Ambicje rozumnej lewicy

Zapiski polityczne

Tylko nieuleczalnie tępi liberałowie wierzą jeszcze w polityczny dogmat głoszący, iż nasza transformacja ustrojowa przyniosła Polsce sukces, chyba że nazwiemy sukcesem rozwarstwienie społeczeństwa na wyraźnie różniące się poziomem życia grupy tych coraz biedniejszych i tych drugich, ponoć ważniejszych, coraz zamożniejszych.
To rozwarstwienie rodzi nieuchronnie coraz bardziej nam zagrażający konflikt wewnętrzny, zwany wybuchem bądź buntem społecznym. Samosąd nad nieszczęsnym dyrektorem upadającej fabryki w Szczecinie był skowronkiem zapowiadającym nadejście „wiosny skrzywdzonych i poniżonych”. Tak się ten wybuch może w przyszłości nazywać, ale ci nieuleczalnie tępi liberałowie nadal wykrzykują na różnych ekonomicznych i politycznych arenach świata i kraju peany na cześć nowego ustroju Polski – tak przychylnego dla bogatych i tak okrutnego dla upokorzonych niedostatkiem obywateli III Rzeczypospolitej.
Mamy teraz do czynienia nie tylko z biedą – jako taką – powodującą kłopoty z napełnieniem garnka względnie pożywnym jedzeniem, lecz wydarzyło się coś groźniejszego: milionom ludzi w Polsce odebrano godność osobistą, co bardziej skłania do buntu niż kłopoty z codzienną egzystencją. Jeśli samosądne nastroje się wzmogą i ludzie ruszą na gmachy, z których zarządzana jest III RP, by rozliczyć i ukarać tych, którzy prawdziwie czy też domniemanie skrzywdzili i poniżyli miliony, sceny, jakie widzieliśmy na ekranach telewizyjnych ukazujące pierwszy samosąd, wydadzą się nam łagodną bajką o dobrotliwych awanturnikach ze Szczecina.
Polska Rzeczpospolita Ludowa jawi się we wspomnieniach wielu ludzi jako państwo mnogich wad i nieprawości, ale znacznie liczniejsi są ci, dla których tamte lata były, po raz pierwszy w historii, okresem nabycia pełni praw ludzkich i obywatelskich, nabycia osobistej godności człowieczej. Jak już napisałem, transformacja przeprowadzona wedle pojęć nieuleczalnie tępych liberałów sprawiła, że III Rzeczpospolita odebrała milionom świeżo nabytą, a wiec tym cenniejszą godność.
Prawica polityczna tego, co się zdarzyło, w ogóle nie rozumie. Otumaniona własnymi sukcesami bytowymi, zaczadzona rzeczywistą wolnością religijną, zafascynowana nieograniczonymi możliwościami tworzenia i dzielenia coraz to nowych ugrupowań politycznych prawica nie dostrzega rosnącego buntu znacznej części narodu, tej pozbawionej godności przez III RP.
Już kilka razy stawiałem w tych moich „Zapiskach politycznych” to dramatyczne pytanie: „Co będzie z Polską?”. Wiem, łatwiej jest takie pytanie postawić, niż udzielić na nie odpowiedzi, ale jedno jest pewne. Transformacyjny sukces nieuleczalnie tępych liberałów jest pozorny. Cóż to bowiem za dobroć ustrojowa, która w samym założeniu, z definicji, prowadzi do buntu społeczeństwa, jawiącego się nam jako coraz wyraźniej prawdopodobny, czego dowodem są rosnące wpływy i znaczenie, a także nadzieje z tym związane wszelkich ruchów populistycznych?
Populiści nie mają realnego pomysłu na przywrócenie skrzywdzonym i poniżonym godności i minimum solidnej egzystencji. Nie mają kadry doświadczonych administratorów ani utalentowanych liderów gospodarczych, lecz do zwycięstwa w kraju demokratycznym to wszystko nie jest konieczne. Wystarczy mieć wierny elektorat. Tego im – jak zaczyna być widoczne – nie brakuje, choć zapewne ten sam popierający ich tłum pozbawi wyłonione przez populizm nowe elity zarówno władzy, jak i w dalszej przyszłości głów, gdy okaże się, że cudowne miraże, jakie zahipnotyzowanym walką masom ukazywali, były niespełniającą się polityczną brednią. Biało-czerwone pasiaste krawaty mogą się wtedy łacno przydać do egzekucji tych, którzy zawiedli nadzieje zbuntowanych.
Czy można tę dramatyczną wizję przyszłości zamienić na coś pogodniejszego? Oczywiście tak! Trzeba jednak pomyśleć, jak zwrócić ludziom ograbionym z godności i względnego dobrobytu ich dawne prawa i poczucie bezpieczeństwa socjalnego. Nie sądzę, bym mógł dożyć tego zamierzenia – lecz należy koniecznie przywrócić dostosowane do nowych możliwości ekonomicznych państwo opiekuńcze, czyli – inaczej mówiąc – ponoszące odpowiedzialność za los swoich obywateli. Nieuleczalnie tępi liberałowie zrezygnowali łatwo i z przyjemnością z takiego modelu ustrojowego. Wybrali „niewidzialną rękę wolnego rynku”. Trzeba koniecznie złożyć tę niewidzialną rękę do muzeum, gdyż całkowicie zawiodła w kształtowaniu losu obywateli krajów postkomunistycznych.
Sądzę, iż nie ma prostej recepty na zawrócenie naszego kraju z drogi do nikąd, jaką od kilkunastu lat maszerujemy coraz bardziej głusi na wrogie pomruki wydawane przez społeczeństwo. Jestem tylko pisarzem, a nie reformatorem ustrojowym, przeto nie umiem podać prostej recepty, co należy zrobić. Jeśli w ogóle zabieram głos i namawiam do szybkiej zmiany kierunku przemian gospodarczych, to głównie dlatego, że jako jeden z pierwszych, czynnych do dzisiaj działaczy politycznych miałem na samym początku przemian ustrojowych odwagę publicznie głosić sprzeciw wobec rozwijającej się coraz wyraźniej i groźniej „reformie przez ruinę”. Dostawałem za ten sprzeciw po uszach, nawet od ludzi uważających się za lewicowców, ale niestety moje krakanie sprawdziło się w stu procentach. Trzeba zatem podjąć próbę odbudowy państwa odpowiedzialnego za los obywateli, bo taka powinna być konstytucyjna wręcz zasada lewicowych ugrupowań politycznych – mających ambicje przywódcze wobec swego narodu. Chciałbym, aby hołubiona przeze mnie od wielu lat, od samego początku Unia Pracy miała takie ambicje, jakie przystoją rozumnej lewicy.
20 sierpnia 2002 r.

 

Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy