Śledczy Rokita

Śledczy Rokita

Raport Rokity to przede wszystkim atak na Michnika i Agorę. Dlaczego?

Sejmowa Komisja Śledcza miała zakończyć prace do jesieni 2003 r., potem do końca roku 2003. Kolejnym terminem był 29 lutego 2004 r., teraz jej przewodniczący, Tomasz Nałęcz mówi, że chciałby, ażeby komisja przyjęła raport do końca marca. Czy można mu wierzyć?
Bardzo trudno.
Swoje raporty przedstawili już Zbigniew Ziobro, Jan Rokita – w „Rzeczpospolitej” i Tomasz Nałęcz – w „Gazecie Wyborczej”, co raczej przekreśla szanse na wspólny raport. Trzy wersje, które mogliśmy poznać, w wielu momentach są ze sobą zupełnie sprzeczne. Wspólny raport wymagałby, żeby któryś z posłów pisarzy zgodził się na zmianę swoich opinii, czyli przyznał, że to, co przedstawił w ubiegłym tygodniu, było bzdurą. Czy jest ktoś taki?
Wersja optymistyczna zakłada więc, że powstanie jeden raport, ale z taką ilością zdań odrębnych, że jego wartość będzie niemal zerowa. Wersja realistyczna – że będą przynajmniej dwa raporty.
Pamiętajmy przy tym, że prokuratura wciąż donosi nowe dowody w sprawie (np. twardy dysk z komputera Aleksandry Jakubowskiej) oraz że trwa sprawa w sądzie, który być może (patrz obok: rozmowa z Rywinem) zakwestionuje część wniosków.
Zatem jeszcze wiele może się zdarzyć, ale tak czy inaczej, będziemy mieli wielką awanturę.

Wersja nocnej zmowy

Ta awantura już wybuchła po publikacji wersji Rokity. Bo lider PO poinformował, że Agora uczestniczyła w grze korupcyjnej z przedstawicielami rządu, że po konfrontacji u szefa rządu (Miller-Michnik-Rywin) odbyło się w Kancelarii Premiera spotkanie, podczas którego, jak określił to Rokita, doszło do porozumienia między rządem a Agorą „o charakterze korupcyjnym”. Wtedy też miała zostać zawarta umowa o podziale wpływów w środowisku mediów. Rokita odkrył też nową osobę zamieszaną w aferę – to wicenaczelny „GW”, Piotr Pacewicz, który miał pośredniczyć w kontaktach Michnika z Rywinem. „Należy przyjąć, że kontakty, które miały doprowadzić do spotkania Adama Michnika z Lwem Rywinem, podjął dopiero od 18 lipca Piotr Pacewicz – napisał Rokita w swojej wersji raportu. – Wobec braku innych, udokumentowanych, kontaktów Lwa Rywina z Adamem Michnikiem lub jego współpracownikami można podejrzewać, że trzykrotne połączenia Lwa Rywina z numerem telefonu Piotra Pacewicza – w dniach 18 lipca, o godz. 13.29 (1’19”), 19 lipca, o godz. 13.26 (2’02”), oraz 22 lipca, o godz. 9.30 (29”) – otworzyły dopiero drogę do tego spotkania”.
Tymczasem szybko się okazało, że ani Pacewicz nie zna Rywina, ani Rywin Pacewicza i że w tym czasie redaktor „GW” był na spływie kajakowym…
Ale to są drobiazgi – znacznie poważniejsze są bowiem oskarżenia Rokity, że między SLD a Agorą doszło do „zawarcia poufnego porozumienia o charakterze korupcyjnym”. Miało ono miejsce 22 lipca wieczorem, po wyproszeniu Rywina z Kancelarii Premiera.
„Podczas wieczornego spotkania u Leszka Millera nastąpiło nieformalne i poufne porozumienie pomiędzy przedstawicielami SLD i przedstawicielami Agory, dotyczące co najmniej kształtu przepisów antykoncentracyjnych – pisze Rokita w swoim raporcie. – (…) Nie ulega wątpliwości, że sposób, okoliczności i zawartość merytoryczna porozumienia między SLD i Agorą noszą charakter korupcyjny”.
Konstrukcja, którą zbudował Rokita, wygląda więc tak. Po pierwsze, Agora dała się wciągnąć w korupcyjne negocjacje, toczone za pośrednictwem Rywina, nie informowała o niczym prokuratury, zostawiała sobie otwartą furtkę do różnych działań. Po drugie, po nagraniu Rywina i konfrontacji w gabinecie Millera Agora, najprawdopodobniej grożąc, że ujawni taśmy z rozmowy, uzyskała – za darmo – to, co chciała, czyli takie zapisy dekoncentracyjne, które umożliwiały jej kupno Polsatu.

Zapasy z logiką

Rzecz w tym, że hipoteza zbudowana została na glinianych nogach. I z raportu, i z przesłuchań w komisji wiemy, że reprezentanci Agory byli w niemal stałym kontakcie z Leszkiem Millerem i Aleksandrą Jakubowską. Sam Rokita kąśliwie zauważa, że te kontakty były bliskie („towarzyszyła im aura serdeczności i prywatności”). Po cóż więc, gdyby zechcieli łapówki, wysyłaliby do Michnika niemal nieznanego mu Rywina? Żeby powiedział, że przychodzi w ich imieniu?
Trudna do obrony jest też teza, że 22 lipca o 20.00 została zawarta umowa między SLD a Agorą. Bo, jak pokazały wydarzenia następnego dnia, rząd się wycofał z kilku zapisów postulowanych przez Agorę.
Również zachowanie Adama Michnika nie wskazuje, by czuł się związany – jak sugeruje to Rokita – jakąś tajną umową. Bo następnego dnia, o 12.00, niemal w tym samym czasie, kiedy Aleksandra Jakubowska redagowała ostatnią wersję ustawy (tę gorszą dla Agory), zwołał kolegium redakcyjne, podczas którego powiedział o propozycji Rywina i nagraniu rozmowy.
Potwierdza to zresztą w swoim raporcie Rokita, przecząc przy tym swoim wcześniejszym hipotezom: „Tylko bowiem w wypadku szybkiego doprowadzenia do publikacji ustawy w wersji, o jaką zabiegała Agora – istniała pewność, że taśma nie zostanie użyta jako dowód w jakiejkolwiek sprawie. Oczywistym jest, że po publikacji ustawy zgodnej z oczekiwaniami Agory nie mógł Adam Michnik, z obawy o własne bezpieczeństwo, ani ujawnić publicznie taśmy, ani prowadzić śledztwa dziennikarskiego”.
Tymczasem projekt ustawy, który rząd przyjął, tylko częściowo zadowalał Agorę, a jesienią 2002 r. nie zadowalał jej już w ogóle. Trudno więc przypuszczać, by Leszek Miller działał tu pod jakimś pistoletem. A zachowanie Michnika, który „mówił o propozycji Rywina każdemu, kto chciał”, również jest jednoznaczne. Spiskowiec tak nie postępuje.
Dlaczego więc Rokita zdecydował się zbudować tak wątłą konstrukcję, dlaczego zaatakował Agorę?
Bliżsi i dalsi jego znajomi, z którymi rozmawialiśmy, nie potrafili nam na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Najczęściej słyszeliśmy, że to kwestia charakteru, że – megaloman – uwierzył w swoją wersję. A także, że jest to element świadomej politycznej gry.

Gra Rokity

Po pierwsze, takie skandalizowanie zapewnia Rokicie rozgłos. Po drugie, punkty na prawicy. A także w innych mediach. Co w kontekście jego planów przekształcenia PO w prawicową partię o charakterze ludowym ma swoją logikę.
Adam Michnik nie jest osobą popularną wśród polskiej prawicy, więc atak na niego w tych kręgach może przynieść Rokicie korzyści i uznanie. Zwłaszcza taki atak, który pokazuje, że Michnik w sposób tajny dogaduje się z komunistami. I to na temat podziału wpływów na polskim rynku. To jest przecież jeden z ulubionych stereotypów naszej prawicy. Poza tym osłabia on „Wyborczą”, spycha do defensywy, do izolacji.
Specyfika polskiej sceny politycznej polega na tym, że „Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik są na niej quasi-partią, jednym z istotnych podmiotów. Ile ważącym, przekonaliśmy się, obserwując batalię o ustawę medialną. Nie ma dwóch zdań, Michnik jest mocny i do tego ma taką pozycję, że nie będzie żyrował poparcia jakiejkolwiek formacji. Jego osłabienie, uwikłanie jest więc prawicy (która szykuje się do rządzenia) na rękę, bo zmniejsza jego siłę rażenia.
Przy okazji wzmacnia rolę innych mediów, np. „Rzeczpospolitej”, która już dawno przestała być gazetą Dariusza Fikusa i jest organem zdeklarowanie prawicowym, w swym zaangażowaniu przewyższającym dawne „Życie” Tomasza Wołka.
Jeden z naszych rozmówców powiedział zresztą wprost, że Rokita nie boi się „Wyborczej”, bo pomoże mu „Rzeczpospolita”. I inne media, dla których gazeta Michnika jest rywalem i na rynku reklam, i na rynku idei. To zresztą do nich Rokita się zwraca, pisząc, że wieczorne porozumienie SLD-Agora odbyło się kosztem innych mediów komercyjnych. I podkreślając, że Miller z Jakubowską rozmawiali tylko z Agorą, ignorując postulaty innych nadawców.
Tak więc, patrząc na polityczne kariery Kaczyńskich, Leppera, a nawet Millera (przed rokiem 2002), Rokita wiele nie ryzykuje.

Słowa, słowa

Tym bardziej że okoliczności mu sprzyjają. Komisja Śledcza zgromadziła tyle materiałów, że po pierwsze, na ich podstawie można wysnuć wiele rozmaitych hipotez, zawsze logicznych. A po drugie, mało komu będzie się chciało czytać sążniste relacje, ludzie potrzebują dziś informacji w pigułce – kto jest winien i dlaczego. Rokita może być pewny, że swoje powie i mało kto będzie miał siłę to wszystko weryfikować. Tak więc wszystko zależy od słów, którymi opisze się daną sytuację. Przykładem niech będzie spór wokół słowa „zespół”. Czy istniał czteroosobowy „zespół” piszący projekt ustawy? Nie ma jego formalnych śladów. Czyli, kontynuują oskarżyciele, istniał „zespół nieformalny”. Ale co to znaczy? Otóż może to znaczyć wszystko i nie znaczyć nic. Takich określeń jest zresztą więcej, to jest sposób Rokity na opisywanie rzeczywistości.
Zresztą w pułapkę słów wpadła Aleksandra Jakubowska i jej „zespół”. To dobrze widać, patrząc na rekonstrukcję wydarzeń, które doprowadziły do powstania ustawy. Na zmiany jej wersji.
Te częste wolty świadczą przynajmniej o dwóch rzeczach. Że ośrodek decyzyjny był poddawany stałym naciskom z różnych stron. No i że niezbyt dobrze z tymi naciskami sobie radził. Że rację miał ostatni rozmówca… Mamy więc, z jednej strony, „jastrzębia” Włodzimierza Czarzastego, który stale walczył o restrykcyjne zapisy antykoncentracyjne i jak największe uprawnienia KRRiTV. Z drugiej był Robert Kwiatkowski, który chciał czegoś innego, byli inni, no i była potężna Agora, która wysyłała Aleksandrze Jakubowskiej swoje wersje ustawy. Wcześniej zmiękczając Leszka Millera podwójnie – wielką kampanią prowadzoną na forum międzynarodowym i w Polsce, i osobistymi spotkaniami Adama Michnika.
I w tym wszystkim znalazł się nagle Lew Rywin.
Na razie posłowie z Komisji Śledczej nie wyjaśnili, jakim cudem i po co. Ale przecież teraz nie jest to już im do niczego potrzebne. W tym safari nie poluje się już na Lwa.


Lew Rywin: Obalę Raport Rokity
– Co pan sądzi o tzw. raporcie Rokity?
– Przeczytałem pierwsze zdanie tego raportu, które jest nieprawdziwe i zawierało kłamstwo. I odłożyłem gazetę na półkę.
– Co jest nieprawdziwe?
– Nieprawdziwa jest informacja, że 15 lipca o godz. 11.30, jeszcze przed pójściem do ambasady francuskiej, rozmawiałem z Wandą Rapaczyńską. Na tym fakcie opiera się cała teoria Rokity. Otóż jest to nieprawda, byłem u Wandy Rapaczyńskiej po godz. 14.00, po imprezie w ambasadzie. Po drugie, nieprawdą jest, że dzwonił do mnie red. Pacewicz z „Gazety Wyborczej”. Nie znam go, nigdy z nim nie rozmawiałem. Być może z jego telefonu dzwonił do mnie ktoś inny, ale tego nie pamiętam. Tak więc, jak zobaczyłem te dwie manipulacje, przestałem to czytać. Za dużo jest w tym wszystkim polityki, gry, nie chce mi się tych polityków komentować.
– Czy powie pan to wszystko przed sądem?
– Będę zabiegał, żeby na zakończenie rozprawy przeczytać w sądzie to wszystko, co spisałem w marcu ubiegłego roku . Spisałem to w obecności notariusza, żeby nie być pod wpływem późniejszych wydarzeń. Przedstawię swoją wersję, obalę te wszystkie raporty.

 

Wydanie: 11/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy