Alianckie białe plamy

Alianckie  białe plamy

Kontrowersyjna autorka Miriam Gebhardt twierdzi, że alianci zgwałcili 860 tys. niemieckich kobiet

Grabiąc dom, podpici mężczyźni natknęli się w spiżarni na zdrętwiałą ze strachu Katherine i jej 18-letnią córkę Charlotte. Młodsza kobieta próbowała jeszcze się bronić, krzyczała „mamusiu!”, aż wkrótce znieruchomiała. Do tej budzącej grozę zbrodni, jakiej dopuściło się sześciu żołnierzy na dwóch bezbronnych Niemkach, doszło pod koniec marca 1945 r., kilka tygodni przed końcem wojny. Wbrew pozorom przestępstwa nie dokonano na pograniczu polsko-pruskim, ale w leżącej na lewym brzegu Renu miejscowości Sprendlingen. Sprawcami nie byli zaś czerwonoarmiści, lecz żołnierze US Army, witani raczej jako bohaterowie przywracający wyzwolonemu z nazizmu krajowi godność i demokrację.
Zdaniem historyczki Miriam Gebhardt, wykroczenia amerykańskich żołnierzy na terenie Niemiec wciąż nie doczekały się należytej analizy. Publicystka uważa, że historycy mało o tym piszą, całą egzemplifikację haniebnych czynów ograniczając do tego, co wydarzyło się na terenach zajętych przez żołnierzy Armii Czerwonej. W swojej nowej książce „Als die Soldaten kamen” („Kiedy przyszli żołnierze”) Gebhardt twierdzi, że uniesieni radością zwycięstwa alianci zgwałcili w ostatnich tygodniach wojny ok. 860 tys. niemieckich kobiet. Według wcześniejszych oszacowań, amerykańscy, francuscy i brytyjscy żołnierze zgwałcili łącznie ok. 11 tys. Niemek. W wąskim akademickim obiegu liczba ta nie podlegała dotąd żadnym dyskusjom ani nie budziła wątpliwości.

Niewygodne fakty

Gebhardt utrzymuje, że sami tylko Amerykanie – upojeni swoją rosnącą potęgą – zgwałcili na gruzowisku powojennych Niemiec 190 tys. kobiet. – Przeszło 5% narodzin dzieci w latach 1945-1955 w sektorach okupowanych przez aliantów było efektem gwałtów – przekonuje. Ponieważ wojna dowiodła skuteczności propagandy stawiającej na „bolszewickie bestialstwo”, odpowiedzialnością za gwałty obarczono głównie idącą od wschodu Armię Czerwoną. – Ktokolwiek zada sobie trud poznania faktów, nie może jednak mieć wątpliwości, że było inaczej – twierdzi Gebhardt.
Związana z Uniwersytetem w Konstancji autorka wcale nie oczyszcza z oskarżeń radzieckich żołnierzy. Przeciwnie, z jej ustaleń wynika, że również liczby ich brutalnych czynów były często zaniżane. Liczba gwałtów, których dopuścili się czerwonoarmiści na Niemkach (od miliona do dwóch milionów), przewyższa przypisywaną wojskom alianckim, co nie zmienia faktu, że po dziś dzień jak ognia unikano rzetelnej analizy zbrodni wszystkich „wyzwolicieli” Niemiec. – Ze względu na moralny wydźwięk zwycięstwa aliantów nad nazistami nie zabierano się do badania tej wstydliwej dla Amerykanów sprawy – twierdzi Miriam Gebhardt. Dlatego po 1945 r. zapanowała w Niemczech nieoficjalna zmowa milczenia, każda inna wersja podkopywałaby „pojednanie” zachodnich narodów.

Pijani Amerykanie

W Niemczech zabrakło tej samej gotowości uwierzenia w rozmiary przestępstw aliantów, jak w NRD w okrucieństwa Armii Czerwonej. O ile jednak w latach 90. w zjednoczonych Niemczech rozwodzono się już bez ogródek o „gwałcących czerwonoarmistach”, o tyle nadal wstydliwie tuszowano zbrodnie Amerykanów, trwając w romantycznych wyobrażeniach o przebojowych facetach żujących nowojorską tabakę. Amerykański żołnierz zapisał się w powojennej historiografii zgoła jako pacyfista, który przepłynął Atlantyk tylko po to, żeby uwolnić ludy zagnane przez Sowietów do okopów i obdarować Niemców czekoladą. Bądź przekupić kobiety rajstopami z nylonu. Jednak, jak zaznacza feministka Gebhardt, właśnie ta wersja jest dla kobiety nie tylko najgorszym z możliwych pomówień, lecz także główną przeszkodą wszczęcia dogłębnego badania historycznego. Podnoszony wielekroć przez Amerykanów argument o rzekomej sprzedajności niemieckich kobiet jest jej zdaniem zwyczajnym łgarstwem. – W wielu przypadkach zgwałconym kobietom żołnierze dawali upominki. Dlatego często traktowano te zbrodnie jako przypadki prostytucji – tłumaczy niemiecka autorka, po czym pyta retorycznie: – Czyżby gwałt nie pozostawał gwałtem?
Gebhardt opiera się głównie na wspomnieniach i dokumentacji bawarskich księży z 1945 r. Arcybiskup Monachium Michael von Faulhaber zlecił podówczas młodym duchownym opisanie życia codziennego pod władzą aliantów. W zapiskach ks. Michaela Merxmüllera z Ramsau, małej mieściny koło Berchtesgaden, czytamy: „20 lipca 1945 r. brutalnie zgwałcono osiem młodych dziewczyn, po części na oczach ich rodziców”. Natomiast Andreas Weingand, młody duchowny z Haag an der Amper, notuje pięć dni później: „Smutnym wydarzeniem, które towarzyszyło wkroczeniu aliantów, były trzy gwałty – na jednej mężatce i dwóch kilkunastoletnich pannach. Sprawcami byli pijani Amerykanie”. Z kolei ks. Alois Schiml z Moosburga wspomina: „1 sierpnia 1945 r. lokalne władze wydały rozkaz przybicia na wszystkich drzwiach domowych w mieście listy z imionami lokatorów, łącznie z ich wiekiem. Można się domyślić, czemu to służyło. 17 niepełnoletnich kobiet zgwałcono i pobito tak mocno, że skierowano je do szpitala”.
Z opracowań, których podstawą były kroniki bawarskich księży, wynika, że najmłodsza ofiara miała siedem lat, najstarsza – 69. W tym kontekście Gebhardt przywołuje analogie do zbrodni Armii Czerwonej, zaznaczając, że w obu przypadkach gwałty przebiegały według tego samego schematu. – Skala brutalności wobec kobiet w Górnej Bawarii, a także idących z nią w parze grabieży, była prawie identyczna – zapewnia badaczka. Gebhardt dopatruje się też podobnych motywów, które popychały żołnierzy alianckich i radzieckich do tych czynów. – Wcześniejsze posunięcia Hitlera były krzyczącą niesprawiedliwością, budzącą od pierwszej chwili potrzebę odwetu – wyjaśnia. Teraz mogli za nią odpłacić. Nawet jeśli ich ofiarami były tylko bezbronne i niewinne Niemki. Poza tym zarówno w Waszyngtonie, jak i Moskwie wojskowi propagandziści dokładali wszelkich starań, aby utwierdzić żołnierzy w przekonaniu, że niemieckie kobiety będą im przychylne i otwarte na czynione wobec nich awanse. Inną pobudką skłaniającą aliantów i czerwonoarmistów do pomszczenia swoich krzywd była – jak twierdzi Gebhardt – szczypta zawiści wobec Niemców, którzy mimo dwóch wojen wciąż cieszyli sie pewnym dobrobytem. – Nie wszędzie wszystko wyglądało jak w Berlinie, wielu Niemców żyło we względnym dostatku, co w oczach amerykańskich i rosyjskich żołnierzy nazbyt kłóciło się z myślą o kraju, w którym jeszcze rok wcześniej panowała krwawa dyktatura – sądzi historyczka. W wywiadzie udzielonym badeńskiemu portalowi Reutlinger General-Anzeiger Miriam Gebhardt dała do zrozumienia, że w swojej książce nie zamierza relatywizować odpowiedzialności za zbrodnie podczas II wojny światowej. – Chciałabym jedynie pokazać, że wojna miała nieco inny wymiar, niż przedstawiają to filmy – podkreśla.

Zaskakujące obliczenia

Na niemieckim rynku ukazało się już wiele pełnych dowodów opasłych prac historyków o losach niemieckich Trümmerfrauen (kobiet z ruin), którym przyszło zmagać się z powojenną nędzą. W tekście Gebhardt intryguje przede wszystkim rozmiar gwałtów. Przywołana liczba 190 tys. zakrawa co prawda na rewolucję, ale kolejne obliczenia budzą coraz dalej idące zdumienie. Autorka zakłada, że 5% narodzin dzieci na ziemiach zajętych przez aliantów jest następstwem gwałtów. Według jej obliczeń, 1,9 tys. dzieci zostało spłodzonych przez stacjonujących tam wojskowych. Jak twierdzi, przeciętnie 100 gwałtów prowadzi do jednego porodu. Mnożąc tę liczbę przez 1,9 tys. dzieci, otrzymujemy wspomniany wynik. Jest jednak kilka ale…
Jeżeli Amerykanie rzeczywiście dopuściliby się aż 190 tys. gwałtów, co słusznie sprowadziłoby na nich infamię, powinno być niewątpliwie o wiele więcej śladów, kart szpitalnych, kartotek pacjentów, świadków i – mimo wszystko – zeznań samych ofiar. Gebhardt nic takiego nie jest w stanie przedstawić, czego miejscami jest nawet świadoma. Z przytoczonych w książce źródeł wynika, że w Górnej Bawarii doszło do kilkuset gwałtów. Jednak informacje uzyskane w lokalnych parafiach Gebhardt traktuje niekiedy bardzo wybiórczo, naginając je do potrzeb swojego tematu. Wszystkie wspomnienia bawarskich duchownych każą raczej uznać, że większość alianckich żołnierzy zachowywała się przyzwoicie. Znajdujemy nawet wiele relacji, które stawiają ich w przyjaznym świetle. Tak czy inaczej – wątpliwości mogą rozwiać jedynie weryfikowalne dane, a takich niestety nie ma.
Miriam Gebhardt słusznie wskazuje, że żołnierskie czyny są wciąż białą plamą, starannie pomijaną przez historyków. Bez wątpienia należy o tym mówić. Nie sposób jednak nie zauważyć, że autorka wybrała strategię obliczoną na sukces jeszcze przed opublikowaniem książki. Swoim tekstem wpisuje się w trend oburzenia na bezkarność Amerykanów w Afganistanie czy Iraku. Gebhardt z przytupem zaistniała w mediach. Do opiniotwórczej czołówki nie można jednak przebić się na skróty.

Wydanie: 15/2015, 2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy