Z naszej kiesy

Z naszej kiesy

Szefowie przedsiębiorstw i spółek państwowych dostają co miesiąc prawdziwe góry pieniędzy

Okazuje się, że bulwersujące nas przez wiele miesięcy zarobki działaczy samorządowych bledną w świetle tego, czego dowiadujemy się o gigantycz­nych dochodach szefów przedsię­biorstw państwowych czy spółek z do­minującym udziałem skarbu państwa. Działacze samorządowi: mieli pecha, działali przy otwartej kurtynie, ich, w istocie wysokich poborów nie dało się ukryć. Tymczasem w warunkach pełnej dyskrecji, w setkach firm, prze­pływają w prywatne ręce wciąż rosną­ce góry publicznych pieniędzy. Jaka­kolwiek próba ujawnienia inkasowa­nych sum uważana jest za złamanie ta­jemnicy handlowej i brutalny zamach na dobra osobiste. Coraz powszechniej­sze są takie zarobki, jakie podajemy w tabelce (i znacznie od nich wyższe), coraz częściej pojawiają się sygnały O niebotycznych odprawach.

Janusz Wojciechowski, prezes NIK, mówi: – Świeżo dostałem wyniki z kontroli w jednej z dużych spółek ze stuprocentowym kapitałem skarbu pań­stwa: prezes zarządu 90 tys. złotych miesięcznie, członek zarządu 68 tys. zł. Wzrost w stosunku do ub. roku o 129% bez żadnego uzasadnienia, że ma to ja­kikolwiek związek z efektami pracy, z jakimś gwałtownym polepszeniem się sytuacji tej spółki, czy z jakimiś zdarzeniami, które by obiektywnie taką zmianę płac uzasadniały.

Ciszej nad tą kasą

Zarobki kierownictwa są zapisywa­ne w kontraktach, menedżerskich. To w każdym przedsiębiorstwie najdokła­dniej negocjowane umowy. Muszą za­wierać odprawę i odszkodowanie (z re­guły zarobki za okres pozostały do za­kończenia kontraktu). Odprawa może być równa nawet i zarobkom za dwa la­ta trwania kontraktu. Do tego dochodzi premia za niepodejmowanie pracy u konkurencji, także równa nawet dwuletniemu wynagrodzeniu kon­traktowemu.

Podobno odchodzący z Petroche­mii Konrad Jaskóła miał otrzymać ponad 2 min zł odprawy i odszkodo­wania, Stanisław Siewierski z Polskiej Miedzi – ok. 2,5 min, Grzegorz Tuderek ż Budimeksu – prawie 3 mln. Na tym tle skromnie wygląda odprawa dla odwołanego prezesa Kopeksu, Eugeniusza Kuczki, który otrzy­mał ok. 200 tys. zł odprawy – i na otarcie łez powierzono mu doradztwo w je­go firmie.

To, oczywiście nie wszystko. Pakie­ty akcji, opłacanie ubezpieczenia, dar­mowe urlopy, wynajem willi, przeloty na wakacje dla całej rodziny, luksuso­we samochody do użytku przez całą dobę – te wszystkie elementy wynagra­dzania menedżerów najwyższej klasy na Zachodzie stały się już codzienno­ścią dla wielu szefów naszych pań­stwowych spółek. Do tego dochodzą bardziej finezyjne sposoby zarabiania pieniędzy, takie jak sięgające często se­tek tysięcy złotych honoraria za wnio­ski racjonalizatorskie, mające usprawnić działanie firmy. Składają je z reguły członkowie kierownictwa przedsię­biorstw – i oni też oceniają ich przydat­ność, oczywiście bardzo wysoko. Mają o tyle ułatwione zadanie, że, zgodnie z przepisami, wniosek racjonalizatorski nie musi być rozwiązaniem w pełni no­watorskim, lecz „dostosowaniem zna­nego już rozwiązania”. Jak twierdzi NIK, udział wyższej kadry kierowni­czej w zgłaszaniu wniosków jest po­wszechny. Np. w Polskiej Miedzi w 1998 r. szefom-racjonalizatorom wy­płacono 24 min zł.

Odprawa i odszkodowanie dla byłe­go prezesa Polskiego Radia (które rada nadzorcza obniżyła mu z 450 do 270 tys. zł) to zatem tylko wierzchołek góry lodowej. Zresztą i o tym byśmy się nie dowiedzieli, gdyby nie konflikt ministra skarbu, Emila Wąsacza, z mediami pu­blicznymi – i próba Wzmocnienia pozycji szefa resortu skarbu przed głosowa­niem w Sejmie. Gdy pojawiły się donie­sienia o odprawach dla członków zarzą­du radia, minister postanowił odebrać radom nadzorczym spółek skarbu pań­stwa prawo zawierania kontraktów z członkami zarządu i ustalania ich wy­nagrodzeń. Teraz mają to robić walne zgromadzenia akcjonariuszy – a więc w praktyce sam re­sort skarbu. Resort skarbu stwierdza, iż decyzja ta została podjęta ze względu na „publikacje prasowe na temat wysokich zarobków i odpraw członków zarządów spółek skarbu państwa, w tym Polskie­go Radia i TVP S.A.”. Bolesław Sulik, były szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, uważa, że minister zamierza używać tego narzędzia do „odwetu po­litycznego”, gdyż jest skonfliktowany z mediami. Pragnący zachować anoni­mowość pracownik resortu skarbu do­daje, że w istocie sprawa ma podłoże polityczne. Spowodowano kontrolowa­ny przeciek o odprawach dla szefów ra­dia, by upiec dwie pieczenie przy jed­nym ogniu – pokazano pazerność opo­zycji, czyli PSL-u, zaś na tym tle mini­ster z AWS wystąpił jako strażnik pu­blicznego grosza i sprawiedliwości spo­łecznej.

Jest to jednak działanie o tyle pozor­ne, że takiej zmiany nie da się zaprowa­dzić jednym zarządzeniem. Walne zgro­madzenie każdej spółki powinno zmie­nić jej statut – to zaś potrwa. Minister Wąsacz, który zainteresował się losem publicznych pieniędzy w spółkach do­piero w roku przedwyborczym, wcześniej nie przywiązywał do tego wagi – i nawet blokował inicjatywy parlamen­tarne, zmierzające do ograniczenia za­robków władz spółek skarbu państwa.

– Rząd nagle zmienił postawę wobec naszej komisji zaczął popierać ustawę i mówić o ingerencjach w ustalanie wy­nagrodzeń w spółkach skarbu państwa, choć wcześniej bojkotował wszelkie projekty – mówi Jan Rulewski (nie zrzeszony), szef nadzwyczajnej komisji do rozpatrzenia projektów ustaw doty­czących wynagrodzeń osób pełniących niektóre funkcje publiczne i zatrudnio­nych w niektórych zakładach pracy.

– Mieliśmy w komisji ogromny pro­blem, żeby od ministra skarbu dowie­dzieć się czegokolwiek o dochodach kadry kierowniczej w firmach pań­stwowych. I tych informacji nie dosta­liśmy. Ze strony ministra skarbu była praktycznie wyraźna niechęć do współ­pracy, do ujawniania najbardziej błahych informacji, których do końca komisja zresztą nie otrzymała – dodaje członek komisji, pos. Witold Gintowt-Dziewałtowski (SLD).

– Niejasne w trakcie prac komisji by­ło stanowisko przedstawicieli rządu. W zasadzie należałoby powiedzieć, iż było ono nieprzychylne – uważa pos. Roman Rutkowski (AWS).

Tam, gdzie konfitury

Nie można się dziwić takiemu stano­wisku resortu skarbu. Obfite konfitury w państwowych przedsiębiorstwach są tylko dla zaufanych – i kwalifikacje nie mają tu największego znaczenia.

Przykładowo, prezes Ursusa, Stani­sław Bortkiewicz, jest lekarzem. Stano­wisko otrzymał, bo kiedyś doradzał ursuskiej „Solidarności” i spełniał oczekiwania tamtejszego przywódcy związkowego, Zygmunta Wrzodaka. Na naradzie u ministra skarbu, Emila Wąsacza, wszyscy uczestnicy byli przeciwni jego nominacji – z wyjątkiem Wąsacza i Wrzodaka. To wystarczyło, by lekarz zabrał się za uzdrawianie fa­bryki traktorów. Jeszcze lepiej powio­dło się szefowi PFRON, Waldemarowi Flueglowi (ZChN), który został szefem Funduszu, mimo iż Rada Nadzorcza te­goż PFRON była przeciw. Lekarzem jest też prezes PZU S.A., Władysław Jamroży. Dzięki temu, że w ostatnich dniach rządów koalicji SLD-PSL odwołano go ze stanowiska prezesa PZU Życie, mógł wystąpić jako ofiara lewicy, co wraz z deklaracją lojalności wobec nowych decydentów, umożliwi­ło mu objęcie fotela szefa PZU S.A. Lekarzem nie był natomiast 29-letni absolwent wydziału rybactwa morskiego, który został pełnomocnikiem Za­chodniopomorskiej Kasy Chorych. Kierowanie jednym z przedsiębiorstw połowowych W Szczecińskiej powie­rzono zaś bynajmniej nie absolwentowi rybactwa, lecz klarneciście z Filharmo­nii Szczecińskiej…

Władza w ręce rad

Mianowanie na intratne stanowiska w firmach i spółkach z udziałem skar­bu państwa jest też synekurą dla mniej lub bardziej zasłużonych. Mi­mo iż Tomasz Tywonek nie wyróżnił się jako rzecznik prasowy Jerzego Buzka, wprowadzono go do pięcioo­sobowego zarządu Telekomunikacji Polskiej S.A. Wielu wysokich urzę­dników „rzucono” na Narodowe Fundusze Inwestycyjne. Wprawdzie żyją one niemal wyłącznie z wyprze­daży firm państwowych, którymi mia­ły efektywnie i z sukcesami zarządzać ale nie przeszkadza to, by szefowie NFI zarabiali do 20 tys. miesięcznie. Były szef URM, Andrzej Żabiński, zo­stał prezesem II NFI. Dyrektor biura w URM, Andrzej Dąbrowski – preze­sem NFI Progress (którym kierował też Emil Wąsacz). Wiceminister prze­kształceń własnościowych, Jerzy Drygalski – prezesem NFI Victoria. Inny wiceminister tegoż resortu, Ireneusz Sitarski – prezesem NFI Foksal. Wice­minister finansów, Ryszard Michalski – prezesem VII NFI.

Umieszczanie ludzi na intratnych po­sadach w spółkach należy do najistot­niejszych aspektów strategii działania każdej partii, powierzane jest szczegól­nie odpowiedzialnym działaczom – i im ciszej na ten temat, tym lepiej dla inte­resów rządzącej koalicji. Zarząd każdą spółki liczy z reguły od 3 do 5 osób. Ra­da nadzorcza – od 5 do 11 osób. Teleko­munikacja Polska – ogromne przedsię­biorstwo – ma w swej strukturze, w Warszawie i województwach, dzie­siątki jednostek zajmujących się marke­tingiem, szkoleniem kadr, handlem, usługami technicznymi, badaniami i rozwojem, itp. Polskie Sieci Elektroe­nergetyczne, Nafta Polska, Polska Miedź, Polskie Górnictwo i Gazownic­two – największe i najbogatsze firmy państwowe – powołują setki spółek. Własne spółki mają też koleje, poczta, samorządy, przedsiębiorstwa komunalne w województwach. W sumie – są to dobrze płatne posady dla dziesiątków tysięcy ludzi, którzy swój interes osobi­sty wiążą z trwaniem obecnej koalicji.

Oczywiście, nie to jest jednak naj­ważniejsze. Chodzi przede wszystkim o ogromne możliwości finansowe – a zatem i polityczne – jakie stwarza władza nad przedsiębiorstwami pań­stwowymi i spółkami z udziałem skar­bu państwa, sprawowana dzięki odda­nym ludziom w radach nadzorczych i zarządach, Zyski stu największych firm z kapitałem państwowym wyno­szą przecież ponad 4 mld zł rocznie.

Koalicja AWS-UW zdołała już wy­mienić rady nadzorcze i zarządy w niemal wszystkich, znaczących firmach (idąc zresztą śladem koalicji SLD- PSL). O tym, kto obejmuje te stanowi­ska, decydują długotrwałe- negocjacje pomiędzy rządzącymi ugrupowaniami. Rozmowy na temat realizacji tego „sy­stemu łupów”, prowadzone z udziałem liderów partii, rozpoczęły się jeszcze przed wyborami i trwają praktycznie przez cały czas.

Wielkie przedsiębiorstwa państwo­we mogą wspierać swoimi środkami najrozmaitsze, ważne dla decydentów inicjatywy. Nie bez powodu rada nadzorcza i zarząd Polskiej Miedzi za­interesowały się tym, by sumą 26 min zł wesprzeć Telewizję Familijną orga­nizowaną przez ojców franciszkanów i „pampersów”. W nadchodzącym, przedwyborczym czasie taka telewizja może stać się znaczącym instrumentem oddziaływania na postawy elektoratu.

Bariera przyzwoitości

Tegoroczne i przyszłoroczne wybory będą najpoważniejszą próbą sprawności i determinacji tych zarządów i rad nadzorczych, którym drogi jest sukces koalicji AWS-UW. Przepisy utrudniają bezpośrednie wspieranie komitetów wyborczych przez firmy z udziałem skarbu państwa. Ale przecież każde przedsiębiorstwo państwowe współpracuje z dziesiątkami mniejszych i większych firm całkowicie prywatnych.

Przykładowo, Prokom zawarł w ub.r. intratny kontrakt na usługi informatyczne z Telekomunikacją Polską, o wartości 132 mln zł. Czy – jeśli np. poprosi o to Tomasz Tywonek – Prokom nie wesprze darowizną fundacji pomagającej AWS-owi w organizowaniu kampanii wyborczej? I czy nie zatrudni jakiejś poleconej osoby na niezbyt eksponowanym, ale spokojnym i dobrze płatnym stanowisku? NIKOM, firma Henryki Bochniarz, dobrze prosperuje między innymi dzięki kontraktom ministerialnym. Czy nie pomoże wskazanemu komitetowi wyborczemu? Z kolei Polskie Sieci Energetyczne (prezes Krzysztof Żmijewski, powołany po zwycięstwie obecnej koalicji, uchodzi za człowieka AWS) zawarły 20-letni kontrakt na kupno prądu (nie ujawniono, po jakiej cenie) ze zbudowanej niedawno prywatnej elektrowni w Nowej Sarzynie, należącej do firm amerykańskich. Prezes sąsiedniej elektrowni Stalowa Wola twierdzi, że choć jego zakład ma jedne z najniższych w Polsce koszty wytwarzania energii, PSE nie chcą jej kupować i nakazały Stalowej Woli ograniczenie produkcji. W tym wypadku chodzi zapewne głównie o promowanie działań amerykańskiego biznesu w Polsce. Ale zagraniczne firmy potrafią się za to odwdzięczać – nie tylko atrakcyjnymi stypendiami, lecz i zasilaniem fundacji, współpracujących z komitetami wyborczymi.

Decyzje o objęciu stanowisk w radach i zarządach są więc podejmowane „na najwyższych szczeblach partyjno-politycznych”. – Niestety, do rad nadzorczych i zarządów nie wybieramy ludzi odpowiedzialnych. Interesy partyjne przeważają nad interesem państwa – mówi pos. Jan Rulewski. Dosadniej określił to pos. Wojciech Włodarczyk (ROP): – Rady nadzorcze to ciała polityczne – intratne synekury, które się daje i za które pobiera się ogromne pieniądze. To przekroczyło barierę przyzwoitości.

Gdy już przyjęte zostaną ustalenia polityczne, ich realizacją zajmuje się formalny właściciel przedsiębiorstw i spółek skarbu państwa – czyli Ministerstwo Skarbu. W praktyce decyzje wykonuje dyrektor gabinetu politycznego ministra, Jarosław Pawlik, oczywiście, po konsultacjach z samym ministrem, Gabinet polityczny szefa resortu skarbu uchodzi za swoiste „biuro pośrednictwa pracy”.

Wprowadzona przez premiera, na wniosek min. Wąsacza, nowa struktura Ministerstwa Skarbu (uczyniono to w pośpiechu, zanim na temat tych zmian wypowiedziała się sejmowa Komisja Skarbu Państwa) uprościła procedurę obsadzania stanowisk w spółkach według klucza politycznego. Dotychczas firmą szykowaną do prywatyzacji zaj­mowały się różne departamenty funk­cjonalne i konkurencyjne oczekiwania kadrowe mogły płynąć z kilku stron. Te­raz zaś zastosowano podział branżowy – przedsiębiorstwem opiekuje się jeden departament będący też przekaźnikiem „w dół” ustaleń w sprawach posad.

Jak przed komuną

Z formalnego punktu widzenia kom­petencje członków; rad nadzorczych określa ustawa o prywatyzacji i komer­cjalizacji przedsiębiorstw państwowych.

– Osoby powoływane do rad nadzor­czych muszą zdać egzamin przed ko­misją Ministerstwa Skarbu – mówi Ja­nusz Śniadek, dyrektor Centrum Pry­watyzacji. – Kurs przygotowujący do egzaminu kosztuje 1550 zł, a egzamin 530 zł. Kurs to 82 godz. zajęć, w pro­gramie są zagadnienia prawne i ekono­miczne, prawo gospodarcze, elementy prawa pracy, kodeks cywilny, proble­my restrukturyzacji i zarządzania, ana­liza finansowa, tworzenie biznesplanów. Ci, co zgłaszają się sami i sami płacą, stanowią niewielką część. Wielu jest typowanych przez firmy, które po­krywają koszty. Rekrutacja nie ma żad­nej konotacji politycznej. Kurs może odbyć każdy, kto zapłaci, ma 5-letni staż pracy i wyższe wykształcenie.

Egzamin składa się ze 150 pytań – Była to niezwykle trudna próbą, test za­wierał bardzo wiele podstępnych pytań, często po parę odpowiedzi było prawidłowych – mówi dr na­uk ekonomicznych, specjalista zarządzania pracujący w Mini­sterstwie Skarbu, który złożył ta­ki egzamin. – Jednocześnie wi­działem, jak śpiewająco zdawali go ludzie nie mający żadnego przygotowania teoretycznego. Na sali w której pisaliśmy, już nie to, że ściąga­li, ale wręcz przynoszono im gotowce.

– Egzamin jest trudny dla obcych – dodaje profesor Szkoły Głównej Han­dlowej, zajmujący się tą dziedziną – dla swoich jest jak egzamin przed pierwsza komunią. Są przypadki, gdy „zdają” osoby, które w ogóle do egzaminu nie podchodziły.

Pos. Jerzy Czepułkowski (SLD) uważa zaś, że w powoływaniu członków rad nadzorczych panuje wielka nerwowość: – Najpierw po­wołuje się członków rad, a dopiero potem wysyła ich na kurs przygoto­wawczy, płacąc, oczywiście, z, pienię­dzy spółki skarbu państwa – mówi.

Zasiadanie w radach nadzorczych to także sposób na osiąganie niemałych dochodów. Specjaliści najwybitniejsi, uznani za szczególnie ważnych dla da­nej spółki, z tytułu pracy w radzie mo­gą otrzymać wynagrodzenie równe na­wet pięciu przeciętnym płacom (kryte­ria są uznaniowe). Rada zbiera się na kilka godzin, raz-trzy razy na kwartał. Niekiedy członkowie rady otrzymują wynagrodzenie od posiedzenia – wtedy naturalnie chcą. praco­wać jak najczęściej, Jeśli ktoś ma możliwości, starą się zasiadać w jak największej liczbie rad. Rekordziści z zaufanego kręgu obecnej ekipy zajmują miejsca i w 8-10 radach – choć, oczywiście, nikt się nie przyznaje do aż takiej aktywno­ści. W resorcie skarbu nieoficjalnie mówi się, że najwyższe łączne Zarobki z tytułu pracy w radach: nadzorczych sięgają 80 tys. zł miesięcznie.

Pracownicy administracji publicznej mają gorzej – mogą zasiadać tylko w dwóch radach. Nikt już jednak nie ma pretensji, że z tytułu uczestnictwa w radach nadzorczych spółek skarbu państwa dostają pieniądze (w ramach akcji „czyste ręce” zainicjowanej przez ministra sprawiedliwości, Włodzi­mierza Cimoszewicza, zarzut taki postawiono Andrzejowi Ole­chowskiemu, ministrowi spraw zagranicznych, za to, że pobierał wynagrodzenie z tytułu zasiada­nia w radzie nadzorczej Banku Handlowego. Olechowski podał się do dymisji). Zgodnie z prze­pisami, zarobki wahają się ód 0,9 do 1,3 wielokrotności prze­ciętnej płacy. Urzędnik mini­sterialny może więc dorobić do pensji ok. 4-5 tys. zł mie­sięcznie. „Rozdzielanie wśród urzędników miejsc w radach nadzorczych jest sposobem na to, by dostawali oni drugą pensję. Korzyści z tego są wielorakie – w ministerstwach można utrzymy­wać stosunkowo niskie płace, posze­rzać krąg ludzi lojalnych, nagradzać za­ufanych” – usłyszeliśmy w Minister­stwie Skarbu.

Piłsudski nie pomógł

– Tylko minister skarbu jest odpo­wiedzialny za niewytłumaczalnie za­wyżone wynagrodzenia dyrektorów przedsiębiorstw państwowych, spół­ek skarbu państwa, agencji i fundacji. Często przynoszących deficyt, nie płacących podatków i składek ZUS. On sam określał wysokość tych wy­nagrodzeń albo wyznaczał członków rad nadzorczych, którzy je ustalali. Oczywiście, zadbał o to, by wśród nominatów nie znaleźli się ludzie z lewicy – mówi pos. Gintowt-Dziewałtowski.

Obsadzanie intratnych stanowisk w zarządach i radach przez działaczy i zauszników różnych partii jest jed­nak stałym problemem, niezależnie od tego, czy rządzi lewica, czy prawi­ca – i niezależnie od tego, kiedy spra­wuje się rządy. Już w II RP budziło to wiele emocji i stało się wygodnym pretekstem dla Józefa Piłsudskiego do ograniczania kompetencji Sejmu, oskarżanego o „partyjniactwo”. Ale i po zamachu majowym nie da­ło się temu zaradzić. Rozporzą­dzenie prezydenta z 1932 r. (podobne do obecnej ustawy z racji uzależniania najwyż­szych płac od średniej w danej firmie) było mało precyzyjne, niekonkretne i z góry skazane na nieskuteczność.

Czy teraz skutek będzie lepszy? Wielu specjalistów krytycznie ocenia uchwaloną w ostatnią sobotę ustawę. Paweł Dziechciarz z firmy doradczej Neumann mówi: – Odgórne ogranicza­nie płac na stanowiskach menedżer­skich doprowadzi, do niekorzystnych tendencji na rynku pracy. Najlepsi me­nedżerowie z państwowych przedsię­biorstw odejdą do sektora prywatnego, w obrębie którego stawki płacowe ka­dry dyrektorskiej przekraczające 6- krotność średniego uposażenia w fir­mie są czymś oczywistym. Będziemy świadkami selekcji negatywnej, co mo­że źle wpłynąć na kondycję firm pań­stwowych. Nasilą się tendencje do sztucznego podnoszenia płac w przed­siębiorstwach lub zwalniania najmniej zarabiających, by nie obniżali śre­dniej.

Pos. Jan Rulewski jest jednak do­brej myśli: – Wielkie zakłady, np. ROMET padły mimo -.dwukrotnej pomocy państwa, ale tam rady stara­ły się tylko o wynagrodzenie dla sie­bie, a gdy nie starczyło pieniędzy, to brali jeszcze rowery. System wyna­grodzeń w spółkach jest chory w przyszłości te rady, które ustaliły wysokie uposażenia, a wyniki spółek były złe, ulegną rozwiązaniu. Uporząd­kujemy kontrakty. Minister skarbu będzie ponosił odpowiedzialność polityczną za niewykonanie ustawy. Dajemy mu instru­ment naprawy sytuacji – twierdzi.

Czas pokaże, czy spełni się równie optymistyczny scenariusz. W każdym razie coś trzeba było zrobić, bo 95% obywateli uważa, że zarobki w przedsiębiorstwach i spółkach pań­stwowych trzeba ograniczyć. – Nasze przekonanie, że ludzie będą mieli po­czucie miary w ustalaniu wynagrodzeń, przejmowaniu odpraw i zawieraniu kontraktów, okazało się złudne – mówi pos. Irena Lipowicz (UW).

Sejm w sobotę przyjął ustawę ogromna większością głosów, 427 do 3, bardzo – jak widać – wierząc w jej skuteczność. Być może uda się skrócić kominy płacowe. Znacznie trudniej bę­dzie natomiast ograniczyć wielkie możliwości działania, jakie dają stano­wiska w radach nadzorczych i za­rządach wielkich przedsiębiorstw. Tak naprawdę żadna koalicja nie jest tym zainteresowana.

 

70 lat wcześniej

Rozporządzenie Prezydenta RP z 21 czerwca 1932 r.

O ograniczeniu nadmiernych wynagrodzeń w przedsiębiorstwach.

Art. 1) Wynagrodzenia członków zarządów, rad nadzorczych, komisji re­wizyjnych oraz pracowników umysłowych w spółkach akcyjnych, spół­kach z o.o., spółdzielniach, towarzystwach ubezpieczeń wzajemnych, przedsiębiorstwach, i zakładach państwowych i samorządowych oraz w instytucjach ubezpieczeń społecznych, winny być przystosowane do zdolności zarobkowej, płatniczej i podatkowej, zadłużenia, stanu zatru­dnienia, wysokości płać ogółu zatrudnionych w danym przedsiębiorstwie. Art. 3) 0graniczenie wynagrodzenia następuje na podstawie decyzji orga­nu zarządzającego tego przedsiębiorstwa, bądź z inicjatywy własnej tego organu, bądź też na wniosek zgłoszony do zarządu lub rady nadzorczej choćby jednego członka zarządu, rady nadzorczej lub komisji rewizyjnej. Prawo wniosku o ograniczenia wynagrodzeń przysługuje nadto izbom skarbowym w przypadku, gdy przedsiębiorstwo zalega od jednego roku z zapłatą poszczególnych podatków, danin i opłat publicznych.

Mamy w kraju 493 jednoosobowe – spółki skarbu, państwa oraz 1359 spółek z większo­ściowym udziałem państwa. Istnieje ponadto kilka tysięcy spółek znajdujących się w gestii wojewodów, Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, Lasów Państwowych i in­nych podmiotów państwowych. Wszystkie Spółki podlegają ustawie o prywatyzacji i komer­cjalizacji przedsiębiorstw pań­stwowych oraz kodeksowi pra­wa handlowego. Przepisy te precyzują zasady powoływania zarządów i rad nadzorczych oraz sposób zarządzania i go­spodarowania w spółkach.

 

Jakie zarobki maksymalne przewiduje obecna ustawa

Dyrektorzy i członkowie zarządów kas chorych – 4 przeciętne wyna­grodzenia miesięczne w gospodarce – ok. 7 tys. zł.

Szefowie państwowych agencji i funduszy – 6 wynagrodzeń miesięcz­nych w sektorze przedsiębiorstw – ok 12 tys. zł.

Dyrektorzy, prezesi, członkowie zarządów państwowych przedsię­biorstw i spółek – sześciokrotność przeciętnego miesięcznego wynagro­dzenia w danej firmie.

Premier może w wyjątkowych wypadkach podnieść te zarobki o 50%.

 

Prezes Polskiej Miedzi 80
Członek zarządu Polskiej Miedzi 33
Prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych 35
Prezes Telekomunikacji Polskiej S.A. 40
Szef Kasy Chorych 10-18
Dyrektor szpitala w większym mieście 8-20
Dyrektor kopalni węgla kamiennego 12-30
Prezes spółki węglowej 18-32
Prezes Agencji Restrukturyzacji Górnictwa 35
Prezes Polskiego Radia 11
Członek zarządu Polskiego Radia 9

 

 

 

Wydanie: 04/2000, 2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy