Tajemnica jasnowidza

Tajemnica jasnowidza

Choć Krzysztof Jackowski pomógł odszukać już wiele zaginionych zwłok, nie dorobił się na swoich wizjach

Po Pershingu została mu kurtka, którą schował tu po ostatnim spotkaniu. Przyjeżdżał co tydzień. Tego wieczoru, wychodząc, powiedział: „Niech zostanie u ciebie. Będę miał po co wracać”. Następnego dnia zginął. Po Gołocie zostało rozczarowanie, po Lepperze tęskne spojrzenie, gdy podsuwał zdjęcie z pytaniem „A ta kobieta?”, po politykach – złość, że go nie słuchają. Po rodzicach zaginionych dzieci, którym mówi „co łaska”, zostaje mu około 20 zł. Piotr Żak dziękował mu, że przewidział rozpad AWS. Nie wiadomo, za ile. Był u niego Jerzy Hoffman. Czy pytano go o morderców Papały? Milczy.
Krzysztof Jackowski – skuteczny i popularny. Najbardziej znany polski jasnowidz. Najlepszy? Najszczęśliwszy?
– Płacę za to wszystko k…ą cenę! – Jackowski jest wzburzony. Jakby dusił się w domowej meblościance. – Chyba zaraz zwinę interes. Po 11 latach moja rodzina ma dość.

Nienawidzę much

Człuchów. Średnie mieszkanie w szarym blokowisku. Jackowski został jasnowidzem, gdy stracił pracę („fizycznym byłem”) w zakładzie, który zlikwidowano. Od dwóch lat bez zajęcia jest także jego żona. Wychowują córkę licealistkę i syna ucznia gimnazjum. W okolicy bezrobocie, więc jasnowidzenie to jedyne źródło utrzymania.
Kiedyś rodziny zaginionych, popłakując, słabnąc i modląc się, przesiadywały na klatce schodowej. Dziś jest telefon i faks, ale i tak trudno uznać, że to spokojny dom, jeśli przyjeżdżał tu Pershing (i kto jeszcze z mafii?), jeśli rodziny przez próg podają córce Jackowskiego rzecz należącą do zaginionego. Ona potem, też przez próg, ten przedmiot oddaje. W środku jest kartka z informacją, gdzie znajduje się ta osoba. Przeważnie nieżywa.
Mieszkanie Jackowskiego. Zapach placków, zupy, domowa krzątanina. Za progiem rozpacz nad kartką.
Jego syn zapytany przez dziennikarza przygotowującego książkę o jasnowidzu, kim jest ojciec, odpowie: „Bogiem”.
Stukają talerze. W domu rządzi żona. On ciągle coś gubi i nie umie znaleźć.
Na ścianach dyplomy zapewniające, że Jackowski jest w czołówce światowej. W teczkach stosy zamówień. Około 600 było od policji. W innych teczkach podziękowania w stylu: „Komenda powiatowa w Z. informuje, że ciało Jana B. znaleziono we wskazanym miejscu. Jan B. został zamordowany, a jego zwłoki w celu ukrycia zostały zatopione w rzece San między miejscowością Wapowca a Łętownia”.
Komenda w Radomiu: „Chcę panu serdecznie podziękować za dokładne wskazanie miejsca ukrywania się groźnego przestępcy”.
„Wyrażam gorące podziękowania za udzieloną pomoc w sprawie dotyczącej zabójstwa czteroosobowej rodziny, jakie miało miejsce w styczniu 1996 r. w Siennicy”.
„Proszę o przesłuchanie Krzysztofa Jackowskiego, który dokładnie wskazał miejsce spoczywania zwłok Jerzego W.”
Jest samotnikiem. Nie utrzymuje kontaktów z innymi jasnowidzami. Dobrze rozmawia mu się z dziećmi. Parę razy przyjeżdżał do niego pan X. z Warszawy, obiecywał wielkie sumy, jeśli Jackowski swoim nazwiskiem ozdobi wspólną firmę. Odmówił. Teraz boi się zemsty.
Człuchów nie zrobił sobie z niego maskotki, takiej jak Świecie z Janusza Dzięcioła. Na 650-lecie miasteczko miało swoje wejścia w telewizji. O jasnowidzu ani słowa.
Nienawidzi much. Kojarzą mu się z ciałami, które znalazł wraz z policją.
Każdą wizję przeżywa. – Nie chodzi o to, czy ten ktoś żyje, większość jest martwa – wyjaśnia. – Paraliżuje mnie strach, czy trafnie określiłem, gdzie leżą zwłoki. Ważny jest mój sukces, choć oczywiście lubię zmarłych. Mam wśród nich więcej znajomych niż wśród żywych.
90% wizji wskazuje, że człowiek nie żyje. Coraz więcej odnajdywanych ciał to ekonomiczni samobójcy. Biedę widać i w pracy jasnowidza.
– Kiedy moja wizja okazuje się trafna, czuję się, jakbym wygrał w totolotka. A obok płacze matka – dodaje Jackowski. – Ale proszę mnie dobrze zrozumieć – cieszę się z wizji, nie ze śmierci człowieka.

Wącham wspomnienia

Rodzice – robotnicy, pięcioro rodzeństwa. W dzieciństwie matka się na niego złościła, bo obsesyjnie układał noże w jednym kierunku, poza tym odruchowo pocierał wszystkie kanty. Jakby chciał je złagodzić. Ten gest odziedziczyła córka.
Chodził do technikum rolniczego, ożenił się zwyczajnie, z dziewczyną poznaną dzięki koledze. Pewnego dnia na człuchowskim rynku rozegrała się scena, która zmieniła jego życie. Obcy mężczyzna poprosił o ogień. Jackowski dał mu odpalić, patrzył za odchodzącym i w silnym, niekontrolowanym widzeniu zobaczył ciężarówkę i jakąś parę staruszków na wozie. – Gdyby mężczyzna był z kimś – wspomina – nie odważyłbym się go zaczepić. Ale był sam. Nie zdziwiło go moje widzenie. Przyjechał z południa Polski. Tam przed laty był kierowcą. Dziadkowie zajechali mu drogę. Mężczyzna zginął. To wspomnienie jest nie do usunięcia.
Od razu poniosła go ambicja. Żadnych wróżb, czy ktoś kogoś kocha. Przyjmuje tylko sprawy najtrudniejsze. Pytania o ludzi, którzy zniknęli.
Pierwszą głośną sprawą było dwóch chłopców, którzy utonęli w jeziorze. Dokładnie wyrysował rów i zamulone dno, w którym były ciała. – Gdybym się wtedy pomylił, zrezygnowałbym – podkreśla. Tymczasem zapłakani rodzice przekazywali sensacyjną wieść: jasnowidz z Człuchowa odnalazł ciała ich dzieci.
Rozpacz, bezradność i kolejne, trafne wskazania zaczęły nakręcać jego sławę. Wizja jest olśnieniem, do którego musi się przygotować. Potrzebuje przedmiotu należącego do zaginionego, najlepiej ubrania z jego zapachem. Pociera, dotyka, przystawia do czoła. Przesiąka tamtym człowiekiem. A potem wykonuje codzienne czynności. Miejsce nie ma znaczenia. Błysk. To, co zobaczył, zapisuje na kartce. Nigdy nie rozmawia z rodzinami. Boi się sugestii i żebrania o życie. To zakłóca myśli. Najciekawsze wizje miał w kuchni.

Dostaję grosze

Rodziny rzadko dzwonią, by podziękować lub potwierdzić trafność wizji. Jakby miały żal, że nie było cudu. Czasem sprawy są tak głośne, że z gazet Jackowski dowiaduje się o tym, że miał rację. Czasem wizja jest nieprecyzyjna. – Pamiętam historię chłopca z Łodzi – wspomina. – Byłem zaszokowany, bo czułem, że jest w jakieś rurze, w przybudówce. Potem okazało się, że w tym miejscu jego ciało było zawinięte w dywan. Na taki pomysł wpadli koledzy, którzy go zabili.
Czasem ludzie nie chcą dopuścić do siebie tragedii. Oto biznesmeni, którzy zaginęli na Ukrainie. Jackowski wie, że mają poderżnięte gardła. Wyjątkowo przyjął ich rodziny. Matki, żony, bracia. Wyśmieli go: „Wróżka w Warszawie powiedziała, że balangują. Wrócą”. Po kilku tygodniach znaleziono zwłoki. Miał satysfakcję.
„Dźgali ją czymś, nie nożem. Jest rozebrana, leży koło torów” – to powiedział matce studentki z Zielonej Góry. Z pretensjami zadzwonił dziennikarz z miejscowej prasy. – Kobieta ledwo na serce nie umarła – krzyczał. – A dziewczynę widział kierowca autobusu. Jest podejrzenie, że uciekła z sektą. Ale żyje. Ciało znaleziono przy torach.

Inna sprawa. Pracownik urzędu skarbowego zamordowany przed swoim garażem w Łomży. Pojechał na jego grób, ale nie wyczuł mordercy, bo było za dużo głosów z tamtego świata.
Z lękiem wspomina sprawę dwóch zagubionych studentek, które weekendy spędzały w spokojnej leśniczówce. Uległ błaganiom, pojechał do podpoznańskiego lasu. – Czułem zwłoki, a nie potrafiłem ich zlokalizować – wspomina. – Wąchałem łóżka, na których spały. Były koło mnie, a jednocześnie nie znalazłem śladu. Powiedziałem tylko rodzinom, że nie żyją, nie uciekły do Niemiec, jak się łudzono.
Poćwiartowane szczątki dziewcząt znaleziono w różnych punktach lasu. Mordercą okazał się młody człowiek z pobliskiej wsi.
Jackowski znalazł też ciało 3-letniej Magdy, która przewędrowała przez Kraków, żeby utonąć.

Niechętnie wspomina o porażkach. Ze złością mówi o nim matka Sylwii Iszczyłowicz, która przed paroma laty nie wróciła z kościoła do domu w Zabrzu. – Wszystkie jego wizje były fałszywe – mówi. – Policja przeczesywała wskazane miejsca i nic.
Lubi marzyć o bogactwie, którego się nie dorobił. W rozmowie często przywołuje piękne wyspy, apartamenty w stolicy i lokaja z chłodnymi drinkami. To wszystko byłoby, gdyby nie brał najtrudniejszych spraw. No i nie ustalał ceny „co łaska”. Twierdzi, że klienci życie swoich najbliższych wyceniają na parędziesiąt złotych. Raz dostał 500, a ktoś podarował mu wspaniały telewizor, gdy odnalazł transport takich samych. I tyle. Mieszkanie jest wygodnie i dostatnio umeblowane, ale tylko jak na Człuchów. Samochodu nie ma. Zdarzają się jednak klienci, którzy wynajmują mu samochód z kierowcą, by dojechał do Warszawy. Bieda miesza się z luksusem.
Uwielbia rozmowy o nicości, duszy i wszechświecie. Dużo czyta. – Nie jestem wybrańcem – zapewnia. Mówi, że siłę ma od Boga, choć Kościół nie chce jego wizji.
– Nie boję się wizji, boję się ludzi – to doświadczenie Jackowskiego po 11 latach. Dziś nauczył się odmawiać. W czasie pierwszej rozmowy stara się wyczuć ewentualną agresję. Nic nie poradzi na tych, którzy, jakby mszcząc się za śmierć najbliższej osoby, opowiadają o nim jak o szatanie. – Nie ma spraw zamkniętych – kończy spotkanie. – Wracam do moich zmarłych. Zaprzyjaźniam się z nimi.

 

Wydanie: 2001, 37/2001

Kategorie: Reportaż

Komentarze

  1. szymiko
    szymiko 24 września, 2016, 19:06

    Czyli jednak wyjaśniono sprawę zabójstwa rodziny z Siennicy z 1996 r. i złapano jednego ze sprawców? Kiedyś na onecie pisali że do dziś tego morderstwa nie rozwikłano.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 29 grudnia, 2023, 17:11

    Nie wolno brac pieniedzy za dar.To jest problem Krzysztofa.Inaczej gina blizcy jak u Wangi i Dzuny i innych.Nie wolno reklamowac daru tylko ratowac ludzi.Moja ciocia pol zydowka pol cyganka w Rumunji byla bardzo bogata osoba nigdy nic nie brala za dar i Bog wszystko dal.Pomagala od robotnikow do Czauszesku.Jej maz byl w jego sluzbach bo uratowala jemu zycie.Blagoslowienia jej robily cuda.A przeklestwa chyba dwa razy za 98lat wyzwaly ciezkie choroby i kataklizmy.To sa ludzie od boga inni mysla ze wariaci ale te co tak mysla zle o nich ciezko placa za to w zyciu.i ich rod.Nie wolno ich ruszac tylko oni moga pomoc w ciezkich sytuacjach nawet nie lekarze.Krzysztof swoj dar zgubil przez kase zostala reszta.On nie wiedzial o tym

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy