Politycy PiS i usłużni nadworni publicyści powtarzają, że nowelizacja ustawy o IPN broni dobrego imienia Polski, na które wszyscy się uwzięli (jak tu nie wierzyć w spiski żydowsko-masońskie?). Z wypowiedzi tych wynika, że na świecie wciąż mówi się złośliwie o „polskich obozach koncentracyjnych” – trzeba było położyć temu kres i wreszcie to zrobiono. Ogłupiany tą propagandą naród jest przekonany, że tak właśnie się dzieje, że zbrodniami niemieckimi z czasów II wojny światowej obciąża się Polskę i Polaków, twierdzi się, że to Polacy, a nie Niemcy tworzyli obozy w Oświęcimiu czy na Majdanku, w związku z czym ustawa jest bardzo słuszna i potrzebna. Krótko mówiąc, ustawa upomina się o dobre imię Polaków i przeciwstawia używaniu nazwy „polskie obozy śmierci”. Komu więc taka słuszna ustawa się nie podoba?
Przede wszystkim spróbujmy sobie przypomnieć, kto i kiedy ostatni raz użył określenia „polskie obozy koncentracyjne”. Jeśli nie liczyć źle przetłumaczonej wypowiedzi premiera Morawieckiego, trudno by taki przykład z ostatnich lat wskazać. Chlapnęło się tak kiedyś Obamie, a szef FBI mówił o „mordercach oraz ich wspólnikach z Niemiec, Polski, Węgier”. Obaj przeprosili. Wynikało z tego, że zrobili to nieumyślnie. Gdyby to było pod rządami ustawy, groziłoby im ograniczenie wolności lub grzywna. Prokurator IPN by ich oskarżył, minister Ziobro złożył wniosek o ekstradycję do Polski. Gdyby ich wydano (co to, to nie), sąd mógłby ich skazać na ograniczenie wolności i wykonywanie prac społecznych. Już widzę, jak Obama razem z byłym szefem FBI sprzątają w ramach tych prac ulicę Nowogrodzką.
Kto jeszcze tak niezręcznie (kara ograniczenia wolności lub grzywna) się wyraził? Kto zrobił to umyślnie i naraził się na polskie więzienie? Czy mamy jakiś konkretny przykład? Jakiś dziennikarz prowincjonalnej gazety gdzieś w zamorskim kraju? Kto tak uporczywie pomawia nas o tworzenie w czasie wojny obozów koncentracyjnych, że aż trzeba było ustawy? W dodatku ustawy, która w stosunku do dziennikarza (a choćby i polityka) zamorskiego kraju (a choćby i ościennego – jaka różnica?) i tak nie będzie skuteczna?
Tymczasem ustawa stanowi, że „kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę zbrodnie nazistowskie (…) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców zbrodni, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Z przepisów tejże ustawy wynika, że w ramach działalności naukowej lub artystycznej można wbrew faktom taką odpowiedzialność narodowi lub nawet państwu polskiemu przypisać.
Przeciętny Kowalski, nauczony plotkować, oswojony z insynuacjami padającymi z trybuny sejmowej, w internecie albo w programach rządowych mediów, nie może zatem wbrew faktom takich poglądów głosić publicznie, a naukowiec, który powołany jest do badania i głoszenia prawdy, może. Może wbrew faktom takie rzeczy głosić?
Poza tym co to znaczy „wbrew faktom”? Czy ustawa uznaje, że Polacy nie pomagali Niemcom w Holokauście i wszelkie podważanie tej ustawowo określonej prawdy jest przestępstwem, czy też w każdym takim przypadku prawda musi być dopiero ustalana i gdy się ustali, że głoszone twierdzenia były nieprawdziwe, wkroczy do akcji prokurator IPN? Każda z tych możliwości jest niedobra. Ta pierwsza oznaczałaby, że prawdy historyczne ustala ustawa, czyli faktycznie sejmowa większość. Ta druga – że głoszenie hipotez historycznych, które ktoś obali, może się zakończyć więzieniem. Ale wtedy spór między historykami będzie rozstrzygał prokurator IPN, a później sąd rejonowy. Ustalanie prawd historycznych ustawami Sejmu lub wyrokami sądowymi jest dość oryginalne z metodologicznego punktu widzenia i z wolnością badań naukowych niewiele ma wspólnego.
Jak pogodzić twierdzenia ustawy i jej apologetów (z premierem na czele), że Polacy (żadni Polacy?) nie pomagali Niemcom w Holokauście, z porównaniem przez Ryszarda Czarneckiego Róży Thun do szmalcowników? To byli jacyś szmalcownicy? Na czym szmalcownictwo polegało? Czy szmalcownictwo było pomaganiem w Holokauście, czy nie było? Dzięki temu geniuszowi myśli wszelakiej, a politycznej w szczególności, europosłowi PiS i ulubieńcowi liberalnych mediów (nie mogę zrozumieć, dlaczego tak często w nich gości), cały świat dowiedział się o polskich przecież szmalcownikach.
Mamy łatwy do przewidzenia konflikt z Izraelem i z USA, w których wpływowe jest lobby żydowskie. Ale mamy też konflikt z Ukrainą. Ustawa traktuje jako przestępstwo nieuznawanie zbrodni UPA. Żeby było ciekawiej, niedawno parlament Ukrainy za przestępstwo uznał przypisywanie UPA zbrodni.
Nasza ustawa dotyczy nie tylko obywateli polskich, ale także cudzoziemców, i to bez względu na miejsce, gdzie zabroniony nią czyn zostanie popełniony. Wynika z tego, że prokurator IPN powinien wszcząć postępowanie karne przeciwko posłom do parlamentu ukraińskiego, radnym Lwowa, którzy wybudowali pomnik Banderze i wszystkim, którzy na Ukrainie czczą pamięć UPA. I zdaje się, że ukraiński prokurator może to samo zrobić z polskimi posłami, którzy głosowali za nowelizacją ustawy o IPN.
Nawet Mrożek by tego nie wymyślił. Zostały przekroczone wszelkie granice idiotyzmu. Cywilizowany świat się z nas śmieje i patrzy na nas z niepokojem. Zapłacimy za to straszną cenę.
Niektórzy mówią, że PiS zapędziło się w ślepy zaułek. Nie mają racji. Jarosław Kaczyński dobrze wie, co robi. Suweren z tej całej historii zrozumiał tyle, że wszyscy wokół dybią na naszą godność. Tylko PiS się temu przeciwstawia. Tylko PiS broni dobrego imienia Polaków. Zobaczycie w najbliższych sondażach, o ile wzrośnie poparcie tej partii.
Można obrazić się na naród i mówić, że jest głupi. Jest taki, jaki jest. A jest taki, jak został wyedukowany przez ostatnie 30 lat. Czy nikt nie czuje się winny? Ja trochę się czuję.
Tak, ten naród jest po prostu głupi…i gdyby były to inne czasy geo-polityc istnienie takiego państwa byłoby skazany na zagładę…….