Śpiewają pieśni gniewne

Śpiewają pieśni gniewne

Warszawski Chór Rewolucyjny Warszawianka przypomina wyklętą tradycję

„Ci, co nie będą niewolnikami / idą cię bronić, ziemio hiszpańska / abyś nie była, jak przed wiekami / znowu królewska, księża i pańska”, śpiewano w czwartkowy wieczór 8 września przed stołecznym Centrum Edukacyjnym IPN Przystanek Historia przy ul. Marszałkowskiej. W ten sposób Warszawski Chór Rewolucyjny Warszawianka protestował przeciwko pomysłowi dekomunizacji ul. Dąbrowszczaków. Występu słuchało ponad sto osób. Nad ich głowami powiewały flagi republiki hiszpańskiej oraz biało-czerwone.

Z Krakowa do Warszawy

Nie da się ukryć, że współcześnie wielu młodych ludzi, szczególnie chłopców, interesuje się historią XX w. Biorą udział w marszach pamięci oraz rekonstrukcjach historycznych. Zdecydowana większość utożsamia się z prawicową narracją o „żołnierzach wyklętych” lub Narodowych Siłach Zbrojnych. Licznie zasilają szeregi Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego. Nietrudno ich spotkać na ulicach miast. Paradują w ubraniach z patriotycznymi emblematami, a na wlepkach rozklejanych w różnych miejscach informują, że tych, których określają mianem wrogów ojczyzny, czeka śmierć. Dlatego na ich tle chór rewolucyjny to grupa wyjątkowa. Skupia młodych ludzi o lewicowych przekonaniach, którzy – jak można przeczytać na facebookowej stronie – są amatorami „śpiewania pieśni: gniewnych, marzycielskich, opowiadających o lepszym świecie”.

Warszawianka to młodsza siostra powstałego w 2012 r. Krakowskiego Chóru Rewolucyjnego. Jego założycielami byli Łukasz Dąbrowiecki i Agata Dutkowska, którym od lat chodził po głowie pomysł wspólnego śpiewania buntowniczych, rewolucyjnych pieśni, polskich i zagranicznych, zapomnianych lub specjalnie wyklętych. Skrzyknęli więc entuzjastów tego projektu i rozpoczęli próby. Pierwszy występ dali 21 lipca 2012 r. na krakowskim Rynku. Zaśpiewali wówczas „Czerwony sztandar”, a słuchacze nagrodzili ich brawami. Entuzjazm nie opuścił śpiewających, a chór działa do dziś. – Nasz chór chce pokazać, że w historii są pewne wartości, na które trzeba zwrócić uwagę. Nie można wymazać z pamięci zrywów polskiego proletariatu. My te teksty odkłamujemy i nadajemy im pozytywne znaczenie. Śpiewanie o historii to coś więcej niż mówienie o niej – mówił w 2013 r. PRZEGLĄDOWI Łukasz Dąbrowiecki.

Dzięki przeprowadzce do stolicy jednej z członkiń krakowskiego chóru odkłamywanie treści starych rewolucyjnych tekstów rozpoczęło się również w Warszawie. – Nasz chór powstał w lutym 2015 r. Na początku była nas dziesiątka. Teraz stały skład liczy 20 osób. Cały czas dołączają do nas nowi ludzie – opowiada Pat Kulka, dyrygentka warszawskiego chóru.

Zebranie pierwszej grupy chętnych śpiewaków nie było trudne. – Wszyscy, społecznie, zawodowo lub politycznie, jesteśmy w jakiś sposób związani z lewą stroną sceny politycznej. Dlatego z pewną zazdrością zerkaliśmy na krakowską inicjatywę, która w tak piękny sposób upamiętnia bohaterów i bohaterki lewicy. Uznaliśmy, że Warszawa też zasługuje na własny chór. W jego powołaniu pomogła nam koleżanka, która przeprowadziła się tutaj z Krakowa – mówi Dominik Pucek, członek Warszawianki.

Śpiewać każdy może, ale z przekonaniem

Aby przyłączyć się do warszawskiego chóru, nie trzeba być wcale lewicowym działaczem ani społecznikiem. Śpiewacy podkreślą, że liczy się zapał oraz to, żeby mieć serce we właściwym miejscu. – Po prostu trzeba być wiarygodnym w śpiewaniu pieśni rewolucyjnych i dobrze odnajdywać się w tym repertuarze. Żadnych innych obostrzeń nie ma – dodaje Pucek.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Obserwacje

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 30 września, 2016, 15:42

    „współcześnie wielu młodych ludzi, szczególnie chłopców, interesuje się historią XX w (…) Zdecydowana większość utożsamia się z prawicową narracją o „żołnierzach wyklętych” (…) Paradują w ubraniach z patriotycznymi emblematami, a na wlepkach rozklejanych w różnych miejscach informują, że tych, których określają mianem wrogów ojczyzny, czeka śmierć.”
    To w Polsce mozna ot tak sobie otwarcie grozic smiercia osobom o odmiennym swiatopogladzie? To na tym ma polegac ta „wolnosc slowa”? Moze mi ktos przypomni, czy za tzw. „komuny” ulicami chodzily demonstracje nawolujace otwarcie do mordowania kogokolwiek? Bo ja sobie nie przypominam (w kazdym razie nie w latach 80).
    A przepraszam – bylo nawolywanie do „wieszania komunistow” – to sie ladnie nazywalo „pokojowy etos Solidarnosci”.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy