Szekspir bez twarzy

Szekspir bez twarzy

390 lat po śmierci Szekspira nadal nie wiemy, jak wyglądał i kim naprawdę był

W przyszłym roku dopiero się zacznie. 23 kwietnia stuknie okrągłe 390 lat od śmierci Barda ze Stratfordu. Spektakle, ekranizacje, nowe biografie będą wyrastać jak grzyby po deszczu. Zresztą stale wyrastają, bo im więcej o Szekspirze napisano, tym jakby mniej o nim wiadomo. Zastępom biografów, historyków i krytyków do dziś nie udało się ustalić tak podstawowych faktów jak to, czy był protestantem czy katolikiem, gejem czy hetero, ani jak właściwie wyglądał.

Był czy nie był?

Londyńska Narodowa Galeria Portretów szykuje okolicznościową wystawę sześciu wizerunków kojarzonych z dramaturgiem – „Szukając Szekspira”. I rzeczywiście szuka. Bo lista portretów, które można opatrzyć etykietką „to mógłby być Szekspir”, kurczy się w szybkim tempie. Obraz znany jako „Flower Shakespeare”, własność Royal Shakespeare Company, okazał się XIX-wieczną fałszywką. Odnawiany w tym roku na okoliczność tej wystawy „Grafton Portrait”, datowany na 1588 r., w którym optymiści widzieli 24-letniego Szekspira, także wykluczono jako jego podobiznę. Teraz pod lupę trafił tzw. „Chandos Portrait”, wiszący we wspomnianej galerii, chyba najczęściej reprodukowany jako wizerunek Barda. Aż strach pomyśleć, co z tego wyniknie… Są właściwie dwie podobizny, co do których można mieć jakąś pewność, ale nie stuprocentową oczywiście. Jedna to pomnik na jego grobie w Kościele Świętej Trójcy w Stratfordzie, który zamawiała rodzina. A druga to rycina na okładce pierwszego wydania jego dzieł (First Folio z 1623 r.), której autentyczność miał potwierdzić współczesny mu dramaturg, Ben Jonson.
Nie wiadomo, jak wyglądał, a może go w ogóle nie było? Ciekawe, że takie głosy zaczęły się pojawiać dopiero pod koniec XVIII w., współcześni w wiarygodność Szekspira nie wątpili. Jednak od dwóch stuleci teorie spiskowe mnożą się jak króliki. Ich twórcy podają w wątpliwość, czy syn wytwórcy rękawiczek, który ukończył edukację gdzieś w wieku 14 lat, mógł coś wiedzieć o dworskich zwyczajach, prawie, historii, geografii Europy, czy literaturze klasycznej. Mówimy przecież o dramaturgu wykazującym niezwykłą inwencję językową – wprowadził do angielszczyzny wiele nowych słów i wyrażeń – znawcy psychologii. A także, zdaniem prof. Matthewsa z Oxfordu, eksperta w dziedzinie funkcjonowaniu mózgu – podobno u Króla Leara uchwycił pierwsze objawy choroby Alzheimera, a Ryszard III to idealny portret socjopaty. Dlatego lista jego „prawdziwych” nazwisk stale się wydłuża, byli już na niej m.in. Francis Bacon, Christopher Marlowe, Edward de Vere, czy słynny żeglarz Walter Raleigh. Najnowsze nazwisko to sir Henry Neville, wykształcony polityk i dyplomata, spokrewniony z rywalami Tudorów do tronu – dlatego miałby ukrywać swoją nacechowaną politycznie twórczość dramaturga. Dwójka brytyjskich historyków, Brenda James i William Rubinstein, poszła zatem tropem stosowanym już w przypadku kandydatury Marlowe’a, który miał nie zginąć w bójce, ale zostać przeszmuglowany do Włoch, a Szekspirowi płacić za milczenie i publikowanie jego sztuk pod swoim nazwiskiem. Wśród argumentów wymieniają m.in. podobieństwa w stylu pisarskim Neville’a i Szekspira, a także relacje czasowe pomiędzy premierami sztuk a podróżami dyplomaty. Tylko co w takim razie zrobić z oskarżeniami pod adresem Barda o przykłady ignorancji w jego twórczości, gdy chodzi o geografię i prezentację obcych krain?
Jego obrońcy takimi teoriami się nie przejmują, wskazując na równie dużo argumentów pochodzących m.in. z dokumentów, manuskryptów i dzieł innych autorów opublikowanych za jego życia na poparcie tezy, że autorem sztuk, poematów i wierszy Williama Szekspira był William Szekspir. Już w 1592 r. był na tyle znany, że niejaki Robert Greene dał w jednym ze swoich tekstów upust zazdrości, ostrzegając kolegów po piórze przed nowicjuszem, który wtargnął na ich terytorium, i oskarżając go o plagiat. Poza tym, po co na przykład Jonson i inni mieliby trwać w rzekomym kłamstwie kilka lat po śmierci Szekspira, gdy pisali miłe słowa we wstępie do pierwszego wydania jego dzieł?

Seks i tajemnice

Życiorys Szekspira rozpala wyobraźnię, bo niewiele o nim wiadomo. Albo inaczej: jest mnóstwo elementów piekielnie skomplikowanej łamigłówki. Tu jakiś podpis, tam dokument sądowy albo poświadczenie transakcji, testament itp. To, jak ktoś słusznie zauważył, jakby odczytywać biografię zmarłego na podstawie znalezionych przy nim kluczy, karty kredytowej i prawa jazdy – niby o czymś świadczą, ale o czym dokładnie?
Dlatego obok naukowców twardo obstających przy tym, by zajmować się wyłącznie analizą jego dzieł, jest szerokie grono biografów coraz śmielej spekulujących na temat wpływu czasów i przeżyć dramaturga na jego twórczość. Jak James Shapiro, autor książki „1599: Rok z życia Williama Szekspira”, który odrzuca popularne przekonanie, że Bard wyprzedził epokę, pokazując, jak świat zarazy, spisków i konfliktów, w którym żył, odbija się w jego dziełach.
Najbardziej zagadkowe są dwie kwestie. Po pierwsze, tzw. stracone lata, czyli okres od 1585 do 1592 r., czarna dziura w relacjach o Szekspirze. Nie wiadomo, kiedy ani dlaczego znalazł się w Londynie i jak zaczął karierę aktora i dramaturga. Wiadomo tylko, że od trzech lat był żonaty z osiem lat starszą Anną i był już wtedy ojcem trójki dzieci. Czyżby uciekł przed karą za kłusownictwo, a może był zwyczajnie przez kilka lat nauczycielem? Niektórzy, jak Stephen Greenblatt w wydanej pod koniec ubiegłego roku biografii „Will in the World”, skłaniają się ku teorii, że ma to raczej związek z jego katolickim wychowaniem. Jego ojciec pomimo prześladowań ze strony reżimu protestanckiego miał ponoć pozostać katolikiem. Greenblatt dowodzi, że ta konspiracja tłumaczyłaby nie tylko brak listów i dokumentów, ale także częste w jego twórczości motywy ukrywania tożsamości czy kamuflażu.
I druga zagadka, pole do starcia przeciwstawnych obozów – sonety. A właściwie wnioski z nich płynące na temat jego seksualności. Są zwolennicy autobiograficznej ich interpretacji oraz ci, którzy dowodzą, że wiersze wcale nie muszą odsłaniać prywatnego życia poety. W.H. Auden po lekturze sonetów był przekonany, że Szekspir był gejem (zresztą jak on sam). Inni zwracali uwagę na żonę i trzódkę dzieci i sugerowali biseksualność. Skąd te konkluzje? 126 spośród 154 sonetów adresowanych jest do młodego mężczyzny. Stąd miałby pochodzić wniosek o homoseksualizmie Szekspira. Tyle że równie łatwo można udowadniać, że w tekstach nie ma mowy o jednoznacznie wyrażonych seksualnych doświadczeniach, a jedynie dwuznacznych uczuciach i pragnieniach. Idąc tropem realnych związków – oraz dedykacji dla nijakiego „W.H.” – literaccy detektywi dotarli do kilku nazwisk, ale dwa wymienia się najczęściej: Henry Wriothesley, hrabia Southampton, lub William Herbert, hrabia Pembroke. Albo obydwaj razem… A to jeszcze nie wszystko. 27 sonetów adresowanych jest do „Czarnej Damy”, której tożsamość to już czyste spekulacje, a niektóre wiersze ponadto sugerują istnienie uczuciowego trójkąta. Trzy lata temu doszedł ciekawy zwrot do tej teorii – odnaleziono obraz, na którym patron Szekspira, wspomniany hrabia Southampton, jest sportretowany uszminkowany i w kobiecym stroju…
Na równi z zagadkami biografii powinny nas jednak elektryzować nowe interpretacje jakże uniwersalnych sztuk Szekspira. Ale jak pokazał tegoroczny przemarsz armii Makbetów przez nasze sceny, z tym bywa różnie. Tymczasem najnowsze biografie wskazują na podobieństwo rozchwianych, niepewnych czasów Szekspira do obecnych. Dlatego jego twórczość sprzed czterech wieków może pomóc nam zrozumieć i odnaleźć się w naszych czasach. Zatem niech Bóg chroni Barda. Żeby niegdysiejszy twórca masowy, dziś zamknięty w kanonie kultury wysokiej, trafiał wyłącznie na interpretatorów, którzy wyrwą go z szufladki niedorzecznych skojarzeń – o zgrozo! – z nudą i naftaliną.

 

Wydanie: 2005, 51-52/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy