Sanatoria na sprzedaż

Sanatoria na sprzedaż

Rząd prywatyzuje ostatnie uzdrowiska.
Czy trudniej będzie się do nich dostać?

Ministerstwo Skarbu zamierza sprzedać kolejne uzdrowiska: Ciechocinek, Lądek-Zdrój, Busko-Zdrój, Rymanów, Świnoujście i Kołobrzeg. W gestii państwa pozostanie tylko Krynica-Żegiestów. Skarb państwa liczy na wpływy w wysokości ok. 125,5 mln zł. Tymczasem wiele uzdrowisk, które już znalazły się na wolnym rynku, nadal szuka nabywców. Planów, co z tym robić dalej, nie ma, a koszty prywatyzacji rosną, bo potencjalni inwestorzy czekają, aż będą je mogli kupić za niższą cenę. Wiadomo, kryzys. Argument, że to nie prywatyzacja, tylko wyprzedaż, ma wielu zwolenników.

Busko nie dla Buska

O zamiarach ministerstwa rada miasta Buska-Zdroju słyszała od dawna. Obawy, że dochodowe uzdrowisko (w 2011 r. ponad 4 mln zł  zysku) przejdzie w prywatne ręce, zgłaszała wielokrotnie. Głównie szło o dostęp do cennych źródeł. Zawrzało w styczniu 2011 r., kiedy na wspólnym posiedzeniu sejmowych Komisji Zdrowia i Samorządu Terytorialnego posłowie PO przeforsowali swoje poprawki do ustawy o lecznictwie uzdrowiskowym. Do tej pory przepisy nakładały na ministerstwo obowiązek określenia, których uzdrowisk nie wolno prywatyzować bez konsultacji z ministrem zdrowia i bez zgody Sejmu. Od teraz minister skarbu miał mieć wolną rękę w podejmowaniu decyzji o sprzedaży. Stanowisku Platformy sprzeciwiały się nie tylko kluby opozycji, zastrzeżenia przedstawiło też PSL. Padały argumenty uwłaszczania przed końcem kadencji, przekształcania narodowego majątku w luksusowe i niedostępne dla Kowalskiego ośrodki SPA, zagrożonych miejsc pracy, równego dostępu do wszystkich zabiegów, zagrożonego zdrowia Polaków.
– To argumenty rodem z lat 90., z początków procesu przekształceń. Jest wiele przykładów skutecznej prywatyzacji, jak uzdrowisko Nałęczów – mówi Magdalena Kobos, rzecznik Ministerstwa Skarbu. Rząd dopowiada, że państwowa własność blokuje inwestorów, co więcej, nie pozwala nawet zakładać spółek pracowniczych, o które występują samorządy przy wsparciu związków zawodowych pracowników uzdrowisk. Tak chciało Busko-Zdrój. Ratusz wspólnie z Urzędem Marszałkowskim Województwa Świętokrzyskiego przedstawiły ministerstwu propozycję komunalizacji przedsiębiorstwa. To miasto, pracownicy i mieszkańcy, a nie zewnętrzny inwestor, staliby się właścicielami uzdrowiska.  Marszałek województwa Adam Jarubas przekonywał, że dzięki zaangażowaniu środków własnych, sprawnemu wykorzystaniu funduszów unijnych i pospolitemu ruszeniu mieszkańców Busko może zostać w rękach samorządu i nadal dobrze prosperować. Sprawa do dziś nie została rozstrzygnięta, bo w opinii samorządowców rząd raczej czeka na zyski z prywatyzacji i nie wykazuje zainteresowania komunalną formą własności.
– Nie jest w gestii państwa zarządzanie poszczególnymi przedsiębiorstwami, państwo jest od zarządzania całością. Projekt ministerstwa nie zamyka drogi do komunalizacji, takie propozycje już kiedyś padały. Problem w tym, że samorządy nie były przygotowane na poważne rozmowy i często nie przedstawiały ocen, na ile takie przekształcenie będzie korzystniejsze od prywatyzacji – wyjaśnia Magdalena Kobos.
Zwolennicy zmian własnościowych zarzucają lokalnym władzom, że te od lat są zadłużone i nie potrafią utrzymać standardów uzdrowiskowych miejscowości, a o kredytach bankowych w ciężkich czasach mogą zapomnieć. Trudno się dziwić tym argumentom, zwłaszcza że gmina Busko-Zdrój nie ujawnia szczegółów na temat tego, w jaki sposób zamierza zrealizować ambitny plan restrukturyzacji uzdrowiska.

Zakłócanie spokoju

W Szczawnie-Zdroju kuracjuszy najłatwiej wypatrzyć w środku tygodnia. Najczęściej wypoczywają w okolicznych parkach, rozsiadając się, gdzie kto może i lubi, na ławkach lub w cieniu drzew. Do pijalni zaglądają rzadko. – Wejście jednej osoby do pijalni wód kosztuje 2,5 zł. Czteroosobowa rodzina musi zapłacić 10 zł.
Zamiast przyjść po zdrową wodę, idą na lody. Po prostu jest za drogo – mówi anonimowo pracownik uzdrowiska. Prywatyzacja wisi w powietrzu, a on nie chce stracić pracy.
Pijalnia jest w prywatnych rękach, ale cennik i obowiązujący regulamin ustaliły zarząd uzdrowiska Szczawno-Jedlina oraz dyrekcja pobliskiego ośrodka rehabilitacji. Kuracjusze mają 20% zniżki (50 gr), ale to i tak niewiele zmienia.
Inwestorów nie widać. – Przychodzą, oglądają i już nie wracają – mówi nasz informator. Ostrzega również, że jeśli prywatyzacja dojdzie do skutku i ceny usług pójdą w górę, to uzdrowisko straci. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wiele zabytkowych obiektów po sprzedaży lub oddaniu w dzierżawę stoi bezużytecznie. Brakuje środków i pomysłów. Przed wejściem do Białej Sali, niegdyś najpopularniejszego dansingu w okolicy, wisi informacja, że obiekt jest remontowany. I tak już piąty rok (zob. „Przegląd” nr 18/2010, „Uzdrowiska pod młotek”). Renowacja zabytkowej stadniny koni Dworzysko zakończyła się na restauracji i hotelu (obecnie zamknięte), a stajnie i upadające gospodarstwo świecą pustkami. Z powodu niedokończonego remontu straszą hotele przy odrestaurowanym deptaku. A nawet tak prozaiczny problem, jak brak toalety w pijalni wód, miejscu, gdzie ciśnienie zamiast opadać, podnosi się, bo ludzie za potrzebą muszą biegać po okolicy, pozostawia wrażenie, że te części uzdrowiska, które przeszły w prywatne ręce, nie rozkwitają, lecz upadają. Właściciel pijalni podobno chciał to zmienić, ale decydenci nie wyrazili zgody.
Od początku lat 90., kiedy ruszyły zmiany własnościowe, Szczawno-Zdrój dokonało sporo korzystnych przekształceń, ale na niewiele to się zdało. Co prawda, kuracjuszy z roku na rok jest coraz więcej, ale korzystają na tym tylko ośrodki ścisłego leczenia, które mają podpisane umowy z NFZ. Reszta infrastruktury uzdrowiskowej z trudem wiąże koniec z końcem. Idei, żeby połączyć to w całość, jak dotąd brakuje. Szczawno-Zdrój wciąż czeka na inwestora. Ministerstwo wyceniło majątek uzdrowiska na ok. 12 mln zł, jednak nie wzięło pod uwagę, że uzdrowisko jest integralną częścią miasta i to ono przez lata dbało o jego infrastrukturę. Nie wiadomo, czy część pieniędzy z prywatyzacji wróci do miasta. I nie wiadomo, jak później będzie wyglądać współpraca pomiędzy sektorem prywatnym a publicznym, skoro od lat nie można rozwiązać problemu jednej toalety.

Duży może więcej

Starszych ludzi dostrzegli za to najwięksi gracze. KGHM TFI, właściciel 10% wszystkich polskich uzdrowisk, tak tłumaczyło swoje inwestycje w ten segment zdrowia publicznego: – Zmienia się demografia, społeczeństwo starzeje się coraz bardziej, rośnie rynek usług dla ludzi w podeszłym wieku.
KGHM TFI od 2009 r. nabyło już kilka uzdrowisk, m.in. Cieplice, Połczyn-Zdrój, Polanicę, Kudowę, Duszniki oraz Lewin, i jest zainteresowane kolejnymi, np. Świnoujściem. Rynek od czasu pierwszej komercjalizacji uzdrowisk podzielił się bowiem na dwie części: na Polskę zachodnią i wschodnią. Na wschodzie warunki dyktuje NTI – Nałęczowskie Towarzystwo Inwestycyjne SA,
a na zachodzie KGHM. To obecnie największy gracz na rynku. Na przejęcie prywatyzowanych obiektów wyłożył już ok. 350 mln zł (tylko Uzdrowiska Kłodzkie kosztowały 46 mln dol.!), licząc na kilkunastoprocentowy zwrot inwestycji w ciągu trzech lat. Zwrot w dużej mierze zapewniają kontrakty z NFZ, które dają mniej więcej 90% obłożenia, ale KGHM chce, żeby w przyszłości było więcej klientów z pełną odpłatnością. Z zapowiedzi inwestora wynika również, że zmieni się profil usług proponowanych w uzdrowiskach. Więcej będzie tych z wyższej półki, SPA and wellness, bliższych rekreacji niż rehabilitacji.
Wybór ośrodków uzdrowiskowych jest nieprzypadkowy. Z reguły są to obiekty położone w miejscowościach atrakcyjnych turystycznie, co ma zapewnić stały dopływ klientów. Co więcej, położenie ośrodków blisko granicy z Niemcami pozwala liczyć na turystów i kuracjuszy z państw UE. Klientów z Europy przyciągają niższe ceny przy porównywalnym standardzie świadczeń medycznych i rehabilitacyjnych. Po Niemcach, Duńczykach, Szwedach i Brytyjczykach m.in. do Polanicy i Kudowy przyjeżdżają również zamożni Rosjanie i Czesi.
Uzdrowiska to dobry interes i konkurencja na rynku błyskawicznie rośnie. Obok KGHM i NTI do walki o ich przejęcie stanęły inne firmy. Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca za 30 mln dol. nabyły uzdrowisko Ustroń, bo, jak wyjaśniały, miały kłopoty z kierowaniem pacjentów ze swoich prywatnych klinik do publicznych uzdrowisk. Zwrot inwestycji szacują na około pięciu lat. Wrocławski Holding Medyczny PCZ SA jest właścicielem czterech uzdrowisk i przymierza się do dalszych zakupów, m.in. walczy z KGHM o Szczawno-Zdrój. Są też mniejsze podmioty, jak spółka Hotele Lubicz, nabywca uzdrowiska Ustka. Jednak zasadniczym trendem na rynku jest budowanie holdingów, w skład których wchodzą kliniki, uzdrowiska, hotele, domy wypoczynkowe itp. Zdaniem analityków rynku medycznego, tylko w takiej formie mogą świadczyć kompleksowe i tanie usługi oraz skutecznie rywalizować z kontraktami NFZ. Sami inwestorzy przyznają, że do uzdrowiskowego biznesu przyciągają ich umiarkowane ceny nieruchomości wystawianych na sprzedaż. Ale nie tylko. Niemal połowę wpływów Uzdrowiska Kłodzkie osiągają dzięki sprzedaży wód mineralnych, których spożycie w Polsce rośnie każdego roku o 10%. Dostęp do źródeł wód leczniczych oznacza dodatkowy zysk, tym większy, że rośnie również ich eksport. Przy czym obecny, komercyjny sukces Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich tłumaczy się aktywnym inwestowaniem w przedsiębiorstwo, jeszcze zanim zostało sprywatyzowane. Stąd jego wysoka cena przy prywatyzacji.

Mały może mniej

Z sześciu uzdrowisk ostatnio wystawionych przez ministerstwo na sprzedaż prywatnym inwestorem najbardziej zainteresowany jest Ciechocinek. Jego prezes, Edward Gaitkowski, zwrócił uwagę, że w 2010 r. kontrakt z NFZ był o 30% niższy niż rok wcześniej i z każdym rokiem będzie niższy, bo klientów kontraktowych zabierają im prywatne ośrodki. Zarząd uzdrowiska ratunek widzi tylko w zmianie formy własności, czemu ostro sprzeciwia się załoga. Tyle że Ciechocinek to duże i znane przedsiębiorstwo, które radzi sobie na rynku całkiem nieźle i bez problemu może znaleźć poważnego partnera. Małe gminy uzdrowiskowe mają z tym kłopot. Nieudane prywatyzacje dotknęły uzdrowiska Kraków Swoszowice, Kamień Pomorski, Przerzeczyn, Wieniec i inne. Różnice między małym i dużym widać też w konsekwencji przyjęcia niektórych przepisów. Sejm w 2010 r. znowelizował ustawę o podatkach i opłatach lokalnych, obniżając stawki dla niektórych obiektów związanych z ochroną zdrowia. W efekcie do gmin, na obszarze których takie obiekty się znajdują, zaczęło wpływać mniej pieniędzy, chociaż liczba kuracjuszy rosła. Gminy protestowały, ponieważ część gości to turyści, którzy przyjechali do SPA, a nie pacjenci sanatoriów. Ciechocinek i w takiej sytuacji może sobie poradzić, ale małe uzdrowiska już nie. Dla nich uszczuplenie dochodów o 100 tys. zł może oznaczać finansowy krach. Sprawa jest o tyle niepokojąca, że po prywatyzacji na ulgach podatkowych skorzystają głównie prywatni inwestorzy.

Klamka zapadła

Projekt nowego rozporządzenia Ministerstwo Skarbu umieściło już na swojej witrynie internetowej i czeka tylko na zakończenie wszystkich konsultacji, w tym ze stroną społeczną. – Ministerstwo jest zdeterminowane, żeby prywatyzację do-
kończyć. To konsekwencje zmian przyjętych po 1989 r. – mówi Magdalena Kobos. – Uzdrowiska są na liście przedsiębiorstw do sprywatyzowania i będzie to z korzyścią dla nich. Rozporządzenie w sprawie prywatyzacji może wejść w życie już w najbliższych miesiącach, ale wcale nie jest pewne, czy uzdrowiska szybko znajdą właścicieli. W lutym 2010 r.
NIK ostro skrytykowała prywatyzację tego sektora, wskazując zasadnicze błędy: brak ekonomicznych i społecznych analiz funkcjonowania już sprywatyzowanych przedsiębiorstw, w tym informacji dotyczących równego i powszechnego dostępu do usług. Raport NIK ukazał się nieprzypadkowo. Miesiąc wcześniej podpisano umowę na sprzedaż uzdrowiska Ustka. Rok 2010 był dla tej branży przełomowy. O ile w 2009 r. żadne z pięciu wystawionych na sprzedaż uzdrowisk nie znalazło nabywcy, o tyle rok później właściciela zmieniło kilkanaście. Teraz pod młotek idą już ostatnie, a rządowego raportu o dostępności do uzdrowiskowego leczenia jak nie było, tak nie ma.

Artur Zawisza

Wydanie: 2012, 26/2012

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Joanna
    Joanna 26 czerwca, 2012, 09:42

    W epoce rządzenia Platformy trzeba wszystko „sprywatyzować”, szpitale, przychodnie, sanatoria itp. Powrócimy do naturalnej selekcji; kto jest silny-ten przeżyje!

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. WoWo
    WoWo 28 czerwca, 2012, 18:57

    To kretyństwo sprzedac wszystko co sie ma. Jestem przekonany o tym, że gdyby ten skabb państwa był dobrze zarzadzany to nie szukałby zysku ze sprzedaży ale zainwestował w sanatoria i czerpał zyski z ich ekploatacji. Juz niejaki Balcerowicz sprzedal banki a teraz mówi się o ich polonizacji aby uniknąć terminu nacjonalizacji. Nowak-jeziorański tuż przed śmiercią błagał nie sprzedajcie wszystkiego nie sprzedajcie Polski. Ale w rzadach otatnigo dwudziestolecia same SPRZEDAWCZYKI

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy