Alkomat jest dla innych

Alkomat jest dla innych

Przed laty „pomroczność jasna”, dziś „ubytek w kości gnykowej”. Tak znany gdański adwokat Włodzimierz W. kpi z policji tropiącej pijanych kierowców

W czerwcu ub. roku Włodzimierz W. jechał jedną z głównych ulic Gdańska. – Mercedes przemieszczał się od krawężnika do krawężnika – opowiada kierowca, który widział tę jazdę – więc zawiadomiłem policję. W. został zatrzymany. Badanie alkomatem wykazało 2,2 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Obecnie jazda po pijanemu to już nie wykroczenie, lecz przestępstwo. Grozi za to do dwóch lat więzienia.
Włodzimierz W. ma 70 lat i jest w Gdańsku znanym adwokatem. Cieszy się opinią fachowca skutecznego w trudnych sprawach. Do 2001 r. przez dwie kadencje był dziekanem Okręgowej Rady Adwokackiej, członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej. Zasłynął jako obrońca synów prezydenta Lecha Wałęsy, którzy spowodowali wypadki drogowe w stanie nietrzeźwym. W. jest autorem słynnego już określenia „pomroczność jasna”, na którą miał cierpieć Przemysław, jeden z prezydenckich synów. Taka linia obrony przyniosła sukces i weszła już do historii polskiego sądownictwa.
Nie jest tajemnicą, że mecenas W. to nie tylko znakomity adwokat, ale i dusza towarzystwa. Kiedy przyjmował kogoś w kancelarii, często wyjmował z szafy koniaczek i serwował poczęstunek. Gość wychylał zazwyczaj tylko zawartość kieliszka, natomiast mecenas W. potrafił w czasie rozmowy opróżnić nawet całą butelkę. A rzadko kiedy wracał do domu piechotą.

Zostało w jabłku Adama

Po zatrzymaniu Włodzimierza W. w czerwcu ub. roku żadna z trójmiejskich prokuratur nie chciała zająć się tą sprawą. Nazwisko adwokata, jego pozycja i znajomości zrobiły swoje. Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Człuchowie. Adwokatowi przedstawiono zarzut prowadzenia pojazdu mechanicznego pod wpływem alkoholu.
W trakcie wyjaśnień mecenas W. tłumaczył, że feralnego dnia wypił rano kieliszek alkoholu.
– Czułem się nie najlepiej – mówił. Potem leczył się syropem o nazwie Vita buerlecithin. Czynił tak również w trakcie jazdy. Miał pecha, bo kiedy przechylał butelkę, najechał na dziurę i wówczas do ust wlało mu się zbyt wiele lekarstwa. Zachłysnął się. Chwilę potem zatrzymała go policja. Wynik na alkomacie to wina… deformacji gardła. Mecenas W. ma bowiem ubytek w kości gnykowej. W zagłębieniu jabłka Adama mogło zatem pozostać nie tylko lekarstwo, ale i wypity wcześniej alkohol. Wszystko fermentowało.
Tę wersję miało potwierdzić dwóch biegłych. Prokuratura umorzyła postępowanie.
– To znakomita linia obrony – mówi jeden z pomorskich prokuratorów – ale Włodzimierz W. jest mistrzem w takich sprawach. I dlatego należałoby tę sprawę również po mistrzowsku badać, a nie tylko słuchać, co mówią inni.
Prof. Józef Jordan, pomorski konsultant regionalny ds. laryngologii, zapytany, czy z medycznego punktu widzenia takie zdarzenie jest możliwe, stwierdza ostrożnie: – Bez badania chorego trudno mi się wypowiadać.
Podobnie mówią inni lekarze. Do dziś nie wiadomo jednak, czy laryngolog, który wypowiadał się w tej sprawie dla prokuratury i wydał korzystną dla mecenasa W. opinię, znajduje się na liście biegłych sądowych.
– Każdy prokurator samodzielnie ocenia materiały dowodowe – tłumaczy Zbigniew Matysiak, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Człuchowie. – Prowadzący sprawę uznał, że brak jest dowodów na sformułowanie aktu oskarżenia. Wszelkie wątpliwości działają bowiem na korzyść oskarżonego. A sprawdzaliśmy je dwukrotnie. Przy tak niepewnych dowodach nie można iść do sądu. Wiadomo nam, że mecenas W. był w trakcie leczenia. Alkohol mógł znaleźć się w organizmie w sposób niezamierzony.

Policjanci są oburzeni

– Nie chcę o tym rozmawiać – mówi mecenas W. – Mam już serdecznie dosyć takiej reklamy. Ta sprawa dotyczy, według dawnego prawa, wykroczenia, a obecnie najmniej groźnego występku.
– Poleciłem Prokuraturze Okręgowej w Słupsku zbadać to umorzenie i przedstawić ocenę – wyjaśnia Janusz Kaczmarek, szef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Żaden z pomorskich prawników nie chce oficjalnie komentować tej sprawy. – Proszę nas zrozumieć – mówią – to bardzo niezręczne. Unika odpowiedzi również sędzia Barbara Piwnik, b. minister sprawiedliwości.
– Bez znajomości faktów ocena stanu faktycznego jest niemożliwa – tłumaczy sędzia dr Zbigniew Szczurek, b. prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku. – Zdarzają się takie sytuacje, czasem wręcz ekstremalne, jak np. opilstwo patologiczne, i wówczas umarza się postępowanie. Wszystko zależy od biegłych. Jeśli są wątpliwości, można je podważać. Ale jeśli potwierdzają fakty, jest to wiążące dla prokuratora. – Drażliwa kwestia. Nie znam uzasadnienia prokuratora, który umorzył postępowanie. Ale ta decyzja podlega weryfikacji – stwierdza profesor prawa Jerzy Młynarczyk z Uniwersytetu Gdańskiego.
Wielu gdańskich policjantów jest oburzonych decyzją prokuratury w Człuchowie. – To skandal – mówią. – W takim razie nasza praca jest bez sensu. Gdzie równość wobec prawa? – pytają. – Gdyby mecenasowi W. zbadano krew, nie byłoby wątpliwości. Ale zgodnie z prawem, jeśli dokona się pomiaru alkomatem, a osoba badana podpisze protokół, materiał dowodowy winien być traktowany na równi z analizą krwi.
To, co zrobiono w prokuraturze, odbiera ludziom wiarę, że organa sprawiedliwości traktują równo wszystkich obywateli.

„Głos Wybrzeża”

 

Wydanie: 13/2003, 2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy