Sepsa straszy i zabija

Sepsa straszy i zabija

Od pierwszych objawów do śmierci mija kilka godzin i często nic nie można zrobić

Tempo rozwoju tej choroby przeraża. 60-letnia kobieta z warszawskiego Bródna zarażona bakteriami meningokoków zmarła na sepsę godzinę po przyjęciu do szpitala. Ola, 16-latka z praskiego liceum, w piątek wieczorem wyglądała na przeziębioną, w sobotę rano miała torsje i biegunkę. Trafiła do szpitala, o 17 już nie żyła.
Jak mówi prof. Waleria Hryniewicz, kierownik Zakładu Epidemiologii i Mikrobiologii Klinicznej Narodowego Instytutu Leków, sekcja zwłok dziewczyny stwierdziła zakażenie meningokokami typu C. Istnieje skuteczna szczepionka zapobiegająca zakażeniu tym typem bakterii. U nas nie ma jednak powszechnych szczepień profilaktycznych, takich jak np. w USA (gdzie przeciw meningokokom szczepi się osoby od 11. do 24. roku życia) albo w Wielkiej Brytanii. Tam szczepienia wymusiła epidemia sepsy w Walii w latach 90., która zaatakowała przede wszystkim młodych, silnych ludzi.
– Zastosowano szczepionkę, której nawet jeszcze dokładnie nie sprawdzono, bo sytuacja była dramatyczna. Co rano zbierano trupy studentów – wspomina prof. Waleria Hryniewicz.

Czy wierzyć statystyce?

Minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała, że i u nas powstanie program szczepień. Koszt wyniesie co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych, ale uratowane zostanie życie i zdrowie kilkuset osób rocznie. Będzie to jednak rozwiązanie połowiczne, bo na inną tak samo powszechną odmianę tej bakterii, oznaczoną literą B, skutecznej szczepionki nie ma.
O dokładniejsze wyliczenia liczby zachorowań zresztą trudno, gdyż nasze statystyki medyczne nie są zbyt precyzyjne. Przed 2003 r. zakażenia meningokokami w ogóle nie były notowane, potem też nie zawsze je zgłaszano. Dane gromadzi Państwowy Zakład Higieny, zastrzegając, iż są niepełne, będą podlegać dalszej weryfikacji i mogą ulec zmianie. – W statystykach wzrost jest duży, ale bardziej wiążemy go nie z faktycznym zwiększeniem liczby zachorowań, lecz z tym, że skuteczniej egzekwujemy zgłaszanie takich przypadków przez szpitale – mówi Jan Bondar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Nie brak jednak opinii – uważa tak np. Paweł Grzesiowski, kierownik Zakładu Profilaktyki Zakażeń i Zakażeń Szpitalnych w Narodowym Instytucie Leków – że liczba zgłoszeń nowych chorób zakaźnych i wywoływanych przez nie zgonów jest pięciokrotnie albo i dziesięciokrotnie zaniżona.

Groźna ciemna liczba

Przypadków inwazyjnej choroby meningokokowej jest coraz więcej. Te bakterie wywołują m.in. zapalenie opon mózgowych i mózgu oraz właśnie sepsę (posocznicę). Sepsę znacznie częściej powodują jednak rozmaite inne bakterie oraz wirusy i grzyby. Przeważnie dochodzi do niej w wyniku zakażeń szpitalnych.
Z oficjalnych statystyk – z zastrzeżeniem, iż rzeczywista ciemna liczba jest prawdopodobnie kilka razy wyższa – wynika, że choć zachorowań przybywa, to zgonów na sepsę jest mniej. W latach 2005-2006 ich liczba spadła nawet o ponad połowę. Przoduje województwo śląskie, gdzie w tym roku, do listopada, na sepsę zmarły aż 64 osoby, oraz kujawsko-pomorskie (60 osób). Na drugim biegunie jest województwo świętokrzyskie (6 zgonów) i opolskie (7).
Wyłączając zakażenia szpitalne, które były, są i będą, wydaje się, że wyraźnie więcej jest zachorowań wśród osób młodych i zdrowych, a do śmierci dochodzi po kilkunastu godzinach od pierwszych objawów. Wysiłek fizyczny i stres ułatwiają zakażenie, zdarzają się więc sytuacje oceniane przez otoczenie jako szczególnie dramatyczne, gdy szybko umierają ludzie wysportowani czy studenci przygotowujący się do egzaminów.
Wśród specjalistów trwają dyskusje, czy sepsa to choroba, czy też wstrząs będący reakcją organizmu na zakażenie. Dla ludzi, którzy giną w jej wyniku, to jednak bez różnicy.
– Jednego dnia ktoś jest całkiem zdrowy, biega, ćwiczy na siłowni, a następnego umiera. To robi niesamowite wrażenie – mówi prof. Hryniewicz.

Zatrzymać we krwi

Zakażona krew błyskawicznie rujnuje kolejne partie naszego organizmu, bakterie mnożą się bardzo szybko, powodując tzw. niewydolność wielonarządową. Organizm próbuje się bronić, układ immunologiczny walczy na wszystkich frontach, ale jego reakcja może być samobójcza, gdy np. samoistne hamowanie przepływu zakażonej krwi doprowadzi do zatoru.
– Jeśli dojdzie do wczesnego rozpoznania, a bakterie uda się zatrzymać we krwi, to sepsę można skutecznie zwalczyć. Później jest już bardzo ciężko, zdarza się martwica kończyn powodująca konieczność amputacji. To i tak jeszcze nie najgorszy finał, bo w Polsce śmiertelność przekracza 20% (średnia dla Europy to ok. 17%) – wyjaśnia prof. Waleria Hryniewicz.
Do pierwszych objawów należą gorączka, bóle głowy, nudności. Ręce i stopy są chłodne, puls wyraźnie przyśpiesza (zwłaszcza u dzieci), ciało sinieje. Gdy pojawiają się czerwono-brunatne wybroczyny na skórze, to znaczy, że sytuacja staje się krytyczna, trzeba jak najszybciej trafić na oddział intensywnej opieki medycznej. Życie mogą uratować antybiotyki i transfuzja.
Tym, którzy mieli kontakt z chorym, trzeba podać lek profilaktyczny – i często są to duże grupy. Gdy wiosną ubiegłego roku trzech żołnierzy w lubuskiej Skwierzynie zapadło na sepsę (na szczęście przeżyli) spowodowaną meningokokami, antybiotyk przyjęło prawie 1,5 tys. osób, które się z nimi stykały. Ogniska zakażeń zdarzają się coraz częściej. Oprócz Skwierzyny stwierdzono je np. w Bytomiu, Brzegu i Kluczborku. Zdaniem specjalistów nie można jednak mówić o epidemii, bo chodzi jedynie o kilka przypadków choroby w tym samym miejscu i czasie. W Lubuskiem w ciągu roku na sepsę zmarło ośmioro dzieci, ale u każdego z nich stwierdzono inną odmianę zarazka.
Czasem znalezienie osób, które mogą być nosicielami zakażenia, bywa bardzo trudne. Gdy bakteria meningokoków spowodowała epidemię wśród uczestników pielgrzymki do Mekki, udało się ustalić personalia
17 osób z Polski, które brały w niej udział. Wszystkie odnaleziono i podano im lekarstwo.

Lepiej nie częstować

Plakaty ostrzegające przed meningokokami słusznie zwracają uwagę: nie dawaj gryza, nie dawaj łyka, nie dawaj macha. Najczęstszym źródłem zakażenia jest jednak sytuacja, gdy wydzielina z nosogardła osoby chorej dostanie się do nosogardła osoby szczególnie podatnej na zakażenia (sprzyjają temu również uwarunkowania genetyczne). Przy kasłaniu czy kichaniu wydzielinę z nosogardła rozpyla się średnio na metr, do zachorowania może się więc przyczynić przebywanie w większej grupie stłoczonych osób (jak zresztą w przypadku szeregu innych chorób zakaźnych). Zarazki giną bardzo szybko poza organizmem człowieka, zdaniem epidemiologów nie ma więc konieczności dezynfekowania pomieszczeń ani zamykania placówek, w których ktoś zachorował – tak jak zamknięto liceum, do którego chodziła 16-letnia Ola.
Niewiele możemy zrobić, żeby uchronić się przed sepsą, bo nie przestaniemy przecież jeździć autobusami, chodzić na dyskoteki czy do kin. Dlatego bardzo ważne jest, by nie lekceważyć pierwszych objawów mogących oznaczać złowrogie zakażenie. Nie unikajmy wizyt u lekarza. Tylko wtedy będziemy mogli się przekonać, że na szczęście nie spotkało nas nic gorszego niż niewinne zaziębienie.

 

Wydanie: 2007, 48/2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy