Żołnierki się nie czołgają

Żołnierki się nie czołgają

Mundur od krawca, na palcach najwyżej trzy pierścionki

– Kobiety nie nadają się do wojska, bo są słabsze, mniej wydolne, zachodzą w ciążę, a panowie-żołnierze zamiast walczyć z wrogiem, będą chronić swoje towarzyszki. Wojsko to miejsce tylko dla mężczyzn – argumentują przeciwnicy obecności słabszej płci w polskiej armii – kobiety powinny być tam, gdzie się najlepiej sprawdzają, czyli w kuchni.
– Spokojnie. Nie zdominujemy wojska. Nie chodzi nam o jakieś szczególne przywileje. Chcemy, żeby traktowano nas na równi z panami – mówią przedstawicielki powstałej w ubiegłym roku Rady ds. Kobiet przy Ministerstwie Obrony Narodowej.
W polskim wojsku w 1998 roku służyło 160 żołnierek. W ubiegłym roku służbę pełniło już 239 kobiet, a 32 studiują obecnie w szkołach wojskowych. Kobiety-żołnierze pracują w MON, w Sztabie Generalnym. Można je spotkać w Marynarce Wojennej, lotnictwie i wojskach lądowych. Każda dwudziestolatka, która marzy o szkole wojskowej, może zgłosić się do Wojskowej Komendy Uzupełnień. Musi wylegitymować się zdaną maturą i przejść testy badające zdrowie psychiczne i fizyczne. Żeby rozpocząć karierę oficerską, trzeba zdać jeszcze bardzo trudne egzaminy. W ubiegłym roku z 79 kandydatek egzamin przeszły tylko 32 panie.
Do wojska można też dostać się z dyplomem ukończenia szkoły cywilnej. Armia najchętniej zatrudnia psychologów i lekarki. Dwutygodniowe przeszkolenie wojskowe jest wtedy tylko formalnością. – Koledzy starają się być delikatni, ale wiem, że myślą o nas w stylu: Co ty wiesz o wojsku, kobieto! – mówi kpt. Beata Laszczak z Rady ds. Kobiet. – Według nich, prawdziwe wojsko poznał tylko ten, kto ukończył szkołę wojskową, przeszedł “falę” i służy w jednostce wojskowej.
Konstytucja nie zakazuje kobietom odbywania służby wojskowej. Tyle tylko, że nie ma zwyczaju i szczegółowych rozporządzeń prawnych, regulujących wcielanie ich do wojska. – Nie robiliśmy żadnych sondaży, jeśli chodzi o zainteresowanie zasadniczą służbą wojskową. Czas pokaże, czy kobiety będą mogły tak samo dostać się do wojska jak mężczyźni – uważa kpt. Beata Laszczak. – Na razie nie został precyzyjnie określony zakres stanowisk, na jakie możemy liczyć. Polska armia chętnie zatrudnia nas na stanowiskach medycznych. My jednak świetnie mogłybyśmy pracować w logistyce, kwatermistrzostwie, sądownictwie lub łączności. Pracujemy obecnie nad stworzeniem projektów przepisów, które umożliwiałyby nabór kobiet do wszystkich korpusów osobowych – chorążych, podoficerów i oficerów.
– Wejście Polski do NATO musi otworzyć drogę dla kobiet, które chcą służyć w polskiej armii – mówiła płk Sarah L. Garcia, szefowa Komitetu ds. Kobiet w NATO podczas niedawnej swojej wizyty w Polsce.
Pytania w tej sprawie trafiają do Ministerstwa Obrony Narodowej od dawna. – Zauważam coraz większe zainteresowanie służbą w polskim wojsku i szkołami wojskowymi – mówi kpt. Bożena Szubińska, przewodnicząca Rady ds. Kobiet. – Na razie jednak jesteśmy w wojsku postrzegane trochę egzotycznie. Mam jednak nadzieję, że już niedługo to się zmieni. Tak jak w innych krajach.

Molestowane
przez sierżanta

W amerykańskiej armii służy blisko 200 tysięcy kobiet. Są przeważnie oficerami i podoficerami. Mogą zajmować wszystkie stanowiska. Są np. pilotami samolotów odrzutowych, służą na lotniskowcach, a nawet w specjalistycznych jednostkach marines. Najwięcej pań można spotkać w administracji wojskowej, służbach logistycznych, wydziałach prawnych. Powszechność kobiet w armii USA stwarza jednak coraz więcej problemów. W 1997 roku sześć komandosek z bazy marines w Niemczech oskarżyło swojego sierżanta o molestowanie seksualne podczas ćwiczeń. Jednym z zadań było czołganie się w rowie pełnym błota, a przejawem molestowania było patrzenie się sierżanta na biodra czołgających się pań.
Specjalna komisja armii USA stwierdziła niedawno w swoim raporcie, że uprawianie seksu w wojsku nie tylko jest nagminne, ale też stało się specyficzną zabawą. W im bowiem dziwniejszych miejscach się to robi, tym lepiej. Żołnierskie pary wybierają więc na miejsca uciech czołgi, amfibie, nawet wieżyczki strzelnicze na okrętach. Zdaniem autorów raportu, świadczy to o braku dyscypliny i zagraża bezpieczeństwu.

Służą położne

Na tle tych przykładów polska armia prezentuje się mizernie. Tylko trzy panie przygotowują się do objęcia w przyszłości roli dowódcy. Na razie jednak studiują w Wyższej Szkole Oficerskiej we Wrocławiu. Być może będą kiedyś dowódcami plutonów. Polki służą przede wszystkim w służbach medycznych i psychologicznych. W 10. Opolskiej Brygadzie Logistycznej jest 40 pielęgniarek w stopniu chorążych. – Dostałem schemat organizacyjny z etatami – mówi w wywiadzie dla “Nowej Trybuny Opolskiej” płk Andrzej Solnica, dowódca. – Były w nim również stanowiska pielęgniarskie. Dowiedziałem się, że nie dostanę na te miejsca mężczyzn, bo ich po prostu nie ma. Znalazłem bardzo proste wyjście: muszę zatrudnić kobiety.
Zgłosiło się bardzo dużo chętnych. Większość chęć służby w wojsku tłumaczyła niezłymi zarobkami – 1200 złotych – i możliwością przeżycia przygody. Te, które przeszły testy kwalifikacyjne, musiały poddać się musztrze i szkoleniu w strzelaniu z broni krótkiej oraz karabinków sportowych. – Spisały się świetnie. Musimy zapomnieć o stereotypach, że kobieta w wojsku jest nieprzydatna – uważa płk Andrzej Solnica. – W swojej jednostce zatrudniłem nawet cztery położne. Może się przecież zdarzyć, że pojedziemy z misją do krajów Trzeciego Świata i trzeba będzie odebrać poród w obozie dla uchodźców. Żołnierz-mężczyzna tego nie zrobi.
Rok temu kobiety przekroczyły próg Akademii Marynarki Wojennej. Na razie podchorążymi pierwszego kursu są cztery absolwentki liceów ogólnokształcących. Egzamin sprawnościowy oblały wszystkie. Tylko z pływaniem poszło im dobrze. Uratowały się dobrze zdanymi pisemnymi – fizyka, matematyka, angielski i psychotesty. Przełożeni w AMW, zanim zdecydowali się przyjąć kobiety, prosili o opinię swoich kolegów z akademii duńskiej, holenderskiej, amerykańskiej i niemieckiej. Tam od dawna studiują kobiety. W norweskiej marynarce wojennej absolwentka uczelni jest dowódcą okrętu. W Szwecji natomiast dowódcą artylerii na okręcie jest pani w stopniu porucznika.
Polscy sztabowcy postawili jednak słabą płeć przed trudnymi wyborami. Zadecydowali np., że studiować w szkołach wojskowych mogą tylko te, które zobowiążą się do późniejszej służby. Najbardziej kontrowersyjny zapis pojawił się w warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej. Uczy się w niej 19 studentek. Panie, zanim rozpoczęły studia, musiały podpisać oświadczenie, że w przypadku zajścia w ciążę zrezygnują z nauki.
W najnowszym projekcie ustawy o służbie żołnierzy zawodowych znalazł się zapis, który nakazuje żołnierkom, które zajdą w ciążę, odejście z uczelni wojskowych. Kobiety studiujące na Wojskowej Akademii Technicznej są więc swoistymi “królikami doświadczalnymi”. Nie tylko w kwestii ewentualnego macierzyństwa. Panie żądają np. od władz uczelni korekt regulaminu akademii. Chcą zakwaterowania we wspólnych internatach. Proszą o pozwolenie na noszenie krótszych spódnic. Makijaż również jest im niezbędny, choć, jak podkreślają przedstawicielki Rady ds. Kobiet, powinien być skromny i nie wyzywający. Ilość noszonej biżuterii określają przepisy – na palcach można mieć najwyżej trzy pierścionki. Kobiety nie muszą ścinać włosów na jeża. Wystarczy, gdy je upną lub podetną.
Również kwestie umundurowania są dużym problemem. Najgorzej jest z mundurami wyjściowymi. Trzeba je szyć na miarę u krawca. Koszule przeznaczone dla mężczyzn-żołnierzy mają zbyt szerokie kołnierzyki. Brakuje również specjalnych butów dla kobiet, zarówno wyjściowych, jak i polowych. Wojskowe, ciężkie, skórzane trepy są niewygodne. Nie ma wojskowych sklepów dla dam w polskim wojsku, tak jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Obecność kobiet w wojsku stawia również wojskowych przed dylematami środowiskowego savoir-vivre’u, czyli jak pogodzić poszanowanie dla szarży z byciem szarmanckim. Zdarza się to zwłaszcza przy przepuszczaniu w drzwiach kobiety-żołnierza przez oficera wyższego rangą. – W armiach NATO nie ma takiego zwyczaju. – mówi kpt. Beata Laszczak z Rady ds. Kobiet. – Nie istnieje tam również zwyczaj całowania w rękę.

Żołnierskie geny

Przedstawicielki z Rady ds. Kobiet uważają, że wojsko nie jest na pewno dobrą drogą do kariery. Trafiają tam zazwyczaj tylko te dziewczyny, które mają “żołnierskie geny” we krwi. Szukają mocnych wrażeń, chcą sprawdzić swoje możliwości na tle mężczyzn.
Dominika Chylicka, studentka Wyższej Szkoły Oficerskiej w Poznaniu, opowiada, że zanim poszła do szkoły wojskowej, interesowała się bronią, mundurami. Na egzaminie do szkoły musiała się m.in. podciągać na drążku. Wynik – 18 razy – okazał się nawet lepszy od wyników kolegów. Na pewno pomógł fakt, że była kiedyś kajakarką, chodziła na siłownię, ćwiczyła pompki. Razem ze swoją koleżanką, Joanną Łabuzińską, pozytywnie przeszła egzaminy. Dwadzieścia innych dziewczyn je oblało.
Niektóre jednak, tak jak kpt. Beata Laszczak, do koszar trafiają, idąc za mężem – wojskowym. – Wcześniej pracowałam jako psycholog-cywil we Wrocławiu – mówi kpt. Laszczak. – Teraz służę na rzecz poprawy spraw kobiet w polskiej armii. Nie interesuje mnie robienie kariery. Majorem będę za dwa lata. Następnych awansów się nie spodziewam, gdyż taka jest struktura w tym, co robię. Mam nadzieję, że mąż awansuje wyżej niż ja.
Zwolennicy służby pań w armii podkreślają fakt, że są one bardziej niż mężczyźni skoncentrowane na relacjach międzyludzkich. – Kobiety-żołnierze łagodzą obyczaje – uważa płk Andrzej Solnica. – Mężczyźni w ich obecności hamują się z używaniem “koszarowych” zwrotów.
Kobiety, jak wykazały badania, mają wyższy próg wrażliwości słuchowej i wzrokowej. Mogą zatem z powodzeniem pełnić służbę w łączności, radiotechnice, informatyce. Słabsza płeć sprawia też mniejsze problemy z poddawaniem się dyscyplinie. Mężczyźni w stresie zamykają się w sobie, częściej sięgają po alkohol. Kobiety natomiast szukają raczej społecznego wsparcia.
Inaczej, zdaniem badaczy różnicy funkcjonowania obu płci, przebiegają też procesy decyzyjne. Tu, zdaniem psychologów, lepiej radzą sobie mężczyźni. Ich uwaga skupia się bowiem na mniejszej liczbie szczegółów, a to pozwala na szybsze podejmowanie decyzji. Zatem w sytuacjach krytycznych to mężczyźni będą się lepiej sprawdzali.
– Nie jestem entuzjastą przyjmowania kobiet na siłę do wojska – mówił w jednym z wywiadów Bronisław Komorowski, przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej. – Panie mogą być przydatne w niektórych służbach, np. w logistyce i łączności, ale nie powinny pilotować myśliwców. Pilot, który nie będzie latał podczas ciąży, nie będzie mógł dobrze wykonywać swojej profesji.
Jednak kobieta, która spełni wszystkie wymagane kryteria naboru, może pomóc w zmianie wizerunku polskiej armii. Ta służba jest bowiem postrzegana przez młodych ludzi jako bardzo przykry obowiązek. Liczniejszy udział pań w armii mógłby ten obowiązek choć trochę umilić.

 

Wydanie: 2000, 24/2000

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy