Adopcyjny upiór przeszłości

Adopcyjny upiór przeszłości

Prawie pół wieku po rozpoczęciu wymuszonych adopcji dzieci z mniejszości etnicznych Kanada zaczyna płacić za stare grzechy

Ta historia mogłaby się wydarzyć wszędzie, ale nie w Kanadzie. Mało jest bowiem na świecie krajów, które podchodzą do mniejszości etnicznych z takim szacunkiem jak północny sąsiad Stanów Zjednoczonych. Oficjalna terminologia wprowadzona przez rząd w Ottawie zakazuje używania sformułowania mniejszości etniczne, nakazując określanie rdzennych mieszkańców Kanady mianem pierwszych narodów (ang. Canada’s first nations). Przez lata poszanowanie praw Inuitów i innych grup do ich terenów wstrzymywało rozwój infrastrukturalny kraju i eksplorację złóż naturalnych dalekiej północy. Rządzący krajem od listopada 2015 r. premier Justin Trudeau wypisał prawa pierwszych narodów na swoim politycznym sztandarze. Wprowadził ich reprezentantów do rządu, przygotował też programy polityki społecznej i edukacyjnej mające na celu polepszenie ich statusu w społeczeństwie przy jednoczesnej ochronie tradycji i dziedzictwa. Na pierwszy rzut oka Kanada wygląda więc na absolutny raj dla rdzennych grup etnicznych.

Problem w tym, że nie zawsze tak było. Przez wiele lat ochrona pierwszych narodów przez rząd w Ottawie była czysto deklaratywna i ograniczała się do symbolicznych ceremonii oraz dofinansowania szkół na dalekiej północy czy w interiorze. Jednocześnie elity polityczne prowadziły mniej lub bardziej jawne i legalne projekty mające na celu osłabienie struktur społecznych w tych grupach. Bodaj najbardziej wstrząsający był program wymuszonych adopcji dzieci pochodzących z rodzin inuickich oraz innych rdzennych grup etnicznych. Od 1965 r. pracownicy socjalni, z powodu rzekomo niewłaściwych warunków wychowawczych i kłopotów finansowych rdzennych mieszkańców, odbierali im dzieci i umieszczali je w rodzinach zastępczych. Były to rodziny białych Kanadyjczyków, mieszkające w dużych miastach, takich jak Toronto, Edmonton czy Vancouver, ale także w Stanach Zjednoczonych czy w Europie.

Działo się to w majestacie prawa – sprzyjający temu procederowi sędziowie sądów rodzinnych wydawali stosowne wyroki. Program ze zmienną intensywnością trwał niemal ćwierć wieku. Kanadyjskie ministerstwo administracji szacuje, że wymuszonymi adopcjami mogło być objętych nawet 30 tys. dzieci. I choć wiedza o programie była dość powszechna, a raporty opieki społecznej kwestionowane przez organizacje pozarządowe, do tej pory rząd federalny nie uznał swojej winy w procesie wymuszania adopcji i odbierania rodzicom ich dzieci.

Uderzenie wyprzedzające

Sytuacja zmieniła się na początku października, kiedy Trudeau oficjalnie poinformował kanadyjski parlament, że najwyższy czas zmierzyć się z koszmarami przeszłości. Rząd w Ottawie przyznał, że wymuszanie adopcji było jawnym pogwałceniem praw pierwszych narodów. W ramach zadośćuczynienia rodziny, które są ofiarami działań opieki społecznej, mają otrzymać odszkodowania. Całkowita ich suma może osiągnąć nawet 600 mln dol. Trudeau chce zapłacić za wymuszone adopcje, przeniesienia do szkół z internatem i koszty późniejszej identyfikacji czy wydatki poniesione przez rodziny poszukujące swoich dzieci. Koszty bywały niemałe, bo opieka społeczna niejednokrotnie celowo utrudniała dostęp do danych dotyczących adopcji.

To nie pierwsza tego typu inicjatywa, choć najbardziej jednoznaczna i skierowana bezpośrednio do poszkodowanych rodzin. Już w 2008 r. ówczesny konserwatywny premier Stephen Harper publicznie przeprosił za wymuszone adopcje, obiecując przeznaczenie ponad 1,5 mld dol. na programy rekompensacyjne. Choć była to duża suma, nie oznaczało to wcale, że pieniądze trafią bezpośrednio do rodzin ofiar. Harper powołał bowiem narodową komisję prawdy i pojednania, która zamiast wypłacać odszkodowania, zajmowała się produkowaniem raportów i rekomendacji dla rządu federalnego. Trudeau nadał całemu procesowi znaczne przyśpieszenie, obiecując nie tylko zintensyfikowanie prac komisji, ale też wypłacenie odszkodowań.

Choć gest młodego premiera jest bez wątpienia ważny i nie należy go bagatelizować, ruch rządu w Ottawie można nazwać tak naprawdę uderzeniem wyprzedzającym. Gdyby bowiem Trudeau odwlekał decyzję o wypłacie odszkodowań, mógłby narazić federalny budżet na dużo większe straty. W sądach w całym kraju toczą się postępowania grupowe w następstwie pozwów poszkodowanych rodzin. I niewykluczone, że zdecydowana większość zakończyłaby się zwycięstwem reprezentantów pierwszych narodów. Trudno zawczasu oszacować wysokość odszkodowań, ale ucieczka do przodu w postaci publicznych przeprosin jest na pewno wizerunkowo lepszym posunięciem niż porażka w całej serii procesów zbiorowych.

Krzywdy trudne do naprawienia

Odszkodowania dla rodzin z pierwszych narodów to dopiero pierwszy krok na długiej liście działań, które Kanada musi podjąć, by rozliczyć się ze swoją trudną przeszłością. Podczas niedawnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ Trudeau zapowiedział, że poprawa statusu ponad 1,3 mln członków pierwszych narodów będzie jednym z najważniejszych celów drugiej części jego kadencji.

Trudno jednak wyobrazić sobie, jak w praktyce może wyglądać naprawienie krzywd wyrządzonych całej generacji ludzi wychowanych w swoistej próżni emocjonalnej i tożsamościowej. Do długiej listy problemów, z którymi zmagają się osoby poddane programowi relokacji, należy zaliczyć trudności w budowaniu relacji z najbliższymi, często idące w parze z uzależnieniami i zaburzeniami psychicznymi. Cytowana w reportażu „New York Timesa” Carolyn Bennett, minister ds. relacji rządu z pierwszymi narodami, wyraża obawę, że przeprosiny pojawiły się za późno, a wyrządzone krzywdy są już nie do naprawienia. W podobnym duchu wypowiadają się przedstawiciele organizacji pozarządowych i lokalni przywódcy pierwszych narodów.

Słyszy się jednak także głosy optymizmu i nadziei. W wypowiedzi dla amerykańskiego radia NPR Marcia Brown Martel, liderka społeczności mieszkającej w pobliżu miasta Kirkland Lake w południowym Ontario, podkreśliła, że to ważny krok, ale nie można na nim poprzestać. Jej zdaniem kolejnymi krokami powinny być poszerzenie dostępu do najnowszych technologii i informatyzacja społeczności pierwszych narodów. Brown Martel przyznaje zdecydowanie, że nie ma co się łudzić – najmłodsi przedstawiciele tych grup nie będą chcieli pozostać w rodzinnych okolicach, nawet jeśli są bardzo mocno związani z lokalną kulturą. Dlatego rząd w Ottawie w porozumieniu z lokalnymi liderami musi zrobić wszystko, by ich start w dorosłe życie w kanadyjskim społeczeństwie był możliwie najbardziej bezbolesny.

Dobry PR nie wystarczy

Przed Trudeau piętrzą się kolejne wyzwania. Musi nie tylko spacyfikować żądania pierwszych narodów, ale również wygrać bitwę o ich ziemie i środowisko naturalne. W tej bitwie trudno będzie o sukces, zwłaszcza że nie wszystko zależy od premiera. Globalne ocieplenie powoduje odsłanianie się kolejnych połaci wiecznej zmarzliny i czyni coraz bardziej realną perspektywę otwarcia handlowych szlaków morskich na północy kontynentu. Ruch statków miałby katastrofalne skutki dla populacji fok i morsów, czyli zwierząt odgrywających podstawową rolę w ekosystemie Inuitów i innych nacji mieszkających na północy Kanady. Nie pomaga też zmieniająca się sytuacja geopolityczna – wycofanie się USA z porozumienia paryskiego COP21 dotyczącego redukcji emisji gazów cieplarnianych może znacząco przyśpieszyć rozpad ekosystemów północy. W dodatku Kanada musi cały czas myśleć o własnej niezależności energetycznej. W obliczu chybotliwego partnerstwa z nieprzewidywalnym Donaldem Trumpem Trudeau musi godzić walkę o środowisko z rozsądnym zarządzaniem ropą i węglem. Tutaj każdy kompromis będzie się rodził w bólach i z pewnością wzbudzał sporo kontrowersji.

Największym wyzwaniem w całej tej układance jest czas. Pierwsze narody tracą cierpliwość i masowo zgłaszają się do sądów, globalne ocieplenie postępuje w zastraszającym tempie, a rankingi poparcia dla Trudeau po prawie dwóch latach rządów w niczym nie przypominają początkowej euforii z 2015 r. Przed popularnym „premierem z plakatu” czas wielkich wyzwań. Perfekcyjne zabiegi wizerunkowe mogą nie wystarczyć.

Wydanie: 2017, 43/2017

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy