Ale co ty mu zrobiłaś?!

Ale co ty mu zrobiłaś?!

Nie dziwię się kobietom, że nie mówią o przemocy domowej. Gdy powiedzą, zostają same


Iwona Chodorowska – antropolożka kultury, podróżniczka i dziennikarka, od lat mieszka w różnych miejscach na świecie. Z doskoku prowadzi bloga www.wyjechalam.wordpress.com.


„Wyszły mi włosy i złudzenia” – napisałaś na komunikatorze, gdy odnalazłyśmy się na Facebooku po latach.
– Włosy wyszły mi z powodu traumy, którą przeżyłam – zostałam niemal zabita przez wieloletniego partnera na małym jachcie na Wyspach Kanaryjskich, gdzie w marcu 2020 r. uwięziła nas pandemia – nie mogliśmy wyjść nawet poza bramę portu. Do zdarzenia doszło w czerwcu. A złudzenia wyszły mi z powodu zakończonego tak dramatycznie związku.

Co się stało?
– Miałam złamany ząb, dwa żebra, wylewy, siniaki. Kopał mnie po głowie, brzuchu. Chciał mnie wyciągnąć z łodzi, wrzucić do wody. Krzyczał: „Zabiję cię, połamię ci kulasy! Nikt już na ciebie nie spojrzy!”. Tego wieczoru piliśmy do kolacji wino, chciałam spać, on chciał pić dalej i słuchać muzyki. Od tego się zaczęło… Sytuacji przemocowych w naszym związku było kilka. Też bywałam wtedy agresywna, np. potrafiłam rzucić kubkiem o ścianę albo skopać ją. Bywałam zazdrosna – mam nie najłatwiejszą osobowość. W naszym związku były problemy z alkoholem, bywało, że się kłóciliśmy. Ale ta ostatnia sytuacja nie była oparta na konflikcie – spałam przecież, więc nawet nie spojrzałam na niego krzywo. Uratowali mnie ludzie z jachtów.

Jaka była reakcja hiszpańskich służb?
– Byłam w szoku, nie byłam w stanie się bronić, po prostu chroniłam głowę. Przeciągnął mnie przez cały jacht, od kajuty do kokpitu, próbował wciągnąć po schodach, zaczął wyłamywać ręce. Krzyknęłam: „Połamiesz mi ręce!”. On: „No właśnie, nie wpadłem na to”. Zaczęłam wzywać pomocy, ale już wcześniej Niemiec i Hiszpan zjawili się na pomoście. Zaczęli tłuc w jacht. Wtedy ocknął się. Wyrwałam się, wyskoczyłam na pomost. Wezwali karetkę, pojawiła się policja. Od razu odwieziono mnie na obdukcję. Była noc, trwało to długo. Czekałam sama. Kwadrans od momentu, gdy ludzie przyszli z pomocą, został zakuty w kajdanki. Po obdukcji dostałam kawę. Lekarze bali się, że coś sobie zrobię, powiedziano, że mam czekać, bo przyjdzie po mnie policja. Po jakimś czasie odwieziono mnie na komisariat na zeznania. Była czwarta rano. Trzęsłam się. Policjanci byli dla mnie jak starsi bracia. Pytali, czy jest mi zimno, czy chcę herbaty. Przesłuchanie odbywało się po hiszpańsku. Mówię w tym języku, ale nie jest to mój pierwszy język. W dodatku mam 70-procentowy ubytek słuchu, nie wszystko rozumiałam. Upominali się nawzajem: „Mów głośniej, pani nie słyszy”.

Odwieziono mnie na jacht. Następnego dnia miałam być w sądzie. Tam zaopiekowały się mną trzy kobiety: adwokatka z urzędu, pani z tamtejszej organizacji pomagającej kobietom i psycholog. Rozmawiały ze mną. Okazało się później, że już trwała rozprawa, wszystko przebiegało bardzo sprawnie. Kobieta z organizacji od razu spytała, czy mam dokąd pójść, bo ona może zapewnić mi jeszcze tego samego dnia tymczasowy pobyt w schronisku dla ofiar przemocy. Na szczęście chęć pomocy zgłosił znajomy Polak. Hiszpanie nie zostawili mnie samej, nie powiedzieli: jedź autobusem do jakiegoś domu i czekaj na przyjęcie, a tak dzieje się w Polsce. Wtedy kobieta rezygnuje z pomocy. Organizacje pomocowe w Polsce nie działają tak sprawnie, bo nie ma na to kasy.

Masz porównanie, rok wcześniej zostałaś pobita w Polsce.
– Zgłoszenie polskiej policji faktu pobicia wyglądało zupełnie inaczej. Zostałam pobita w nocy, zadzwoniłam rano, gdy zobaczyłam w lustrze, jak wyglądam – ciągnął mnie po ulicy za włosy. Gdy policja przyjechała, on się zmył. Policjanci potwierdzili, że jest to pobicie, a nie np. celowe uderzenie się w kaloryfer w celu zrobienia komuś na złość. Spisali moje dane i kazali pójść na obdukcję. Spytałam dokąd, bo nie wiem. A co ma powiedzieć np. starsza pani ze wsi w takiej sytuacji? Ma sobie wygooglować słowo obdukcja, skoro internetu nie obsługuje? Powiedzieli, żebym poszła na SOR. Siedziałam tam sama, bez jedzenia, picia, w szoku. Co chwila podjeżdżała karetka z ludźmi wymagającymi natychmiastowej pomocy. Zrozumiałam, że moja obdukcja może sobie nadal czekać. Po siedmiu godzinach zrezygnowałam.

Jesteś osobą wykształconą, masz pewne narzędzia psychologiczne. Co ma powiedzieć matka trojga dzieci uwiązana przy facecie przemocowcu finansowo? Rezygnuje zazwyczaj z walki o siebie.
– Zgadza się. Kiedy myślę o kobietach uwikłanych w taką sytuację w małym miasteczku lub na wsi, sądzę, że będą się borykały, podobnie jak ja, z ostracyzmem, opiniami, plotkami. Mierzę się z tym cały czas i jest mi bardzo ciężko. Wiele osób wykasowałam ze swojej pamięci, nie tylko na Facebooku. W każdej społeczności kobiecie trudno sobie poradzić, nawet pomijając kwestie ekonomiczne.

Jest jeszcze ksiądz, który powie o świętości rodziny i niesieniu swojego krzyża. Chociaż ostatnio niektórzy przepraszają kobiety za takie słowa.
– Tak, mówią, że złożona przed ołtarzem przysięga o byciu ze sobą na dobre i na złe dotyczy wszystkiego z zewnątrz, ze świata. Małżeństwo to wspólnota, która przed tym złem będzie się chronić. Ale to nie dotyczy zła przychodzącego od osoby, której ślubujesz „aż do śmierci”. Pobicia do dziś nie przerobiłam w sobie. Nigdy byłego nie zapytałam dlaczego.

A czy ważne jest dlaczego? Po co ci ta wiedza?
– Jestem wychowana na romantykach. Na Goethem, a potem też na Leśmianie, więc chcę wiedzieć, jak można mówić, że się kogoś kocha, a potem próbować go zabić. Nawet gdybym była najgorszą suką, zdzirą… Ale nie okradłam go, nie zdradziłam…

Nawet gdybyś go zdradziła, nie ma prawa cię bić. Kropka.
– Oczywiście, nie ma prawa mnie nawet tknąć. Byłam kiedyś na terapii związanej z moimi traumami. Raz pojawił się na tej terapii. Wymachiwał przed panią psycholog rękami, pochylał się nad nią, ona się odchylała. Od razu powiedziała, że on nie panuje nad emocjami. Nigdy tego nie leczył. Najbliższym osobom nie przyszło to do głowy? Bywał agresywny wobec matki. Musieli to wiedzieć… Nikt nic nie zrobił.

Co jest w głowie i jakie to uczucie, że tkwi się w związku z takim człowiekiem?
– Jeszcze nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, nie jestem gotowa. Tu musiałby odpowiedzieć psycholog. Ja go kochałam, po prostu. To była miłość mojego życia. „Takim człowiekiem” to źle powiedziane, on był fajnym człowiekiem, dopóki nie zaczął bić. W Węgrowie lub w podlaskiej wiosce spotkamy panią Jadzię, Grażynę, Krysię, których mężowie są żulami spod budki z piwem, wszyscy wiedzą, że to ochlajusy, piją i biją, sąsiadka westchnie: biedna Jadzia, jaki to drań. Ale są też stomatolożki, dziennikarki, nauczycielki, aktorki, które przez lata tkwią w przemocowych związkach. Mają czarujących na zewnątrz mężów, takich świetnych gości, dobrze ubranych, bogatych, inteligentnych, zabawnych. Przecież to niemożliwe, żeby taki mężczyzna bił. Była głośna sytuacja z Weroniką Rosati. Wielka dyskusja na ten temat. Znajomi bronili: no przecież ja go znam, ja za niego ręczę. O moim mężczyźnie mówiono tak samo. Był wspaniały, jak się z nim wiązałam. A że ktoś taki bije, a nawet ma ochotę zabić, to pytanie do psychiatry i do rodziny mężczyzny, dlaczego nie skierowano go na leczenie agresji i na terapię uzależnienia.

W hiszpańskim sądzie byłam na bardzo wysokim C, po nieprzespanej nocy, skatowana. Wtedy reagujesz jak maszyna. Byliśmy w osobnych salach, żeby się nie widzieć, pani adwokat odczytała wyrok. A ja wtedy na to, że mi nie chodzi, żeby on dostał wyrok, że nie chcę go skrzywdzić, tylko chcę, żeby wreszcie zostało zanotowane w aktach, że on bije kobiety. Panie popatrzyły na siebie, wyszła jedna, po chwili wróciła. Z podwyższonym wyrokiem.

Podwyższonym, czyli jakim?
– W sumie niewielkim. Dokładnie nie pamiętam, na pewno były to dwa miesiące prac publicznych, zakaz posiadania broni, 250 euro na moją rzecz, zakaz zbliżania się do mnie na pół kilometra przez rok, jak go złamie, wtedy natychmiast idzie na dwa lata do więzienia.

Śmieszne, twój były może sobie śmiało bić kolejne kobiety.
– Niestety, tak. W Hiszpanii po tym wszystkim zaopiekował się mną znajomy. Pierwsze, co zrobił, to obfotografował moje ciało. Żebym miała zdjęcia, pamiątki z Wysp Kanaryjskich, na wypadek gdyby przyszło mi do głowy wracać do tego człowieka. Te zdjęcia bardzo się przydały, bo ludzie mi nie wierzyli. Mówili, że przesadzam, na pewno tak strasznie mnie nie pobił. Są zdjęcia, jest sądowa ocena ryzyka mojej śmierci – było najwyższe z możliwych.

Panie w sądzie natychmiast wychwyciły syndrom kata i ofiary i syndrom sztokholmski.
– Oczywiście, wiedziały, że wiele kobiet, jeśli ich kat przyjdzie i ukorzy się, przyjmie go, uwierzy, bo go kocha, bo ma syndrom sztokholmski. Ale powiedziano mi, że każdy kolejny raz jest gorszy. W moim przypadku nie byłoby już „gorszego”, bo tym razem ledwo uszłam z życiem. Sama byłam zaskoczona, jak zadziałałam; taka dobra ciocia: nie róbcie mu nic złego. Świetnie natomiast zadziałały panie, natychmiast pobiegły do prokuratora po wyższy wyrok. Jeśli jakaś parlamentarzystka czy parlamentarzysta w Polsce chcieliby popracować nad ustawą antyprzemocową, służę konsultacjami. Hiszpania jest krajem kultury macho, wiele kobiet pobitych umiera. Ale to się dzieje też w Polsce, kobiety można doprowadzać do stanu… Jestem łysa. Kobiety muszą mówić o przemocy. Inaczej nie zmieni się myślenia patriarchalnego pod hasłem: ale co ty mu zrobiłaś?

Czyli najgorsza dla ciebie była reakcja otoczenia?
– Tak, sytuacja, w której się znalazłam, z której jeszcze cały czas wychodzę, uświadomiła mi, w jak bardzo patriarchalnym społeczeństwie żyjemy. Po pobiciu nie odezwała się do mnie jego rodzina, jego brat w ciągu 24 godzin zablokował telefon. Matka, ojciec, którzy chwilę wcześniej dzwonili z pytaniem, kiedy będziemy w Polsce, przez kolejny rok nie zapytali, czy potrzebuję pomocy, wsparcia; nikt nie chciał mnie o nic zapytać. Jakbym była trędowata. Nie wiem, może rodzina tak musi zareagować, żeby wyprzeć pewne sprawy? Zamietli temat pod dywan. Cisza w eterze. On nadal ma zakaz kontaktu, ja w tym roku miałam ciężką operację – nikt, nic. To trudne psychicznie. Wyszła polska specjalność – dulskość, patriarchat. To zabija równie celnie jak cios kata.

Nie dziwię się kobietom, że nie mówią o przemocy domowej. Gdy powiedzą, zostają same. Ja również zostałam sama, bez pieniędzy, na wyspie, z której nie mogłam się wydostać. Okazało się, że jestem słaba psychicznie. On wypłacił mi nieco więcej, niż musiał, 500 euro. Nie wiedziałam, kiedy wrócę do Polski. Trzeba było gdzieś mieszkać, coś jeść. Wiem, jak to brzmi: jacht, Wyspy Kanaryjskie. Ale schemat jest ten sam co na Podlasiu czy Podhalu. Gdyby znajomi, Jurek i Alicja, Polacy mieszkający na Wyspach Kanaryjskich, nie pomogli obcej osobie, nie przygarnęli mnie i nie zaopiekowali się mną, poszłabym do domu samotnych kobiet, bo mam akurat w sobie życiową śmiałość. Po rozprawie siedziałam w knajpce z Jurkiem, który prowadzi pensjonat – gościł mnie dwa tygodnie – i nagle podeszło dwóch facetów z odznakami. Wylegitymowali go. Powiedzieli, że muszą znać miejsce mojego pobytu. Namierzyli mnie po telefonie komórkowym. Potem pod pensjonat podjeżdżały patrole, by kontrolować, czy agresora nie ma w pobliżu. Powiedziałam im, że nie dość, że facet mi pomógł bezinteresownie, to teraz ma jeszcze kłopoty z policją. Jeździli więc wokół pensjonatu, w oddali. Czy w Polsce policja krąży wokół bloku, by chronić kobietę przed agresorem?

Wspominałaś, że powaliła cię reakcja waszych wspólnych przyjaciół.
– Byli ciekawi przebiegu zajścia, to zrozumiałe, gdy nagle pojawia się policja i kajdanki. Natomiast ich pytania brzmiały właśnie: ale co ty mu zrobiłaś?! Jest taka słynna maksyma Ludwiga Wittgensteina z „Traktatu logiczno-filozoficznego”, który definiuje związki pomiędzy światem a językiem: „Granice mojego języka wskazują granice mojego świata”. Jeśli więc ktoś mnie pyta: a co ty mu zrobiłaś, to gdzie kończy się jego świat? Ma jedno wytłumaczenie: musiała coś zrobić, skoro chciał ją zabić. A moje pytanie brzmi: co musiałaby zrobić kobieta, żeby mężczyzna chciał ją zabić?

Nie ma takiej sprawy, za którą facet miałby prawo zabić kobietę.
– Tak. Nawet jeśli nakryłby ją w toalecie ze swoim kumplem w sytuacji intymnej, to powinien spojrzeć jej głęboko w oczy i z kamienną twarzą wycedzić jak Bogusław Linda: nie chce mi się z tobą gadać.

Tu nie ma o czym dyskutować. Nic nie usprawiedliwia bicia słabszego.
– W społeczeństwie, które pyta, co mu zrobiłaś, nie ma mowy o ustawie antyprzemocowej.

Zapomniałaś chyba, że jest to społeczeństwo, w którym Ordo Iuris tworzy rozprawy, dlaczego Polska powinna wypowiedzieć konwencję stambulską. O czym tu mówić?
– Nawet najbliżsi pytali: co mu zrobiłaś?! Pytali o to również ludzie młodzi. To pokazuje, jak bardzo patriarchat jest wrośnięty w tkankę społeczną. Druga sprawa to usprawiedliwianie tego mężczyzny. Rozmawiałam z jego przyjaciółmi z liceum, znają go niemal 40 lat. Ich komentarz to: ale on zaczął być taki dopiero przy tobie.

„Bo to zła kobieta była”.
– Odpowiedziałam: czy wiecie, że gdy miał 18 lat, kupił sobie pistolet? A o tym, że gdy miał dwadzieścia parę lat i przerwał studia, rozwalał wiaty przystankowe, chodząc po ulicach po alkoholu? Nie wiecie, bo wam nie powiedział, a mnie owszem. A może jego poprzednie kobiety czegoś wam nie powiedziały?

Kobiety nie mówią o przemocy w domu. Coś każe im milczeć.
– Każe im milczeć wszystko to, o czym mówiłam.

Wyleczyłaś się chyba z tej toksycznej miłości?
– Nie, nadal go kocham…

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2021, 40/2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy