Wielkie serce sportowca – rozmowa z prof. Arturem Mamcarzem

Jeśli kluby stać na zawodników za miliony euro, to nie mogą oszczędzać na ich zdrowiu

Prof. Artur Mamcarz – prof. nadzw. dr hab. n. med. Artur Mamcarz – kardiolog i internista, kierownik III Kliniki Chorób Wewnętrznych i Kardiologii II Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, były przewodniczący Sekcji Kardiologii Sportowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Rozmawia Mariola Marklowska-Dzierżak

Panie profesorze, w ostatnim czasie media wielokrotnie donosiły o tragicznych w skutkach zawałach wśród zawodowych sportowców, zwłaszcza piłkarzy. Można by wysnuć wniosek, że sport wyczynowy jest groźny dla zdrowia i życia…
– Ależ to najprawdopodobniej nie były zawały! Nie powinniśmy straszyć młodych ludzi takimi informacjami, tym bardziej że są z reguły nieprawdziwe. Sportowcy nie umierają na zawał, a jeśli nawet, to zdarza się to niezwykle rzadko.
Wobec tego co było przyczyną śmierci Piermaria Morosiniego, 26-letniego piłkarza drugoligowej drużyny włoskiej, który w kwietniu, podczas meczu, upadł na boisku i zmarł po przewiezieniu do szpitala, nie odzyskawszy przytomności? A czym tłumaczyć nagłą śmierć na parkiecie Vigora Bovolenty, świetnego włoskiego siatkarza?
– Przyczyny nagłych zgonów na boisku są w większości znane. W grupie starszych sportowców, za których w medycynie sportowej uważamy tych, którzy mają 35 lat i więcej, są to powikłania miażdżycy. Natomiast w przypadku sportowców do 35. roku życia, a więc młodych, za nagły zgon odpowiadają przede wszystkim kardiomiopatie – pierwotne choroby mięśnia sercowego o nie do końca znanej etiologii, występujące czasem rodzinnie. Jest to zwykle tzw. kardiomiopatia przerostowa, polegająca na przeroście lewej komory serca, z którym wiąże się zwiększone ryzyko zaburzeń rytmu i zgonu z powodu śmiertelnej arytmii – częstoskurczu komorowego i migotania komór. Poza kardiomiopatią przerostową istnieje również kardiomiopatia arytmogenna prawej komory. Jest to jednak bardzo rzadka choroba, polegająca na zmianie strukturalnej mięśnia serca. Osobiście spotkałem się z nią tylko raz, u kilkunastoletniej koszykarki. Wykrycie tej choroby było przyczyną jej wykluczenia ze sportu.
Nagłe zgony mogą być powodowane również przez niewykryte wcześniej patologie, takie jak samoistny przerost komory, niektóre wady serca albo tzw. kanałopatie – genetycznie uwarunkowane nieprawidłowości przepływu przez kanały w sercu jonów, które decydują o sprawności elektrycznej serca. Ta nieprawidłowość może spowodować wystąpienie śmiertelnej arytmii.
Czyli przyczyn nagłych zgonów u sportowców należy szukać nie w zawale, lecz w zaburzeniach rytmu serca.
– Nagłe zgony na boisku były, są i będą. Jest to coś, co nazywamy „nieuniknioną rzadkością” – niezależnie od sposobów i częstości kontroli medycznej zawsze może się zdarzyć, że nie uda nam się zbadać wszystkich sportowców, przewidzieć u wszystkich ryzyka tego typu zdarzeń i zapobiec im. Kardiologia sportowa służy jednak temu, by zminimalizować prawdopodobieństwo ich wystąpienia, a więc wykryć maksymalnie dużo przypadków, w których uprawianie sportu wiąże się ze zwiększonym ryzykiem.

JAK MINIMALIZOWAĆ RYZYKO

Tylko jak zminimalizować ryzyko wystąpienia zaburzeń, które – tak jak kardiomiopatie – bardzo często mają podłoże genetyczne?
– Sport wyczynowy, który definiujemy jako ciężką pracę treningową związaną z uzyskiwaniem znakomitej formy po to, by wygrywać zawody, wiąże się ze zwiększonym ryzykiem obciążeń emocjonalnych i strukturalnych dla serca i układu krążenia. Układ sercowo-naczyniowy musi się zaadaptować do uprawiania sportu, co wiąże się z ryzykiem wystąpienia pewnych powikłań. Wiemy np., że u osób uprawiających sport prawdopodobieństwo wystąpienia napadowego migotania przedsionków jest od trzech do pięciu razy wyższe niż u osób, które sportu nie uprawiają. Ma na to wpływ wiele czynników, wynikających z konieczności dostosowania się serca do zwiększonego wysiłku. Jeśli dotyczy to osób, które mają już jakieś nieprawidłowości, np. wrodzoną wadę serca, to ryzyko powikłań jest u nich wyższe. A rolą kardiologów sportowych jest wykrycie tych patologii.
Macie do tego odpowiednie narzędzia, aparaturę?
– Podstawowym narzędziem jest wywiad lekarski. Musimy się dowiedzieć, czy danemu zawodnikowi zdarzają się omdlenia, zasłabnięcia, bóle w klatce piersiowej, kołatania serca, a także czy w jego rodzinie były takie incydenty. Trzeba mu zbadać ciśnienie, tętno, sprawdzić, czy nie ma szmerów w sercu, czy ma tętno na tętnicach udowych. Ważny jest również wynik EKG.
Czego można się dowiedzieć dzięki temu badaniu?
– To prosta, ogólnie dostępna i tania metoda diagnostyczna, która pozwala wykryć pewne zmiany charakterystyczne dla sportowców. Choć słysząc, że jest to tania metoda, niektórzy decydenci pewnie by się ze mną nie zgodzili. Co więcej, przez wiele lat na ten temat toczyły się dyskusje między europejskim i amerykańskim towarzystwem medycyny sportowej. Amerykanie twierdzili, że nie stać ich na to badanie, i nie wykonywali go powszechnie u sportowców. A w Europie EKG jest standardem w sporcie wyczynowym.
Jeśli dla Amerykanów jest za drogie, to ile kosztuje takie badanie?
– Samo badanie nie jest drogie, kosztuje od 20 do 50 zł z opisem. Problem jednak w tym, że w momencie wykrycia jakichś nieprawidłowości pociąga za sobą dalszą diagnostykę. Bo na podstawie samego wyniku EKG nie można sportowca ani wykluczyć, ani dopuścić do dalszego uprawiania sportu. Trzeba mu wykonać echokardiografię, wysłać go na konsultację kardiologiczną, a to generuje kolejne koszty. Ale w końcu sport wyczynowy jest związany z pozyskiwaniem dużych pieniędzy od sponsorów. Jeśli kluby stać na zawodników za miliony euro, to nie mogą oszczędzać na ich zdrowiu. Czy pani wie, ile są warci piłkarze występujący na Euro 2012?
Nie mam pojęcia.
– Mówi się, że powyżej 42 mld euro. Najdroższy zawodnik kosztuje 90 mln euro.
To o co tyle hałasu?
– No właśnie. Skoro w grę wchodzą takie pieniądze, to, moim zdaniem, nie powinniśmy się zastanawiać nad finansowaniem badań diagnostycznych, w tym również echokardiografii, której jestem gorącym zwolennikiem. Jest to badanie, które warto robić, bo jest dokładniejsze od EKG, pozwala precyzyjniej wykryć wiele nieprawidłowości w sercu.

20 UDERZEŃ NA MINUTĘ

A jaka jest różnica w cenie między EKG a echem serca?
– Echo serca jest pięcio-, sześciokrotnie droższe. I mniej dostępne niż EKG. Poza tym, żeby dobrze odczytać jego wyniki w tej grupie pacjentów, trzeba mieć doświadczenie w ocenie serca sportowca.
Serca sportowca? Jest coś, co różni je od serca osoby, która nie uprawia sportu?
– W sercu sportowca obserwujemy różne zmiany, zarówno elektryczne, jak i strukturalne. Pod wpływem zwiększonego wysiłku mięsień sercowy ulega pewnej przebudowie, zwiększa się jego masa. Kardiolog sportowy musi dostrzec te zmiany i umieć odróżnić je od patologii wynikającej z jakiejś choroby. Czasem wymaga to kilkumiesięcznej obserwacji.
Kolejną różnicą jest wolniejsza częstość rytmu serca. Tętno sportowca wskutek długotrwałego treningu jest bardzo szybkie w czasie wysiłku, ale bardzo wolne w spoczynku. Czasem jest ono ekstremalnie wolne, wynosi nawet poniżej 30 uderzeń na minutę, a ja zetknąłem się z jeszcze niższym tętnem spoczynkowym – 20 uderzeń na minutę. Część sportowców ma tak bardzo przestrojony układ wegetatywny, że w nocy pojawiają się u nich nawet przerwy częstości rytmu. Gdyby trafili w ręce kardiologa, który nie wiedziałby, że są zawodowymi sportowcami, to prawdopodobnie zostaliby od razu zakwalifikowani do operacji wszczepienia stymulatora, a przez nas są tylko obserwowani.
Jednak część zawodników musi się pożegnać na zawsze ze sportem wyczynowym.
– Wbrew pozorom wcale nie jest to takie częste. Pewna grupa sportowców ma nadciśnienie i wymaga terapii hipotensyjnej obniżającej ciśnienie. Nie jest ich zbyt wielu, bo sportowcy to młodzi ludzie, ale nawet wśród tych, którzy będą startować na igrzyskach olimpijskich w Londynie, są nasi pacjenci. Niektórzy sportowcy mają drobne wady serca wymagające obserwacji, inni zostali już zoperowani. Nie każda wada serca jest wyrokiem. Jeśli można ją naprawić, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wrócić do sportu. Główną przyczyną wykluczenia ze sportu są kardiomiopatie i kanałopatie, które – o czym powiedziałem na początku rozmowy – zwiększają ryzyko śmiertelnej arytmii serca.

KONIEC KARIERY I CO DALEJ

Kamila Skolimowska, nasza najmłodsza mistrzyni olimpijska w rzucie młotem, zmarła z powodu zatoru płucnego.
– O tym nie mówiliśmy, ale zatorowość płucna również występuje u sportowców częściej niż w innych grupach. Dzieje się tak zresztą z wielu różnych powodów. Przede wszystkim sportowcy częściej podróżują, a wielogodzinna podróż samolotem zwiększa ryzyko zakrzepicy i zatorowości płucnej. Podnoszą je także: częstsze odwodnienia związane z ciężkimi treningami, środki antykoncepcyjne bardzo często przyjmowane przez młode zawodniczki, nadwaga i otyłość, a w niektórych dyscyplinach trzeba ważyć więcej.
Co się dzieje z sercem osoby, która kończy karierę sportową i nie ma już wyczerpujących treningów? Przystosowuje się ono do tych nowych warunków?
– Tego niestety do końca nie wiemy, bo nie mamy takich obserwacji. Znam wielu wybitnych sportowców, którzy kiedyś sprawiali nam dużą radość, zdobywając medale na igrzyskach. Czasem ich badamy, ale są to akurat ludzie zdrowi. Nie mają żadnych istotnych patologii, które wymagałyby intensywnej terapii kardiologicznej. Chorują na co innego. Miewają nadciśnienie, cukrzycę, czyli choroby, które zdarzają się w ogólnej populacji.
A uprawiają jeszcze sport, chociażby rekreacyjnie?
– Oczywiście. Ostatnio miałem przyjemność uczestniczyć w panelu dyskusyjnym dotyczącym projektu „Aktywizacja fizyczna seniorów”, realizowanego przez trzy resorty: sportu, zdrowia oraz pracy i polityki społecznej. Do udziału w tym panelu zaproszono również dwoje wybitnych polskich sportowców: Irenę Szewińską i Ryszarda Szurkowskiego. No i pytano ich, czy jeszcze trenują.
I co odpowiedzieli?
– Pani Irena nie biega już co prawda sprintów, ale truchta sobie po lesie. Ma świetną sylwetkę i bardzo dobrą formę. Ryszard Szurkowski również jest bardzo aktywny, ale twierdzi, że nie może wsiąść na rower i rywalizować, bo ma gen zwycięstwa – zawsze musi wygrać. Na tym spotkaniu byli też przedstawiciele 370 uniwersytetów trzeciego wieku, które uczestniczą w projekcie „Aktywizacja fizyczna seniorów”. Uczą się tam różnych rzeczy, np. obsługi komputera, japońskiej sztuki układania kwiatów, savoir-vivre’u, ale i gry w siatkówkę czy nordic walking. A hitem spotkania był występ grupy czirliderek 50 plus z Lublina. Daj Boże każdemu być tak aktywnym jak one!
Jak widać, ruch jest ich sprzymierzeńcem. Czują się dzięki niemu zdrowsze i pewnie młodsze.
– Ruch jest lekiem i nie ma w tym ani krzty przesady. Jeden z moich asystentów obronił doktorat na temat znaczenia nordic walking. Okazuje się, że wystarczy sześciotygodniowy trening z kijkami, żeby uzyskać znaczące spadki ciśnienia krwi, tętna i masy ciała. Nordic walking zwiększa ilość tkanki mięśniowej i poprawia jakość życia. Ma korzystny wpływ na wiele parametrów życiowych. Umiarkowany ruch jest zdrowy i bezpieczny.
A sport wyczynowy?
– Jest piękny, ale wymaga nadzoru. A dzisiaj jest ogromna pokusa, żeby tego nadzoru nie było na wystarczająco wysokim poziomie.

Wydanie: 2012, 25/2012

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy