Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Mamy w Warszawie wielkie wydarzenie kulturalne – Konkurs Chopinowski. Okazja do promowania Polski jest więc wyjątkowa. Ale jak możemy myśleć o promowaniu, skoro już podczas uroczystości otwarcia ośmieszył się minister kultury, Kazimierz Michał Ujazdowski, który wygłaszał przemówienie po francusku? To znaczy jemu się tak wydawało, bo z tego dukania i złej wymowy niewiele można było zrozumieć. Minister wyraźnie nie wiedział, co czyta, akcentował nie te wyrazy, które powinien, źle je wymawiał, słuchający tych popisów nie wiedzieli, czy śmiać się, czy płakać.
Zostawmy na boku nieudanego ministra, bo są w Polsce ludzie, którzy dobrze znają francuski. Np. Iwo Byczewski, kandydat ministra Bartoszewskiego na stanowisko ambasadora RP przy Unii Europejskiej.
Byczewski przyszedł do MSZ razem z Krzysztofem Skubiszewskim, obejmując stanowisko szefa kadr. Potem kierował Departamentem Europy i był podsekretarzem stanu. W roku 1994 Andrzej Olechowski chciał powołać go na stanowisko sekretarza stanu. Tę próbę zablokował ówczesny premier Pawlak. W chwilę później do dymisji podał się Olechowski, a wraz z nim jego protegowany. Nie była to dla Byczewskiego dymisja zbyt upokarzająca, bo odszedł na znakomicie płatną posadę do polskiej filii francuskiego koncernu Alcatel.
Teraz, z prywatnego biznesu, Byczewski znów chce wracać do dyplomacji. I znów na newralgiczne stanowisko, ambasadora RP przy Unii Europejskiej. Ta placówka i sam ambasador Truszczyński odgrywają kluczową rolę w naszych kontaktach z Unią. Czy Byczewski, mający pięcioletnią przerwę w pracy w MSZ, będzie w stanie utrzymać jej poziom? I nie zejść poniżej poziomu wyznaczonego przez ambasadorów Kułakowskiego i Truszczyńskiego? Zachowując ich apolityczność?
To są kluczowe pytania. Warto je stawiać, tym bardziej że są w MSZ przypadki, które pokazują, jak małe znaczenie przywiązuje się do spraw merytorycznych. Ostatnio głośna była w MSZ sprawa Krzysztofa Śliwińskiego wyjeżdżającego do RPA na stanowisko ambasadora, który nie chciał, by jego zastępcą na placówce był Tadeusz Wasilewski, kierujący po śmierci Zofii Kuratowskiej ambasadą.
Więc Śliwiński, ponieważ Wasilewski przyszedł do MSZ z MWGzZ, zaproponował mu, by został szefem sekcji gospodarczej i to samodzielnej, bo mieszczącej się w budynkach dawnego BRH w Kapsztadzie (ambasada jest w Pretorii). Wasilewski się zgodził. Więc wysłano mu nominację, obniżając mu stanowisko z radcy-ministra pełnomocnego do radcy. Takie obniżenie to afront, rzecz, której na placówkach się nie stosuje. Więc Wasilewski z nowego stanowiska zrezygnował. Wtedy odwołano go do Warszawy. Wszystko było zaplanowane, reakcja Wasilewskiego przewidziana, tak miało być. Bo – jak argumentował sam Śliwiński – sytuacja, w której zastępca ambasadora miałby więcej znajomości niż ambasador, obniżałaby rangę tego drugiego. Czyli Śliwińskiego. Oczywiście, argumentacja taka jest bez sensu, bo gdyby ją przyjęto, to razem z ambasadorem wymieniać by się musiał cały personel placówki. Ale ją przyjęto.
Wraca nowe?

Attaché

Wydanie: 2000, 41/2000

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy