrzeniu na partyzantów UPA”. Racje jakich Ukraińców mamy zrozumieć? Czy tych, którzy ratowali życie Polakom, czy będących w partyzantce radzieckiej, a może weteranów, z którymi razem walczyliśmy na froncie wschodnim z faszyzmem niemieckim? Ich doskonale rozumiemy, tak jak obywateli państwa ukraińskiego, którzy odżegnują się od zbrodniczej ideologii, nie godzą się na wprowadzenie do panteonu chwały zbrodniarzy wojennych. Państwo ukraińskie nie ponosi odpowiedzialności za zbrodnie przeciwko ludzkości, dokonane przez nikły procent Ukraińców na obywatelach polskich, ale parlamenty obu państw winny potępić sprawców tej tragedii.
Weterani ukraińscy w oświadczeniu z 24 maja 2005 r. napisali: „W znaczeniu prawa międzynarodowego bojowników UPA nie można uznać za weteranów, gdyż nie byli oni żołnierzami regularnej armii, uczestnikami ruchu partyzanckiego ani powstańcami… Materiały z procesów sądowych byłych bojowników UPA dają podstawy do uznania OUN-UPA za organizację zbrodniczą”. Do takiego samego wniosku doszli prokuratorzy pionu śledczego IPN; w odpowiedzi na wystąpienie Stowarzyszenia Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów napisali: „Zgromadzony dotychczas materiał dowodowy jednoznacznie wskazuje, iż członkowie nacjonalistycznych organizacji ukraińskich dopuścili się zbrodni ludobójstwa”. Ponadto Sąd Najwyższy orzekł w wyroku z dnia 22.10.1950 r., że OUN-UPA była organizacją przestępczą. W świetle powyższego terminy ukraińscy żołnierze, ukraińska partyzantka, w znaczeniu upowcy, należy ująć w cudzysłów. Każde dziecko wie, że żołnierz nie morduje bezbronnych, tylko walczy. UPA nie brała udziału w żadnych walkach frontowych.
Partyzantka (według encyklopedii) to „najstarsza forma walki stosowana w warunkach poparcia ludności, skierowana przeciw okupantowi”. Wiadomo, że do UPA mobilizowano siłą, za odmowę likwidowano. Po siłowym wcieleniu do UPA zbrojnych oddziałów melnykowców i bulbowców banderowska UPA siała śmierć, pożogę i bestialstwo. Uzbrojone bandy otaczały wsie, podpalały, do uciekających strzelały. W procederze mordowania na różne sposoby pomagało miejscowe chłopstwo, podburzone przez prowodczyków i popów, którzy przedtem święcili narzędzia, na zebraniach udzielali rozgrzeszenia: „zabicie Lacha i komunisty nie jest grzechem”, obiecali Ukrainę po Kaukaz i mienie pomordowanych Polaków. Znam realia z autopsji.
Ta rzekoma partyzantka nie walczyła z hitlerowskim okupantem, gdyż wszystkie frakcje OUN traktowały Niemców jako aktualnego i perspektywicznego sojusznika. Pojedyncze potyczki z Niemcami, przynajmniej na Wołyniu, miały miejsce podczas konfiskowania żywności lub zdobywania broni. Owe potyczki wybielacze UPA podnoszą do rangi walk z Niemcami, jest to jeden z mitów w haśle UPA i Wołyń w „Wielkiej Encyklopedii PWN”.
Szkoda, że pisząc o legendarnym komendancie Szuchewyczu, pan Wojciechowski nie przytoczył treści jego rozkazu wydanego na początku 1944 r.: „W związku z sukcesami bolszewików należy przyspieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić”, był to już nakaz dokończenia ludobójstwa, rozpoczętego w końcu 1942 r. masowym mordem wsi Obórki na Wołyniu. Ta informacja pozwoliłaby wyrobić sobie zdanie na temat potwora jeszcze przed przeczytaniem książki G. Motyki, który nie wiadomo na jakiej podstawie wyliczył, że „w latach 1943-44 na Wołyniu i w Galicji zginęło ok. 60 tys. cywilów”, a więc nie zostało wymordowanych, tylko zginęło, co sugeruje, że w walkach. Jest to dezinformacja i stały element pomniejszania liczby ofiar. Na podstawie udokumentowanych prac Władysława i Ewy Siemaszków, Henryka Komańskiego, Szczepana Siekierki, Krzyszfota Bulzackiego i dr. hab. Wiktora Poliszczuka o ludobójstwie dokonanym przez UPA w województwach wołyńskim, tarnopolskim i lwowskim podaje się liczbę ok. 200 tys. Polaków zamordowanych przez bandy UPA. Dokładnej liczby nikt nie ustali, gdyż tam, gdzie nie ma świadków, nie ma danych. Uzupełnienia wciąż napływają. Ponieważ słowo „ludobójstwo” oznacza zbrodnie przewidziane przepisami prawa międzynarodowego, obrońcy OUN-UPA wykluczyli je w opracowaniach, bezpieczniej jest unikać uogólnień.
Nie ma się czym chwalić, więc specjaliści od propagandy fabrykują „fakty” w „Litopysie” i tworzą bajeczną historię UPA, która metodą partyzancką zaskakiwała, ale partyzantką nie była, jej celem była wyłącznie fizyczna likwidacja „czużyńców”. Jakie mogą być jasne karty? Czy heroizmem była pomoc Niemcom w likwidacji gett żydowskich, wymordowanie ze szczególnym okrucieństwem ok. 200 tys. Polaków, według prof. Masłowskiego ok. 80 tys. Ukraińców, wielu Rosjan i Czechów?
Polskim politykom strategiczne partnerstwo na tyle przesłoniło umysły, że nie potrafią zająć właściwego stanowiska w odniesieniu do kresowego holokaustu Polaków w czasie II wojny światowej dokonanego przez UPA. Nie mają odwagi nazwać sprawców po imieniu, co jest moralną niegodziwością, poza tym nie mają minimum wiedzy na temat wojennych lat zagłady i powojennych realiów w Polsce. Przykładem może być Paweł Zalewski (PiS), przewodniczący Komisji do Spraw Zagranicznych Sejmu – człowiek na tym stanowisku winien znać ocenę prawno-międzynarodową charakteru UPA, podległej politycznemu kierownictwu OUN, która ponosi odpowiedzialność za wszelkie zło i podłości.
Przedstawiciel parlamentu z okazji apelu Światowego Kongresu Ukraińców mówi: „Polska w 1947 r. była niesuwerenna, tę operację przygotowali i wzięli w niej udział dowódcy radzieccy. Trudno, by Polska brała odpowiedzialność za takie wydarzenia”. Można się załamać, pan poseł nie wie, że Polska była podmiotem prawa międzynarodowego, że bezwzględną większość kadry dowódców realizujących operację „Wisła” stanowili zawodowi przedwojenni oficerowie, służący od 1943 r. w Wojsku Polskim. Po drugie obowiązywało prawo wewnętrzne i rząd – jakikolwiek by był, nie ma tu znaczenia orientacja polityczna – miał obowiązek w swoich granicach zapewnić bezpieczeństwo obywatelom. Lakoniczna odpowiedź posła Zalewskiego świadczy o bagatelizowaniu problemu, braku szacunku dla poległych żołnierzy WP, poniżeniu godności walczących z UPA w ogóle, a tym razem broniących integralności terytorialnej. Oderwanie tzw. Zakierzonii w planach OUN miało istotne znaczenie.
Nie pierwszy raz Kongres Ukraińców wysyła odezwy, posłania, apele, w których określa Polskę jako okupanta ukraińskich ziem etnicznych, przemilcza fakt, że w południowo-wschodnich województwach Polski UPA kontynuowała akcje ludobójcze i prowadziła walkę przeciw państwu polskiemu. Według udokumentowanych danych na terenie województwa lubelskiego i rzeszowskiego zostało zamordowanych lub poległo w walce ponad 15 tys. osób, w tym 1,5 tys. żołnierzy WP, ponad 500 milicjantów, spalono ponad 25 tys. zagród. UPA paliła lasy, niszczyła posterunki MO, ośrodki administracji państwowej, mosty i stacje kolejowe. Przypisywanie winy komunistycznym władzom jest bezzasadne, był to jedyny sposób powstrzymania dalszego ciągu zbrodni ludobójstwa przez bojówki UPA. Operacja „Wisła” została przeprowadzona w obronie pokoju, rozwiązano problem rewolty i nie może do niej być zastosowana formuła „Potępienia”.

Autorka opublikowała wspomnienia „Z Kresów Wschodnich na Zachód”, stanowiące swoisty dokument historyczny, w którym na przykładzie dziejów swojej rodziny opisuje dramat Polaków na Wołyniu

 

Wydanie: 11/2007, 2007

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy