Jeśli widz wstanie i powie jak na „Dziadach”: „Stul pysk, ty gnoju, to świętość narodowa”, to nic, ja i tak z góry zakładam dialog
Bartosz Porczyk – (ur. w 1980 r.) debiutował w 2002 r. w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza. Zawodowo jest związany z Wrocławiem – w latach 2004-2006 pracował w Teatrze Muzycznym Capitol, a od 2006 r. jest aktorem Teatru Polskiego. Za rolę Gustawa w „Dziadach” w Polskim w reżyserii Michała Zadary, która była wydarzeniem sezonu, otrzymał Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza i nominację do Paszportu „Polityki”.
Niedawno reżyserował pan „Amadeusza” Petera Shaffera we wrocławskiej szkole teatralnej. To przypadek czy świadomy wybór? A może tęsknota, bo w „Amadeuszu” pan debiutował?
– Od „Amadeusza” się zaczęło. To było moje pierwsze wyjście na scenę – grałem różne drobne role, byłem lokajem, jakimś świętym, zakonnicą. Wtedy byłem na drugim roku, spektakl robili studenci czwartego roku pod opieką Waldemara Zawodzińskiego, więc to było dla mnie ekscytujące wydarzenie – już samo wejście najpierw na scenę studyjną, a później do Teatru im. Jaracza, gdzie „Amadeusz” został przeniesiony. Potem zapomniałem o tym spektaklu, a bardzo go lubiłem. Wtedy się zastanawiałem, którego z głównych bohaterów mógłbym zagrać, czy Salieriego, czy Mozarta. Najpierw myślałem o Mozarcie, bo jest taki fajny, biedny, ale dzisiaj myślę, że Salieri ma znacznie więcej do zaoferowania.
Kiedy zostałem pedagogiem, szukałem materiału, w którym można by tak podzielić role, żeby każdy student miał swój czas na zagranie. Dlatego mój wybór padł na „Amadeusza” – bo było co dzielić. Chciałem pokazać studentów z jak najlepszej strony: i muzycznej, i ruchowej, i aktorskiej.
Dawno zaczął pan tę pedagogiczną przygodę?
– Dwa lata temu.
Miał pan za dużo wolnego czasu?
– Dlaczego?
Jest pan człowiekiem niesłychanie zajętym, a tu jeszcze szkoła…
– Bez przesady. To nie tak. Jeśli podejmuję się jakiegoś zadania, poświęcam mu bardzo dużo czasu i uwagi. Choć rzeczywiście aktorom czas jest stale podkradany.
Aktorzy zawsze narzekają: jedni uważają, że są niewykorzystywani, drudzy, przeciwnie, że nadużywani. A do której kategorii pan się zalicza?
– Waham się. Nie chcę na nikogo zwalać, myślę, że sami sobie ścielimy to łóżeczko. Od nas zależy, ile tego czasu przeznaczymy na pracę i na ile poświęcimy się, żeby wykonać zadania. Ludziom, z którymi uwielbiam pracować, nie umiem odmówić, ale nie lubię pracy tygodniowej, na szybko, króciutkiej. Lubię projekty, którym poświęcamy całą uwagę, starając się zrobić coś ambitnego.
A praca w serialu?
– To inna sprawa. Jedziemy na plan, nagrywamy 50 scen, żeby było szybciej i taniej. I później wracamy do domów po nocach. Natomiast projekty teatralne, muzyczne, jeżeli mają być dobre, wymagają czasu, na te dwa-trzy w roku trzeba się zdecydować i tego się trzymać.
Stąd moje pytanie o pedagogikę, którą pan się zajął dodatkowo.
– Sprawia mi to niesamowitą frajdę. Prowadzę zajęcia z piosenki aktorskiej, ale to nie jest tylko piosenka.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy