Trudno zaiste pojąć stosunek USA do ekstradycji. Jest on bardzo specyficzny. By nie rzec – wybiórczy. Tak jakby dwie półkule amerykańskiego mózgu kompletnie ze sobą się nie komunikowały. Bo jakże to? Z jednej strony USA stają na głowie, by dopaść Romana Polańskiego, i żądają od nas ekstradycji reżysera, gdy tylko jego stopa stanie na polskiej ziemi. A z drugiej rząd amerykański gości na swojej ziemi Dariusza Tytusa Przywieczerskiego, szemranego biznesmena, który pośpiesznie opuścił naszą ojczyznę równo 10 lat temu. Nawet nie poczekał na ogłoszenie wyroku w sprawie FOZZ. A skazany został w 2005 r. na 3,5 roku więzienia oraz 330 tys. zł grzywny za wyprowadzenie z funduszu ok 1,5 mln dol. Przywieczerski najpierw uciekł na Białoruś (!), później do Londynu, a w końcu do USA. I od 2008 r. mieszka sobie u Wuja Sama. Znany jest jego adres. I telefon też. Mimo to proces ekstradycji Przywieczerskiego ciągnie się od lat. A urzędnicy amerykańscy pokazują naszym gest, który na całym świecie uważany jest za bardzo obraźliwy. Ciekawe, skąd ta miłość Amerykanów do Przywieczerskiego? Napiszemy, kiedy obeschną nam łzy wzruszenia.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy