Więzy krwi

Więzy krwi

Paul, dwukrotny dawca szpiku z USA, spotkał się z uratowanym przez siebie Adamem

Jest rok 1991. Emilia i Adam (oboje z warszawskiego Bemowa, którego są wielbicielami) spotykają się na pielgrzymce do Częstochowy. W tym samym czasie w Cinncinatti Paul Moncelle zostaje krwiodawcą, co wśród młodych ludzi było dość popularnym odruchem. Niedługo później zapytano go, czy nie chce się dołączyć do ruchu dawców szpiku. Na początek też trzeba oddać krew. Zgodził się.
Mija dziewięć lat, dla ciągle nieznających się młodych mężczyzn – Adama i Paula – ten czas jest radosną epoką. Adam i Emilia idą na kolejną pielgrzymkę, w 1995 r. biorą ślub. Przyjaciele przygotowują zabawny plakat udający stronę gazety. Uśmiechnięci i młodzi wstępują w życie.
W 1997 r. Paul żeni się z Karen. – Poznaliśmy się kilka lat wcześniej, jeszcze w college’u – wspomina Karen. – Połączył nas zabawny szczegół. Oboje schyliliśmy się po zgubioną pluszową zabawkę. Przez następne lata przyjaźniliśmy się. I nagle odkryliśmy, że w tłumie ciągle nowo poznawanych osób pozostajemy sobie najbliżsi.
Pół roku temu urodził się ich syn, Eden.

Białaczka jak wyrok

Niedawno Paul, Karen i Eden przyjechali do Polski. Paul po raz pierwszy spotkał się z Adamem, któremu dwa razy swoim szpikiem uratował życie. W języku medycznym określani są jako dawca i biorca.
Przedtem w polskich kościołach i w amerykańskiej chrześcijańskiej kaplicy wiele razy modlono się o zdrowie Adama. Bo Pan Bóg w tej historii pojawia się bardzo często. Obie rodziny potrafią z nim rozmawiać. Z czasem ich prośby ujednolicą się – żeby Adam żył.
Na razie jest rok 2000. Paul rzadko myśli o tym, że jest potencjalnym dawcą. Przez tyle lat nikt do niego się nie odzywał. Ale w odległej Polsce (Paulowi nie spodobają się u nas smalec, graffiti i opłaty w restauracyjnych toaletach) dzieje się coś niepokojącego. Adam ciągle się przeziębia. Było coraz gorzej, wreszcie z zapaleniem płuc znalazł się w szpitalu. Wtedy lekarz miał tylko chwilę, by rzucić Emilii diagnozę na korytarzu. Jego potraktowano lepiej, bo zaproszono do pokoju lekarzy. Potem Emilia usiadła na łóżku Adama. Nie rozmawiali. Trzymali się za ręce. – Zabierz mnie stąd – poprosił na koniec.
Emilia nie pamięta, jak tego dnia wróciła do domu. Białaczka. Trudno sobie wyobrazić tę chorobę – to nie jest ani guz, ani rana. Bardzo długo objawia się tylko w dziwnych wynikach badań krwi, tak jakby pobrano ją od kosmity. A potem się umiera.
Adam fatalnie znosił chemioterapię. Leżał za szybą, a rodzina pocieszała go przez wideotelefon. Mówili to, co powinni, czyli że jest poprawa. Emilia już nie miała łez, więc całkiem wiarygodnie się uśmiechała. Wtedy też postanowiła działać. Praca nauczyła ją, jak się przebić, by kogoś uratować. Nigdy nie sądziła, że kiedyś będzie to jej mąż.

List od dawcy

Poszukiwania dawcy, przeszukiwanie światowych rejestrów. Adam ma dość popularny genotyp, co oznacza, że znalezienie dawcy jest możliwe. I rzeczywiście, gdy zachorował, międzynarodowa lista była spora, tyle że pierwszy mężczyzna miał wypadek, a drugi się wycofał. Trzeci na liście był Paul. Losy Adama i Paula już prawie się zbiegają.
Lekarz z Polski leci po szpik.
Paula znaleziono w Narodowym Programie Dawców Szpiku USA. Rejestr NMDP powstał w 1986 r. w Minneapolis. Jest to największy (ponad 4200 tys. danych) międzynarodowy rejestr. Jedynym polskim ośrodkiem mającym zgodę na korzystanie z niego jest katowicka Klinika Hematologii i Transplantacji Szpiku, prowadzona przez prof. Jerzego Hołowieckiego.
Dzień operacji. W rezerwie czeka własny szpik Adama. Lepszy taki niż żaden. W co dziesiątym przypadku szpik dawcy w ogóle nie zaczyna pracować.
Adam leżał w pustce, wyjałowieniu, w izolatce, w nicości. Wtedy wydawało się to straszne. Za szybą rodzina. Ale później, już z perspektywy czasu Adam ocenia: – Przeszczep poszedł lekko. To było nic w porównaniu z chemią, z bezradnością, którą przeżyłem wcześniej.
Po 12 dniach szpik zaczął produkować białe ciałka krwi. Uratowany.
Los Adama i Paula połączył się.
– Sam byłem zaskoczony swoją reakcją – wspomina Paul – ale bardzo chciałem poznać tego, kto dostał część mnie. Jednak zasady amerykańskie zabraniają poznania biorcy przed upływem roku. Dawca ma poza tym dość zafałszowany obraz sytuacji, sądzi, że szanse na przeżycie są duże. Paulowi powiedziano, że Adam ma 70% pewności na życie po przeszczepie. W rzeczywistości było to 30%. Jedyne, co mógł zrobić Amerykanin, to co miesiąc pytać o stan zdrowia „tego kogoś”. Za pośrednictwem rejestru wysłał też list podpisany „Twój dawca”.
Adam odpowiedział mu w 37. dniu pobytu w izolatce, załącznikiem był album z Beskidów. Dlaczego? – W liście Paul często przywoływał metafory życiowe związane ze wspinaczką – tłumaczy Adam. – Pomyślałem, że lubi góry. Nie pomyliłem się.
Paul też tropił informacje o tajemniczym biorcy. Stwierdził, że na pewno angielski nie jest jego ojczystym językiem. Listy były zbyt poprawne.
Po roku Paul i Adam mogli się poznać. Rozpoczęła się szybka korespondencja. Okazało się, że są w tym samym wieku, podobnej budowy i nawet umysły mają podobnie matematyczne i ścisłe.

Pomóż mi raz jeszcze

Jest lato 2002 r. Epoka w życiu Adama. Coraz mniej niepokoju, coraz więcej normalności, coraz więcej zwykłych problemów. Kontrole zdrowia są rzadkie. Ta, na którą Adam jedzie, ma odpowiedzieć na pytanie, czy może podjąć ciekawą nową pracę.
Adam i Emilia właśnie wrócili z długiego urlopu. – Świetnie się czuliśmy – mówi Emilia, która jak przy każdej bliskości z drugim człowiekiem ma wrażenie, że stan zdrowia męża jest jej życiem. Ale coś ją niepokoiło. Może krwawienia z nosa, może przeczucia. Zmusza Adama, by szybciej pojechał do kliniki.
I nagle jakby znaleźli się na upiornej huśtawce. Pierwsze wyniki mówią o „potężnej wznowie”. Oznacza to, że nowotwór znowu niszczy krew. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że Adam zgłosił się wcześnie, że nie doszło do infekcji, zapalenia płuc, powikłań, które jeszcze bardziej zmniejszałyby szanse.
Jeszcze tylko przez chwilę żyją normalnie, bo rodzice Emilii obchodzą 40. rocznicę ślubu. Potem przenoszą się do katowickiej Kliniki Hematologii. Po raz drugi.
„Jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy, daj mi znać”, tak napisał Paul po pierwszym przeszczepie. W 2002 r. okazało się, że nie była to tylko kurtuazyjna formułka. Tak, po raz drugi odda szpik. Sam wydobywa się z rozpaczy, bo niedawno na raka umarła jego matka. Paul jest gotowy, ale trzeba czekać, bo nie minął jeszcze rok od chwili, gdy oddał szpik innemu mężczyźnie. Rok przerwy między oddawaniem szpiku to medyczny wymóg. Wreszcie na granicy życia Adama szpik zostaje pobrany i przewieziony do Polski. Prof. Hołowiecki dokonuje drugiej transplantacji od niespokrewnionego dawcy. W Polsce nie było jeszcze takiego przypadku.
W Polsce nie było też przypadku, by ktoś przeżył nawrót choroby.
Pierwsze chemioterapie nie działają, wyniki są gorsze niż przy pierwszym ataku. Pomoże dopiero tzw. lek wycelowany (jedna ampułka za 12 tys. zł), czyli taka chemioterapia, która niszczy tylko nowotwór, a nie także wszystko po drodze. Ocaleją płytki i czerwone ciałka krwi. Uda się doprowadzić do sytuacji, gdy rak zajmował tylko kilka procent krwi. Wiadomo było, że trzeba działać szybko, bo ostra białaczka Adama błyskawicznie zniszczy krew uzdrowioną przez lek.
Paul sam chciał przywieźć szpik, ale przedstawiciele amerykańskiego rejestru dawców się nie zgodzili. – Wysiłek Paula jest dostatecznie duży, trzeba zaoszczędzić mu stresu – argumentowano. Amerykanin mógł jedynie przesłać zdjęcie z chwili pobierania szpiku. Po zabiegu dzielił tort, bo był to właśnie dzień jego urodzin.
Przeszczepu dokonano w piątek 13 grudnia. Adam śmieje się, że nawet tak krótki okres pomiędzy dwoma zabiegami oznacza postęp w medycynie. W izolatce był miesiąc, a nie sto dni jak poprzednio.
O wiele spokojniej było także wokół Adama. Trudno po raz drugi mobilizować znajomych, poza tym organizowanie zbiórki pieniędzy nie miało sensu. Ale emocje dosięgły innych osób, czekających na przeszczep lub tych, które właśnie przyjechały do Katowic na badania kontrolne.
Adam i Emilia zamieszkali w przyszpitalnym hotelu. Nie rozgłaszali, po co stawili się w klinice. Ale ktoś się domyślił i trudno było zaprzeczać. – Dla wszystkich Adam był zapewnieniem, że można wyzdrowieć – tłumaczy Emilia. – Chorzy z drżeniem czekali na wiadomość, czy znowu mu się uda. Historia z happy endem była niezbędna.
– Jak Feniks z popiołów – prof. Hołowiecki nie znajduje innego określenia na to, co się stało z Adamem. On sam z niepokojem przystępował do ponownego zabiegu.
Następna odsłona. W połowie maja w Katowicach odbyło się spotkanie pacjentów prof. Hołowieckiego, wszystkich, którzy przeszli przeszczep w jego klinice. Było lirycznie i radośnie. W pewnym momencie na estradę Teatru Śląskiego zaproszono Paula. Dostał wielki dyplom.
– Jestem tutaj z powodu cudu życia. Dostałem szansę zrobienia czegoś wspaniałego i wykorzystałem ją – mówi Paul i zagłuszają go oklaski. – Nie ma bohaterów, są tylko zwykli ludzie, których prosi się o zrobienie niezwykłych rzeczy. I oni je robią – dodaje.
Po katowickim spotkaniu obie rodziny wyruszają w Polskę. Paul sądził, że jedzie do kraju ciągle drugiej kategorii, w którym powszechne jest zanieczyszczenie środowiska. Jest zachwycony Zakopanem, przerażony Oświęcimiem, rozbawiony legendami, w których ciągle pojawia się Szewczyk. Nie może pojąć, że tak często zmieniają się u nas ministrowie zdrowia.
Adam na razie jest ostrożny w planach. Życie ze strachem po każdym przebudzeniu jest jak walizka, której nigdzie nie możesz odstawić. Stara się żyć normalnie, ale często zdania zaczyna od „jeżeli”. Sądzi, że tak naprawdę spokojny, bez cienia złej myśli obudzi się dopiero za dziesięć lat.
Paul odleciał do Ameryki. Wraca do wielkiej firmy, w której jest jednym z projektantów silników samolotowych. W General Electric jego czyny też zostały dostrzeżone. Poza tym ta amerykańska firma wspiera pracowników zarówno w krwiodawstwie, jak i w oddawaniu szpiku. Mogą liczyć na wolne dni.
Adam pojechał do Katowic na badania. Wynik jest bardzo dobry. Oznacza to, że jego szpik w 100% pochodzi od dawcy.


Bohaterowie tekstu podkreślają, że w poszukiwaniach dawców bardzo pomogła im Monika Sankowska z Fundacji „Przeciw leukemii”. Przy fundacji istnieje bank dawców, dzięki jego pracy dokonano sześciu przeszczepów, w kolejce czeka dziesięć dobranych par dawców i biorców. Jeśli ktoś chce zostać dawcą, może zadzwonić pod warszawski numer telefonu: 833-36-92 i umówić się na krótką wizytę związaną ze zwykłym pobraniem krwi. Gdy można komuś uratować życie, dochodzi do pobrania szpiku, które nie jest groźne dla zdrowia.

Wydanie: 2003, 22/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy