Romans z pejczykiem

Romans z pejczykiem

Pięćdziesiąt twarzy Greya patrzy na nas z ekranu

Walentynki 2015? Nic tylko Christian i Anastasia. Czerwony Pokój Bólu, pejczyk, knebel i klamerki na sutkach. Bo tego dnia na całym świecie do kin wchodzi „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Szczytowanie w ramach globalnego szaleństwa, które ciągnie się już cztery lata. Jeżeli powieść miała jakieś ćwierć miliarda czytelniczek, to ile osób obejrzy film?

Na premierowe pokazy wykupiono już 3 mln biletów (w Polsce 240 tys. – czwarte miejsce w Europie). Hollywood się starało, ale – bez obaw – arcydzieła nie będzie. Do roli Greya przymierzano 20 amantów, w tym Ryana Goslinga. Angaż dostał Irlandczyk James Dornan, przystojny model i mierny aktor (w dodatku telewizyjny). Do roli Anastasii też pretendowało ze 20 pań (w tym Emma Watson), ale rola przypadła Dakocie Johnson. Jej mamą jest Melanie Griffith, lecz córeczka tak daleko nie zajdzie. Na razie zaliczyła kilka skromnych rólek i dłuższy pobyt na odwyku.

Reżyserowała Sam Taylor-Johnson, której wprawdzie lepiej wychodzi kręcenie klipów reklamowych niż filmów, ale ze swojej pracy jest bardzo zadowolona. Po każdorazowym obejrzeniu

„Pięćdziesięciu twarzy…” musiała odetchnąć świeżym powietrzem, „ponieważ film naprawdę zapiera dech w piersi”. Gratulujemy.
Drugi tom sagi na ekranach równo za rok. Dlaczego nas to nie dziwi?

Janko Bzykant z Ciechocinka

Zanim pójdziemy do kina, zrekapitulujmy, o co w tym wszystkim chodzi.

Powieść „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (pierwszy z trzech tomów – 2011 r.), sygnowana przez panią E L James, mieści się idealnie w gatunku mom porn. To określenie marketingowe „pornografii dla kategorii społeczno-zawodowej, jaką stanowią gospodynie domowe poniżej 50 lat”. Żony i matki, które jeszcze całkiem nie ostygły. Miliony kobiet na świecie ukradkiem ściągnęły sobie Greya na tablet i podczytywały go, podczas gdy pociechy stawiały babki z piasku. Znawcy tematu podsuwają damom kolejne nęcące tytuły: „Ogniem i pejczem”, „Ania z zielonym wzgórkiem”, „Janko Bzykant”, „Jądro w ciemności” czy „Tomcio i jego paluch”. Polskie przysłowie „W starym piecu diabeł pali”. Inni nazywają to „syndromem kuracjuszek z Ciechocinka”.

Z tym że ten syndrom rozpalił do czerwoności rzesze kobiet pod każdą szerokością. Milion egzemplarzy sprzedano w pierwszym tygodniu – daleko więcej niż najnowszego „Harry’ego Pottera” czy wcześniejszego „Kodu Leonarda da Vinci”. Z czasem powieść rozeszła się w nakładzie 70 mln, co znaczy, że miała ze trzy razy więcej czytelniczek. Prawa do przekładu sprzedano do 43 krajów.

Autorka to krągła brunetka, mamuśka next door. Taka, co piecze ciasteczka i śpiewa w chórze parafialnym. Na swojej stronie internetowej chwali się mężem, dwójką dzieci, pracą w telewizji i mieszkaniem w Londynie. Wystartowała od fanpage’u (hołdowniczej witryny internetowej poświęconej ulubionym bohaterom) hitu filmowego „Zmierzch” o pewnej dziewicy, wampirach i kilku wilkołakach. Ale wolała pisać o kochankach, którzy kąsają się po szyi w celu pozyskania rozkoszy, a nie litra krwi. To chwyciło i internauci ogłosili światu powstanie dzieła jej życia – na długo zanim „Pięćdziesiąt twarzy…” opuściło drukarnię. Już od następnego dnia autorka zarabiała około miliona funtów tygodniowo.

A na literaturze oczywiście się nie skończyło. Grey wdrażał rytuały z gatunku wysokie cholewy i pejczyk? No to na rynku wystąpił eksplozywny popyt na dilda, korki analne, wibrujące jajka (cokolwiek to znaczy) czy kulki gejszy (nie chcę wiedzieć). Poza tym akcesoria do wiązania. Nas w Polsce zainteresować powinno zwłaszcza wiązanie na orła – ręce i nogi rozpostarte maksymalnie i przywiązane do czterech rogów łóżka. Z gardła samo się wyrywa: „Jeszcze Polska…”. Sprzedaż tych wspomagaczy w Stanach i Wielkiej Brytanii wzrosła ponadtrzykrotnie. Producenci angażowali robotników na trzecią zmianę. W każdym razie to akcesoria z półki light (za minionego reżimu mógłby je demonstrować Adam Słodowy). Pod szyldem „Pięćdziesięciu twarzy…” ze sklepów schodzą na jednym ślizgu: haleczki, pasy do pończoch i majtki z falbanką. Branża hotelarska też nie śpi. W Anglii pewien właściciel motelu podmienił w pokojach egzemplarze Biblii na „Pięćdziesiąt twarzy…”. Inny, w Seattle (dokąd przenosi się akcja powieści), proponuje przygodnym parkom pakiet: dwie noce, inscenizacje w typie sado-maso, samochód z kierowcą i ulubiony szampan Greya: różowy Bollinger Grande Cuvée. W restauracjach pojawiły się dania z aluzyjką do BDSM: „związane krewetki z laską wanilii” czy „kokosowe kuleczki ze srebrną posypką”. Posypka naturalnie jadalna.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 07/2015, 2015

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy