USA – czas slamsów

USA – czas slamsów

Co dziesiąty Amerykanin dostaje od władz bezpłatne kupony na żywność

Kryzys dławi i zmienia społeczeństwo Stanów Zjednoczonych. Miliony Amerykanów utraciły domy, oszczędności i pracę. Tłumy bezdomnych szturmują kuchnie wydające bezpłatne posiłki. Wśród zrozpaczonych nędzarzy szerzy się przestępczość. „Pokolenie recesji”, jak nazwały je media, traci swe życiowe szanse.
Nowojorski kościół Świętych Apostołów wydaje 1250 darmowych posiłków dziennie, ale to za mało. „Wielu odchodzi z pustym brzuchem”, przyznaje Joel Berg, dyrektor nowojorskiej organizacji Koalicja Przeciwko Głodowi.
50 mln obywateli USA nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, prawie 14 mln zaś jest bezrobotnych. Od początku recesji w grudniu 2007 r. zlikwidowano 5,7 mln miejsc pracy. Stopa bezrobocia sięgnęła w kwietniu 8,9% i jest najwyższa od października 1983 r. Liczba przymusowo zlicytowanych domów wzrosła w marcu o 45% w porównaniu z tym samym miesiącem roku poprzedniego. W kwietniu takich licytacji przeprowadzono prawie 150 tys.
Polacy, dla których USA wciąż wydają się krajem obfitości, zazwyczaj nie wierzą w relacje o amerykańskiej biedzie. Faktem jest jednak, że w 2007 r. władze Nowego Jorku zaopatrywały w bezpłatne posiłki 1,3 mln ludzi. Tylko w październiku i grudniu 2008 r. liczba potrzebujących wzrosła do 3 mln. W Georgetown, eleganckiej dzielnicy Waszyngtonu, zamieszkanej przez polityków, lobbystów z Wall Street i zamożnych adwokatów, nie należy obecnie zapominać o zamykaniu samochodów. Ten, kto pozostawi auto otwarte, może się spodziewać, że nad ranem znajdzie w nim bezdomnego, który wykorzystał pojazd jako miejsce noclegu.
Kryzys finansowy i ekonomiczny w USA może doprowadzić także do socjalnej zapaści. Lawrence Mishel, przewodniczący Instytutu Polityki Ekonomicznej, przewiduje: „Wielu ludzi znajdzie się w rozpaczliwej sytuacji ekonomicznej, która potrwa wiele lat”.

Nędza zagląda w oczy

jednej trzeciej społeczeństwa Stanów Zjednoczonych. 32 mln Amerykanów (co dziesiąty obywatel) pobierają bezpłatne kupony na żywność.
W styczniu br. 741 tys. mieszkańców USA straciło pracę. W lutym – 681 tys., o 30 tys. więcej, niż wynikało z pierwszych obliczeń. W marcu zlikwidowanych zostało 699 tys. miejsc pracy (36 tys. więcej, niż podano w pierwszych komunikatach). W kwietniu – „tylko” 539 tys. Niektórzy ekonomiści odetchnęli z ulgą – bezrobocie wzrasta, ale już wolniej. Czy to światełko w tunelu? Komentator dziennika „New York Times” Bob Herbert uważa jednak, że optymizm jest przedwczesny. Rząd stworzył w kwietniu 72 tys. nowych miejsc pracy, z których wiele ma charakter jedynie tymczasowy (administracja potrzebuje pracowników w celu przeprowadzenia spisu powszechnego w 2010 r.). Ale w ubiegłym miesiącu sektor prywatny zwolnił 611 tys. osób.
Bezrobocie nadal będzie wzrastać, także z tej przyczyny, że w wiek produkcyjny wchodzą bardzo liczne roczniki. Rząd musiałby tworzyć 127 tys. miejsc pracy miesięcznie, aby dotrzymać kroku temu wzrostowi populacji.
Bezrobocie jest jak rak, który toczy społeczeństwo – pisze „New York Times”. Za suchymi liczbami kryją się niezliczone ludzkie tragedie. 21-letnia Cristina Sanford z Atlantic City, samotna matka trojga dzieci, we wrześniu straciła posadę sprzątaczki. Wydała kilkaset dolarów na kurs dla krupierów, ale ekonomiczna mizeria dotknęła także kasyna gry, które tną zatrudnienie. Cristina dostaje 424 dol. zasiłku socjalnego oraz 584 dol. w kuponach na żywność. Za wynajęcie pokoju musiałaby zapłacić 900 dol. miesięcznie, utraciła więc dach nad głową. Noce spędza w schronisku dla bezdomnych i nie wierzy w szybką poprawę swego losu: „Na razie jest coraz gorzej. Firmy wciąż zwalniają ludzi”.
33-letni Sergio Gallardo jeszcze ma oszczędności, aby zapłacić 870 dol. miesięcznie za wynajęcie mrocznego pokoju z wnęką kuchenną w tanim motelu Costa Mesa Motor Inn w Orange County koło Los Angeles. Na powierzchni 10 m kw. gnieździ się z czworgiem dzieci. Najstarszy syn, Raymon, ma 13 lat. Sergio pracował na budowie, dobrze zarabiał. Kiedy stracił pracę, musiał sprzedać samochód, wyprowadzić się z trzypokojowego mieszkania, rzuciła go żona. Zabawki i większość dobytku trafiła do pojemnika na śmieci. W motelu jest wielu samotnych ojców lub matek z licznym potomstwem, dzieci więc wesoło bawią się z rówieśnikami. Nie przejmują się przyszłością, przynajmniej na razie. Zdaniem socjologów, skutki kryzysu najbardziej

dotkliwie odczują najmłodsi Amerykanie.

„To prawdziwa katastrofa, która dzieje się w ciszy”, powiedział prof. Irwin Redlener z Columbia University, autor studium na temat obecnego pokolenia recesji. W 2007 r. (ostatnim, dla którego dostępne są statystyki) w ubóstwie żyło 18% amerykańskich dzieci. Lawrance Mishel przewiduje, że w 2010 r. w tej sytuacji znajdzie się już 27,3% dzieci. Dla Afroamerykanów dane są jeszcze bardziej wstrząsające. Współczynnik ubóstwa czarnoskórych dzieci wynosił przed trzema laty 34,5%. Jeśli bezrobocie będzie wzrastać, w przyszłym roku co drugie czarnoskóre dziecko w USA znajdzie się w strefie nędzy. Istnieją obawy, że większość zdobyczy Afroamerykanów na polu równouprawnienia ekonomicznego zostanie zniweczona. Obecnie stopa bezrobocia wśród czarnoskórych mieszkańców USA wynosi 15%.
Organizacja charytatywna „Feeding America”, powołująca się na dane federalnego Urzędu Statystyki Populacyjnej oraz Departamentu Rolnictwa, podaje szokujące informacje. Oto w USA 3 mln dzieci poniżej piątego roku życia zagrożonych jest głodem. Poniżej 18. roku życia – ponad 12 mln.
Najubożsi tracą możliwości zdobycia wykształcenia. Rhonda Haramis z Long Beach jest urzędniczką odpowiedzialną za opiekę nad uczniami. Codziennie otrzymuje kilkanaście telefonów od zrozpaczonych matek: „Straciliśmy dom i wkrótce znajdziemy się na ulicy. Co teraz będzie z nauką w szkole, z odrabianiem lekcji?”. Pani Haramis nie potrafi dać odpowiedzi. Podobnie bezradna jest Mearon Lewers, nauczycielka z Detroit, kiedy skruszony uczeń wyznaje: „Nie mogłem odrobić lekcji, ponieważ z powodu niezapłaconych rachunków wyłączyli nam prąd i w domu jest ciemno”.
W czasach kryzysu w USA narasta przemoc. Niektórzy próbują zdobywać środki do życia poprzez napady i rabunki, innym, pozbawionym perspektyw życiowych, zawodzą nerwy. W kwietniu Ameryką wstrząsnęła

seria brutalnych zbrodni.

W Pittsburghu 23-letni maniak broni palnej, Richard Poplawski, ubrany w kamizelkę kuloodporną urządził zasadzkę na interweniujących w sprawie domowej kłótni policjantów. W strzelaninie straciło życie trzech stróżów prawa. Tego samego dnia w Graham w stanie Waszyngton 34-letni James Harrison zastrzelił w przyczepie mieszkalnej pięcioro swoich dzieci, po czym popełnił samobójstwo. W Binghampton w stanie Nowy Jork imigrant z Wietnamu, Jiverly Wong, ogarnięty szaleństwem prawdopodobnie z powodu utraty pracy, zastrzelił w centrum socjalnym
13 osób, potem zabił siebie. „To jest American Way”, napisał komentator dziennika „New York Times” i przypomniał, że od czasów zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 r. 120 tys. Amerykanów zostało zabitych przez innych Amerykanów, 25 razy więcej niż żołnierzy US Army, którzy stracili życie w Iraku i w Afganistanie.
W czasach ekonomicznej mizerii miasta Stanów Zjednoczonych zmieniają się – rosną dzielnice slamsów oraz obozy namiotów, w których koczują najbiedniejsi. Najsłynniejsze stało się

miasteczko namiotowe

w stolicy Kalifornii, Sacramento, ponieważ opowiedziała o nim w swoim show gwiazda telewizyjna, Oprah Winfrey. Poirytowane rozgłosem władze miasta przeznaczyły milion dolarów na likwidację obozowiska, które stało się domem dla ok. 150 ludzi. Bezdomnym obiecano miejsca w schroniskach. Zagrożeni akcją policyjną ludzie z namiotów rozeszli się jednak w różne strony. Niektórzy zostawili namioty w nadziei, że jeszcze powrócą. Ci, którzy szukali dachu nad głową w schroniskach miejskich, doznali zawodu. „Poszliśmy tam, ale okazało się, że nie ma wolnych łóżek. Schronisko rzeczywiście jest, lecz wszystkie pokoje są przepełnione. Kazali nam ruszyć się z namiotów, lecz nie potrafią nam pomóc”, żaliła się 39-letnia Stephanie Hayes, będąca w ósmym miesiącu ciąży.
Administracja prezydenta Obamy przeznaczyła ogromne kwoty na stymulowanie gospodarki, jednak wiele stanów USA redukuje swe wydatki na cele socjalne. Stanowe ustawodawstwo często zabrania bowiem zaciągania zbyt wysokich długów. Niektórzy dziennikarze skarżą się zresztą, że rząd jest hojny przede wszystkim dla banków i giełdy, która znowu notuje duże wzrosty, ale nie przejmuje się zbytnio dramatycznym położeniem milionów Amerykanów z najniższych warstw społecznych. Zdaniem lewicowo nastawionych komentatorów, wielki kapitał wykorzystuje kryzys do restrukturyzacji amerykańskiego społeczeństwa, likwidacji nierentownych gałęzi przemysłu. Pragnie zdobyć pieniądze podatników dla banków i Wall Street oraz stworzyć armię bezrobotnych, aby ci, którzy jeszcze mają pracę, akceptowali niższe wynagrodzenie. Prof. James Alan Fox, kryminolog, który przewiduje dalszy wzrost przestępczości w trudnych czasach, powiedział gorzko: „Określenie USA jako kraju nieograniczonych możliwości dla wielu brzmi obecnie jak kiepski dowcip”.

Wydanie: 2009, 21/2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy