Kretyn, Fabeta Analny,
popadłszy w szał zodiakalny,
łowił ryby, tłukł barany,
byka zwalił, cham szemrany.
Wszystko po to, by z panienką
spłodzić (tak!) liczne bliźnięta.
(na kolację zaproszona
przez Strzelca była ona;
Panna rzadkiego guściku
rzecze coś o kalendarzyku…
Więc Fabeta marzył nierząd
po uczcie z Zodiaku zwierząt).
Rakiem jej on się przedstawia:
„Atebaf ci ja, wielki hrabia!”
Panna jednak sfiksowana
na Wodniku, zakochana,
dla zazdrości jego tylko
Strzelcem zajęła się chwilkę.
Hrabia rywali Skorpionem
szczuje z zadartym ogonem.
Lwów stado spuszcza ze smyczy,
rusza ku przyszłej zdobyczy.
Lecz po drodze przebrał miarę
Koziorożca uśmiercając.
Tu objawia się Temida,
ślepa, z Wagą co się przyda,
by Fabetę za morderstwo
sądzić i arcykurewstwo.
Spowodował śmierć gatunku!
Kalendarza obrachunki
zniszczył trwale! A co gorsze,
Abecadła trwonił wiersze!
Przez mordercę – kłusownika
liter rząd, jak lasy, znika.
Pozostały tylko krzaki –
miast łacińskich, chińskie znaki.
Morał jednak z tego płynie:
lasy rosną niech w krainie,
500+ jest warte świeczki
lecz nie zodiakalnej sieczki.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy